loving you is a losing game

Words: 1079
Warnings: spojler
Author's Note: Coś innego dzisiaj mi wyszło. Można powiedzieć, że jest to shot zarówno o Jeanie jak i Connie'm, ale cóż >.>
Przepraszam, że publikuję to o późnej godzinie, ale szkoła mnie przygniotła. Musiałam napisać jeszcze maila na angielski i pouczyć się do jutrzejszej kartkówki z matmy, a dokładniej, kartkówki z arkuszy maturalnych z matematyki. Nie wierzę, że ten czas tak szybko leci. Dopiero co zaczęłam gimnazjum, a dzisiaj robię arkusze maturalne, żeby przygotować się do matury, którą zdaję za rok. Szalone i pokręcone jak nie wiem co.
3/7

 - Jean? Hej, wszystko w porządku? Jesteś jakiś dziwny, odkąd wróciliście z Mare, czy... coś się stało? - zapytałaś, podchodząc do swojego chłopaka.

Zamarłaś widząc, jak mocno opuchnięte ma oczy. Doskonale wiedziałaś, że Jean nie płakał z byle powodu i nagle na myśl przyszły ci same złe rzeczy. Chwyciłaś młodego mężczyznę za rękę i ścisnęłaś ją, chcąc dodać mu otuchy. Kirschtein zadrżał i mocno cię przytulił, chowając twarz w zagłębieniu twojej szyi. Zaczęłaś gładzić w uspokajającym geście jego przydługie włosy. Czułaś, jak co chwila wypuszcza drżący oddech spomiędzy swoich warg.

 - Sasha... ona nie żyje - wyszeptał, pozwalając łzom spłynąć po jego twarz, aż w końcu spotkały się z twoim ubraniem.

 - N-nie żyje? - zapytałaś, czując jak miękną ci nogi.

Sasha Braus była twoją bliską przyjaciółką odkąd należałyście do sto czwartego korpusu treningowego. Uwielbiałaś spędzać z nią czas, rozumiałyście się jak dwie krople wody. Traktowałaś ją jak własną siostrę, której nigdy nie miałaś. Choć wiedziałaś, że praktycznie każdego dnia narażałyście swoje życia, nie sądziłaś, że ona straci je jako pierwsza.

Ogromna gula wytworzyła się w twoim gardle i nie mogłaś jej przełknąć. Łzy zalśniły w twoich oczach, niedługo później spływając po twoich policzkach. Dlaczego strata tak bardzo boli? Mocniej objęłaś ramionami swojego ukochanego, a gdy gdzieś w oddali zobaczyłaś sylwetkę Connie'go, mruknęłaś coś w kierunku Jeana o tym, że później się spotkacie. Dość szybkim krokiem ruszyłaś w stronę oddalającego się Springera.

 - C-connie! Zaczekaj - krzyknęłaś.

Zaskoczony chłopak odwrócił się przodem do ciebie, a ty niewiele myśląc, mocno go przytuliłaś. Czułaś na sobie palący wzrok swojego chłopaka, jednak w tamtej chwili nie chciałaś zostawić waszego przyjaciela samego. Dłonie piwnookiego niepewnie objęły twoją talię. Choć znaliście się całe życie, chłopak od zawsze był w stosunku do ciebie ostrożny. Nie wiedział, co może zrobić, a czego nie powinien. Fakt, że związałaś się z jego przyjacielem tylko mu wszystko utrudnił, gdyż wiedział jak zazdrosny o ciebie Jean potrafił być.

Usłyszeliście jeszcze szybkie kroki i mocne trzaśnięcie drzwi, co świadczyło o tym, że Kirschtein opuścił pomieszczenie. Westchnęłaś wiedząc, że zapewne później pokłócicie się o to, że postanowiłaś okazać wsparcie bliskiej wam osobie. Pod tym względem definitywnie nie przepadałaś za wysokim szatynem. Jednak tak bardzo jak nienawidziłaś tej cechy, tak samo mocno kochałaś wszystko inne. Ze swoimi wadami tworzył całość, która z kolei dopełniała ciebie. Nie wyobrażałaś sobie budzić się obok kogoś innego, a już tym bardziej nie mogłaś znieść myśli, że kiedyś któreś z was odejdzie, a to było nieuniknione.

 - Nie przejmuj się nim - powiedziałaś, widząc zaniepokojony wyraz twarzy krótko obciętego mężczyzny.

 - Prędzej czy później mu przejdzie. Musi w końcu zrozumieć, że nigdy bym go nie zdradziła.

Nie miałaś pojęcia, że mówiąc te słowa wbijałaś coraz głębiej sztylet w serce biednego Connie'go. Prawdą było to, że odkąd zaczęliście dorastać, chłopak nie uważał ciebie już tylko za swoją przyjaciółkę. Nie raz wyobrażał sobie, co by było, gdybyście byli parą. Chciał móc smakować twoich ust, trzymać twoją osobę w swoich ramionach, zasypiać i budzić się obok ciebie. Gdybyś tylko mu na to pozwoliła, obroniłby cię przed całym złem tego świata. Ty niestety pokochałaś jego przyjaciela. I choć Springer życzył wam jak najlepiej, nic nie mógł poradzić na swoje złamane serce, a gdy czuł, że ktoś inny powoli zaczynał wypełniać pustkę w jego duszy - ta osoba została brutalnie wyrwana ze świata żywych i został sam, znowu. Czy naprawdę musiał przez całe życie cierpieć tak bardzo? Czy los postanowił z niego zadrwić najpierw dając cień szansy na lepsze jutro, by następnie bezlitośnie mu to odebrać? 

 - Ja... myślę, że powinnaś z nim o tym porozmawiać - odparł, próbując ukryć jeszcze większy smutek. Czuł się jak jeden z bohaterów romantycznych. Do bycia jednym z nich został już dosłownie jeden podpunkt, którego mimo wszystko nie chciał robić - samobójstwo.

 - Z-zrobię to później - powiedziałaś zmieszana, obserwując, jak młody mężczyzna szybko znika z zasięgu twojego wzroku. Zrobiłaś coś nie tak? Kolejna błędna decyzja? Miałaś wrażenie, że ostatnio twoje życie jest jak błędne koło. Nieważne co byś zrobiła, wszystko szło nie po twojej myśli.

Tej nocy spałaś sama, nie mogłaś znaleźć sobie miejsca na łóżku, przez co kompletnie się nie wyspałaś.

Około południa Armin powiadomił cię o tym, że Jean wdał się z Connie'm w bójkę. Zszokowana wybiegłaś na dziedziniec i próbowałaś jakoś oddzielić od siebie walczących mężczyzn. Zarówno twój partner jak i przyjaciel nie zwrócili uwagi na obecność twojej osoby. Wyrwali się z transu dopiero, gdy oberwałaś w policzek, a siła uderzenia była tak duża, że w jękiem wylądowałaś na ziemi. Trzymając dłonią piekącą część twarzy wpatrywałaś się w zszokowanych mężczyzn. Później, nawet nie wiedziałaś kiedy, znaleźliście się całą trójką w jednym z dużych pomieszczeń, do których na co dzień nie mieliście pozwolenia na wejście.

 - Radziłbym, żebyście to teraz między sobą wyjaśnili, bo nie mam zamiaru się użerać z ciągle kłócącą się kupą gówna - powiedział Levi nim opuścił pokój. Usłyszałaś, jak Connie westchnął, a Jean oparł głowę o ramiona, ułożone na stole, przy którym siedzieliście. Zagryzłaś wargę, czekając na wyjaśnienia.

 - Nim cokolwiek powiesz, to on zaczął. - Usłyszałaś głos swojego chłopaka i zgromiłaś go wzrokiem.

 - O co poszło? - warknęłaś.

 - O to, że ten kretyn jest tobą zbyt mocno zainteresowany! - Zmarszczyłaś brwi, nie wiedząc o co mu chodzi.

 - Zamknij się i pozwól mi mówić! [Y/N] przede wszystkim nie chcę, żebyś po tej rozmowie patrzyła na mnie inaczej, ale Jean ma rację. Od dłuższego czasu jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjaciółką, ale nie chcę tego zmieniać. Jestem szczęśliwy tym, że ty jesteś szczęśliwa, ale i tak uważam, że zasługujesz na kogoś lepszego niż ten idiota.

 - Connie... - Poczułaś się źle. Od kiedy mu się podobałaś? Czy gdy przychodziłaś do niego po rady dotyczące związku on już wtedy czuł do ciebie coś więcej? Oh, czemu musiałaś być tak okropną przyjaciółką i niczego nie zauważyć.

 - Nie, jeszcze nie skończyłem. Nie chcę żebyś czuła się przez to w obowiązku do... w zasadzie sam nie wiem czego. Po prostu... żyjmy tak, jakbym nigdy nie przyznał się do tego. Bądź szczęśliwa z Jeanem, a ty dbaj o nią i nie pozwól nikomu jej skrzywdzić. Ja już przegrałem tę grę.

Łzy spłynęły po twoich policzkach, gdy wpatrywałaś się w odchodzącego mężczyzny. Wiedziałaś, że mimo wszystko straciłaś go na zawsze.

Sztylet wyrył skazę na twoim sercu. Przegrałaś grę, w której grać można tylko we dwoje. Nigdy tego nie przyznałaś, jednak tak naprawdę zarówno Jaena jak i Connie'go kochałaś tak samo mocno. Dopiero, gdy jeden z nich postanowił odejść, zrozumiałaś, że ta sprawa była zbyt skomplikowana, by wszyscy wyszli z niej zwycięsko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top