devote your heart
Words: 971
Warnings: spojlery
Author's note: No więc wylosowałam Erwina i siadając do pisania tego shota miałam jedną, wielką pustkę w głowie. Dosłownie nie miałam pojęcia, co napisać, a zbyt często mi się to nie zdarza. Szczerze mówiąc, to spodziewałam się, że tym razem wylosuję kogoś innego i miałam cichą nadzieję, że nie będzie to Erwin Smith, bo kompletnie nie wiedziałam jak zabrać się za tę postać. Jak widać los chyba lubi sobie ze mną pogrywać (czemu w tym momencie zagrała mi melodia ,,los chce ze mną grać w pokera"?) i podrzuca mi kłody pod nogi. Zostały nam już tylko trzy postacie do zakończenia pierwszej kolejki. Jak myślicie, kogo wylosuję następnym razem? Życzę wam udanego weekendu i do piątku <3
Nie pamiętasz nawet dnia, w którym Erwin nie spędził całego wieczoru przy papierkowej robocie. Całkowicie poświęcał się swojej pracy i sprawom korpusu zwiadowczego, co swoją drogą doskonale rozumiałaś. W końcu był głową całego waszego oddziału. Choć niejednokrotnie upewniał cię w swojej miłości do twojej osoby, czułaś, że to już nie było to co kiedyś. Z utęsknieniem wracałaś do tych młodzieńczych dni, gdy razem wymykaliście się, by móc choć przez chwilę być razem. Słone łzy spływały po twoich policzkach na myśl o tym, że już prawdopodobnie nigdy nie będzie tak jak wtedy.
Czułe gesty, trzymanie się za ręce, gorące chwile, wszystkie skradzione przez niego pocałunki i ta obietnica wieczności. Nieprzyjemny ucisk obejmował twoje serce na samą myśl, że nie odciągnęłaś go wtedy od decyzji przystąpienia do korpusu zwiadowców i choć wiedziałaś, że twoje słowa i tak na nic by się zdały, plułaś sobie w twarz, że nawet nie próbowałaś.
Niedługo po tym, jak Erwin został przywódcą korpusu zwiadowczego postanowiłaś dołączyć do oddziału. Mimo licznych kłótni z ukochanym i tak to zrobiłaś, a on chcąc cię chronić zabronił ci udziału we wszystkich wyprawach za mury. Nie podobało ci się to, nawet bardzo, ale nie mogłaś podważać jego decyzji, zwłaszcza, że podjął ją jako twój przełożony.
- Erwin, chodź już spać, jest już późno - powiedziałaś, masując spięte ramiona narzeczonego. Blondyn chwycił twoją dłoń i posłał w twoim kierunku zmęczony uśmiech.
- Idź do łóżka, a ja zaraz przyjdę, tylko to dokończę - odpowiedział i wrócił do pisania raportu. Westchnęłaś i spełniłaś jego prośbę.
Minęła godzina, gdy poczułaś jak materac za tobą się ugina. Głośne stęknięcie wypełniło waszą kwaterę, a po chwili duża dłoń Erwina czule objęła twoją talię, przyciągając cię do siebie. Mężczyzna złożył na twoim karku delikatny pocałunek i wtuliwszy się w twoje włosy zaczął szeptać wprost do twojego ucha, nieświadomy, że nie śpisz.
- Jesteśmy coraz bliżej do tego, żeby odkryć co jest w piwnicy. Jeszcze tylko trochę i dowiemy się czegoś na temat tytanów. Wtedy nareszcie będziemy mogli skupić się na sobie. Stworzylibyśmy rodzinę, dokładnie taką, o jakiej marzyłaś, gdy mieliśmy piętnaście lat i mielibyśmy syna albo córkę, którzy byliby naszym oczkiem w głowie. Oddałbym wtedy dowództwo Hanji i zamieszkalibyśmy gdzieś na uboczu. Jeszcze tylko trochę, obiecuję...
Niedługo po tamtej nocy Erwin stracił rękę. Starałaś się jak tylko mogłaś by choć trochę pomóc mu w jego obowiązkach, co wcale nie było takie proste. Uparta natura twojego ukochanego nie pozwalała ci na wiele rzeczy, a duma sprawiała, że powoli zaczął cię od siebie odsuwać bylebyś tylko nie wypełniała jego pracy. Byłaś zła, a dokładniej wściekła, gdy dowiedziałaś się, że Smith planuje wraz z resztą korpusu wziąć udział w operacji odzyskania muru Maria.
- Do reszty zwariowałeś?! Nie mało ci problemów? - krzyczałaś, zalewając się łzami. Wasza sypialnia wyglądała jak pobojowisko, a krzyki było słychać na drugim końcu korytarza.
- Sama doskonale wiesz, że muszę dowiedzieć się, co jest w piwnicy! Poza tym nie zostawię całego korpusu zwiadowczego na pastwę losu, jestem ich dowódcą! Moim obowiązkiem jest doprowadzenie ich do zwycięstwa!
- Jesteś też moim narzeczonym! Twoim obowiązkiem jest także dbanie o mnie, o naszą relację, o naszą przyszłość! Pomyślałeś chociaż o tym, co się stanie jeśli nie wrócisz?! Kocham cię, rozumiesz? Nie mogę ciebie stracić. Jesteś moją lepszą połową, bez ciebie jestem niepełna, jestem niczym... - powiedziałaś, osuwając się na podłogę. Objęłaś ramiona kolanami i zaczęłaś jeszcze bardziej płakać. Nienawidziłaś być bezczynna.
- Wrócę, obiecuję. Gdy tylko to się skończy, ja... zrezygnuję ze stanowiska i odejdę z korpusu - powiedział i objął cię ramieniem - Zamieszkamy razem i wtedy, będę już cały tylko dla ciebie.
Uwierzyłaś mu i cholernie tego żałowałaś. Jak się później okazało, Erwin nie wrócił wraz z resztą ocalałego korpusu. Zginął wykrzykując o poświęceniu się dla dobra sławy. Przeklinałaś go za to i próbowałaś nienawidzić, jednak mimo wszystko twoje serce na to nie pozwalało.
Niedługo po tym odeszłaś z korpusu. Zamieszkałaś z dala od wszystkich problemów, raz na jakiś czas odwiedzali cię Hanji lub Levi. Nie prosiłaś ich o to, jednak byłaś wdzięczna, że próbowali jakoś ci pomóc w pozbieraniu się po tym wszystkim.
- Mamo, a jak poznałaś tatę? - Spojrzałaś na swojego trzyletniego syna i ze łzami w oczach, poczochrałaś blond czuprynę.
- To długa historia, słoneczko.
- A, a czemu tata z nami nie mieszka? - To pytanie wbiło sztylet wprost w twoje serce.
- Tatuś patrzy na ciebie z góry, wiesz? Obserwuje czy jesteś grzeczny i czuwa nad tobą - odpowiedziałaś i spojrzałaś na wchodzącego do małej kuchni gościa, którym był Levi.
- Oi, urosłeś smarku. - Zgromiłaś go wzrokiem, który złagodniał, widząc, jak twój syn podbiegł do kaprala i uradowany wyciągnął ręce w jego kierunku.
- Wujek Levi! - zawołał szczęśliwy i podekscytowany pisnął, gdy mężczyzna go podniósł.
Siedzieliście przy stole w kuchni i popijając czarną herbatę, obserwowaliście, jak blondyn bawi się nową zabawką, którą dostał w prezencie od Hanji.
- Wygląda zupełnie jak on - mruknął Levi, na co przytaknęłaś.
- Mam jedynie nadzieję, że nie będzie tak samo narwany i uparty, bo chyba nie dałabym sobie rady - szepnęłaś, biorąc łyk gorącego napoju. Spojrzałaś zdezorientowana na kaprala, gdy dotknął twojej dłoni.
- Pamiętaj, że gdybyś potrzebowała naszej pomocy, korpus zwiadowczy jest gotowy cię przyjąć. - Posłałaś w jego kierunku delikatny uśmiech i przeniosłaś wzrok na dziecko.
- Zapamiętam to. Jednak wolałabym, żeby Erwin wychował się tutaj i trzymał z daleka od korpusu. Nie zrozum mnie źle, ale to wszystko, co mi po nim pozostało.
- Wcale ci się nie dziwię - odparł i wstał, poprawiając koszulę. - Na mnie już czas, dbajcie o siebie i pamiętaj o tym. Do zobaczenia smarkaczu. - Levi poczochrał twojego syna po włosach i wyszedł zostawiając was samych.
- Mamo?
- Tak skarbie?
- Opowiedz mi o tacie... - Spojrzał na ciebie błagalnym wzrokiem, przez który się ugięłaś. Wzięłaś syna na kolana i otuliłaś go szczelnie ramionami.
- No więc twój tato był...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top