1 - All I want
Siemaneczko, ktoś ma ochotę na Yoonkooka? :D
Niestety to nie będzie jakaś długa seria. Rozdziały też będą krótkie, bo jednak nadal piszemy z KS naszego głównego ficzka. Aleeee KS zarzuciła dobrym pomysłem, to stwierdziłam, że to opiszę. Rozmowy ofc razem pisałyśmy, więc KS też ma w tym swój wkład ;) Za co jej dziękuję :D
(trochę angstu tu będzie :)))
[2400 słów]
Enjoy!
~~~~~~~~~
Starałem się śledzić uważnie instrukcje Namjoona. Krok po kroku, aby niczego nie pominąć. Bo wszystko wydawało się ważne. Starałem się nie przeoczyć żadnej kropki, żadnego przecinka, czy średnika, które na pewno miały tutaj spore znaczenie. Musiałem być po prostu ostrożny, zwłaszcza że nie byłem ścisłowcem, a już na pewno nie programistą. Nawet jeżeli w obecnych czasach kodowanie wydawało się podstawową umiejętnością, którą każdy powinien wyćwiczyć chociaż na ten podstawowy poziom. Niestety dość sporo ludzi, w tym ja, nie miało na to czasu. W zabieganym i tętniącym życiem Seulu liczyła się każda minuta. Jak ją wykorzystasz, taka przyszłość cię czeka. Dlatego musieliśmy skupiać się na swoim celu, poświęcając mu cały swój wolny czas. A oddawanie nawet tych najkrótszych chwil właśnie pracy lub nauce, w moim przypadku wiązało się z brakiem bliższych znajomości. Nawet jeżeli oprócz studiów, pracowałem w restauracji, nie miałem czasu się z nikim zaprzyjaźnić, zamieniając z ludźmi zaledwie kilka słów – podczas przyjmowania zamówień, przekazywania ich kucharzowi lub zwykłej, krótkiej, nic nieznaczącej wymiany zdań. Mój charakter również mi w tym nie pomagał. Bo czasami wstydziłem się zacząć pierwszy rozmowę, albo nie potrafiłem jej kontynuować, obawiając krytyki i oceny. Z nerwów zdarzało mi się powtórzyć niektóre słowa kilka razy lub zająknąć, co zostawało w mojej pamięci na zbyt długo, abym chciał wchodzić z kimś ponownie w interakcje. Nie chciałem być w centrum uwagi ludzi, którzy tylko czekali, aby ktoś inny się pomylił, przejęzyczył, potknął, by mogli mieć się z czego pośmiać. Wolałem spędzać czas w swoim towarzystwie, tylko wtedy czując się komfortowo.
Myślałem, że tak już zostanie do zakończenia moich studiów. Dalej będę wynajmował pokój z aneksem kuchennym i łazienką, nie szukając nikogo, z kim mógłbym spędzać czas po powrocie z uczelni lub pracy. Było tak dopóki nie wyświadczyłem przysługi mojemu hyungowi. Z Namjoonem znałem się od gimnazjum. Był przyjacielem mojego starszego brata, który zawsze wyciągał mnie na spotkania z nim. Dlatego chcąc, nie chcąc, poznałem go trochę bliżej, utrzymując tę znajomość nawet kiedy Namjoon wyjechał na studia. A gdy również do niego dołączyłem, dostając się na uczelnię w Seulu, mogłem czasami się z nim spotkać, mając tu chociaż jedną osobę, której mogłem ufać. I właśnie na jednym z takich spotkań, wziąłem na siebie winę Namjoona, wiedząc że policja potraktuje mnie ulgowo, dając jedynie upomnienie, skoro wcześniej nie miałem z nimi żadnych zatargów. Hyung musiałby płacić sporą grzywnę, na którą nie miał pieniędzy, więc w ramach tej pomocy zaproponował mi przysługę. Początkowo niczego od niego nie chciałem, ale później przypomniałem sobie czym mój hyung się zajmuje... Androidy. Rodzaj robotów przypominających człowieka. Potrafiły zachowywać się tak jak my, wyglądać tak jak my, a jednak były jedynie naszymi zabawkami lub pomocami. Nie wiem co mnie pokusiło, aby poprosić o zniżkę na właśnie takiego androida. Hyung uznał, że przyda mi się takie towarzystwo, skoro innego nie miałem. Więc zacząłem na to odkładać, kiedy Namjoon już konstruował mojego androida. Musiałem podać mu jego preferowany wzrost, posturę, głos, a co najważniejsze – wygląd. Resztę miałem zakodować mu sam, uzupełniając jeszcze tylko formularz, w którym miałem określić moje relacje z androidem. Wiele osób wpisywało: „kochanek", „partner łóżkowy", „pomoc domowa", jednak ja nie potrzebowałem czegoś tak płytkiego lub wykorzystującego inną istotę, nawet jeżeli był nią tylko robot. Trochę się wahałem między „przyjacielem" a „chłopakiem", ale obawiałem się, że ciężko by mi było zmienić później naszą relację, dlatego od razu zdecydowałem się na chłopaka.
I teraz w końcu go miałem. Prawie tego samego wzrostu, przystojnego, szarowłosego androida, którego przyniósł mi Namjoon. Roboty nie były zbyt ciężkie. Oczywiście jak to przy maszynach, człowiek potrzebował trochę siły, aby go unieść, choć kiedy był wyłączony jego waga zawsze się zmniejszała, później dostosowując do preferowanych kilogramów. Wolałem nie sprawdzać, czy będę w stanie go unieść, od razu przechodząc do kodowania. W każdej wskazanej wcześniej przez Namjoona linijce miałem wpisać jego cechy, przywołując przy tym osobę, na której był wzorowany.
Onieśmielający. Kochany. Troskliwy. Odpowiedzialny. Mądry... Dobrze całujący.
Nie wiedziałem, co mi strzeliło do głowy, aby wpisać tę ostatnią cechę, ale przywołując w pamięci te usta, nie mogłem się powstrzymać.
Z lekkimi rumieńcami dopisywałem jeszcze kilka cech charakterystycznych, które zdążyłem zauważyć. Pieprzyki, znamiona, blizny. Nie było ich zbyt wiele, ale to zawsze sprawiało, że roboty były bardziej ludzkie.
Kiedy wszystko było już gotowe, upewniłem się, że nie popełniłem żadnego błędu, niczego nie pomijając, po czym wyjąłem chipa ze swojego laptopa, podchodząc z nim do siedzącego na podłodze androida. Robot był wyłączony, wyglądając tak, jakby spał na siedząco, choć miał przy tym zbyt sztywną posturę, aby można było to uznać za ludzkie. Wiedziałem jednak, że kiedy włożę mu ten chip i go włączę, zacznie się trochę inaczej zachowywać, nie dając po sobie poznać, że jest tylko maszyną.
Niektórych taka technologia fascynowała, innych przerażała, bo niekontrolowana sztuczna inteligencja była czymś naprawdę niebezpiecznym. Ale androidy były zaprogramowane tak, aby żyć z ludźmi, nie widząc w nich wrogów i dobrze wiedząc, że nie są od nas lepsze, bo to jednak człowiek je stworzył.
Nie wiedziałem czego się spodziewać, zwłaszcza patrząc na tak znajomą mi twarz, która zaraz miała się obudzić. Lekko drżącą ręką włożyłem trzymany chip za ucho maszyny. A kiedy wpasował się w miejsce na niego przeznaczone, sięgnąłem do jego karku, gdzie miał uruchamiający go przycisk. Musiałem najpierw przesunąć go palcem, aby dopiero po tym nacisnąć, co na pewno było jakimś zabezpieczeniem, aby nie wyłączał się przy najmniejszym kontakcie z jakąkolwiek powierzchnią lub przedmiotem.
Uciekłem z ręką, gdy poczułem jak jego skóra robi się cieplejsza, starając się przypominać tę ludzką, a to oznaczało, że zaczął się włączać, choć jego oczy jeszcze się nie otworzyły. Zapewne wszystko się powoli ładowało, dostosowując do zakodowanych preferencji, a ja klęczałem przed nim, trochę wystraszony, czując jak szybko bije mi przy tym serce.
W moim pokoju była całkowita cisza. Ściany były na tyle grube, abym nie słyszał moich sąsiadów, czy też samochodów z ulicy. Dlatego kiedy te kocie oczy się otworzyły, do moich uszu doleciało jakieś ciche kliknięcie, którego może i bym nie usłyszał, gdybym nie wstrzymywał oddechu. To chyba oznaczało, że ładowanie danych dobiegło końca i mój android w końcu mógł zacząć normalnie funkcjonować.
Wpatrywaliśmy się w siebie w ciszy, co trwało zapewne kilka sekund, choć dla mnie mogła to być równie dobrze wieczność. Bałem się, odczuwałem lekki niepokój i nie miałem pojęcia co teraz nastąpi. Jak te wszystkie dane na niego wpłyną? Jak będzie się zachowywał? Namjoon mówił mi, że androidy też potrzebują czasu, aby się wszystkiego nauczyć, a to, co im zakodujemy to tylko podstawa. Znał moje imię, wiedział ile mam lat, czego się boję, co lubię. Nie podawałem za dużo informacji, bo nie byłem pewien, czy na pewno chcę, aby wszystko o mnie wiedział. Ale te podstawy, pomagające nam w pierwszych rozmowach, były konieczne.
Nigdy wcześniej nie miałem okazji przyglądać się tym znajomym, kocim oczom z bliska. Częściej oglądałem je na zdjęciach z portali społecznościowych, które pozapisywałem na swoim telefonie. A mając je naprzeciwko siebie, zaczynałem trochę panikować.
Android przyglądał się chwilę mojej twarzy, zapewne ją skanując. A kiedy zdał sobie sprawę z tego, kto się przed nim znajduje, na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Był całkowicie ludzki, tak jak każda emocja, która pojawiała się na jego twarzy. Nie było ich za wiele, nie w tym modelu. Bo nawet jeżeli był jednym z najnowszych, nie miałem aż tylu pieniędzy, aby pozwolić sobie na idealnego androida. Dlatego łączenia jego kończyn z tułowiem były nieco widoczne. Nie rzucały się w oczy, ale gdybym zaczął się przyglądać tym miejscom, na pewno bym je zauważył. To samo dotyczyło emocji, reakcji na uderzenia, potencjalne rany, samodoskonalenie. Ale nie musiałem posiadać wszystkiego. Chciałem go po prostu mieć. Mieć kogoś, kto przy mnie będzie, nie oceniając moich zachowań, przejęzyczeń, przyzwyczajeń.
– Dzień dobry, Jeongguk – przywitał się, tak samo znajomym głosem, jaki dostarczyłem Namjoonowi na nagraniu.
Nie byłem dłużej w stanie wpatrywać się w niego, dlatego trochę odruchowo, a trochę po to, aby odwrócić od niego wzrok, ukłoniłem się.
– Dzień dobry. – Nie wiedziałem, czy powinienem coś do tego dodać i jak się w ogóle do niego zwracać, dlatego odgraniczyłem się tylko do tych dwóch słów.
Nie podnosiłem już głowy, wpatrując się w podłogę. A kiedy poczułem jak ciepłe, choć trochę sztywne palce ujmują delikatnie mój podbródek, zaczynając go unosić, popatrzyłem na niego zaskoczony.
– Nie chowaj przede mną swojej pięknej buzi – poprosił, naprawdę łagodnie. A mi tyle wystarczyło, abym poczuł jak cała moja twarz płonie z zawstydzenia. W końcu usłyszałem to z ust, które nawet nigdy nie wypowiedziały mojego imienia. I choć wiedziałem, że to nie była osoba, w której tak naprawdę się durzyłem, a był to zwykły android, w niczym mi to nie pomagało. Nie słyszałem takich komplementów od innych ludzi, nie będąc do tego przyzwyczajony. Przez co nie wiedziałem jak na to zareagować.
Uciekłem wzrokiem na bok, aby nie wpatrywać się w jego twarz. Nie odtrącałem trzymającej mnie ręki, która i tak wycofała się, kiedy uznała, że wypełniła swoje zadanie.
– Umm... Pan... Ty... Yoongi... – zaczynałem to kilka razy, starając się wybrać odpowiedni zwrot, który pasowałby do mojego androida. Już wcześniej się nad tym zastanawiałem. Nie chciałem nazywać go innym imieniem, aby później się nie mylić, bo mój mózg w sytuacjach stresowych potrafił podpowiadać mi głupie wyrażenia. I wolałem z tym nie ryzykować. Dlatego postanowiłem pozostać przy „Yoongim", nie wiedząc tylko co do tego dodawać. – Nie, nie mogę tak do ciebie mówić – mruknąłem do siebie, nadal patrząc się gdzieś na podłogę, a nie na niego. Choć widziałem kątem oka, że jego spojrzenie nie odrywało się od mojej twarzy. A to wcale nie pomagało mi w myśleniu. – Jak powinienem się do ciebie zwracać? – zapytałem w końcu, zerkając na niego. Jednak byłem tak onieśmielony tym brązowym spojrzeniem, że znów powróciłem wzrokiem na podłogę, zapamiętując jedynie jego miły dla oka uśmiech.
– Możesz się nad tym zastanowić – zaproponował, odwracając gdzieś głowę, a po jego kolejnym pytaniu zrozumiałem, że mógł patrzeć w stronę zegara, powieszonego naprzeciwko mojego łóżka. – Czy to już pora obiadu? Mogę coś dla ciebie ugotować.
Jego propozycja trochę mnie zmieszała, bo nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Czy chciałem, aby dla mnie gotował? Aby sprzątał i w czymkolwiek mi pomagał?
Przecież nadałeś mu takie cechy, głupku! Jest troskliwy i odpowiedzialny, więc to zrozumiałe.
– D-dobrze – wydukałem i tak nie wiedząc co ze sobą zrobić. Choć widząc jak Yoongi zaczyna się podnosić, podpierając ściany, również wstałem z tych klęczków, uciekając na łóżko, które były na tak samo niskim poziomie co podłoga. Wszystko w tym jednym pomieszczeniu było zaprojektowane tak, aby nie zajmować zbyt dużo przestrzeni. Miałem tu tylko aneks kuchenny, szafę i szafkę, niewielki stolik i łóżko. Ale na razie nie potrzebowałem niczego więcej. Byłem studentem, więc to i tak były wysokie standardy jak na osobę uczącą się. Ale nie wyobrażałem sobie życia w pokoiku zajmującym zaledwie kilka metrów powierzchni, z jedną łazienką na cały budynek i jedną kuchnią, który zapewniała moja szkoła. Nie byłbym w stanie uczyć się w takim miejscu, dlatego wolałem znaleźć sobie jakąś pracę, aby wraz z niewielką pomocą pieniężną rodziców, móc się tu utrzymać.
Czułem jak do moich nóg znów dopływa krew, dzięki zmienieniu pozycji i wygodniejszemu ułożeniu. A moje oczy śledziły poczynania androida, którego postura była identyczna jak ta znajomej mi osoby. Miałem nadzieję, że przyzwyczaję się kiedyś do tych podobieństw, bo na razie, kiedy na niego patrzyłem, panikowałem tak jak przy oryginale.
Szarowłosy zajrzał do niewielkiej lodówki, upchniętej między szafkami. I chwilę się w nią wpatrywał, chyba zdając sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak.
– Jeongguk, dlaczego w lodówce nie ma jedzenia?
– Och... – Znów nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Ostatnio uważałem na każdy wydatek, nie mając też często czasu gotować, dlatego nie uzupełniałem lodówki, ograniczając się do ramen ze sklepu i samego ryżu. Nie chciałem mu tego tłumaczyć, milcząc przez chwilę, aby się zastanowić jak z tego wybrnąć. – W takim razie nie musisz nic robić. I tak nie jestem głodny. – Zdecydowałem się na takie wyjaśnienie, bo byłoby mi zbyt głupio, gdybym miał mu cokolwiek wytłumaczyć. Choć nawet przez swoje myśli i jego poprzednie działania, kiedy dotknął mojego podbródka, moja twarz nie zmieniała swojej temperatury, na pewno prezentując się w dość szkarłatnej barwie.
Android chwilę się we mnie wpatrywał, chyba znów coś analizując, a ja bawiłem się nerwowo swoimi palcami, nie będąc w stanie na niego patrzeć.
– Może spędzimy popołudnie w parku, robiąc zdjęcia? A wracając kupimy coś na obiad? – zaproponował przyjaźnie, dzięki czemu rozumiałem już nad czym myślał.
Zdjęcia. Fotografia była jednym z moich zainteresowań. Lubiłem fotografować krajobrazy, przedmioty, zwierzęta. I zapewne Namjoon mu to zakodował. Na pewno wiedział też, że lubię muzykę. Znał mój ulubiony zespół i piosenkę. Wiedział, że studiuję malarstwo. Że kiedyś grałem na pianinie, ale odkąd wyjechałem z Busan, już nie mam na to czasu. I teraz próbował znaleźć dla nas jakieś zajęcie, widząc jak bardzo jestem zawstydzony, nie wiedząc jak się przy nim zachowywać.
Jednak wychodzenie z nim na zewnątrz było zbyt niebezpieczne, zwłaszcza w ciągu dnia. Dlatego zanim pomyślałem, wstałem, łapiąc go za rękę.
– Nie, nie, nie, zostańmy tutaj – poprosiłem, patrząc przez chwilę na niego, a czując jak odpowiada na mój dotyk, obejmując lekko moją dłoń, uciekłem z nią speszony.
To cięższe niż myślałem. Chyba w ogóle nie myślałem, wpadając na tak głupi pomysł.
– Czy możesz zaproponować, co chciałbyś robić? – usłyszałem po chwili, bo mój android chyba już nie wiedział jakie zajęcie by mi odpowiadało. W końcu nie rozumiał też dlaczego tu jest, ze mną, a nie z kimś innym, wyglądając tak a nie inaczej.
– Nic szczególnego, hyung – odpowiedziałem, w końcu decydując się na jakiś zwrot. Nie chciałem zwracać się do niego zbyt oficjalnie, skoro teoretycznie był moim chłopakiem. Ale nie chciałem też być niegrzeczny i mówić do niego po imieniu, więc wybrałem to, co prędzej czy później pojawiłoby się w takiej relacji. – Po prostu bądź tutaj. Przy mnie – dodałem, określając czego od niego oczekuję.
Nie musiał dzielić ze mną moich pasji, nie musiał wychodzić ze mną na randki, gotować mi, czy też sprzątać. Pragnąłem po prostu mieć go przy sobie. Prawie idealną podróbkę osoby, która była dla mnie nieosiągalna.
Android może zauważył ten smutek w moim głosie, lub rozszyfrował go po mojej lekko opuszczonej głowie, bo jego ręce zaraz oplotły się wokół mojego ciała, tuląc. A usta złożyły delikatny pocałunek na moich włosach.
Czułem jak moje serce wyrywa się z klatki piersiowej. Umysł trochę panikuje. Jednak ciało tak bardzo cieszy się tą bliskością. Bo kiedy ostatnio zostałem przytulony? Rok temu w Chuseok? Przez mamę i tatę? Nikt więcej nie okazywał mi żadnych czułości, dlatego pomimo mojego zawstydzenia, lgnąłem do tego, obejmując trochę niepewnie jego ciało, aby się w niego wtulić.
Tyle mi wystarczy. Niczego więcej od ciebie nie potrzebuję. Po prostu nie chcę być samotny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top