Day 4; Ofiara z wyboru

Jestem ofiarą. Zostałem zraniony setki razy. Na różne sposoby. Nie mam z tym żadnego problemu. Tak jest dobrze. Gdybym miał wybierać znowu, to wybrałbym tę samą ścieżkę. To wszystko, czego chcę.

Obserwowałem go codziennie. Był słaby, niski i smutny. Wiecznie smutny. Nikt za nim nie przepadał, ale przynajmniej go nie męczyli prawda? Siedzieliśmy razem w klasie. Patrzył się na swoje czarne jeansy, bojąc się podnieść wzrok. Nikt się na niego nie patrzył, nikt do niego nie mówił, ale czuł pewnie przytłaczającą atmosferę. Po ostatnim teście wiele osób miało nie zdać. Dzisiaj miał na sobie żółtą, pastelową bluzkę. Wyglądał dobrze w tym, podkreślało to jego rudą czuprynę i szare okulary.

Ściskał pięści. Trzymał w niej kartkę. Zastanawiałem się, co tam mogło być napisane, ale zważając na ciche łkanie, pewnie nic przyjemnego. Chciałem go pocieszyć, ale odrzucał wszystkich, którzy próbowali do niego podejść. Czym się od nich różniłem?

Pamiętam, jak cały czas wywracał się podczas gry w koszykówkę. Nawet drużyna przeciwna była zawiedziona. Ja się tym nie przejmowałem, za to się cieszyłem jego pierwszym trafionym rzutem. Byłem z niego dumny.

Obserwowałem go już trzy lata, został jeszcze rok razem. Pewnie nasze drogi się rozejdą. Chciałem postarać się, aby nic mu się nie stało. Chociaż teraz. Samo to, że wszystko było z nim w porządku, mi wystarczało. Wystarczał mi jego spokój.

Wracaliśmy do domu, cała klasa stała przed szafkami. Odkładaliśmy rzeczy, zmienialiśmy buty. Ubrał zieloną kurtkę. Od zawsze uważałem, że zielony do niego pasuje. Uwielbiam zielony, bo to kolor jego oczu.

Jednej dziewczynie wypadła kartka z szafki. Wzięła ją i przeczytała. Wyznanie miłości. Wszyscy zaczęli się śmiać i zarzucili mu, bycie autorem. Nic nie powiedział, wyglądał, jakby ktoś napluł mu w twarz. Odezwałem się.

„To moja karteczka". Wszyscy się odwrócili w moją stronę. Znowu się śmiali. Popychali mnie, obrażali. Chciałem tego. Patrzył się na mnie. Dobrze wiedział, że to jego kartka, że przyjmuję to na siebie.

Wyszedł, nie spojrzał nawet w tył, gdy dostałem pięścią w twarz. I tak było to w porządku. Przyjąłem to na siebie. Ochronię go. Widziałem jego rude włosy, które powiewały na wietrze. Ten kolor przypominał mi ciepłą jesień.

Zostałem ofiarą z wyboru. I tak jest w porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top