Day 29; Cyrk

Po kłótni z matką wybiegłam, trzaskając drzwiami. Biegłam przed siebie, nie patrząc w tył. Wylądowałam przed wejściem do parku. Z daleka słyszałam muzykę. Obok mnie znajdował się znak, wskazujący drogę do cyrku. W kieszeni miałam jakieś sześćdziesiąt koron. Powinno starczyć mi na bilet. Długą drogą przeszłam przez park, aż dostałam się do wysokiego, kolorowego namiotu. Nikogo nie było na zewnątrz, a z wewnątrz wyłaniało się tylko trochę światła. Była zima, więc nie dziwiłam się, dlaczego było tak ciemno o tej porze.

Zajrzałam do środka. Na trybunach było ciemno, nie widziałam nikogo na nich. Na środku stał mężczyzna. Był w ładnym, czarnym garniturze i laską w prawej dłoni. Wysoki kapelusz zasłaniał jego oczy.

— Witam was wszystkich w Cyrku Grzechu! Dzisiejsze atrakcje to występy taneczne, sztuczki z ogniem, występy z waszym udziałem moi mili oraz dobra zabawa! Zapraszam! — Mężczyzna ukłonił się nisko, a światło zgasło. Momentalnie zrobiło się tam ciemno i cicho jak w grobowcu. Rozejrzałam się na zewnątrz, nikt nie wszedł ani nie wyszedł. Nie miałam, jak zapłacić, ale mało mnie to interesowało. Weszłam do środka i usiadłam na najbliższym miejscu w pierwszym rzędzie, potykając się o wszystko. Po chwili zapaliły się różowe światła. Z dziwnego powodu, nie mogłam dojrzeć reflektorów.

Na środek weszła piękna kobieta, wyglądająca jak porcelanowa lalka. Miała na sobie strój baletnicy z piórami na nogach rękach i we włosach. Zaczęła tańczyć do muzyki, która brzmiała jak z pozytywki. Skakała, kręciła się wokół własnej osi. Poruszała się z gracją jak królowa przed podwładnymi. Co dziwne ani razu nie otworzyła oczu. Robiła nawet ruchy, które nie są naturalne dla budowy ludzkiego ciała. Większość z nich powodowałaby długotrwały uraz kończyn i miednicy. Po może pięciominutowym występie kobieta, jakby ktoś ją zatrzymał w miejscu, przerwała tańczyć i się ukłoniła. Usłyszałam klaskanie, ale nie dochodziło ono z trybunów. Kolor zmienił się na delikatnie pomarańczowy.

Po minucie wszedł na podwyższoną, drewnianą scenę mężczyzna o długich, rudych lokach. Miał na oczach czarną chustę, a jego usta były podkreślone czerwoną szminką. Na jego policzkach widniały zielone i niebieskie znaki. Sam był ubrany w czarny, długi płaszcz, buty na koturnie oraz miał na sobie garniturowe spodnie, oraz białą koszulę na krótki rękaw, z zapiętą kamizelką na niej. Po chwili z ust i rąk zaczął wypuszczać ogień. Z rękawa wyciągnął patyk z długim materiałem zawieszonym na końcówce. Podpalił go i zaczął przechadzać się z nim, machając nim w stronę trybunów. Zaczął podchodzić pod trybuny i poruszając żywie ręką, kierował ogień nad głowy oglądających. Mimo światła ognia nie byłam w stanie dostrzec wyglądu żadnego z nich.

Gdy był przy mnie, nie dostrzegłam żadnych skaz na jego skórze. Chyba nawet nie poruszała mu się klatka piersiowa, jakby nie oddychał. Do tego jego ruchu wydawały się takie nieludzkie, jakby połączenia jego kości były... zardzewiałe? Pamiętam, że wujek pokazywał mi stare, zardzewiałe zawiasy, które poruszały się w ten sam sposób.

W czasie moich przemyśleń występujący wrócił na scenę i się ukłonił. Ogień na patyku zdążył już zgasnąć. Światło na chwilę zgasło, by zapaliło się zwykłe, żółte, a nie pomarańczowe.

— Witam ponownie! Czas na trzeci występ w tym dniu. Wylosujemy osobę, która pomoże nam ubogacić dzisiejszy dzień! — Oświetlenie zaczęło tańczyć, aż wylądowało na mnie.

— Ah świetnie! Zapraszam młodą panienkę! — Poczułam, jak dwie osoby złapały mnie za ramiona i zaciągnęły za kulisy. W tle usłyszałam aplauz. Szkoda tylko, że nie mogłam się ruszyć. Zostałam włożona do czegoś w stylu trumny lub formy. Była ona w moim kształcie. Nade mną stanęło pięć osób. Dwie osoby były całe zakryte w czarne płaszcze. Nie widziałam ich twarzy. Tamta trójka po prostu stała. Nie wiedziałam, czy nawet się na mnie patrzyli. Bałam się, a nawet nie pisnęłam. Po chwili zostałam zalana czymś bardzo gorącym. Krzyczałam, rzucałam się, ale nie robiło to na nich wrażenia. W pewnej chwili przestałam czuć ból. Po prostu leżałam.

Po jakimś czasie wyciągnęli mnie z tej odlewni i postawili przed lustrem. Nie wyglądałam jak ja. Wyglądałam jak porcelanowa lalka, ale bez dodatków — nawet włosów. Osoby odziane w czerń zarzuciły mi blond perukę na głowę, pomalowali mi twarz w róż i żółć. Sama nic nie zrobiłam, ubrania, które mi podali, sami musieli mi założyć. Strój dla atletyków, różowo-żółty.

Nic nie czułam. Nie czułam bólu czy strachu. Wiedziałam, że to było nie tak. Chciałam uciec, krzyczeć, płakać. Jednak nie mogłam. Miałam występ do wykonania.

Wyszłam na środek, a za mną zapalili czerwone światło. Ukłoniłam się i spojrzałam w górę. Lina.

Spojrzałam na trybuny. Nie siedzieli tam ludzie, a porcelanowe lalki, takie jak ja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top