Day 2; Pokój bez klamek

Pokój bez klamek, historia do straszenia małych dzieci, aby zachowywały się w dobry sposób. Mówią, że osoba z ciężkim grzechem, ciążącym na duszy tam trafia i zależnie od tego, co się tam stanie, cały los danej osoby może się zmienić. Nikt, oprócz małych dzieci, w to nie wierzył.

Otworzyła oczy i zanim spostrzegła, gdzie jest, poczuła niesamowity ból głowy. Czyżby piła ostatnio ze znajomymi? Chyba musiał urwać się jej film. Wstała z łóżka, które śmierdziało moczem i wymiocinami. Dopiero zauważyła, gdzie się znajduje. Szary pokój, z obdartymi, jasnymi panelami. Nic poza tym. Może oprócz teczki, która leżała w rogu łóżka. Zrobiła krok i wzięła teczkę, która niestety przesiąkła zapachem łóżka. Otworzyła ją, a w niej znajdowała się karteczka ze starannie napisanym imieniem — Alya. Szkoda tylko, że to było jej imię. Dopiero teraz strach wziął nad nią górę, jakby dostała w twarz. Rozejrzała się kilkukrotnie. Średniej wielkości pokój, bez okien, z drzwiami bez klamki. W ścianie był wbity nóż. Po co? Tego na razie nie wiedziała. Podeszła do drzwi i zaczęła w nie walić. Nic się nie stało.

Przypomniała sobie tę historyjkę dla dzieci. Osoby z grzechami tam trafiały. Ona nic przecież złego nie zrobiła, może tyle, co typowy nastolatek; nie słuchała się rodziców, kłóciła z rodzeństwem. Nie zrobiła nic złego. Prawda? Ona jest tą dobrą, nigdy nie popełniała błędów, które żałowałaby. Dlaczego tutaj trafiła? Prawdopodobnie pomyłka. To musiała być pomyłka. Zaczęła szukać czegoś po pokoju, specjalnie ignorując nóż. Nie chciała go dotykać, kto wie jaka obrzydliwa osoba mogła go tam włożyć.

Pod łóżkiem nic nie było. Rozciągnęła rękaw swetra na całą dłoń, chwyciła nóż i go wyciągnęła. Chciało się jej wymiotować. Taki brudny nóż dotyka jej nowego, delikatnego sweterka. Będzie musiała sobie kupić nowy, a ten na pewno spali. Podeszła do łóżka i zaczęła rozcinać materac, na którym wcześniej leżała. W środku były sprężyny, pianka, kartka i zegarek. Zegarek, który był niesamowicie głośny. Jakim cudem go wcześniej nie usłyszała? I dlaczego jest tak jasno? Zatrzymała się z zegarkiem w dłoni. Przecież tutaj nie ma żadnych lamp. Żadnego źródła światła.

Wskazówka zegarka się cofnęła. Jest teraz na jedenastu minutach. Zaczęła trząść zegarkiem. Musi być zepsuty. Nie ma innej opcji. Zanim się spostrzegła, minęła kolejna minuta w tył. Zdenerwowana całą sytuacją rzucił zegarkiem o podłogę i zsunęła się na podłogę. Zegarek nadal tykał...

Po twarzy zaczęły płynąć łzy, zwątpienie w siebie się pojawiło. Ona nic złego nie zrobiła. Ciągnęła się za włosy. Krzyczała. Uderzała nogami w podłogę, rękami w ścianę. Mają ją natychmiast wypuścić. Muszą! Nim się zorientowała, minęło osiem minut. Wstała, gdy nie miała siły na płakanie. Karteczka rzuciła się jej w oczy, wcześniej tam była, ale nie zwróciła na nią uwagi. Wzięła ją w dłoń i ją otworzyła, przeczytała.

Znowu upadła na podłogę. Znowu zaczęła płakać. Nie mając siły na wstanie, na kolanach podeszła do zegarka. Zostało jej trzydzieści sekund.

„Ile warte jest Twoje życie?" Sześć sekund, pięć sekund, cztery sekundy...

Przypomniała sobie... Tamta martwa dziewczyna...

Trzy... Dwa... Jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top