Day 13; Tradycja

         

Mój znajomy miał dziwną tradycję w swojej rodzinie. Ojciec, który był myśliwym, zawsze zabierał go na polowania w niedzielę o szóstej rano. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie dziwny wygląd samochodu po powrocie. Znaczy, samochód wyglądał, jak zwykły samochód! Przysięgam. Tylko że gdy wracali, to był cały we krwi. Mówili, że po prostu od razu przy skórowaniu sarny dużo krwawią. Chciałem w to wierzyć. Naprawdę. Zobaczyłem kilka razy nawet krwawe ślady dłoni. Mark zawsze mówił, że to jego, bo był za mało uważny, trzymając krwawiące zwierzę.

Tak szczerze, myślałem, że są mordercami. Dlatego też uznałem, że pójdę za nimi jednego dnia. Nawet przygotowałem plan i spis rzeczy, które muszę wziąć. Wezmę młotek mojego taty, linę, apteczkę, gaz pieprzowy. Przy okazji telefon oraz latarkę. Woda w sumie też się przyda. Ubrałem się ciepło i wygodnie. Gdy byłem u mojego ziomka, to ukradłem zapasowe klucze od jego ojca samochodu. Plan szedł zbyt idealnie. Aż bałem się czy nie popełnię błędu. Jak coś to mój młotek pójdzie w ruch. Ja zostanę bohaterem i będę sławny.

O piątej rano wyszedłem z domu i podszedłem pod parking domu Marka. Nie schowali samochodu. Tylko ułatwiali mi sprawę. Szybko otworzyłem bagażnik i zamknąłem się w nim. Z tego, co zawsze pamiętam, nigdy go nie otwierali. Zawsze świetnie przygotowani. To było aż za podejrzane. Niestety nie spojrzałem, co było w środku, zanim tam wszedłem. Spróbowałem sięgnąć do latarki w moim plecaku, ale brak miejsca nie pozwalał mi na to. Dowiem się dopiero na miejscu. Było ciemno, całkiem ciepło. Chyba zrobię sobie krótką drzemkę.

Gdy się obudziłem, byliśmy już w drodze. Niestety odgłos silnika blokował wszystkie dźwięki z zewnątrz. A szkoda. W pewnej chwili się zatrzymaliśmy. Usłyszałem trzaskanie drzwi. I w tym momencie zacząłem się modlić, aby nie otworzyli bagażnika. Tylko nie bagażnik. Nic się nie stało. Dźwięki kroków się oddaliły. Niestety zdążyłem zmoczyć spodnie. Mam nadzieję, że ładna reporterka ominie ten mały problem. Nie można było otworzyć bagażnika od środka w normalny sposób. Istniał też ten nienormalny sposób. Kilka małych kopniaków rozwaliło mechanizm zamka. Praktycznie wytoczyłem się z bagażnika. Nikogo nie było. Podejrzane. Zamknąłem bagażnik tak cicho, jak się tylko da i ukryłem się w jakichś krzakach.

Czekałem chyba godzinami, aż wrócą. Wolałem, aby nie wrócili. Żałuję, że tutaj przyjechałem. Rozumiem, że dwaj faceci się lubią, ale... Syn z ojcem? Oboje całowali się, nie szczędząc jęków i dotyku na swoich pół nagich ciałach. Zamknąłem oczy i zasłoniłem uszy. Usłyszałem chlapnięcie, jakby ktoś wylał wiadro wody. Wyjrzałem zza krzaka. Mieli słoik krwi ukryty w bagażniku. Jak mogłem tego nie zauważyć? Mężczyźni odjechali. Ja wolałem wrócić na piechotę.

Kiedy wróciłem, byli już dawno na miejscu i oboje siedzieli na ławce przed domem. Julia, matka Marka, siedziała obok nich, przytulała męża i wyglądała na szczęśliwą. Ojciec ucałował ją czule w czoło, a ja czułem, jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top