II

Gotham, 21:56

Szybciej nastający mrok oraz ochłodzenia, ulice miasta nie stawały się puste, a jeszcze bardziej zaludnione.

Nikt już się nie spieszył, pracy, szkoły czy spotkanie służbowe nie były już tematami pierwszego rzędu. Tempo zmalało, na twarzach widniało zmęczenie, a jedyną myślą przechodzącą przez każdą napotkaną głowę był powrót do cieplego domu, rodziny i bliskich.

- Wiesz, że powinnaś skończyć dwie godziny temu? Ty wychodzisz stąd czasami? - Vanessa siedziała przy biurku przyjaciółki opierając się o nie jak dzieciak i z takim samym tonem westchnęła najgłośniej jak potrafiła.
- Wydaje ci się, może na zegarku się jeszcze nie znasz, co? - Evelyn podeszła do swojego stanowiska kładąc kilka, a może i nawet kilkanaście teczek z kolejnymi projektami firmy, żeby zaraz potem opaść na swoje siedzenie z drugiej strony dużego, drewnianego biurka.
- Nieważne, przejeżdżałam niedaleko to stwierdziłam, żeby przyjadę i odwiozę cię chociaż do domu.
- Wiesz, praca mnie uspokaja - dziewczyna odpowiedziała przedrzeźniając jednocześnie Vanesse i ze skupieniem kontynuowała szukanie czegoś w jednej z teczek. - Lepiej jak wrócisz do domu, dam sobie radę. Najwyżej się prześpię tutaj.

Vanessa tylko spiorunowała ją wzrokiem i jeszcze bardziej utwierdziła, że nie wyjdzie stąd bez niej. Wstała i czym prędzej chwyciła drugą pod ramie nie zważając na wszystkie dokumenty, które się przy tym rozsypały.

- Oho, teraz to sobie dziewczyno narobiłaś - podkręciła głową starsza prowadząc tą drugą - ja ci tu będę od dzisiaj chyba matkować, bo gdyby nie ja to już dawno byś zarosła w tym biurze i nigdy z niego nie wyszła.

Ev ze zmęczenia nawet nie miała siły stawiać oporu, oczywiście była wdzięczna za troskę przyjaciółki i tylko śmiała się z oburzenia. Nie musiało minąć dużo czasu, aby V odwzajemniła śmiech i obie szły przy sobie aż do wyjścia z budynku.

Siedziały już w samochodzie, Ev oparła ręką głowę i oglądała widok za oknem w towarzyszącym jej dźwięku deszczu i zepsutego radia.
- Kiepski dzień na cokolwiek, co? - starsza dziewczyna ukradkiem spojrzała z troską na zmęczona twarz Ev, która już powoli nie miały siły zmuszać się do jakiegokolwiek uśmiechu.

Wszyscy zawsze brali je za siostry, a jednak nie łączyła ich żadna więź krwi. Nie musiały dużo rozmawiać, a jednak zawsze się rozumiały.

Dziewczyna tylko przytaknęła nieodrywając wzroku od widoku naprzeciw niej. Tego samego co kilka godzin temu w biurze jej ojca, jednak teraz wydawał się on jeszcze bardziej przygnębiający niż wtedy. Malowały się na nim spływające cienkimi strumieniami krople deszczu, może to one nadawały mu ten klimat.

--------------------------------

I'm baaaaack!
Jak patrzę jaki jest odstęp dodawania przeze mnie tych rozdziałów to, aż mi się przykro zrobiło XD

Dobranoc/miłego dnia 🤙🏻

N.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top