~Tańcz Ze Mną W Płomieniach~
No witam witam kochani! Mam nadzieję że wieczór będzie leprzy lub tak samo dobry jak początek piątunia.
Witam was znów w challange'u. Zapraszam sterdecznie do innych na #motywowychallange zapewne zrobilo leprzą robote od mojej.
Z góry wybaczcie za błędy językowe /ortograficzne. Pisałam to na wywaleniu więc też prosze sie nie spinać i czytać to z dystansem i na czilku.
Motyw: Szaleństwo
Kluczowe słowa: słomka, epidemia, kod, film, zwycięzca, trumna.
Ship: Corwin (poboczyny Xante)
Czas pisania: Nawte sie nie pytaj 😒
Ilość słów: ok. 1960
Nie zanudzam was gadaniem zpraszam do dzieła ^^.
================================
Wszystko zaczyna sie spokojnie.. Do czasu.
Kolejny monotonny dzień jestem już tym zmęczony. Otworzyłem pare razy oczy poczym zabrałem telefon z szafki nocnej i wpisałem kod. 20 nieodebranych połączeń i 15 wiadomości. Czego oni znów chcą?! Oddzwoniłem do pierwszej leprzej osoby.
- Halo - mruknąłem do słuchawki.
- Halo Erwin? Mam sprawe spotkamy sie? - niemrawy głos odbił sie z głośnoka telefonu do mojego ucha.
Spojrzałem na osobe do której dzwoniłem. Conrad...
- Gdzie i kiedy? - mruknąłem niezadowolony.
- Wyśle GPS - dźwięk rozłączonego połączeniaobudził mnie do reszty. To nie był Conrad. Szybko ubrałem jakiekolwiek ubrania. Zadzwoniłem do chłopaków.
- Carbo potrzebuje składu, przyjedź i zadzwoń do innych.
Po zebraniu i małych sporach byliśmy już na miejscu GPS'a.
- Carbo David wchodzicie od frontu. Speedo i Labo plecy. Vasquez samochód, ja wchodze sam na hasło kalafior. Wchodzicie, eliminujecie i otaczacie jeśli nie wyjdzie to wbiegacie i ich rozpierdalacie na hasło MORELEE!! - Ruszyłem sam w strone budynku stara piekarnia na Sandy ciekawe czemu tu?
- Aloo??? - nic nie było słyszeć.
Ruszyłem dalej na pierwsze piętro schodami.
-Alo?? Conrad? - w końcu coś usłyszałem szapranie sie czegoś z czymś metalowym.
Podbiegnołem tam z bronią w ręku. Zobaczyłem związaną Heidi i Conrada oraz osobe na czarno.
- Co tu sie odpier.. ?! - zatrzymałam sie w połowie zdania. Wycelował w nich.
- Witaj Erwinie musisz wybrać kto zginie.
Zbowu pomyślałem i tylko wcisnąłem guzik na radiu niezauważalnie.
- Co tu sie dzieje? Już nie można w spokoju zjeść kalafioru? - dałem znak, a chłopaki weszli do budynku likwidując wrogą grupe. Vasquez, San i Dia obserwowali teren. Ryzyko żyć co za badziew i tak będzie na mnie moja wina. Niech oni nie dają sie porywać.
- Knuckles nie pierdol głupot- powiedział Connor
- To nie ja dałem sie porwać - wzruszyłem ramionami.
- Erwinie wybieraj... - przystawił im pistolet do głowy. -.. albo zginą.
- okej okej już sie nie odzywam. - zastanawiałem sie gdzie są chłopaki.
- Erwinie nie mamy całego dnia..-powiedział zdenerwowany zamakowany.
- mhm... - miałem sie odezwać gdy wbiegli chłopaki. Wycelowali do chłopa w czarnej masce.
- Wiedziałem Erwinie że nie pojawisz sie sam... Więc mam ostatnią oferte - powiedział opanowanie bez strachu. Czyżby ma Asa?
- Jaką oferte?.. - jakiś typ karze mi coś wybierać no mnie coś pokurwi.
- Moge wywołać epidemie jeśli chcesz abyście wszyscy przeżyli musisz to ty ją zacząć - w chwili gdy mówił wysunoł małą fiolke z dziwnym fioletowym płynem. - Co o tym uważasz?
Spojrzałem na wszystkich tylko Conrad i Heidi byli nie zadowoleni coś tu cuchło i to nie byłem ja. Ale co komu grozi pff.
- Zgadzam sie a czego to epidemia? - powiedziałem myśląc ile sie na tym wzbogace.
- No kurwa debil - krzyknął Conrad a wszyscy w sumie mieli to w dupie.
Chłop na czarno dał mi fiolke. I zapytał czy może odejść wolno pozwoliłem mu żeby nie było że jestem draniem. Uwolniliśmy tak jakby swoich i wróciliśmy na triade na której wyparował Laborant no bo przecież dwudziesta druga to mama woła żeby iść spać. Ja za to jeszcze posiedziałem i pograłem z Speedo, Heidi i Carbo w planszówki które nie wiadomo z kąd znalazła Heidi. Około dwudziestej trzeciej lub drugiej pojechałem do mieszkania spanko.
Następnego dnia pojechaliśmy z chłopakami na doj na którym wymusiliśmy na Conorze że ma nakazać szczepionki na nową chorobę zaczynając od policji.
- Ciebie pojebało? Wiesz co to wogule jest? - Cornad jak zwykle nie współpracował.
- No i co że nie wiem nie zrobisz tego for eggs? - poddenerwowywanie go to moje hobby. Przystawiłem mu broń do skroni. - Dla Erwinka nie zrobisz?
Zrobiłem uśmiech który nawet kuia zmiększył którego od jakiegoś czasu z nami nie ma. Podpisał jakiś tam papierek i zaczął pisać jakieś polecenie na laptopie, przeczytałem z góry i było git. No Conor by mnie nie oszukał. Przytuliłem go odruchowo i szybko opuściłem biuro wracając do domu. W którym mogą czekać dla kogoś podziękowania. Nie
W domu zamówiłem jedzenie i nalałem do szklanek napoju jabłkowego. Do jednego kubka dodałem słomke w czarno-czerwone paski. Po chwili wszedł mój gość usiadł obok warknął na mnie wkurzony i zabrał napój z słomką ze stołu.
- Nienawidze cie kiedyś stracę tą prace i to przez ciebie...
- Oj tam też cie kocham - złożyłem buziaka na policzku.
- Ehhh niekiedy to bym sam do tego więzienia cie wsadził. - prychnął Conor popijając sok.
Przytuliłem go tylko przez chwilę tak siedzieliśmy w końcu zjedliśmy a wieczór skończył sie na spanku.
Parę dni mineło od szczepień tego z fiolki. Nic totalnie nic nikomu nie było zero trupów, zero powikłań, zero czego kolwiek. Czy on mnie wyruchał na fiolke z zafarbowaną wodą?! Nie no tak to nie. Wstałem o oczywiście 19 i zebrałem sie na szybki banczyk z okazji urodzin Labo.
Ubraliśmy wszyscy te same stroje i maski jak labo. Wyglądało komiczne ale i ładnie. Stanowiliśmy Gang bezpłucników z czego nawet labo sie zaśmiał. Wszystko było dobrze do czasu... Jakiś policjant zaczął skakać po radioli a potem drugi próbował go z tamtąd wziąć i uspokoić ale mu sie to nie podobało i zaczeli strzelać do siebie oboje trafili w chyba ramie. Coś tu nie pasowało. Na ucisczce jakiś debil wrąbał nagle w ściane.
- O chuj tu chodzi też to widzieliście?! - darłem ryja zagłuszając piosenkę z radia.
- Co to było. Erwin myślisz że to przez szczepionki? - zapytał Speedo
- możliwe - odpowiedziałem i po udanej szczepionce wróciłem do domu w którym czekał Conrad.
- Co tak późno specjalnie wszedłem szybciej - nie był zadowolony.
- Uciecza z debilami - podszedłem do niego i sie przytuliłem. On też mnie przytulił i razem skończyliśmy przyjemny wieczór.
Tydzień później pillbox.
Zakuli mnie po nieudanej ucieczce i kazali czekać aby mi coś podać. Zaciekawiony czekałem nie próbując uciec. Byłem już szyty i wogule opatrzony to co oni chcieli? Po chwil do sali przyszedł medyk z strzykawką...
- NIE PRZYJMĘ TEJ SZCZEPIONKI! - wyrywałem sie na wszystkie strony czemu chcą mi ją podać?!
- przepraszam ale dostaliśmy taki rozkaz - medyk podszedł do mnie i przygotował fioletowy płyn. Policjanci czyli Xander i Capela mnie trzymali. Medyk wstrzyknął mi zawartwość strzykawki i sterylnie ją wyrzucił. Zrobiło mi sie słabo zemdlałem.
- Halllooo Erwin? Budź sie! - krzyczał na mnie Carbo... Carbo! Otworzyłem oczy i rozejrzałem byłem na triadzie.
- Co sie dzieje? - spojrzałem na Carbo.
- Odbiliśmy cie ze szpitala. Ale coś ci było więc przyjdzie zaraz Bartuś i sprawdzi co z tobą nie tak. - usiadł na krzesło obok.
- Carbo wstyrzkneli mi te-ten - zebrało mi sie na wymioty i przewracając sie pobiegnąłem do łazienki. Carbo zerwał sie za mną. Klęczałem przed sedesem i kaszlałem krwią.
Carbo zdziwił sie tym i zadzwonił po kogoś. Po jakimś czasie przyjechał medyk mój stan sie nieco poprawił. Czyłem nie pokój... duży niepokój.
Conrad pov:
- To jest nie realne wy kręcicie jakiś Film czy jak?! - krzyczałem bez opamiętania na przyjaciół Erwina który teraz nie wiadomo gdzie był. - zostawiliście go samego!
- Conrad uspokuj sie przecież nie chcieliśmy wiesz że sam uciekł i postrzelił Die - odpowiedział mi spokojnie Speedo.
- szukajcie go zanim pozabija całe miasto - sam udałem się na poszukiwanie mojego chłopaka. Od kilku tygodni Erwina trzeba było trzymać dosłownie na smyczy. Zachowywał sie jak wariat i krzyczał że pozabija wszystkich którzy staną mu na drodze do wygranej. Już dawno odwołałem szczepienia po tym jak paru policjantów sie zabiło przez nie. Na szczęście całe miasto pilnuje Xander i Capela którzy też szukają teraz złoto okiego.
Zadzwonił do mnie Capela. Odebrałem szybko.
- I co macie go? - powiedziałem szybko a w słuchawce było słychać tylko szloch. Nie mógł tego zrobić...
- O-On.. U-uciekł... - przerażony głos Dante mówił wszystko. Erwin coś odjebał.
- Jade! Gdzie jesteś? Wyśli GPS - rozłączyłem sie i wpisałem gpsa czarnowłosego policjanta.
Nie minęło 10 minut a byłem już na miejscu. To co ujrzałem było straszne napis na ścianie, Capela, i martwe ciało? Pobiegnołem wtedy dokładnie zobaczyłem jak Capela przytula zakrawionego z zamkniętymi oczami Xandera. Spojrzałem na ściane na której napisane było krwią ,, Hell is empty and all the devils are here."
- Capela co z nim? - zapytałem go a on tylko kołysał sie zapłakany z ciałem w ramionach. - czy on żyje?..
Capela w odpowiedzi tylko pokiwał głową. Pojechaliśmy na szpital niestety Xander umarł pogrzeb zorganizujemy za tydzień. Ja dalej wróciłem na poszukiwania Erwina musiał gdzieś być... Piekło? Może to podpowiedź? Gdzie to może być?...
Kolejne ofiary kolejny dzień nie znalazłem go ani dziś ani wczoraj. Mamy tylko informacje że ktoś podpalił pare wielkich budynków. Czekaj podpalił kilka budynków?! Bingo. Gdy o tym myślałem dostałem sms, spojrzałem na telefon.
Wiadomość od Erwinek<3
: Lokalizacja GPS
Nie wierze od razu wbiłem lokalizację w nawigacje i pojechałem. Zatrzymałem się na obrzeżach w starmy domku. Na trwie leżała kartka podniosłem ją wysiadając z auta i przeczytałem.
- Doors have eyes. O co mu chodzi? - poszedłem dalej zbierając drugą kartke.
- Doors have eyes. Co on chce tym przekazać? - pod drzwiami wejściowymi znalazłem kolejną.
- Trees have voices. Beasts tell lies. Erwin? - popchnołem drzwi do domu a wiatr spowodowany ruchem drzwi przywiał mi kolejne dwie linijki tekstu.
- Beware the rain. Beware the snow. - rozejrzałem sie i poszedłem sa tropem kolejnej kartki. - Beware the man... - wtedy usłyszałem głos. Głos Erwina.
- You think you know... - nie zdążyłem sie nawet odwrócić przytulił mnie mocno do siebie. - Chciałbym zatańczyć.. - nagle rozbrzmiała się muzyka z gramofonu. On zato odwrócił mnie do niego przodem i zaczoł ze mną tańczyć nagle coś rzucił za moje plecy.
- Co to było? - zapytałem lekko zdziwiony.
- Zapalniczka - po chwili nie tyle że poczułem spalenizne a zobaczyłem płomień. - Nie bój sie nic ci nie zrobi... Tańcz dalej - brzmiał jakby wydawał rozkazy. Chciałem sie wyrwać ale on kurczowo mnie trzymał. Tańczył ogień rozprzestrzeniał sie bardziej okna były czarne gramofon zaczął szwankować. Zaczeło mnie dusić ogień był tuż obok nas.
- Jestem zwycięzcą a ty moim wiernym kochanym sługą. - nie brzmiał jak Erwin. Miałem do czynienia z prawdziwym demonem. Ogień parzył moje nogi materiał ubrań palił sie z płaczem w oczach próbowałem sie wyrwać i patrzałem tylko na te złote przepełnione strachem, nadzieją i złem oczy. Moja skóra stawała sie powoli czarna a krzyk nie ustępywał w końcu mnie puścił. Upadłem na podłoge. Widziałem jego palące sie ciało nie drgnął nawet z bólu. Z płczem w oczach próbowałem z nim z tamtąd uciec. Nistety tylko ja wybiegłem z domu on został w drzwiach, w pomarańczowo żółtych płomieniach. Z tymi złotymi oczami, szatańskim uśmiechem. Turlałem sie po ziemi i próbowałem zadzwonić na pomoc. W końcu połączenie zostało przyjęte a ja tylko krzyczałem.
- Pomocy pale sie o-on też na obrzeżach prosze pomoc - podłoga z drugiego piętra przytrzasneła Erwina uśmiechał sie do mnie a jego oczy sie zamkneły. - Pomocy! On został przygnieciony - ledwo było mnie słychać przez płacz, wycie z bólu. Operator coś do mnie mówił ja tylko ostatni raz spojrzałem na palące sie ciało mojego chłopaka. Moje oczy zamykały sie aż w końcu zemdlałem.
Minoł równy tydzień... Ja w bandarzach po 8 operacjach i kilku przeszczepach. On w trumnie pod ziemią, szczelnie zakryty pomnikiem.
Co mu uderzyło do głowy? Nie wiadomo medycy stwierdziło że jego ciało nie żyło już przed tym pożarem. Najwyraźniej chciał mnie zabrać ze sobą. Ale czy jestem gotowy? Myślałem patrząc na papiery które zwalniały mnie z roli sędzi.
- Najwyraźniej czas do piekła - to były moje ostatnie słowa.
Oboje mężczyzn leży w grobie które są obok siebie. Nikt tak naprawdę nie wie czy tak wyglądało to zdarzenie podobno Conrad sam udusił sie poduszką na łóżku szpitalnym. A Erwin umarł już wcześniej przez trucizne w organiźmie. Myślicie że mógł wrócić do swojego ciała pożegnać sie z najbliższą mu osobą?
================================
Dziękuje za przczytanie naprawde nie uważam że jest to dobre ale wyszło co wyszło przepraszam za ortografie ale pamiętajmy że to dla fanu a i tak zajeło mi to wysilenia sie.
A co wy o tym myślicie?
Do zobaczenia kochani <3 ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top