Rozdział 67.

Miłego! ♥

Dramatime is coming... ]:->

Bo nie może być przecież za słodko :>

Perspektywa: Thomas.

Przyszedłem dzisiaj do pracy zaskakująco wcześnie, bo nie było jeszcze godziny dziewiątej, a ja już siedziałem za biurkiem. Liam oczywiście standardowo poszedł uciąć sobie drzemkę, bo chyba nie wytrzymałby dnia bez spania. Chciałem poudawać, że mam zamiar zająć się pracą nad śledztwem, więc poszedłem do gabinetu Dereka po zadania na dzisiaj, ale nie zastałem go, podobnie jak Sebastiana, co było dla mnie dziwne, że obydwóch nie było na posterunku. 

Wróciłem do siebie i zgodnie z przyjacielem stwierdziliśmy, że dobrym pomysłem wyda się pójście do pączkarni Mary po jakieś jedzenie i kawę. Dawno jej nie odwiedzaliśmy, bo odkąd pojawił się tutaj Sebastian, cała komenda dostała dziwne polecenia, które musiała wykonywać. Miałem ochotę na coś słodkiego, a że nie mamy nic konstruktywnego do roboty, bo akta sprawy zostały ostatnio spalone na cudownym ognisku, postanowiliśmy sobie od tak wyjść. Zgarnąłem Liama, wzięliśmy radiowóz i udaliśmy się tam pod pretekstem krótkiego patrolu. 

Po około godzinie czasu wróciliśmy na komendę i całe szczęście, że udało nam się w porę osiąść i skitrać pod biurkiem pączki, bo do środka wparował Derek, który po jakichś kilkunastu minutach pierdolenia oznajmił, że mamy pisać raport, bo na razie śledztwo stoi w miejscu, a on idzie do Sebastiana po jego jakieś tam notatki, aby się z nimi zapoznać. 

- Ufff, udało się. - odetchnąłem z ulgą, kiedy szef wyszedł z pomieszczenia, a my wyciągnęliśmy całe pudełko donutów. Od ostatniego czasu Derek zabrania nam wychodzenia po jedzenie w czasie pracy, odkąd pojawił się tutaj Sebastian. Wszyscy chowają żarcie, jak tylko mogą, bo i tak nikt się go nie słucha, a niektórym nie chce się po prostu gotować w domu. Niemal każdy pracownik posterunku raz dziennie zbiera zamówienia i idzie po obiady, a czasem wychodzą pojedynczo, by szef się nie zorientował, że kogoś brakuje. 

- Ci idioci myślą, że cokolwiek znajdą. - powiedział zadowolony Liam, zapychając się pączkiem, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko do siebie, ponieważ Dylan i Brett ukradli wszelkie obciążające ich dowody, paląc je razem z nami przy ognisku. Nie zapomnę dzikiej radości Liama, który zaczął wyrywać kartki, które wlatywały w płomienie, odpierdalając jakiś dziki taniec godowy, aż Brett się przestraszył, że w jego chłopaka diabeł wstąpił. Derek z Sebastianem nie są w stanie im niczego udowodnić, ani tym bardziej nam, więc myślę, że wkrótce umorzą śledztwo z uwagi na brak dowodów.

- Hej chłopcy, wpadniecie do nas do pokoju obok? - spytała się Mia, która radośnie wparowała do naszego biura. - Aurelia upiekła ciasto i Was zaprasza.

- Ciasto! - ożywił się Liam, który kurwa mać dopiero co zjadł pączka, a właściwie to osiem donutów, ale nie miałem serca mu odmówić. Chłopak niemal natychmiast wybiegł z pomieszczenia, po czym wleciał do biura dziewczyn, a tam było chyba pół komendy z wyjątkiem Dereka, który siedział u siebie. 

- Mmmm, a z jakiej to okazji? - zapytałem się, czując w pomieszczeniu piękny zapach ciasta kawowego oraz cytrynowego. Aurelia wyśmienicie piekła. 

Siedzieliśmy sobie tak z dobre kilkadziesiąt minut, śmiejąc się, plotkując, ogólnie miło spędzając czas z kolegami oraz koleżankami z roboty. Niestety, ale jednak nasza radość i sielanka nie mogły trwać w nieskończoność, bo na posterunek ktoś przyszedł, a z racji, że nikogo nigdzie nie było, tylko wszyscy tutaj, mężczyzna bezpardonowo wparował do środka, widząc, jak pół komendy świetnie się bawi przy kawie i cieście oraz Liama wpychającego sobie słodkości do ust.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała się przemiło Aurelia, która odpowiadała za to stanowisko od momentu, gdy Dylan z Brettem włamali się. Teraz to ona przyjmuje interesantów.

- Szukam Sebastiana Samuela Reeda. Gdzie on jest? - zapytał się surowym głosem mężczyzna, który jednocześnie był zdegustowany naszym widok. Czułem, że mogą być z nim problemy, bo jego jego spojrzenie typowego skurwysyna przyprawiało nas o zakłopotanie.

Był to wysoki, zgrabny mężczyzna, ubrany w elegancki garnitur, który w ręku trzymał aktówkę. Na oko miał pięćdziesiąt pięć lat. Jego włosy były już szaro-czarne, a zielone oczy nie wyrażały żadnych emocji. Surowy wyraz twarzy mężczyzny wręcz nas przerażał i nie widzieliśmy, kto to jest i dlaczego szuka tego idioty. Myśleliśmy początkowo, że to jakiś jego kolega lub współpracownik z Los Angeles, co by nas wcale nie zdziwiło. Aurelia, gdy spotkała się z nim wzrokiem, ciarki przeszły ją po plecach. 

- A kim Pan jest? - zapytała się drżącym głosem, jak by bała się, że może jej coś zrobić.

- Jestem Robert Maksymilian Reed, ojciec Sebastiana. - odpowiedział gardzącym, ale pewnym siebie głosem, a mnie zatkało, że ktoś taki jest jego ojcem. Wybałuszyłem oczy ze zdziwienia, bo tego to ja się nie spodziewałem. Mężczyzna widać było, że jest srogi, ale na jego twarzy widniał wymalowany sukces i nie wydawał się łatwo odpuszczać.

Czyżby nasz wszechwiedzący zastępca miał przerąbane?

- Dobrze, t-to ja zaprowadzę Pana na górę. - powiedziała ruda, chcąc w pośpiechu wychodzić, ale mężczyzna mocno chwycił ją za ramię, wpychając z powrotem na miejsce, w którym stała.

- Proszę się nie wydurniać i po niego zadzwonić. Czy to jest taki wielki problem podnieść słuchawkę? - warknął, a mnie zatkało, co z niego za bezczelny chuj jest. Wcale się nie dziwię, że Sebastian również jest taką perfidną mendą, co jego ojciec. W końcu nie daleko pada jabłko od jabłoni. - Wezwij go tu kobieto i radzę nie wspominać, że jego ojciec chce się z nim widzieć. Ma zejść tutaj, a jak go do tego zmusisz, nie obchodzi mnie to. - zagrzmiał podniesionym i grubym głosem, który wzbudził w nas niemały strach, a szczególnie w Aurelii. Dziewczyna pośpiesznie rzuciła się na telefon, jak by od tego przedmiotu zależało jej życie i zadzwoniła po chłopaka, który niedawno co wszedł na komendę. Skłamała, że pojawił się jakiś problem i potrzebna jest jego interwencja. Po kilku minutach chłopak nieświadomy niczego zjawił się na dole.

- Co jest takie pilne, że musiałem osobiście pofatygować się na dół? - spytał, jak zwykle nonszalancko stoją w drzwiach. 

- Wizyta Twojego ojca, na przykład? - huknął przerażającym głosem mężczyzna, a Sebastian wzdrygnął się na tyle mocno, że przez chwilę mieliśmy wrażenie, że chłopak zemdleje. Zobaczyłem, że zbliżył się do młodego, po czym wymierzył mu siarczysty policzek, aż szarowłosy wpadł na ścianę, łapiąc się za obolałe miejsce. - Dzień dobry... synu. - dodał mężczyzna, a ostatni wyraz wypowiedział z pogardą. 

Gdy zobaczyliśmy, gdy właściwie dotarło do nas to, że ten typ uderzył swojego syna, niemal wszyscy wessaliśmy powietrze, obserwując wszystko w ekstremalnym szoku. Liamowi z wrażenia wyleciało ciasto z ust, a ktoś upuścił porcelanową filiżankę, która z hukiem się potłukła.

- O-o-ojcze... C-c-co T-T-Ty tu r-robisz? - zaczął się jąkać, a jego twarz drastycznie pobladła. Przez chwilę przestraszyłem się, że chłopakowi coś się stanie i zaraz zemdleje. Widziałem, jak nerwowo łapał się framugi drzwi, a jego ciało drżało. Na jego policzku widniało zaczerwienienie.

- Przyszedłem Cię zdyscyplinować, bo samodzielne mieszkanie w żadnym stopniu Ci nie służy, Ty wstrętny, nic niewarty gówniarzu, który zmarnowałeś tylko mój czas i pieniądze włożone w Twoje wychowanie. - warknął na tyle głośno, że było w pomieszczeniu słychać echo jego słów i latającą muchę, bo nastała przerażająca cisza. Zakryłem usta dłońmi, nie mogąc uwierzyć, w jaki sposób ojciec odnosi się do własnego syna. - Spójrz na siebie, jak Ty do jasnej cholery wyglądasz! Kolczyki, tatuaże, biżuteria i farbowane włosy?! Czy Ty jesteś kurwa normalny, do kurwy nędzy?! A może jeszcze się okaże, że jesteś nie tylko pedałem, co lubi jak mu się wpycha fiuta w dupsko, ale i transwestytą, co?! 

Biedny Sebastian, nawet nie chcę myśleć, co on musi teraz czuć.

- Dlaczego mi to robisz, ojcze? - spytał się wystraszony, a mnie zrobiło się szkoda chłopaka. Widać było, że boi się swojego rodzica.

- Dostałem informację od moich wiernych przyjaciół Jimmy'iego i Alexandra, że mój syn, jedyny syn, który mieszkał pod moim dachem, miał zapewnione godne warunki życia i edukację na najwyższym poziomie teraz rozkłada nogi jak jakaś pierdolona dziwka i to w dodatku przed mężczyznami! - huknął jeszcze głośniej, naciskając dłonie w pięści, których kostki aż zrobiły się białe, a  jego twarz przybrała czerwony kolor z wściekłości, jaka go ogarnęła. Przestraszyliśmy się na tyle, że nikt z nas nie był w stanie nawet poruszyć się o milimetr. - Wyjaśnij mi do cholery, dlaczego przynosisz mi wstyd, Ty zakało rodziny i jakim prawem zbezcześciłeś dobry wizerunek moich przyjaciół?! Pożałujesz tego i już ja dopilnuję tego, abyś został zdegradowany! - ryknął, rzucając po chwili jakieś zdjęcia w Sebastiana, który trząsł się, jak by dostał epilepsji, a nam zrobiło się go żal. Zalazł nam mocno za skórę, ale nie zasłużył sobie na takie traktowanie.

A Martinowi i Woodowi należała się dyscyplinarka po tym, jak dali księdzu narkotyki. Fakt, że była to wina Dylana i Bretta, ale oni powinni to najpierw sprawdzić, a nie na pałę oddać kadziło z marihuaną. 

- Ojcze, ja... - powiedział po cichu. - Ja jestem gejem... Nic na to nie poradzę, że nie pociągają mnie kobiety... Po prostu...

- Milcz, Ty obrzydliwy żigolo! - wrzasnął, po czym z całej siły spoliczkował swojego własnego syna. Sebastian złapał się za drugi policzek, który od razu przybrał czerwoną barwę, a mnie momentalnie zatkało. Fakt, mój ojciec też nie był idealny i zdarzało mu się mnie zlać, ale nigdy nie uderzył mnie z taką siłą, jak ten koleś. 

- Ojcze... - jęknął żałosnym głosem, a z jego oczu pociekła łza.

- Porozmawiamy sobie na osobności. - fuknął głośno i dosadnie, łapiąc niedelikatnie, wręcz wyrywając Sebastianowi włosy z głowy. Mężczyzna zacisnął pięść na głowie chłopaka, z którego oczu zaczęły lać się łzy, a obecni w pomieszczeniu wręcz nie wiedzieli, co mają powiedzieć i jak się zachować. Ojciec chłopak szarpnął go z całej siły, wyrzucając go z pomieszczenia. Ostatnie, co zobaczyliśmy, to osuwający się po ścianie na podłogę Sebastian, cały zapłakany i załamany. - Już ja Ci wybiję z głowy to całe pedalstwo! Wstydź się, Sebastian! Przynosisz wstyd rodzinie i złą sławę! Zhańbiłeś nasze nazwisko, Ty pierdolony pedale! Jesteś tylko pieprzoną przez innych ścierą! 

Mężczyzna zamknął drzwi z głośnym hukiem, a jego krzyki na swoje dziecko było słychać aż tutaj. Usłyszeliśmy, że facet znajduje się z synem w pokoju obok, a my wciąż mogliśmy słyszeć ich wrzaski, a właściwie to jego. Z ust mężczyzny leciały same obelgi, a prócz tego słowa  interpretowane, jako znęcanie się psychiczne, wmawianie mu, że jest nikim.

- Boże... Jak on go traktuje? - spytała się przestraszona Aurelia, gdy usłyszała, jak Robert, czy jak mu tam huknął, że żałuje, iż nie wyrzucili go z jego z matką na śmietnik, a jeszcze bardziej żałuje, że nie dokonali aborcji. 

- Ja bym w życiu nie nakrzyczała w taki sposób na swoje dziecko, ani tym bardziej bym go tak nie uderzyła, do cholery! - zbulwersowała się Mia. - Jak można powiedzieć dziecku, że jest niechcianym tworem?! Co z niego bydle, bo na pewno nie ojciec.

- Wiecie co? - wtrąciłem się. - Zaczynam się bać, że on może go tam zabić. Widzieliście jego furię w oczach? Facet ma dużo siły. Jak mu przyłożył, to Sebastian aż wpadł na ścianę.

- Może powinniśmy zainterweniować? - wtrącił się Liam. - Mam złe przeczucia...

- Nie będzie chyba tak źle... - powiedziała Aurelia. - Na razie słychać tylko, jak na niego krzyczy, że splamił dobre nazwisko rodziny, wydziedzicza go i wstydzi się przyznać, że jego syn, który osiągnął sukces jest ,,obrzydliwym pedałem".

- Nie rozumiem takich ludzi. - zbulwersowała się jak nigdy dotąd Mia. - Co mu przeszkadza orientacja Sebastiana?! To nie jest powód do znęcania się, ani do szkodzenia! Dzieciak wspiął się prawie na szczyt kariery, a ten pierdochlast chce to zniszczyć. To jest chore! Ja bym była dumna ze swojego dziecka, które miałoby takie osiągnięcia, jak on. 

- Ten facet wygląda na niezrównoważonego psychopatę... - rzekł Liam, a po chwili usłyszeliśmy dziki krzyk młodego, który był na tyle przeraźliwy, że bez wahania wybiegliśmy całą grupą z pomieszczenia, niemalże z buta wjeżdżając do pokoju obok. Usłyszałem, jak Derek idzie na dół sprawdzić, co się dzieje, bo wrzaski, krzyki i płacz, to pewnie słyszy już pół miasta.

- Facet, pokurwiło Cię?! - wtrąciłem się, gdy zobaczyłem, że ten mężczyzna trzymał w ręku bicz katowski, bo inaczej się tego nie dało nazwać i z całej siły, bez żadnych uczuć uderzył Sebastiana w nagie plecy po raz drugi, na których pojawiły się ślady z sączącą się krwią. Chłopak objął krzesło, upadając na kolana, jak by przytulał w życiu ostatnią rzecz, szlochając przeraźliwie i głośno, a moje serce ukłuło mnie mocno. - Jak możesz bić własnego syna?! Ty jesteś jebnięty?! Lecz się do cholery, jebany skurwielu! Co on Ci takiego zrobił, że tak go traktujesz?! Powinieneś się cieszyć, że masz takiego syna!

Nienawidzę przemocy w rodzinie. To coś, co zawsze wzbudza we mnie złość, bo sam miałem niemiłe dzieciństwo, ale to, co robi ten facet jest przegięciem.

- Nie wtrącaj się w moje metody wychowawcze, wstrętny nicponiu! - krzyknął z furią wymalowaną na twarzy, a ja aż sam się go wystraszyłem, lecz nie powstrzymało mnie to. Spojrzałem na Sebastiana i teraz zrozumiałem, że on musiał mieć takie piekło od małego. Jego łzy i wzrok o tym świadczyły. To pewnie dlatego taki jest. Boi się ojca. Boi się zrobić coś źle. Ten mężczyzna musiał od dzieciaka wywierać na nim presję, bo na ciele młodego zauważyłem stare, zabliźnione rany, które zapewne były od tego dziadowskiego bicza. Ten mężczyzna zniszczył mu dzieciństwo i młodość.

Jak można wyrządzić swojej pociesze taką krzywdę?! To nieludzkie! 

- Nie pozwolę bić własnego dziecka! Nie nadajesz się skurwiu na rodzica! Już ja Ci kości porachuję! - powiedziała groźnym tonem Mia, podchodząc do mężczyzny, gdy zobaczyła, że ten chciał ponownie wymierzyć mu kolejny bat. Mia zadała mu solidny cios w policzek, na co ten odpowiedział jej tym samy. Nie miałem zamiaru dłużej tego tolerować. Nie dość, że spoliczkował kobietę, to jeszcze katuje swojego syna. Podszedłem z Liamem do ojca chłopaka, ale on wpadł w jeszcze większą wściekłość.

- Mój własny, rodzony syn okazał się być obrzydliwym pedałem! Nie chcę mieć czegoś takiego w rodzinie! - wrzasnął agresywnie mężczyzna i uderzył chłopaka z taką siłą, że jedna z naszych koleżanek po prostu zemdlała. Nie zdążyliśmy go powstrzymać go przed tym powstrzymać, ale Liam z moją pomocą uderzył mężczyznę w brzuch. Odczułem satysfakcję z tego, jak zadałem mu dwa mocne ciosy prosto w szczękę, a przyjaciel w brzuch. Facet podniósł się, po czym wazonem uderzył Liama, a mnie odepchnął. - Już ja mu wybiję ze łba to całe pedalstwo, do cholery! 

- Nie uderzysz go znowu! - powiedziałem głośno i sam się zdziwiłem, skąd wzięła się u mnie taka odwaga. Podeszliśmy do niego natychmiast, gdy znowu chwycił bicz,  po czym bez wahania przywaliłem mu z nos, z którego od razu zaczęła się lać krew, a Liam zadał mu trzy ciosy prost w brzuch, przez co mężczyzna upadł ponownie na ziemię. On chyba jest nieśmiertelny, bo rzucił mną z całej siły w przyjaciela przez co oboje upadliśmy na ziemię. 

- Zapłacisz surową cenę za splamienie nazwiska Reed. - warknął, podnosząc ponownie swój bicz i gdy chciał zadać kolejny cios Sebastianowi, do pokoju wparował rozwścieczony Derek.

- Dość tego! Zabiję Cię, Ty pierdolony sukinsynie, że ośmieliłeś się na niego podnieść rękę! - fuknął w istnej furii Derek, który miał dosłownie wymalowany mord w oczach i rzucił się na mężczyznę, dotkliwie go bijąc po twarzy.

- Derek... błagam... - jęknął zapłakany Sebastian widząc, jak jego ojciec odepchnął naszego szefa, które zaczął okładać po twarzy. Mia z Aurelią od razu pobiegły do chłopaka i były przerażone, jakie rany jego ojciec mu zadał.

- Zabierzmy go na górę. - nakazała rudowłosa, a my z Liamem pomogliśmy mu się podnieść z podłogi. Chłopak wyglądał, jak by miał zaraz umrzeć z bólu, rozpaczy i wszechogarniającego go żalu. Było mi go okropnie szkoda i sam chciałem się rozpłakać, bo widok ojca, który katuje swoje dziecko jest najgorszym na świecie widokiem. nawet nie chcę wiedzieć, jak Sebastian musi się czuć.

- Będzie dobrze. - powiedziałem do niego, gładząc go po ramieniu.

Jakim to trzeb być zwyrodnialcem, aby tak potraktować dziecko? W głowie mi się to nie mieści.

Perspektywa: Sebastian.

Liam i Thomas zanieśli mnie na górę, po czym położyli na brzuchu na łóżku. Czułem, jak ból rozrywa moje plecy, z których sączyła się krew. Płakałem głośno, bo miałem serdecznie dość mojego ojca-kata, który od dziecka bił mnie za każdą porażkę. W jego oczach miałem być zawsze najlepszy, a najmniejszy błąd karany był właśnie takim biczowanie.

Moje dzieciństwo było bardzo przykre. Nigdy nie bawiłem się na podwórku z innymi dziećmi, ani też nie miałem żadnych znajomych. Całe życie spędziłem w książkach, na nauce oraz zajęciach dodatkowych, spędzając czas poza domem od rana do nocy. Zazdrościłem innym dzieciom, że rodzice ich kochali, zabierali na wakacje i otaczali opiekom, miłością i czułością. U mnie w domu panowała chłodna atmosfera,  dyscyplina i wpajanie, że sukces, reputacja i pieniądze są najważniejsze. Bałem się całe życie najdrobniejszego potknięcia, bo zdawałem sobie sprawę z tego, jaka kara mnie czeka.

Rudowłosa Aurelia i jej przyjaciółka Mia podbiegły do mnie z opatrunkami. Jedna z nich położyła moją głowę na swoich kolanach i szeptała mi czułe, matczyne słówka, głaszcząc mnie po głowie. Szczerze powiedziawszy brakowało mi tego, bo moja matka była taka jak ojciec, ale zmarła, gdy miałem jedenaście lat. Czułem się przy niej dobrze i bezpiecznie, szczególnie, że mogłem wtulić się w jej uda. 

Druga z nich opatrywała mnie w asyście Dunbara i Sangstera, którzy stanęli w mojej obronie i teraz przejmowali się moim losem, pomimo tego, że nie powinni. Chłopcy przynieśli mi wodę do picia, a Mia ścierała moje łzy, gładząc mnie po twarzy.

- Ciiii... Będzie dobrze, nie bój się już. Nie pozwolimy Cię więcej skrzywdzić... - wyszeptała, a mi było cholernie głupio, że tak podle zachowywałem się wobec wszystkich tu obecnych. Oni w tym momencie obronili mnie oraz otaczają opieką.

- Dlaczego to robicie? - zaszlochałem, ale musiałem zadać to pytanie. - Powinniście pozwolić mu mnie zlać. Należało mi się za wszystko, co na Was napisałem, co zrobiłem...

- Bo mamy serce, Sebastianie. - odpowiedziała kobieta. - Mam dwoje dzieci i nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek miał czelność podnieść na nie rękę. Ojciec powinien kochać swojego syna. Nienawidzę przemocy w rodzinie.

- Poza tym, nie jesteśmy bezduszni. Zawsze reagujemy, gdy komuś dzieje się krzywda, niezależnie od tego, czy ktoś był dla nas podły, czy też nie.

- Może i zrobiłeś, co zrobiłeś, ale to nie powód, abyśmy pozostawili się na pastwę losu. - wtrącił Thomas, a ja zapłakałem głośno. Wstyd mi za swoje zachowanie. Czuję się naprawdę źle.

- Przepraszam i dziękuję za wszystko... - powiedziałem.

- Nie ma za co kochanie. - odpowiedziała Mia, po czym pocałowała mnie w czoło. - Wszystko będzie dobrze.

- Gdzie jest Derek? - zapytała Aurelia, gdy skończyła mnie opatrywać, a mężczyzna jak na zawołanie, cały we krwi i z siniakami na buzi wpadł do pomieszczenia, natychmiast do mnie podbiegając. 

- To my Was zostawimy samych. - powiedział Liam i wszyscy opuścili pomieszczenie, pozostawiając nas samych. Derek pogładził mój policzek i spojrzał w moje zapłakane oczy.

- Skarbie... Co ten bydlak Ci zrobił. Szkoda, że nie zabiłem tego pierdolonego skurwysyna! - warknął Derek, po chwili gładząc moje plecy.

- Proszę... Nie... Nie chcę, abyś szedł do więzienia... - wychlipałem, a on położył się za mną, odwracając do siebie. Od razu wtuliłem się w jego ciepłą klatkę piersiową i czułem się teraz bezpieczny, gdy obejmował mnie ramieniem. Jego dotyk, jego obecność była dla mnie ważna, a przede wszystkim kojąca.

- Spokojnie, jestem tu. - wyszeptał i pocałował mnie. Poczułem jego miękkie usta na swoich, a pieszczota dodała siłę mojemu rozwalonemu na kawałki sercu. Wszystkiego bym się po ojcu spodziewał, ale nie tego, że ośmieszy i upokorzy mnie publicznie przed ludźmi. 

- Dlaczego to robisz? - wychlipałem po dłuższej chwili, gdy Derek przerwał pocałunek, aby spojrzeć mi w oczy. - Dlaczego ze mną jesteś? 

- Bo się w Tobie zakochałem i nie zostawię Cię dlatego, że masz takiego ojca, rozumiesz? - powiedział, a ja  zapłakałem ponownie, czując po raz pierwszy niematerialne szczęście. Dziś wiem, że mam dla kogo żyć.

- Derek... - wypowiedziałem jego imię, bo nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć. Co z tego, że chodziłem na karate i dżudżitsu, skoro boję się własnego ojca i jest on jedyną osobą, której nie potrafię się przeciwstawić? - Ojciec mógłby mnie nawet zabić, a ja boję się mu postawić, boję się go, jako jedynej osobie na świecie... Te blizny... Na pewno je widziałeś. To wszystko on. On mi to zrobił, zniszczył mnie, moją psychikę i moje życie. Przez niego nie potrafię żyć bez bólu, dlatego zdecydowałem się być uległym. Uwielbiam, gdy ktoś mnie wiąże, bije i zadaje ból. Jego tortury psychiczne i fizyczne... Stałem się przez to jakimś cholernym masochistą, którego podnieca krępowanie i ból... Wstyd mi... Tak bardzo mi wstyd...

- Nie musisz się więcej bać. Pamiętaj, że ja zawsze Cię obronię, bo nie boję się takich łajz, jak on. - rzekł, całując mnie w czoło. - I nie myśl już o tym. Ja Cię akceptuję takim, jakim jesteś. 

- Kocham Cię... - wyszeptałem po cichu, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Po raz pierwszy czuję, że naprawdę kogoś kocham, kogoś na kim mi zależy. - I przepraszam, że nie chciałem się przyznać się do swoich uczuć... Bałem się... Bałem się dokładnie tego, co dzisiaj się stało. Byłem świadomy, że jeśli wyjdzie na jaw moja orientacja, ojciec nie zawaha się mnie skatować... Nie wiem, skąd się dowiedział, ale on nie da mi teraz żyć... On mnie zabije...

- Ja Ciebie też kocham, dlatego nie pozwolę nikomu więcej Cię skrzywdzić, rozumiesz? Będę Cię bronił do końca swoich dni. Już nikt nie podniesienie na Ciebie więcej ręki, a jeśli ośmieli się to zrobić, to będzie miał ze mną do czynienia. - rzekł i nie rozmawialiśmy więcej do końca dnia. Czułem, że robię się senny. Chciałem mu tak wiele powiedzieć, tak wiele wyjaśnić.

- D-D-Derek... - powiedziałem przez łzy, bezsilny. Czułem się całe życie osamotniony i pozostawiony ze wszystkim sam, ale teraz, gdy pierwszy raz w życiu odważyłem się wyznać komuś woje uczucia, które w dodatku zostały odwzajemnione, nie potrzebuję niczego innego do szczęścia. Teraz wiem, że nie jestem sam i mam kogoś, kto jest i będzie przy mnie. 

A przede wszystkim nie jestem taki jak ojciec.

- Ciii... - powiedział, obejmując mnie ramionami. - Nic już nie mów, tylko idź spać, skarbie. - wyszeptał, całując mnie w usta, a ja uśmiechnąłem się szczerze czując, jak moje oczy mimowolnie się zamykają.

Derek jest moim szczęściem i kimś, z kim chcę spędzić resztę swoich dni.

Perspektywa: Derek. 

Patrzyłem na śpiącego Sebastiana, a na jego buzi w końcu pojawił się spokój. Mój chłopak nareszcie się uspokoił i widać było, że czuje się  przy mnie bezpieczny. Ufnie wtulał się w moją klatkę piersiową, co bardzo mnie cieszyło. Delikatnie zdjąłem go z siebie, bo musiałem pilnie coś załatwić. Gdy tylko się z tym uporam, od razu do niego wrócę.

Przebrałem się w czystą koszulkę, następnie poszedłem po Willa i Jacka, których poprosiłem o pomoc. Całą trójką skierowaliśmy się do biura Thomasa oraz Liama, którzy siedzieli przy swoich, najprawdopodobniej pracując.

- Co się stało szefie? - zapytał się blondyn, podnosząc głowę i spoglądając na mnie.

- Thomasie Sangsterze i Liamie Dunbarze jesteście w imieniu prawa aresztowani za zatajanie prawdy, zeznawanie nieprawdy, tworzenie fałszywych dowodów w celu zatuszowania przestępstwa dokonanego przez inne osoby, utrudnianie śledztwa, pomaganie sprawcy poprzez ukrywanie sprawcy i zacieranie śladów na ich korzyść, ujawnianie informacji niejawnych i tajnych nieupoważnionym osobom, utrudnianie osobom uprawnionym zapoznanie się z dowodami, niszczenie przez was, jako funkcjonariuszy publicznych dowodów i zapisów cyfrowych oraz za poświadczenia nieprawdy na dokumentach. - powiedziałem, tracąc oddech przy wymienianiu podstaw zatrzymania, ale moim obowiązkiem było przedstawienie wszystkich zarzutów, za które dotychczasowi funkcjonariusze zostali zatrzymani. Dostrzegłem szok wymalowany na ich twarzach, a oni najwidoczniej nie spodziewali się takiego obrotu spraw.

- Co?! - krzyknęli w panice obydwoje, a ja byłem zadowolony z siebie, że dzięki notatkom Sebastiana w końcu odkryłem, że Sangster i Dunbar maczali palce w zacieraniu śledztwa, które przez nich tak długo trwało. Teraz te gagatki w końcu mi się nie wywiną.

- Aresztujcie ich i zaprowadźcie do celi. Za trzy dni odbędzie się ich proces w trybie przyśpieszonym. - nakazałem, a Will i Jack posłusznie podeszli do mężczyzn, zakładając im kajdanki z tyłu rąk, wyprowadzając zszokowanych z biura. Uśmiechałem się zwycięsko, że ta sprawa w końcu nabrała biegu i kontrole nareszcie przestaną się nas czepiać. Thomas szedł cicho, ale Liam cały czas krzyczał, że jest niewinny.

Ukryta kamera nie kłamie, obrzydliwy przestępco. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top