Rozdział 64.

Miłego Skarby ♥

Perspektywa: Sebastian.

Siedziałem zmęczony w swoim biurze i miałem dość tej mozolnej roboty. Od kilku dni bardzo ciężko pracuję i nie mam praktycznie czasu na sen, ani na odpoczynek. Ciągle żyję na kawie, albo energetykach, a moje serce zdecydowanie ma tego dość. Do mediów wyciekły informacje, że na nasz posterunek ktoś się włamał, a co gorsza, mieszkańcy dowiedzieli się, że akta sprawy zostały skradzione. W efekcie w miasteczku wzrosła drastycznie fala przestępstw, a tutejsi policjanci nie byli w stanie na tym zapanować.

I wcale się im kurwa nie dziwię. Jak dopuścili do włamania na posterunek, to co szkodzi marginesowi społecznemu rabować na potęgę? Przecież tutejsza władza w ich mniemaniu nic pożytecznego nie zrobi, skoro dali się nawet okraść, więc wszyscy czują się aż nader swobodnie. Wracając raz ze sklepu zostałem napadnięty przez jakichś gówniarzy, ale dostali ode mnie niezły wpierdol i doszli do wniosku, że nie warto ze mną zadzierać. Całe szczęście, że za dziecka chodziłem na boks i inne sztuki walki. 

Generalnie zapierdalam od rana do nocy, chcąc jakoś uporządkować to wszystko w logiczną całość. Rozpisałem sobie po kolei wydarzenia oraz swoje teorie, tworząc własny plan wydarzeń. Chciałem już jak najszybciej wrócić do Los Angeles, bo tęskniłem za pracą w Departamencie, a przede wszystkim za swoim mieszkaniem. 

Od początku praktycznie coś mi na tym posterunku nie grało. Miałem wrażenie, że ewidentnie coś tutaj nie pasuje, a co najlepsze, miałem przeczucie, że Dunbar z Sangsterem są w to w jakiś sposób zamieszani. Prowadzą miesiącami śledztwo, które praktycznie nie ruszyło z miejsca. Kiedy jednak zostali odsunięcie od odchodzenia, w mieście zaczęły dziać się bardzo dziwne zdarzenia, a niedawno w magiczny sposób akta rozpłynęły się. Derek z całych sił próbował namierzyć sprawców, ale on nie ma pojęcia, jak się do takiej roboty zabrać.

W między czasie było dużo raportów, a mój szef kazał mi jeszcze kilka dni tutaj posiedzieć. Nie byłem zbytnio zadowolony z tego, że musiałem oglądać Dereka, który z dnia na dzień stawał się dla mnie coraz bardziej chamski i upokarzał mnie psychicznie, jak tylko mógł. Rozumiem, że ma satysfakcję z tego, jak udało mu się mnie zeszmacić, ale nie musi każdego dnia tego akcentować.

W między czasie, gdy miałem chwilę przerwy od piania sprawozdań, bo głównie to jest moje zadanie tutaj powierzone przez Departament, udało mi się odtworzyć prowizoryczne akta dochodzeniowe. Postanowiłem, że sam rozwikłam tę zagadkę, bo śledztwo za długo już trwa. Przeczuwam, że ta dwójka coś knuje, a ja dowiem się co. Dobrze, że wykonałem ich uprzednią kserokopię, włącznie z protokołami oględzin miejsc zdarzenia. Może nie wszystko skopiowałem, ale znaczną część, tą ważniejszą, na szczęście mam.

Ja chociaż swoje dokumenty trzymam zawsze przy sobie.

Pojechałem osobiście do głównego laboratorium, w którym Ava Paige docelowo pracuje. Mieściło się ono kilkadziesiąt kilometrów poza miastem. Tam są składowane wszelkie ekspertyzy lekarskie i bez trudu uzyskałem ich kopię, którą zgrałem sobie na pendrive'a. Zapisy z monitoringów, które były zgrane na płyty zdobyłem na własną rękę, co nie było wcale łatwym zadaniem. 

Dzisiaj, gdy siedziałem nad sprawą, kończąc oglądać nagrania, na których nic nie ma, przypomniałem sobie, że przecież umieściłem niewielką kamerkę w pokoju Dunbara i Sangstera, kiedy Martin z Woodem przybyli na komendę, aby móc ich kontrolować i złożyć stosowny raport. W natłoku bieżących wydarzeń, totalnie wyleciało mi to z głowy. Szybko zszedłem na dół, spotykając po drodze Dereka, który jak zwykle musiał ze mnie szydzić. Wszedłem do pokoju i zabrałem swój sprzęt, po czym w spokoju zacząłem odtwarzać nagrania.

Jak się dowiedziałem, Martin z Woodem zamiast pracować, woleli siedzieć na internecie, oglądać gazetki pornograficzne, jeść i spać. Co najlepsze, zauważyłem kilka razy tych samych dwóch kolesi, którzy pod ich nieobecność kręcili się w biurze, a co jest w ogóle dla mnie szokiem, okazali się być partnerami życiowymi Dunbara i Sangstera. Uśmiechnąłem się do siebie zwycięsko, bo moja teoria, że ta dwójka policjantów jest w to zamieszana, okazała się być prawdziwa. 

Widziałem teraz nie raz, jak całowali się zawzięcie, a nawet i uprawiali seks w biurze, ale coś mi jednak w tych kolesiach nie pasowało. Przyglądałem im się bardzo dokładnie i skądś jednak znałem ten charakterystyczny styl bycia, wygląd, sposób wypowiadania się i ruchy... Zacząłem podejrzewać najgorsze, ale mam nadzieję jednak, że się mylę.

Obym się mylił. 

Oglądałem nerwowo dalej, aż w końcu zbliżałem się do końca. W dzień, w którym pojechaliśmy do Kościoła na Santa Monica, tych dwóch kolesi w najlepsze bawiło się w biurze, po czym później zapakowali akta sprawy do siatki. Obserwowałem dalej mając serce w gardle, bo jeden z nich powiedział, że pojadą do lasu zrobić ognisko, przy którym spalą wszelkie obciążające ich dowody, załatwiając jedzenie dla swoich chłopaków, a dla siebie krew. Z wrażenia telefon upadł mi na podłogę. 

Wiedziałem. Wiedziałem kurwa, że to są wampiry. Od początku to cholera jasna wiedziałem. 

Wyłączyłem szybko nagranie i cały zacząłem się trząść. Oddychałem szybko, a zdenerwowanie zaczęło się coraz bardziej pogłębiać. Początkowo ze strachu, że mogą mnie teraz obserwować i bez żadnych skrupułów zabić, ale jednak został on szybko zastąpiony przyjemnymi wspomnieniami z nocy, jakie spędzałem z poznanym kilka lat temu wampirem. Pierwszy raz wtedy zacząłem używać czatu erotycznego, bo chciałem zacząć widywać się potajemnie z mężczyznami, którzy lubili dominować. 

Jak się okazało, wybranym przeze mnie kandydatem na pierwsze moje w życiu takie seks-spotkanie był właśnie wampir, który chciał mnie po jakimś czasie zabić, gdy go rozgryzłem, ale przyrzekłem mu, że nigdy się nie zdradzę, a on uwierzył mi, choć na początku nie był pozytywnie do tego nastawiony. Zawarliśmy umowę, że on nikomu nie zdradzi tego, że się ze mną spotyka, bo mogłoby to zaszkodzić mojej reputacji, a ja nie zdradzę tego, że jest wampirem. Trudno było mi w to początkowo uwierzyć, ale jednak. Wszystkie legendy okazały się być prawdziwe, a ja czułem się nawet dumnie z tego, że poznałem wampira.

Nasze spotkania polegały głównie na tym, że bzykaliśmy się prawie codziennie po kilka godzin. Czasami zdarzało się, że widywaliśmy się po prostu ze sobą pobyć. Kiedyś nawet ku mojemu zaskoczeniu, obronił mnie przed napastnikami, gdy wracałem sam do domu. Ogłuszyli mnie i chcieli pobić, a następnie okraść. Tłumaczył to tym, że dopóki się z nim spotykam, jestem jego i nie pozwoli tknąć swojej własności. 

Niestety, ale potem kontakt z nim się urwał, bo pojawiły się w jego życiu jakieś problemy, a ja byłem wolny. Powiedział, że teraz mam wolną rękę i mogę spotykać się z kim chcę. Było mi przykro i długo leczyłem złamane serce. Do tej pory mam wspomnienia, jak pił ze mnie krew, a na mojej szyi pojawiały się takie same dwa punkty, jak te pozostawione na ciałach ofiar. Na samą myśl robi mi się gorąco, a moje ciało ogarniają przyjemne dreszcze. Od tamtego czasu nie potrafiłem z nikim się spotkać, bo wciąż miałem go w głowie. 

Początkowo odrzucałem od siebie tą myśl, że za sprawa morderstw w Hartford stoją zimnokrwiści, ale wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Nie mogłem się zdradzić, że cokolwiek podejrzewam, bo zdaję sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą mnie spotkać za to, że zdradzę tożsamość wampirów. Udawałem, że niczego nie podejrzewam, ale teraz, gdy sytuacja przybrała taki obrót, musiałem mieć pewność, że to ich sprawka, a przede wszystkim odkryć dane personalne sprawców, co nie okazało się być trudne. Na nagraniu, jak na tacy podali swoje personalia. 

Przeczytałem szybko w skupieniu protokoły i ekspertyzy, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że za zabójstwami stoją wampiry - niejaki Dylan O'Brien i Brett Talbot. Na zdjęciach widniały te same ślady, jakie miałem ja na swoim ciele, gdy mój wampirzy partner ze mnie pił. Moje serce zaczęło bić o wiele szybciej i mocniej. Czułem, że robi mi się gorąco, szczególnie, że mogli w tym momencie, albo mnie podsłuchiwać, albo spędzali czas ze swoimi kochankami. Oblał mnie wręcz zimny pot.

Zapisałem sobie ich imiona i nazwiska na kartkach, po czym odnalazłem w systemie akta osobowe, spisując ich sygnatury na małą, kolorową karteczkę. Poszedłem do archiwum wydziałowego na drugim piętrze i znalazłem ich. Musieli zapomnieć o tym, że przecież są jeszcze tutaj sprawy bieżące i sprzed dziesięciu lat, gromadzone w pomieszczeniu na piętrze. Otworzyłem je cały się trzęsąc i miałem już teraz pewność na milion procent, że to oni zabijają, szczególnie, że rysy twarzy się zgadzają, a przede wszystkim, że są to wampiry. 

Skierowałem się jeszcze do archiwum na dole i odnalazłem teczkę Dylana O'Briena, której wampir nie zabrał, bo myślał, że jej tu nie ma. Wróciłem do swojego pokoju i rozmyślałem, co powinienem w tej sytuacji zrobić. Generalni rozwikłałem zagadkę i wiem, kto zabija, ale nie mogę nic powiedzieć. Muszę milczeć jak grób, bo tożsamości wampirów się nie zdradza, a każdy, kto o nich wie, ryzykuje życiem.

Ja pierdole, w co ja się wpierdoliłem?! Co ja mam teraz kurwa zrobić?

Po co wtykam nosa w nie swoje sprawy?!

Spojrzałem na teczki osobowe chłopaków, po uprzednim ich przejrzeniu. Podszedłem do niszczarki i zacząłem mielić dokumenty. Źle się z tym czułem, że zacieram dowody w sprawie, że niszczę coś tak ważnego, jak akta, ale stawką jest moje życie i nie tylko. Miałem już przyjemność spotkać wampira, rozmawiać z nim, uprawiać seks i doznać picia przez niego mojej krwi. Wiem, że to, co robię jest złe, ale istnienie Dylana i Bretta musi pozostać tajemnicą, gdyż ja całkowicie zdaję sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje mnie czekają za zdradzenie ich rasy. Przestałem się również dziwić Thomasowi i Liamowi, że stracili dla nich głowę, bo najwspanialszym doświadczeniem w życiu może być spotkanie wampira. 

- Tak będzie najlepiej. - powiedziałem po cichu sam do siebie. Skierowałem się do łazienki i wziąłem długi, relaksujący prysznic, aby odetchnąć. Muszę się zrelaksować i najlepiej będzie, jak pojadę gdzieś za miasto, do baru i się upiję. 

Wyszedłem z posterunku jakoś po godzinie ósmej wieczorem, cały się jeszcze trzęsąc i denerwując, a na zewnątrz było już naprawdę ciemno. Miałem zamiar pojechać do jakiegoś baru i najprościej w świecie się upić, aby odreagować dzisiejszy dzień. Informacje, jakie zdobyłem wstrząsnęły mną na tyle, że mam całkowity sajgon we łbie.

Chciałem uniknąć również spotkania z tym złamanym chujem Derekiem, który ostatnio perfidnie mnie wykorzystał seksualnie. Byłem zjarany, nie myślałem racjonalnie, a on bez żadnych skrupułów wypieprzył mnie jak zwykłą, tanią dziwkę. Czuję się źle z tego powodu, że cholera jasna, seks z nim sprawił mi niewyobrażalną przyjemność. Nie mogę zapomnieć o jego dotyku, władczości, o tym, jak bez najmniejszego oporu mu się oddałem.

Co ja najlepszego zrobiłem? Albo raczej, najgorszego? 

Już sam nie wiem, czy gorsze jest to, że wiem, iż mordercami są wampiry, czy to, że jara mnie Derek.

W nadziei, że uda mi się wyjść przed nim, wręcz wyleciałem z budynku, szukając w przyśpieszonym tempie kluczyków od swojego Lexusa, chcąc udać się jak najdalej stąd, bo perspektywa spędzenia kolejnego dnia w miejscu, które wywołuje u mnie tyle wspomnień była wręcz przerażająca. Niestety, ale los jednak lubi płatać figle.

- Gdzie tak uciekasz, co? – zapytał się Derek, a ja odwróciłem się w jego stronę dostrzegając kpiący uśmieszek wymalowany na jego paskudnej gębie. Nie odpowiedziałem, bo nie chciałem wdawać się z nim w zbędną dyskusję, lecz on złapał mnie za jeszcze obolały nadgarstek od kajdanek, pomimo tego, że minęło kilka dni od tego zdarzenia, na co lekko syknąłem, gdy przyciągnął mnie do siebie. – Może śpieszysz się do kolejnego kochanka, co? Mało Ci wrażeń? Jeśli tak, to chętnie zajmę się Twoją ciasną dziurką... Aż dziwne, co? Bo pewnie przede mną pieprzyło Cię multum osób. – zadrwił ze mnie, a ja wyrwałem się z jego uścisku.

- Nie Twój zasrany interes, chuju. – warknąłem, gniewnie spoglądając mu w oczy, a z jego ryja nie schodził uśmiech zwycięstwa.

Lepiej się zamknij, bo naślę na Ciebie mojego byłego, wampirzego kochanka i nie wiem, czy będzie Ci tak do śmiechu, łajzo. 

Tylko najpierw bym musiał go odnaleźć. 

- Pewnie nie możesz się doczekać, aż ktoś znowu Cię zwiąże i zrobi z Ciebie posłuszną suczkę. – stwierdził nader zadowolony z siebie Derek, a ja nie wytrzymując jego kolejnych drwin, przyłożyłem mu z całej siły z pięści w twarz, aż mężczyzna upadł na ziemię. Spojrzałem na niego z wyższością, gdy ten dotykał obolały policzek, na którym jutro pojawi się majestatyczny siniak.

Trzeba było mnie nie prowokować. 

- Nie wyzywaj mnie od suk, ty perfidny łajdaku. Byłem zjarany, a Ty wykorzystałeś to, nawet nie krępując się, a teraz mnie wyzywasz, jak by Ci wyrządził nie wiadomo jak wielką krzywdę. Jesteś podły. – powiedziałem, biegnąc do samochodu i chcąc jak najszybciej odjechać, zaszyć się gdzieś kilka metrów pod ziemią przez wszechogarniający mnie wstyd i poczucie zażenowania, szczególnie, że chyba kurwa mać jednak byłem świadomy i to aż za bardzo.

Co za podła świnia! Jak ja go nienawidzę!

Dlaczego musi być tak kurewsko dobry w łóżku?!

I dlaczego mi na nim kurwa zależy?!

Ze złości trzasnąłem drzwiami, gdy wsiadałem do samochodu. Uderzyłem dłonią o kierownicę i próbowałem się uspokoić, ponieważ kurwa mać, podobało mi się to, jak władczy, zaborczy i nieokrzesany potrafi być Derek. Czułem się jak w siódmym niebie, gdy całkowicie przejął nade mną kontrolę, gdy mu uległem i pokazał mi, kto tu rządzi, ale nie mogę przez to patrzeć mu w oczy, po tym, co się wydarzyło, ani tym bardziej spojrzeć w lustro. A tyłek to bolał mnie nieziemsko. 

Jesteś pierdoloną przez wszystkich niewyżytą seksualnie świnią i szmatą, Sebastianie. Wstyd. Gdyby ojciec się dowiedział, to nie miałbyś już życia.

Skarciłem sam siebie w duchu i warknąłem w złości na samego siebie. Włożyłem do stacyjki kluczyk, przekręcając na raz, lecz nie odpaliłem silnika, tylko siedziałem jeszcze chwilę, spoglądając przed siebie i próbując się uspokoić, lecz na marne, bo piosenka lecąca w radiu nieziemsko mnie wkurwiła.

,,I ty wiedz że, po koncercie lubię spalić jeszcze coś.

Sajgon we łbie, gdy o zdjęcie prosi wtedy jakiś gość.

Wtedy znikam stąd jak Harry, wszyscy myślą, że to czary,

 a ja w furze już z ziomkami podpalamy właśnie coś."

- Wypierdalaj stąd jak Harry, kurwa. - warknąłem, bo ostatnie, o czym mam ochotę słuchać, to piosenka o paleniu marihuany, ewentualnie o znikaniu. Nie dość, że byłem w ostatnim czasie totalnie spizgany w Kościele, przez co mam teraz sajgon we łbie, to jeszcze akta sprawy magicznie znikły, bo zostały skradzione przez wampiry. Żyć nie umierać cholera jasna. 

Z wściekłością wyjąłem kluczyk z auta, rzucając nim na siedzenie obok i spojrzałem przed siebie, przez co zdenerwowałem się jeszcze bardziej, bo nie dość, że wkurwia mnie piosenka, to jeszcze dostrzegłem tego przebrzydłego patafiana, który szukał po kieszeniach kluczy od swojego samochodu.

Boże, nie miał gdzie zaparkować?!

Chcąc się jakoś rozluźnić, otworzyłem skrytkę samochodową, po czym musiałem się nieźle nagimnastykować, aby znaleźć w niej mojego elektrycznego papierosa, ponieważ ostatnio wrzuciłem go gdzieś pomiędzy szpargałami.

Czas tu posprzątać. 

- Kurwa, gdzie ty jesteś chuju. – skomentowałem zły, nieustannie grzebiąc w schowku, prawie leżąc na siedzeniu pasażera, przekopując po kolei wszystko, co tam było w nadziei, że w końcu znajdę swojego e-peta. Oczywiście nie pomyślałem o tym, aby wziąć telefon i poświecić lub też użyć światła wewnątrz auta. Po chwili jednak udało mi się znaleźć przedmiot i gdy wyprostowałem się, niemal zamarłem. 

O kurwa.

Pobladłem, a moje serce gwałtownie przyśpieszyło, gdy dostrzegłem, jak dwóch zakapturzonych oraz zamaskowanych mężczyzn szarpało się z Derekiem, bijąc go po twarzy i żebrach. Mężczyzna po chwili upadł na ziemię, a oni nie przestawali go szarpać, chcą najprawdopodobniej zabrać mu schowane w kurtce kluczyki i portfel.

Otworzyłem usta ze zdziwienia, totalnie nie wiedząc, jak powinienem zachować się w tej sytuacji. Z jednej strony cieszyłem się, że ten patafian dostał kilka solidnych ciosów od nich, bo należało mu się za te wszystkie głupie docinki w moją stronę, ale z drugiej strony, cholera jasna, mogą mu coś poważnego zrobić. Generalnie powinienem jakoś zareagować, ale nie do końca byłem pewny, co zrobić, szczególnie, że mam mieszane uczucia wobec Dereka.

Mężczyzna niespodziewanie rzucił się na jednego z napastników, zdejmując mu z głowy kominiarkę i kaptur, demaskując go, a jego kolega, jak na zawołanie przywalił mu w tył czaszki jakimś ciężkim kijem leżącym nieopodal, przez co Derek stracił przytomność, upadając. Zauważyłem, że Ci zaczęli się niespokojnie kręcić i chyba nie mieli tego w planach. Derek stracił przytomność, co nie uszło uwadze rabusiom, gdyż Ci wyjęli telefon i zadzwonili do kogoś, po czym ciągnęli ciało mężczyzny po ziemi.

Psia mać! I co teraz?!

Chciałem wyjść z samochodu i jakoś zareagować, ale rabusie z ciałem szefa posterunku pobiegli  do samochodu stojącego nieopodal pod drzewami, rozglądając się dookoła, czy aby na pewno nikt ich nie widzi. Siedziałem skulony za kierownicą, aby mnie przypadkiem nie dostrzegli, potajemnie obserwując sytuację i musiałem przemyśleć, co zrobić.

Może powinienem kogoś wezwać?

Napastnicy zarzucili mu worek na głowę, po czym bez żadnego szacunku wrzucili Dereka do bagażnika i w pośpiechu wsiedli do pojazdu. Nim przeanalizowałem wszystko, mężczyźni ruszyli z piskiem opon, a ja bez wahania odpaliłem silnik i bez świateł poruszałem się za nimi, zachowując bezpieczną odległość, aby mnie przypadkiem nie zauważyli. Całe szczęście, że miałem czarny samochód.

Podczas drogi uważanie się rozglądałem, ale nie znałem za bardzo tego miasta, więc nie wiedziałem, gdzie się znajdujemy. Mój GPS pokazywał mi, że wyjechaliśmy poza miasto i poruszaliśmy się asfaltową drogą, a dookoła wszędzie były drzewa. Nerwowo paliłem papierosa, cały się trzęsąc, bo zupełnie nie przemyślałem swojego działania. Zachowałem się lekkomyślnie i zamiast kogoś powiadomić, iść na komendę po wsparcie, ja bez wahania ruszyłem za nimi.

Co mnie do tego podkusiło?!

Po kilkudziesięciu minutach zobaczyłem, jak furgonetką skręcają w jakąś poboczną drogę, najprawdopodobniej polną, nie używając w ogóle kierunkowskazu. Skręciłem i dalej śledziłem ich z sercem w gardle, obawiając się, że mogli mnie dostrzec, przez co nie tylko Derek miałby poważne kłopoty. Po chwili spostrzegłem, iż mężczyźni zaparkowali przed jakimś starym, opuszczonym hangarem. Zacząłem być coraz bardziej przerażony, szczególnie, że jeden z nich był uzbrojony.

Ja pierdole, w co myśmy się wjebali?!

Bez najmniejszego szacunku wyjęli ciało Dereka z bagażnika, który jakimś cudem zdjął sobie płachtę z twarzy, aby rozejrzeć się dookoła, ale Ci zdenerwowali się buntowniczością mężczyzny.  Zasadzili mu jeszcze kilka kopniaków prosto w plecy i brzuch, po czym założyli mu worek na głowę i związali ręce, gdyż ten zaczął się wybudzać oraz szarpać. Zakryłem ręką usta, a moje serce biło coraz szybciej. Z minuty na minutę bałem się coraz bardziej, ale nie mogłem teraz okazać strachu, tylko konieczne było zachowanie zdrowego rozsądku i trzeźwości umysłu.

Stoicki spokój to podstawa. 

Wyszedłem po cichu z auta i przybliżyłem się starego hangaru, w którym rabusie krzywdzili Dereka. Słyszałem, jak mężczyzna krzyczał coś do nich, lecz bandyci byli wobec niego bezlitośni i wciąż go bili. Po chwili w pomieszczeniu zapaliło się światło, a ja wciąż niespokojnie się kręciłem i cały w nerwach wiedziałem, że nie mogę go tak zostawić. Muszę coś zrobić.

Podszedłem do samochodu i spojrzałem na niego, a do głowy przychodziło mi tylko jedno rozwiązanie.

Nie zostawię go. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top