Rozdział 10.

Nie ma to jak pisanie rozdziału podczas, gdy walnięta sąsiadka napierdala młotkiem -.-

Remontów się zachciało o godz. 21 -.-

Perspektywa: Thomas.

Analiza miejsca zdarzenia zajęła nam sporo czasu. Zabezpieczyliśmy toaletę i aż do rana spisywaliśmy zeznania wszystkich uczestników imprezy w klubie razem z Liamem. Mieliśmy włącznie 36 różnych osób, ale żadna z przesłuchanych nie kojarzyła zamordowanego mężczyzny oraz nie dostrzegła, aby w klubie znajdowała się jakaś podejrzana postać.

Ava poinformowała, że szczegółowy raport dostarczy nam dopiero za dwa dni, ponieważ ma do napisania sprawozdanie, które musi pilnie oddać. Bez tego nie mieliśmy jak ruszyć, ponieważ nie wiedzieliśmy, kim była ofiara oraz kiedy i jak zmarła. No, jednego akurat byliśmy pewni. Tak jak pozostałe, jego krew również została spuszczona.

Pożegnałem się ze znajomymi policjantami i gdy wszystkie czynności zostały dopilnowane, to mogliśmy się udać z Liamem do domów. Postanowiłem, że raportem zajmę się po później.

Około ósmej wieczorem z powrotem pojechałem do pracy. Szef pozwolił nam na wykonanie raportu sporządzenie sprawozdania w godzinach nocnych z uwagi na całonocne czynności śledcze. Na miejscu nie było jeszcze mojego przyjaciela, ponieważ najpewniej jeszcze spał. Zaparzyłem sobie kawę w swoim ulubionym kubku i postanowiłem, że zajmę się pisaniem.

- Boże, zaspałem. – usłyszałem donośny ton głosu Liama oraz dźwięk otwieranych drzwi i z wrażenia przewróciłem kubek z kawą, który zalał raport. Zacisnąłem usta w wąską linię i gniewnie na niego spojrzałem podnosząc naczynie i rozkładając papiery.

Chłopak był totalnie nieogarnięty. Jego włosy były rozczochrane, a koszulę w kratę niechlujnie na siebie założył, jak by w pośpiechu wybiegł z domu. On jak zwykle miał wszystko totalnie gdzieś. Zaczynałem się zastanawiać, po co ja w ogóle się staram, skoro nikt mnie nie docenia, a on idzie do archiwum spać i dostaje premię. Co jest ze mną nie tak?

- Kurwa. – przekląłem, gdy zobaczyłem, że pół papieru było zalane i pomimo tego, że szybko zainterweniowałem, to dziesięć stron raportu było zniszczone. Zajebiście. Mam nadzieję, że nie będzie widać plam po napoju, bo nie mamy możliwości zapisu tekstu raportowego w systemie komputerowej z uwagi na większe ryzyko podrobienia, więc to, co napiszę od razu drukuję, a potem nie mam możliwości jego poprawy, chyba, że będę przepisywał na nowo.

Liam zobaczył, że klnę jak oszalały i rozkładam papiery na podłodze, a przede wszystkim wycieram tą cholerną kawę. Jest druga w nocy, a on dopiero się zjawia w pracy. Po prostu ten dzień zaczyna się okropnie.

- No nieźle stary. – powiedział i podszedł do mnie śmiejąc się z tego, że mój raport jest zalany. A to wszystko było jego winą.

Świstu gwizdu cała praca poszła w pizdu.

- Zabawne kurwa. – warknąłem i gniewnie na niego spojrzałem. – Gdybyś się nie spóźnił, to ja nie wylałbym tej kawy. Przestraszyłeś mnie tym, jak tak wparowałeś do środka. – powiedziałem do niego z wyrzutem.

- Zaspałem, okej? – wytłumaczył spokojnie.

- Jak mogłeś zaspać do pracy?! – krzyknąłem. No ludzie, powiedzcie mi, jak to do cholery jest możliwe?

- Normalnie, no rano poszedłem po zakupy, potem pisałem prawie do piątej popołudniu z takim fajnym, nowopoznanym chłopakiem i no, mówię Ci, super jest i poszedłem spać o szóstej i tak jakoś wstałem o północy i wiesz... - dokończył, a mi z rąk wypadł segregator z papierami. Kurwa, gdyby nie był moim przyjacielem, to już dawno bym go podkablował.

I jego wciąż ktoś trzyma w Policji? Ja bym go dawno zwolnił.

Wywróciłem oczami na jego słowa i postanowiłem, że zacznę przepisywać na czysto raport, który jest na tyle obszerny, że zabawy z nim będę miał do rana.

- Pierdolony raport. – powiedziałem i usiadłem przed komputerem. Kawa niestety pozostawiła brązowe ślad, więc nie miałem wyjścia.

- Chcesz kawki na dobry początek dnia? – spytał, a ja spojrzałem na niego z istnym mordem w oczach. – Okej, to chyba znaczy, że jednak nie. – powiedział radośnie, a ja tylko przekląłem pod nosem i zaczynałem przepisywać.

Moją pracę jednak przerwał mi Liam, który wyrwał mi kartki z rąk.

- Serio? – spytał. – Chcesz to przepisywać? Nie lepiej zrobić ksero i poświadczyć za zgodność z oryginałem? – zaproponował i w sumie, to nie jest wcale durny pomysł.

Postanowiłem, że te strony dokseruję potem, a teraz dokończę pisać raport i sprawozdanie do szefa, a potem przy okazji wydrukuję jeszcze pare innych potrzebnych rzeczy.

- Głupi monitoring. – rzekł Liam, po czym zajął się oglądaniem materiałów, a ja pisaniem.

Po kilku godzinach ciężkiej pracy spojrzałem na zegarek i dochodziła godzina dziewiąta.

- Kurwa! – krzyknąłem.

- Gdzie?! – zapytał Liam, który był tak zmulony oglądaniem nagrań, że z wrażenia spadł z krzesła, ponieważ rozglądał się z zaciekawieniem dookoła, lecz ja nie zwróciłem na niego uwagi.

Podbiegłem szybciutko do ksera i chciałem wpierw wydrukować sobie kilka zdjęć Dylana, które udało mi się zrobić za pomocą przycisku PrintScreen na klawiaturze. Nie będę ukrywać, że jest nieziemsko przystojny, a niektóre ujęcia z kamer były wręcz zniewalająco.

O dziesiątej przychodzi na przesłuchanie, więc musze się streszczać, szczególnie, że zaraz do biura wpadnie szef i zażąda raportu, który wymaga jeszcze wykonania kserokopii tego zalanego. Musze też wykasować z pamięci kserokopiarki przesłane zdjęcia. Ustawiłem sobie możliwość wydruku i pobiegłem z powrotem do biurka. Nie słyszałem jednak pracy maszyny.

Nosz kurwa, zapomniałem je włączyć.

Z powrotem przybiegłem do urządzenia, lecz moja koordynacja jest czasem godna pożałowania, ponieważ potknąłem się o przedłużać i rękoma złapałem panel kserokopiarki i niechcąco ustawiłem 430 kopii i wcisnąłem start.

O żesz chuju złoty, ale mam przesrane.

- Nie, nie, nie... - powiedziałem i nałogowo zacząłem gwałcić przycisk „stop", lecz to było na nic, ponieważ to urządzenie jest tak durne, że jak raz się zatnie, to kaplica i nie da się z tym nic zrobić. Liam bacznie obserwował moje poczynania i popijał kawkę, wciąż się ze mnie śmiejąc.

Zobaczyłem, że na tacy wyjściowej znajduje się już ponad dwieście skserowanych fotografii Dylana. Dalej próbowałem jakoś odwiesić to piekielne urządzenie. Niestety, było jeszcze gorzej, niż chwilę temu.

Usłyszałem, że drzwi od naszego gabinetu otwierają się, a do środka wszedł szef z jakimiś papierami i podszedł do kserokopiarki. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, poczerwieniałem, a moje serce przyśpieszyło.

- Sangster, długo jeszcze Ci to zajmie? Potrzebuję wykonać kopię dokumentów. – powiedział i spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałem, co mam ze sobą począć.

- Jeszcze chwilka szefie. – odpowiedziałem drżącym głosem, a on spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym zerknął niżej na wyskakujące z kserokopiarki kartki papieru.

- Co Ty tam drukujesz? – zapytał.

- Raport roczny, o który szef mnie wczoraj prosił. – powiedziałem szybciutko i modliłem się, aby łyknął ten haczyk.

- Tak trzymaj Sangster. – rzekł do mnie radośnie. – Przyjdę później w takim razie. Nie będę Ci przeszkadzał. Cieszę się, że tak obszernie wszystko opisałeś. – dodał, a ja pokiwałem głową i wymusiłem uśmiech. Szef odwrócił się i miał zamiar opuścić biur, lecz kurwa coś mu się popierdoliło w głowie i postanowił zostać. – Albo wiesz co? Pokaż mi, co tam napisałeś. – dodał i chciał brać kartki, lecz ja musiałem zainterweniować.

- Nie! – krzyknąłem, a Liam roześmiał się głośno, lecz szef gniewnie na mnie spojrzał. Wziął do ręki wszystkie kartki z tacy wyjściowej, a ja zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony niż przedtem.

- Co to do cholery ma być?! – wrzasnął i rzucił kartkami o blat biurka. – Jeśli chcesz sobie drukować zdjęcia swojego chłopaka, to proszę to robić w domu, a nie używać do tego celu służbowej kserokopiarki! – huknął jeszcze bardziej, a mi jeszcze nigdy nie było tak wstyd.

- Tak jest szefie... - wypowiedziałem po cichu te słowa, a on dalej gniewnie na mnie patrzył.

- Wstydzę się za Ciebie, Sangster. – dodał i zaczął wychodzić. – Potrącę Ci z pensji kwotę za zmarnowane kartki i tusz. Czterysta trzydzieści kopii jednego zdjęcia, oszalałeś chyba. Myślałem, że tylko Dunbar może wpaść na tak idiotyczne pomysły, ale się kurwa pomyliłem. – dopowiedział i trzasnął drzwiami zostawiając mnie samego razem z przyjacielem, który cisnął ze mnie równo. Urządzenie w końcu przestało drukować, a ja z ogromna ostrożnością zresetowałem je, po czym skserowałem swój pożal się Boże raport i usiadłem speszony przy biurku, nie odzywając się do Liama. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top