Rozdział 1.

Perspektywa: Thomas.

Dochodziła godzina pierwsza w nocy, a ja dalej siedziałem w papierach w swoim biurze. Byłem zmęczony i oczy mi się zamykały pomimo tego, że właśnie piłem trzecią w tym dniu kawę, choć właściwie to można ją już zaliczyć na poczet następnego dnia. Szef zlecił mi oraz Liamowi, mojemu najlepszemu przyjacielowi do rozwikłania zagadkę tajemniczych morderstw w Hartford, których w ostatnim czasie jest coraz więcej.

Przeglądałem właśnie akta jednej z ofiar, która została znaleziona dwa dni temu w pobliskim parku. Była to kobieta, średniego wzrostu o czanych włosach i niebieskich oczach. Z tego, co ustaliłem w policyjnej bazie danych, to nie miała żadnych zatargów z prawem. Była za to mężatką i miała dwójkę dzieci.

Nic z tego nie rozumiałem. Żadna z tych wszystkich ofiar w żaden sposób nie jest ze sobą powiązana, co nie ułatwiało mi zadania. Mieliśmy łącznie piętnaście trupów, lecz żaden portret psychologiczny nie został jeszcze utworzony, aby móc ocenić zdolności i preferencje potencjalnego podejrzanego. Wiedzieliśmy tylko, że morderca zabijał poprzez spuszczenie z ofiary krwi. Rzuciłem zdenerwowany teczkę na biurko i potarłem zmęczone czoło ręką. Głowa zaczynała mnie boleć od nadmiaru myśli.

- To wszystko nie ma sensu. – powiedział Liam wyrywając mnie z zamyślenia, gdy niespokojnie kręcił się wokół kilku tablic korkowych, na których rozmieściliśmy zdjęcia ofiar, miejsc ich znalezienia i wiele innych. Spojrzałem na niego znad kawy i miałem wręcz dość myślenia na dziś.

- Wiem. Nic nie przychodzi mi na razie do głowy. – odpowiedziałem totalnie bezsilny oraz wkurzony i wziąłem po raz kolejny akta osobowe jednej z ofiar mając nadzieję, że może czytając je po raz piętnasty uda mi się wpaść na jakikolwiek trop.

- Jedyne, co jesteśmy w stanie ustalić to to, że ofiary nie mają żadnych, ale to żadnych śladów stosowania wobec nich przemocy, żadnych siniaków, zadrapań czy innych ran. Nic nie wskazuje na to, aby ofiary były przetrzymywane wbrew ich woli i krępowane, np. sznurem, łańcuchami, drutem, czymkolwiek. Co dziwniejsze, Ava Paige w swoich raportach do każdej z tych osób pisze to samo stwierdzenie, prócz oczywiście dokładnej analizy chorób każdego z nich. – powiedział, po czym wziął pierwsze lepsze akta i przeczytał protokół z sekcji zwłok, który również nam nie pomagał. - Ofiara zginęła na skutek utraty całej krwi z organizmu. Brak śladów zadrapań, skaleczeń i innych ran otwartych. Brak śladów gwałtu. Na ciele ofiary znajduje się jedna rana na tętnicy promieniowej, spowodowana wkłuciem, najprawdopodobniej średniej grubości igłą. – przeczytał i rzucił akta na biurko. - To nie ma najmniejszego sensu. Wszyscy umierają od tego samego.

- Wiem, Liam. – odpowiedziałem. Ava była znakomitym lekarzem sądowym, więc nie jest możliwe, aby mogła się pomylić przy wydawaniu opinii, szczególnie, że było ich już piętnaście. Ponadto sami oglądaliśmy wszystkie ciała i faktycznie, na lewej lub prawnej tętnicy znajdowało się wkłucie, zaś one były wysuszone, nie miały w sobie choćby kropki krwi i dziwiłem się, jakim to trzeba być zwyrodnialcem, aby spuszczać z ludzi krew.

- Nie rozumiem też, czym kieruje się morderca. – dodał i usiadł na krześle naprzeciwko mnie. – Ofiary są totalnie przypadkowe, które nawet ze sobą nie rozmawiały. Nie możemy przewidzieć, czy następnie zginie kobieta, czy mężczyzna, czy nastolatek, czy może starzec, ani ustalić wieku, koloru włosów, czegokolwiek u potencjalnej ofiary, by móc ostrzec mieszkańców.

Naszą wymianę zdań przerwał dźwięk otwieranych drzwi, w których zobaczyliśmy szefa.

- Jedziemy chłopaki, znaleziono kolejną ofiarę. – powiedział do nas mężczyzna po pięćdziesiątce. Spojrzałem na Liama i wziąłem swoją odznakę oraz kluczyki od radiowozu, po czym oboje wyszliśmy.

- Świetnie. Jesteśmy w dupie z robotą, a teraz ginie kolejna osoba. – rzekłem wkurzony, że nie ruszyliśmy ze śledztwem w żadnym stopniu, a dzisiaj znajdujemy kolejne ciało.

Coś czuję, że to będzie ciężka noc i szybko nie położę się spać.

Na miejsce dojechaliśmy po około dziesięciu minutach. Ofiara leżała przy stawie, którą już badała nasza najlepsza patolog Ava Paige. Nasi koledzy otoczyli miejsce taśmą, zabezpieczali dowody, robili zdjęcia i zaczęli szukać jakichkolwiek śladów i próbek.

- Hej. – przywitałem się ze straszą ode mnie kobietą o blond włosach podchodząc do niej z moim partnerem w śledztwie.

- Cześć Thom, cześć Liam. – odpowiedziała i ponownie zajęła się badaniem zwłok mężczyzny w wieku około dwudziestu pięciu lat.

- Co tym razem mamy? – spytał mój przyjaciel i zaczął rozglądać się wokół miejsca zbrodni, podobnie jak ja.

- To samo co z poprzednimi. – odparła. - Żadnych śladów walki, jedno wkłucie w tętnicę promieniową i krew spuszczona do zera. Udało wam się coś ustalić?

- Niestety nie. – odpowiedziałem wściekły. Liam podszedł do niej i rozmawiali coś na temat ciała, a ja postanowiłem, że rozejrzę się w okolicy. Stawek znajdował się niedaleko parku, w którym znaleziono poprzednią ofiarę, więc może uda mi się znaleźć coś pomocnego.

Oddaliłem się trochę za bardzo od miejsca zbrodni, lecz chciałem się po prostu przejść i zebrać myśli. Te zbrodnie coraz bardziej mnie przytłaczały, pojawiały się nowe ciała, a my staliśmy w miejscu pozostając w tym samym, martwym punkcie.

Poruszałem się po chodniku, który oświetlały pojedyncze lampy uliczne. Zatrzymałem się w pewnym momencie, gdy moim oczom ukazała się postać, wyglądająca zza budynku. Niestety, ale był tylko jej kontur. Wytężyłem wzrok próbując ją namierzyć i zidentyfikować, czy jest to kobieta, czy mężczyzna, lecz było zbyt ciemno, a ja byłem już po prostu zmęczony. Gdy wykonałem dwa kroki do przodu, osoba zaczęła uciekać.

- Hej! – krzyknąłem głośno, lecz straciłem osobę z pola widzenia. Zacząłem biec dosięgając jednocześnie broni, ale nikogo nie zauważyłem w tej ciemnej uliczce. Zapaliłem latarkę i rozglądałem się dookoła wciąż będąc gotowym do wydania potencjalnego strzału. Ten ktoś zniknął jak kamfora. Wszedłem głębiej w uliczkę i zacząłem się zastanawiać.

Czy to był morderca?

Poczułem dłoń na swoim ramieniu i odwróciłem się pełen strachu, celując bronią wprost w czyjąś twarz. Moje serce biło niespokojnie.

- Hej, Thom, to tylko ja. – powiedział Liam, gdy nakierowałem na niego latarką. Chłopak uniósł ręce w geście poddania się, a ja odetchnąłem z ulgą, schowałem broń za pasek spodni czując się w pewien sposób bezpiecznie. – Co Ty tutaj robisz?

- Nic, po prostu... - zacząłem powoli i nie wiedziałem, czy powinienem mu cokolwiek mówić. – Zadawało mi się, że kogoś widziałem.

- Jesteśmy zmęczeni. Pewnie coś Ci się przywidziało. – rzekł i ruszyliśmy z powrotem na miejsce zbrodni. Pewnie miał rację. Nie myślę trzeźwo i mam jakieś zwidy. – Musimy jeszcze spisać raport zanim udamy się do domu. Chcę to już mieć za sobą. – dodał, a po chwili znaleźliśmy się ponownie nad stawem.

Wszystkie niezbędne czynności zajęły nam około dwie godziny i o czwartej nad ranem znalazłem się w końcu w upragnionym domu. Zaparkowałem samochód przy ulicy i otworzyłem drzwi do mieszkania. Zabrałem czyste ubrania z szafy i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, lecz cały czas czułem się bardzo nieswojo. Miałem wrażenie, że jestem przez kogoś obserwowany. Sprawdziłem dokładnie mieszkanie i nawet wyjrzałem przez okno. Na zewnątrz nie było żadnej żywej duszy. Zmęczony położyłem się do łóżka usnąłem niemal natychmiast. 


Notatka od autorki:

Witam wszystkich w pierwszym rozdziale "W objęciach nocy"  ♥

Mam nadzieję, że wasze wrażenia są pozytywne i razem przejdziemy przez całą kryminalną zagadkę ^,^

Zachęcam do komentowania ♥

Rozdziały będą miały po około 1000 słów, lecz dzięki temu jest większa szansa, że mogą się pojawiać po dwa na dzień, ale nie obiecuję :) 

Miłego ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top