Rozdział 32.
Dobry, choć nie wie, czy dla wszystkich,
Generalnie będzie to chyba jedna z dłuższych notek od autorki, jakie napiszę w tym ff,
Dzisiaj dodaję rozdział, jaki jest, taki jest, może się spodoba, bo pisany mocno na siłę,
Nie wiem, czy w tym tygodniu dodam kolejny, ani też czy w ogóle jeszcze dodam,
Jak mam być szczera z Wami - czuję się chujowo, bo innym słowem nie da się tego opisać,
Czuję, że wszystko dookoła się jebie równo, po kolei, z dnia na dzień coraz bardziej,
Nie mam już po prostu siły na nic, dziwię się, że jeszcze mam siłę oddychać,
Generalnie to dzięki wszystkim, co czytają to ff, a także tym, co zechcieli poświęcić czas na przeczytanie Przypadkowego Porwania,
Jesteście super, pamiętajcie o tym i starajcie się wierzyć w siebie, nie dajcie się dopaść dołowi, to najgorsze, co może być,
Wierzcie na słowo,
Ave.
Perspektywa: Liam.
Siedziałem skuty na łóżku i spoglądałem na Bercika i Dylana, którzy nie ukrywali swojego rozbawienia. Generalnie nie rozumiałem, dlaczego oni się śmieją, skoro znam ich sekret. Przecież jestem policjantem i mogę tą informację wykorzystać przeciwko nim, szczególnie, że są mordercami.
- Bawcie się dobrze, idę zobaczyć, co słychać u Tommy'iego. – rzekł Dylan, a mnie jego słowa mocno poruszyły.
- Hej! – odezwałem się. – Nawet nie próbuj do niego iść! Zostaw go w spokoju, on chce być teraz sam, albo ze mną.
- A przepraszam bardzo, kim Ty jesteś, abyś dyktował mi warunki? – spytał, nie ukrywając przy tym swojego rozbawienia. Ogólnie razem z Bercikiem mieli polewkę z tego, że mnie porwali i z tego, że wpierdolili ojca Thomasa na kolację. Skandal. Jak tak można się zachowywać?!
- Jestem porządnym obywatelem, solidnym i profesjonalnym stróżem prawa, który... - nie dokończyłem, ponieważ Bercik zaczął się bardzo głośno śmiać, a Dylan, gdyby mógł, to najprawdopodobniej udusiłby się ze śmiechu.
Przepraszam bardzo, nie rozumiem, co jest w tym takiego śmiesznego?
- Który wypierdala zepsuty gulasz przez okno lub paraduje z durszlakiem na głowie podczas pełnienia służby? – dokończył szatyn, a moje policzki natychmiast oblały się intensywnym rumieńcem.
Co do chuja?
Przypomniały mi się wszystkie moje teorie, wszystkie moje wybryki i wszystkie dziwne i nie na miejscu komentarze, które połączyłem z faktem, iż chłopacy są wampirami, więc mają nadludzki super słuch i wzrok. Poczułem, jak poliki pieką mnie żywym ogniem z zażenowanie, jakie w tym momencie odczuwałem.
- Co? – spytałem pełen szoku i nie dowierzania.
- Liam, błagam Cię, nie rozbrajaj mnie bardziej. – stwierdził Dylan. – Codziennie obserwuję Thomasa, jak jest w pracy i w domu, to miałem okazję zobaczyć, jakim to wspaniałym i pracowitym stróżem prawa jesteś, śpiąc w pracy lub zajmując się pierdołami, a Brett mógł przekonać się na własnej skórze, jak to jest dostać w łeb skiśniętym gulaszem, który całe szczęście nie zmienił się w skamielinę, bo skończyło to by się bardzo. Cieszę się, że nie rzucałeś starym pieczywem, bo pewnie byś kogoś tym zabił. – dodał, wciąż się na mnie patrząc z Bercikiem, a ja poczułem, że zapadam się pod ziemię.
Cholera jasna, ale narobiłem sobie przypału. Mogłem jednak wstawić ten gulasz do lodówki z powrotem.
Ale halo, skąd mogłem wiedzieć, że Bercikowi zachce się pieszych wycieczek pod moim domem?!
- Masz coś na swoją obronę? – spytał mnie mój chłopak, choć nie wiem, czy mogę go nazywać swoim, bo de facto to nie jest chłopak, tylko wampir.
- Ups? – odpowiedziałem, a Dylan parsknął śmiechem, po czym pożegnał się z przyjacielem i chciał wychodzić.
- Hej nie skończyłem jeszcze z Tobą! – krzyknąłem za nim, ponieważ byliśmy dopiero w połowie dyskusji, a ja chciałem mu nawtykać, że nie ładnie jest konsumować czyichś ojców na kolację. Tak się nie robi.
- Wiesz, ja z Tobą skończyłem. – odpowiedział z błyskiem w oku, po czym spojrzał porozumiewawczą miną na swojego przyjaciela. – Myślę, że Brett z Tobą też, ewentualnie skończy w Tobie. – dopowiedział puszczając mu oczko, a moja twarz nabrała jeszcze mocniejszych kolorów.
- Po moim trupie! – krzyknąłem i zakryłem sobie usta dłonią. Naprawdę powinienem zacząć się kontrolować, bo igram teraz z losem. Dylan się zaśmiał, poczym wybiegł, w sumie to zniknął z pokoju, bo zajęło mu to mniej czasu, niż mi mrugnięcie.
- Wiesz, sam chciałeś, abym Cię przeleciał, nim zabiję. – stwierdził, a ja chciałem przybić sobie facepalma, ale miałem skute SWOIMI kajdankami ręce. Toż to skandal.
- Zmieniłem zdanie. – odpowiedziałem mało przekonująco, bo Bercik tylko pokiwał głową i wciąż dokładnie mnie lustrował.
- Oh Liamku, Liamku, i co ja mam z Tobą teraz zrobić? – zapytał Bercik chodząc po pokoju jak ja, gdy kogoś przesłuchiwałem z Thomasem na komendzie.
No nie wiem, wypieprzyć mnie tu i teraz na tym łóżku na przykład?
Zaraz, stop! Wcale tak nie pomyślałem!
Boże, jestem pełen sprzeczności. Już sam nie wiem, czego chcę.
Dobra, jednak wiem.
Chciałabym się bzykać z Bercikiem, ale nie chcę wyjść na łatwego.
Panie Prezydencie, jak żyć?
- Wypuścić mnie i poddać się w imię prawa? – zapytałem po chwili przerywając swoje przemyślenia.
- Żarty to się Ciebie trzymają całe życie. – stwierdził, wciąż bacznie mnie lustrując wzrokiem. No bez kitu, zaczyna mnie jego beztroskość życia wręcz dobijać.
- Jedyny żart, jaki się Ciebie trzyma, to Twoja egzystencja. – burknąłem, po czym szybko zakryłem sobie usta dłonią, gryząc się boleśnie w swój niewyparzony język. Spojrzałem na Bercika z ogromną obawą w oczach.
Kurwa, zdecydowanie powinienem się nauczyć trzymać jęzor za zębami.
Jeszcze chwila, a naprawdę skończę jako posiłek wampira, który następnie przerobi mnie na konfetti, ewentualnie podrzuci moje zwłoki zrzędzie, któremu zrobię takie pośmiertne Paranomal Activity za ten ostatni kilkudziesięciu kilometrowy bieg, że skończy w wariatkowie, tudzież w zakładzie dla czubów.
W sumie to nie jest głupi pomysł.
- Uuuuu, no to teraz sobie nagrabiłeś, skarbie. – powiedział bardzo zmysłowym głosem.
- Chyba Ty! – odpowiedziałem ripostą godną ośmiolatka. Coś czuję, że moja sytuacja z minuty na minutę robi się coraz bardziej nieciekawa. – Porwałeś mnie i przetrzymujesz wbrew mojej woli! Pójdziesz za to siedzieć, zobaczysz. Kilkanaście lat jak nic dostaniesz.
- Cóż, nie wydaje mi się, abyś chciał mnie pójść i podkablować. – rzekł i znalazł się w ułamku sekundy przy mnie, a moje serce gwałtownie zabiło. Odsunąłem się od niego jak najdalej, ale za mną znajdowała się ściana.
Co za debil do cholery postawił tu ścianę?!
- Dalej jesteś taki wyszczekany? – spytał, a jego usta musnęły moją szyję, na co wybałuszyłem oczy.
- Bercik, Boże, nie zapominasz się przypadkiem?! Z tym zabijaniem to trochę za wcześnie. Jestem zbyt młody i zbyt piękny, aby umrzeć. Daj mi chociaż spisać testament! – krzyknąłem, a chłopak odsunął się od mojej szyi, a ja odetchnąłem z ulgą. Całe szczęście, bo chwila moment, a rozszarpałby mi tętnice.
Przynajmniej miałbym okazję zrobić Paranomal Activity zrzędzie.
Leżałem na łóżku, skuty swoimi kajdankami, a Bercik, który siedział na mnie okrakiem lustrował mnie wzrokiem, po czym lubieżnie się uśmiechnął.
- Masz rację, skarbie. Zapomniałbym Cię porządnie wypieprzyć. – stwierdził z charakterystycznym błyskiem w oku. Nim zdążyłem zareagować poczułem jego miękkie usta na swoich i wręcz zatraciłem się w tym pełnym namiętności i pożądania pocałunku, czując jednocześnie jego dłonie na swoich udach i tyłku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top