Rozdział 23.

A dziś randkujemy z Thomasem i Dylanem ♥

Perspektywa: Thomas.

Wybiegłem szybko z pracy i odpaliłem natychmiast samochód. Napisałem do Dylana, czy możemy się spotkać o siódmej, na co chłopak na szczęście przystał. Na miejscu poszedłem wziąć szybką kąpiel, a następnie przebrałem się w normalne ciuchy oraz wyperfumiłem się. Zjadłem szybką kolację, posprzątałem i akurat dostałem wiadomość, że chłopak czeka na mnie przed domem. Zamknąłem mieszkanie i z szybko bijącym sercem i cały w nerwach zszedłem na dół.

Niebo zaczynało się ściemniać, a zachodzące słońce doda tej randce zdecydowanie uroku.

Rozejrzałem się dookoła i przez chwilę zmartwiłem się, że nie zobaczyłem nigdzie Dylana. A co jeśli mnie wystawił? Przecież napisał, że już jest, a ja go nie widzę.

- Hej. – usłyszałem i poczułem, jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Pisnąłem i złapałem się za serce.

Kurwa mać, wystraszył mnie nie na żarty.

- Dylan! – powiedziałem z udawanym wyrzutem. – Omal nie zszedłem na zawał. Przestraszyłeś mnie.

- Przepraszam. – odpowiedział i spojrzał mi w oczy, a moje nogi natychmiast zmiękły. Jestem mu w stanie wybaczyć prawie wszystko.

- Nic się nie stało. – rzekłem szybko i trochę się zmieszałem, bo ja i kontakty międzyludzkie nie idą ze sobą w parze i nie żyją w zgodzie. Po chwili milczenia postanowiłem się odezwać. – To dokąd idziemy?

- Dowiesz się na miejscu. – rzekł, powalająco się uśmiechając i łapiąc mnie za dłoń. Poczułem, jak zaczynam się rumienić coraz mocniej, nie mogąc tego kontrolować. Co ja poradzę na to, że jestem cholernie nieśmiały i w dodatku Liam w moim imieniu pisał okropnie perwersyjne i niemoralne rzeczy robiąc ze mnie jednocześnie zboczeńca?

Szliśmy z Dylanem w stronę zaparkowanych samochodów, po czym chłopak otworzył mi drzwi do czarnej Hondy Civic 4D, a moje oczy natychmiast wyjebały poza skalę.

Rozumiem, że ten samochód jest droższy niż cały asortyment mojego mieszkania?

Wsiadłem do środka i poczułem się zdeczka zażenowany, ponieważ jak zacząłem porównywać swój rozpierdalający się ze wszystkich stron samochód, a jego nową, elegancką Hondę, to mnie wręcz zamurowało.

Mam nadzieję, że Dylan nie pomyśli sobie, że jestem jakąś męską blacharą, szczególnie, że ten pierdolony kretyn Liam zrobił ze mnie nimfomana i tanią dziwkę.

- To jedziemy. – rzekł po chwili chłopak, gdy wsiadł na miejsce kierowcy i ruszyliśmy. Zapiąłem pasy i obserwowałem wszystko dokładnie dookoła, szczególnie siedzącego obok chłopaka, który wyglądał świetnie. Czułem, że moje spodnie robią się ciasne, więc musiałem jakoś się uspokoić.

Wyjeżdżaliśmy właśnie z miasta i gdy spostrzegłem przed sobą las, natychmiast zareagowałem.

- Dokąd się udajemy? Nie mówiłeś nic, że jedziemy poza Hartford. – nie ukrywam, że troszkę się tym faktem zdenerwowałem i odruchowo trzymałem rękę przy pasku spodni, za którym znajdował się mój pistolet. Nigdy nic nie wiadomo, szczególnie, że nie znamy się z Dylanem dobrze i nie wiem, kim on jest, bo nie mogę go znaleźć w kartotece policyjnej.

A co jeżeli okazałby się seryjnym, poszukiwanym zabójcą i właśnie planuje zbrodnię doskonałą, a ja dałem się złapać?

Niemożliwe, Dylan nie wygląda na takiego.

- Spokojnie, nie zrobię Ci krzywdy, jeśli o to Ci chodzi. – rzekł spokojnie. – Jedziemy po prostu w naprawdę piękne miejsce, które znajduje się około dziesięć minut od miasta. Uwierz mi, że nie pożałujesz.

- Oby. – powiedziałem i zakryłem natychmiast usta ręką, przeklinając się w duchu za to, jaką spierdoliną życiową jestem. Nie żebym był wybredny, ale bardzo ciężko mi dogodzić. Dylan zaśmiał się i posłał mi tylko rozbawione spojrzenie.

Rozglądałem się dookoła i wszędzie były bardzo wysokie drzewa, a zachodzące powoli słońce dodawało uroku drodze wylotowej z Hartford. Pomarańczowy, padający odcień wyglądał cudownie, a ja chyba po raz drugi w życiu zachwyciłem się widokiem. Nie trudno zgadnąć, że po raz pierwszy miało miejsce w dniu, gdy ujrzałem Dylana?

- Przekroczyłeś prędkość! – krzyknąłem mimowolnie, gdy prędkościomierz wskazał o dwadzieścia więcej, niż nakazują przepisy. Dylan zaczął się śmiać i seksownie podparł głowę lewą ręką umieszczając ją na drzwiach jednocześnie spoglądając na mnie z uradowaniem. Przybiłem sobie majestatycznego facepalma, aż zabolała mnie twarz.

- Dostanę mandat, Panie władzo? – spytał z lekkim rozbawieniem, a ja ponownie oblałem się intensywnym rumieńcem.

Zajebiście. Spierdoliłem sobie randkę.

- A może zakuje mnie Pan w kajdanki i wsadzi do celi? Byłem niegrzeczny i złamałem prawo, chyba zasłużyłem na karę, czyż nie? – dodał z kurewsko seksownym akcentem, a ja wessałem powietrze do płuc i omal się nie udusiłem, a moje spodnie nagle stały okropnie ciasne i denerwujące. Rozumiem, iż to był podtekst.

- Nic się nie stało. Przymknę na to oko. – odpowiedziałem zażenowany i na całe szczęście już dojechaliśmy. Dylan skręcił z głównej drogi w lewą stronę i zaparkował samochód, a następnie nawet otworzył mi drzwi.

- Chodźmy. – powiedział i zamknął pojazdy, a ja nawet nie spodziewałem się, że weźmie mnie za rękę.

- Zmarzłeś? – spytałem, gdy poczułem bijący od niego chłód. – Masz bardzo zimną dłoń.

- Ty też nie jesteś cieplejszy. – odpowiedział spoglądając na mnie, a ja tylko się uśmiechnąłem i dziękowałem Bogu za to, że mogłem być tak blisko niego.

Weszliśmy do lasu i szliśmy drogą pokrytą żwirem i kamykami, która miała swój urok pomimo tego, że była bardzo niewygodna. Po kilkunastu minutach spaceru i krótkiej, niezobowiązujące rozmowy doszliśmy na miejsce, które chciał pokazać mi Dylan. Moim oczom ukazało się przepiękne jezioro Rush Lake. Słyszałem, że jest tutaj pięknie, ale nigdy w życiu nie miałem czasu, ani chęci, aby tutaj przyjechać. Nawet gdy byłem na urlopie, to i tak zajmowałem się pracą i teraz zaczynam żałować, że najpiękniejsze lata mojego życia przeminęły mi przed oczami. Długo pracowałem na swój sukces, ponieważ szybko dostałem się do policji i przeskoczyłem w awansach swoich starszych kolegów, ale wiadomo, że nie ma nic w życiu za darmo. Coś za coś. Poświeciłem swoje życie prywatne, miłosne towarzyskie i zamiast cieszyć się z tego, co oferuje nam los, ja od rana do nocy pracowałem.

- Dylan... - zacząłem rozmarzony głosem, gdy zobaczyłem, jak zachodzące słońce znajdowało się nad taflą przepięknego jeziora. Pomarańczowe koło na tle różowo-fioletowego nieba, odbijające się od lustra wody było tak cudowne, że muszę śmiało stwierdzić, że to najpiękniejszy zachód słońca, jaki widziałem w swoim nędznym życiu. Zaczynałem naprawdę żałować, że nie dostrzegałem otaczającego mnie piękna natury, szczególnie, że Hartford otaczają jeziora i lasy. – Tu jest przepięknie, tu jest...

- Ciii... - powiedział i przyłożył mi palec do ust spoglądając w oczy. – Po prostu, zapomnij o wszystkim, patrz i ciesz się chwilą.

Zobaczyłem, że Dylan usiadł na ziemi, a ja uczyniłem po chwili to samo. Chłopak objął mnie ramieniem i wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce, nie odzywając się do siebie, a widok ten skłonił mnie do głębokich refleksji nad swoim życiem. Po prostu, rozkoszowaliśmy się przepięknym widokiem.

Gdy na horyzoncie nie widać było już słońca, postanowiliśmy zrobić sobie spacer dookoła jeziora. Dylan nie trzymał mnie już za rękę i przez chwilę była krępująca cisza, a ja nie wiedziałem jak powinienem ją przerwać.

- Dylan, jeśli chodzi o te wiadomości, które ostatnio dostałeś, ja...

- Wiem, że to nie Ty pisałeś, spokojnie. – powiedział, a ja zdziwiłem się, skąd on to może wiedzieć.

- Co? – spytałem. – Jak to możliwe?

- Po pierwsze, styl pisania tych wiadomości znacznie różnił się od tego, który jest mi znany. Po drugie, byłeś zbyt otwarty, a ja znam Cię jako osobę nieśmiałą i raczej skrytą. Po trzecie, Brett pisał z Liamem, że pijecie wieczorem, więc domyśliłem się, że mógł Ci wywinąć numer z telefonem szczególnie, że napisał do Brett'a, że już odleciałeś i zasnąłeś na kanapie. – wyjaśnił, a mnie zamurowało, jak błyskotliwy jest Dylan, co nie zdarzało się często, abym spotkał kogoś o niezwykłym darze kojarzenia i łączenia ze sobą faktów.

- No cóż... - powiedziałem i w sumie nic więcej nie dodałem, bo troszkę jednak byłem zbity z tropu. Chłopak uśmiechnął się, po czym objął mnie ramieniem i szliśmy kawałek drogi w milczeniu, ciesząc się z wzajemnej bliskości. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top