Rozdział 14.

A dzisiaj troszkę śmieszkowania z Liamem :>

Miłego ♥

Perspektywa: Liam.

Wyszedłem szybciutko z pracy i musiałem jeszcze ogarnąć wiele rzeczy, zanim spotkam się z Bercikiem. Najlepsze było to, że nie wiedziałem konkretnie gdzie, ani o której. Nie miałem pojęcia, od czego powinienem zacząć. Musiałem zrobić jakieś zakupy, ale w sumie może uda nam się wyskoczyć coś zjeść, to wtedy kupię żarcie rano i zrobię sobie obiado-śniadanie w pracy.

W końcu po coś mamy mały elektryczny palnik.

Mimo wszystko jednak potrzebowałem parę rzeczy, które skończyły mi się kilka dni temu, ale jakoś nie miałem czasu ich kupić, więc szybciorem biegłem do sklepu, w miedzy czasie pisząc do niego SMS-a. Do kupienia z priorytetowych rzeczy między innymi był żel pod prysznic.

Wcale nie używałem do kąpieli zmiażdżonych ziaren kawy wymieszanych z miodem i oliwką dla dzieci.

Nie żebym był leniwy, ale że miałem od groma kawy, miodu i oliwki dla dzieci, to czemu by nie znaleźć poradnika, jak zrobić domowy żel pod prysznic? Lepsze to, niż iść do sklepu. Szczególnie, że dostałem kilogram cytryn od sąsiadki, a że rzadko kiedy piję herbat, to wykorzystałem je do mycia. Podobno zabijają bakterie, więc co to za problem?

Zdecydowanie ruch jest dla mnie szkodliwy. Żółwie nie biegają i żyją po sto lat, a jakieś psy, czy koty, które się dużo ruszają żyją krócej, więc nie będę ryzykować swoim zdrowiem i życiem.

Rozmyślając o wszystkim, w pewnym momencie usłyszałem klakson samochodowy. Spojrzałem gwałtownie w lewą stronę i wybałuszyłem oczy ze zdziwienia, odskakując momentalnie na chodnik w ogromnej panice, a do moich uszu dobiegły niewybredne słowa kierowcy i pasażerów pojazdu.

- Jak leziesz ty ślepy kurwiu?! – wrzasnął kierujący i pokazał mi środkowy palec, a ja spojrzałem na niego w szoku i otworzyłem usta ze zdziwienia, lecz po chwili wykrzywiłem je w grymasie.

- Następnym razem Cię rozjedziemy, tłumoku! – dodał pasażer i pokazał mi język, wyglądając zza szyby.

- Macie szczęście, że mam ważną randkę, bo inaczej bym was aresztował za obrazę funkcjonariusza policji, wy małe skurwysyny! – krzyknąłem, a po chwili zatkałem usta ręką, bo w sumie obraziłem jakieś gnoje, co dopiero zdały test na prawo jazdy. Spostrzegłem, że samochód zatrzymał się z piskiem opon, a kierowca włączył wsteczny bieg i zaczął cofać.

Kurwa, kiedyś się doigram za ten swój niewyparzony jęzor.

- A wpierdol to chcesz, psie?! – krzyknął pasażer, a ja niewiele myśląc, najprościej w świecie dałem dyla prosto między uliczki, gdzie te typki na pewno mnie nie dorwą. Po drodze słyszałem jeszcze krzyki, że to nie koniec i pożałuję, że ich obraziłem.

Wcale się ich nie przestraszyłem. Ja po prostu potrzebuję mieć sprawną i nieuszkodzoną twarz na dzisiejszą randkę.

Udałem się bardzo szybko do sklepu, totalnie zapominając o incydencie i kupiłem to, co potrzebowałem i niczym prawdziwy ninja kierowałem się do domu, unikając jak ognia ulic, ponieważ nie chciałem narazić się na kolejną potyczkę słowną.

Będąc już pod domem, ledwo co znalazłem klucze od mieszkania w kieszeni spodni. Nie chciało mi się kłaść czterech siatek z zakupami na podłodze, więc mocowałem się z zamkiem, kiwając się przy tym od lewej do prawej. Cudem otworzyłem drzwi, lecz niestety, zapomniałem o tym, że po wejściu do środka znajduje się jeden stopień w dół, więc z gracją runąłem na ziemię i wszystko, co miałem w reklamówkach rozsypało się na podłogę.

A chuj, sprzątnę później.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, którym był mój niewielki salon, połączony z kuchnią oraz jadalnią. Na prawo od drzwi wejściowych znajdowała się średniej wielkości łazienka, natomiast naprzeciwko wejścia do domu, na końcu salonu było szklane przejście na balkonik. Po lewej stronie w kuchnio-salono-jadalni zaś, osłonięte dużą kotarą było moje łóżko, gdyż nie miałem osobnego pokoju służącego mi za sypialnię.

Wszedłem do środka, zamykając kopniakiem drzwi i spojrzałem na telefon. Bercik napisał, abyśmy spotkali się pod kinem o godzinie dziewiątej. Miałem około półtorej godziny do randki. To było bardzo mało czasu, szczególnie, że ja jeszcze się nie ogarnąłem.

Przynajmniej się umyję cywilizowanym żelem pod prysznic.

- Nie mam w co się ubrać! – krzyknąłem w panice i zacząłem biegać po pomieszczeniu, jak by szatan we mnie wstąpił. Chciałem szybko znaleźć jakieś kozackie ciuchy, które przede wszystkim były nieupierdolone i pachnące, lecz nie zauważyłem po drodze piłki od tenisa leżącej na ziemi i potknąłem się o nią, przy czym runąłem na blat kuchenny z impetem, zwalając stojące na nim talerze z jedzeniem.

- Moja pizza! – wrzasnąłem tak głośno, że chyba było mnie słychać na końcu miasta. Podbiegłem spanikowany do leżącej na ziemi pizzy i podniosłem ją.

Kurwa, czemu akurat nadzieniem prosto na dywan?!

Cóż, nie wyglądała jakoś zajebiście źle, ani też zajebiście dobrze, no trochę się rozwaliła, ale halo, szkoda wyrzucać pięć kawałków, bo spadło na ziemię!

Ludzie w średniowieczu jedli gorsze, bardziej niehigieniczne potrawy i jakoś żyli. Może nie długo, ale jednak żyli.

Otrzepałem jakieś okruchy, odłożyłem z powrotem na talerz i żarcie jak ta lala! Postanowiłem schować do lodówki, abym przypadkiem znowu tego nie zrzucił.

Chuj, zostanie na potem, szkoda marnować.

Podszedłem do lodówki i gdy ją otworzyłem, to pewien zapaszek tak mną wstrząsnął, że omal nie zwymiotowałem. Cholera, chyba zapomniałem o swoim mięsnym gulaszu, który próbuję już zjeść drugi tydzień. Wyjąłem garnek z jedzeniem i chciałem wyrzucić je do śmietnika, lecz był on już pełny, a ja nie miałem czasu, aby schodzić z piątego piętra i wynieść ten worek, więc wpadłem na naprawdę genialny plan. Podbiegłem do okna kuchenne, otwierając je i wypierdoliłem wszystko, co było w garnku wprost na ulicę, nawet nie patrząc, czy ktoś idzie.

Nikt mi tego nie udowodni, więc nie mam się czego obawiać.

Galaretowaty gulasz, bo w sumie jakoś tak się zważył, elegancko oderwał się od garnka, pozostawiając go w niemal idealnym, czystym stanie. Wrzuciłem naczynie do zlewu, które z hukiem spadło, bo wszystkie przedmioty czekają na mycie od dwóch tygodni i nie ma miejsca.

- Skąd się tyle tego do chuja tutaj wzięło? – spytałem się garów leżących w zlewozmywaku i popatrzyłem na nie gniewnie. Machnąłem ręką i postanowiłem odłożyć zmywanie na następny dzień, nie ważne, że będzie to już piętnasty z kolei.

- O, laptop. – powiedziałem radośnie, gdy zobaczyłem swój komputer leżący w szufladzie. Nie mam pojęcia, co on tam robił, ale szukałem go dwa dni. Wyjąłem go i postanowiłem, że puszczę sobie jakieś piosenki z YouTube. Włączyłem pierwszą lepszą i cholernie wpadła mi w uchu tak, że zacząłem ją nucić, a właściwie, to drzeć się w niebogłosy, fałszujący przy tym.

Rozebrałem się do bielizny, rzucając swoje ciuchy byle gdzie i musiałem znaleźć przede wszystkim piankę do golenia i maszynkę, którą kilka dni temu wpierdoliłem gdzieś w ten cały pierdolnik, co leżał na podłodze. Przerzucałem po kolei rzeczy, począwszy od rakietek tenisowych, młotka, butów, szklanek, których szukałem już od dawna, długopisów, pojemniczka ze starym jedzeniem, w którym rozwinęła się nowa cywilizacja bakterii i pleśni, zeszytów, książek, kabli, gumowej kaczuszki i wielu innych.

- O, mój wibrator. – powiedziałem biorąc do ręki mój ukochany, analny wibrator. – Już nie będzie mi potrzebny. – dodałem i rzuciłem go gdzieś za siebie. Prawdopodobnie wylądował gdzieś w kuchni. Po chwili znalazłem potrzebne przedmioty i wziąłem czyste ubrania, biegiem udając się do łazienki. Postanowiłem szybciutko się ogolić, zastanawiając się, czy dobrym pomysłem będzie ogolić sobie jajka, ale przezorny zawsze ubezpieczony, więc lepiej pozbyć się tych zbędnych kudłów.

Nie żebym planował iść do łóżka z Bercikiem na pierwszej randce.

- Bercik, You make me feel like burning, burning up, no, you can't stop the hurting, too hot to touch, Bercik, You make me feel like burning, burning up, no, you can't stop the hurting, too hot to touch, ohhhh! – śpiewałem sobie, wyjąc przy tym jak kot obdzierany ze skóry, lecz co mogłem na to poradzić, że ten chłopak tak na mnie działał i pragnąłem jak najszybciej się z nim zobaczyć? A że piosenka pasowała w klimat moich emocji, to co mi szkodziło troszkę ją przerobić?

Bogu dzięki, że Bercik tego nie słyszy, bo chyba spaliłbym się ze wstydu.

W pewnym momencie usłyszałem, że coś z hukiem spada z pokoju obok, więc jak torpeda wystrzeliłem z wanny, łapiąc leżącą na pralce spluwę, oczywiście poślizgując się przy okazji na kafelkach. Podniosłem się szybko i lekko obolały, zapominając o ręczniku, wybiegłem z dyndającym na wierzchu pindolem z łazienki i celując w potencjalnego włamywacza, rozglądałem się po salonie.

Pewnie dyby mnie teraz ktoś zobaczył, to padły trupem, choć ja tam nie mam się czego wstydzić.

Nic prócz uszkodzonego zawiasu, wiszącego blatu, na którym stały przedmioty, zwalonego laptopa, pobitych misek i walających się sztućców po podłodze nie zauważyłem.

Kurwa, chyba dobroć Latającego Potwora Spaghetti i jego Makaronowa Macka Dostatku mnie opuściła. Będę musiał się koniecznie do niego pomodlić. W tym tempie rozpierdoli mi się całe mieszkanie.

Przeszukałem pomieszczenie i nic niepokojącego nie zauważyłem, żadnych śladów włamania, ani niczego, więc najprawdopodobniej po prostu samo się spierdoliło z blatu, bo w sumie ostatnimi czasy zaniedbałem swoją wiarę, dlatego Latający Potwór Spaghetti będzie się na mnie mścił za nie oddawanie mu czci.

Ubrałem się w pośpiechu, bo było już późno i miałem kilkanaście minut na to, aby dotrzeć na miejsce. Uchyliłem lekko okno, aby się przewietrzyło, popsikałem się perfumami i wybiegłem z domu, aby zdążyć na moją wymarzoną randkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top