Terminator
Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!
Jakieś plany na weekendzik?
Jak tam u was w ogóle?
Mi zapowiada się dosyć ciekawy weekend na pisaniu kolejnej książki.
Mogę mieć mały problem z odpisywaniem bo będzie malowany pokój w domu i będzie trzeba pomóc.
Link do przypowieści na dole rozdziału!
Życzę miłego dzionka!
Perspektywa Hanka
Grzesiu leżał czwarty dzień w szpitalu. Właśnie jechałem do niego aby wymienić się z Sanem, który zmienił się za pastora, bo on siedział najdłużej przy nim. Sam bałem się o Grzesia, ale wiedziałem, że musi walczyć jest do tego przyzwyczajony i walczył od samego początku przeciwnościom z którymi musiał się mierzyć sam. Podjechałem na dolny parking nie byłem jeszcze na służbie gdyż dziś miałem nocną zmianę, ale wolałem przejąć wartę nad moim przyjacielem aby był bezpieczny. Chłopaki z zakonu nie mówili mi czegoś, ale wiedziałem, że nie zdradzą tego chyba, że Grzesiu będzie w stanie mi powiedzieć. Wysiadłem z auta i ruszyłem do wnętrza szpitala. Martwiłem się, że nie będę w stanie być oparciem dla Grzesia, ale jakby miał problem to by powiedział mi chociaż o tym grożeniu mi nic nie mówił. Zapewne nie chciał martwić nas jednak dołożył tych zmartwień.
-Cześć kuzynie - przywitałem się wchodząc do sali.
-Dzięki, że mnie chcesz zastąpić. Naprawdę chciałbym siedzieć dalej, ale nie mogę, bo muszę iść...
-Do Sky? - uśmiechnąłem się do niego, a on niepewnie kiwnął głową.
-Poprosiła mnie przez telefon o pomoc i nie umiem jej odmówić - rzekł niepewnie.
-Idź do niej widać, że między wami coś się klei więc posiedzę z Grzesiem - oznajmiłem, a San przytulił mnie na szybko.
-Dziękuję! - wybiegł z sali, a ja zostałem sam na sam z Grzesiem. Usiadłem na krześle obok niego i wyciągnąłem z kurtki książkę i wybrałem odpowiednią przypowieść. Przypowieść o indiańskiej miłości. Kurtkę położyłem na oparcie i rozsiadłem się na krześle. Już tej nocy gdy trafił do szpitala zacząłem mu czytać. Nie wiedziałem co do niego mówić więc stwierdziłem, że historia o czymś mu i mi pomoże.
-Był świt, a chmury dopiero podnosiły się z ziemi, kiedy weszli się na szczyt góry. Wokół była cisza, ale tylko dla tych, którzy nie potrafią słuchać(...)- zacząłem czytać spokojnym i donośnym głosem. Mieliśmy wszyscy nadzieję, że się obudzi tak jak to, że wczoraj odpieli go od maszyny dzięki, której oddychał. Na szczęście zaczął samo czynnie oddychać co dało nam nadzieję na jego o zdrowienie.
-(...) To jest recepta i zaklęcie o które prosiliście. – Pamiętajcie o tym, co tu zobaczyliście. Jesteście jak ten orzeł i sokół. Jeśli chcecie być razem, bądźcie w imię miłości, ale nie czyńcie z własnej miłości więzienia. Więcej troski oddawajcie sobie wzajemnie niż własnym obawom. Nie dajcie się ranić podejrzliwością. Nie pętajcie sobie nawzajem ani nóg, ani skrzydeł. (...) wzajemnie ranić, tak jak te ptaki. Cierpienie i lęk mogą zniszczyć wszystko. Ale wasza miłość wie, co robić. Kiedy będzie Wam trudno, przypomnijcie sobie tę lekcję i spójrzcie na siebie z czułością, którą będziecie mieć dla własnych dzieci. To jest wasze zaklęcie!
Historia była naprawdę krótka jednak dawała dużo do myślenia odnośnie miłości ludzkiej i tego jak powinno się traktować osobę. Podniosłem wzrok znad książki i zobaczyłem jego brązowe ślepia wpatrzone we mnie.
-O kurwa Grzesiu! - wstałem z krzesła z zaskoczenia. - Żyjesz! Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?! - zdenerwowałem się co powinienem zrobić najpierw. Jednak postanowiłem dać mu pić. Podsunąłem do niego butelkę z wodą, ale on odsunął głowę w bok - Grzesiu musisz się napić!
-Kui wie - wyszeptał i zamknął oczy, ale oddychał spokojnie. Nie powiem zdziwiły mnie jego słowa, ale jak zrozumiałem znaczenie tych słów zamurowało mnie.
-Wie, że jesteś jednym z nich?
-Tak.
-To on jest winien twoich ran? - spytałem i podsunąłem mu ponownie butelkę z wodą, ale tym razem nie odmówił tylko zaczął powoli pić. Odsunąłem butelkę od jego ust, a on zaczerpnął powietrza krzywiąc się delikatnie. -Powinieneś odpoczywać i złożyć zeznania na niego!
-Nie mogę - odpowiedział trochę głośniejszym głosem.
-Dlaczego? - spytałem mocno zdziwiony tym, że odmawia zeznań na osobę, która była winna prawie jego śmieci.
-On wie.
-I co zrobisz z tym?
-Muszę z nim porozmawiać - rzekł, a ja popatrzyłem na niego jak na debila.
-Nie ma mowy Grzesiu! Zakon jest z pewnością na niego wkurwiony o to! Zaś ty chcesz z nim pogadać?!
-Nikt nie może wiedzieć Hank... Im więcej wie tym bardziej niebezpieczniej się robi - oznajmił i z jednej strony rozumiałem jego przemyślenia oraz obawy, ale z drugiej strony musiał kiedyś to powiedzieć.
-A Erwin wie?
-Erwin nienawidzi Lordów - zamknął powieki - sam siebie nienawidzę za to kim jestem!
-Grzesiu to kim byłeś nie ma znaczenia na to kim teraz jesteś!
-Ma znaczenie dla niego - powiedział cicho i otworzył oczy w których widziałem strach oraz ból.
-Mówiłem ci to już przyjacielu, że liczy się wnętrze i to co robisz, a nie skąd pochodzisz i kim byłeś!
-Kui nienawidzi mnie - westchnął - poznał tą dobrą stronę i odnalazł tą złą - z jego oczy stały się szklane. Tylko raz widziałem jak emocjonalnie był wyniszczony i jak z jego oczu ciekły łzy. Tak to zwykle był uśmiechniętym i radosnym mężczyzną na przekór wszystkim wszystko robił. Jednak w głębi siebie był mocno zranionym za młodu dorosłym, który uśmiechem starał się ukrywać swoje problemy oraz wszystkie złe odczucia. Zbyt bardzo stał się kimś kto nie boi się umrzeć i ucierpieć gdyż w ten sposób chciał od pokutować swoje, a raczej przez jego ojca zrobione błędy. Jednak zapomniał o tym, że też ma prawo żyć lecz demony jego przeszłości nie dają mu spokoju.
-No już Montanha weź się w garść, musisz dla Erwina!
-Yhym - mruknął na co mruknąłem smętnie widząc jego zrezygnowanie życiem.
-Pójdę po lekarza! Nie ruszaj się - powiedziałem i wyszedłem z pokoju kierując się od razu do gabinetu. Pola powinna być na służbie więc powinna zająć się Grzegorzem. Wszedłem do środka bez pukania, a kobieta spojrzała na mnie za papierów.
-Co się stało?
-Obudził się - oznajmiłem, a z jej rąk wypadły papiery zaś ona wstała z fotela. Zabrała to co chyba było najważniejsze i ruszyła do sali w której zostawiłem go samego. Był osłabiony, ale żywy i to najważniejsze jest w tej chwili. Mogłem zadzwonić w sumie do Erwina, że się obudził lecz on potrzebował teraz spokoju i ciszy aby uspokoić swoje myśli. Bez sensu było więc dzwonienie, bo wszyscy by zjechali do niego. Ruszyłem za kobietą aby obserwować to co robi.
-Jak się czujesz? - zapytała się go.
-Nie czuję dłoni, ale pewnie przez ból i łańcuch więc luz, a tak to boli mnie wszystko inne i cały odcinek w klatce - powiedział z uśmiechem przez to zasmuciłem się, że znowu ma maskę uśmiechu na twarzy za którą chowa swoje uczucia. Pomyśleć, że poznałem prawdziwego Grzesia dzięki alkoholowi i głupiemu wyjściu na "jedno" piwko.
Kilka miesięcy temu
Właśnie miałem iść na status trzeci czyli koniec służby na dziś, ale zauważyłem Grzesia, który siedział w biurze i uzupełniał jakieś papiery.
-Siemanko Grzesiu! - przywitałem się z nim wchodząc do biura.
-Co się dzieje Hank?
-Idę właśnie do baru napić się piwka wypadniesz ze mną? - spytałem z uśmiechem, a on westchnął cicho.
-Mam jeszcze kilka papierów do uzupełnienia i nie wiem czy dam radę.
-No weź Grzesiu! Nie chce mi się samemu pić, a z tobą przynajmniej będzie zabawa! - powiedziałem z uśmiechem do niego widząc, że powoli mięknie.
-Na jedno piwo i tyle - odpowiedział i delikatnie odwzajemnił mój uśmiech. Starałem mu zająć się czas czymś innym niż pracą. Widać było po nim jak wiele musi zużyć siły aby funkcjonować z wiedzą, że Knuckles go porwał dla okupu. Między nami pojawiła się nić porozumienia i sympatii, która spowodowała to iż szybko się zaprzyjaźniliśmy. Grzesiu mówił mi niektóre rzeczy chcąc się doradzić jednak nie wszystko, a ja po prostu nie naciskałem. Twierdząc iż nadejdzie czas kiedy po prostu będzie gotowy na to aby wyznać co siedzi mu na sercu. Wsiedliśmy do mojego auta i pojechaliśmy do AoD na piwko, ponieważ u nich jako policjanci mieliśmy jakąś małą zniżkę na alkohol. Uśmiechnięty wyjechaliśmy z komendy w swoich cywilnych ubraniach. Droga do baru nie trwała długo, bo naprawdę niedaleko mieliśmy, ale na piechotę by to trochę zajęło. Lecz nie chciało nam się iść. Spojrzałem na Grzesia, który był markotny od momentu swojego porwania więc zapewne o to głównie chodziło. Strata zaufania musiała odbić się na ich obu, bo widać było po nich jak reagują na siebie. Weszliśmy do baru i usiedliśmy przy stoliku tuż obok okna. Podszedł do nas barman i spytał się co chcemy do picia oczywiście zamówiliśmy po piwie no, ale na jednym to się nie skończyło. Ja wypiłem z trzy kufle gdy Montanha zapijał już swoje smutki szóstym kuflem piwa. Przy trzecim zastopowałem i przyjrzałem się Grzesiowi.
-Wszystko w porządku?
-Tak - odparł - może nie... nie wiem - z każdym słowem jego głos stawał się co raz bardziej nie pewny. -Mam dosyć Hankuś. Przytłacza mnie to wszystko.
-To dlaczego nie wybaczysz mu?
-Nie potrafię wyrwać się z zasad w których kiedyś żyłem.
-Po prostu zrób krok w przód! - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niego, ale on jedynie bardziej zrobił się smutny.
-Nie potrafię - wyszeptał patrząc się w kufel - próbuje od lat, a nadal nie potrafię.
-Grzesiu wystarczy, że wstaniesz i pójdziesz do pastora, powiesz mu wybaczam i tyle!
-Jestem potworem - mruknął, a ja zdziwiłem się na jego słowa.
-Grzesiu niby dlaczego? Ratujesz ludzie życie! Ryzykujesz swoim! Pomagasz i starasz się z całych sił!
-Lecz w głębi mnie nadal jest ten potwór, którego nienawidzę! - uderzył głową o stolik - Nienawidzę siebie za to kim jestem, za to co musiałem robić! Nienawidzę siebie z głębi serca i wiem, że głębsze relacje łączą się z niebezpieczeństwem dla innych.
-Grzesiu nie pierdol głupot! Nie jesteś potworem!
-Jestem - pociągnął nosem co wprowadziło mnie w szok i zdziwienie gdyż nie widziałem jego jeszcze w takiej rozsypce psychicznej. - Jestem jebanym Lordem. Jestem potworem, który jest tchórzem i uciekł od zobowiązań! Tchórz, który uciekł w noc aby nie umrzeć w domu... - z jego brązowych oczu pociekły łzy, a ja w końcu mogłem zobaczyć jak jego mentalna maska radości i niezłomności upada. W końcu mogłem zobaczyć prawdziwego Grzegorza, który naprawdę był zagubiony w świecie.
-Cokolwiek się zdążyło w twoim życiu przyjacielu to nie jest ważne to co było kiedyś, a jest ważne co jest teraz! Jesteś wspaniałym funkcjonariuszem policji, przyjacielem, towarzyszem i mężczyzną!
-Nic nie zmieni mego pochodzenia. Zbir zawsze zostaje zbirem, a ja jestem jednym z największych potworów.
-Grzesiu - kłuło mnie serce słysząc jego słowa chociaż nie za bardzo rozumiałem o co w tym chodzi co mi mówi właśnie.
-Nie Hank! Nie da się tego zapomnieć!
-To postaraj się zmienić przyszłość! - chciałem mu jakoś pomóc, wesprzeć go, ale moje słowa jakby nie dochodziły do niego.
-Nie ma jej dla mnie - wyszeptał cicho płacząc.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Nie ucieknę od demonów przeszłości one wrócą, a z nimi konsekwencje - mruknął, a ja widząc go w takim stanie, który się powoli powiększał stwierdziłem, że nie mogę z nim rozmawiać o czymś takim w barze gdzie każdy widzi i słyszy. Zapłaciłem za alkohol i zgarnąłem Grzesia do samochodu. Wyglądał na zniszczonego psychicznie mężczyznę w którym nadal jest nastolatek, który musiał dużo wycierpieć bądź przeżyć coś co wyryło się w pamięci aż tak bardzo iż powoduje to takie skutki. Nie chcąc go zostawić stwierdziłem, że zatrzymamy się w moim mieszkaniu i przenocuje on u mnie. Nie przeszkadzało mi to aby spał i odpoczął przy mnie gdyż martwiłem się, że coś złego zrobi.
-Grzesiu już lepiej? - zapytałem i zerknąłem na niego.
-Dalej czuje się niepotrzebny - wyszeptał.
-Kto to tak właściwie ci Lordowie?
-Najniebezpieczniejsza i najliczniejsza grupa przestępcza mająca na swoim kącie wiele przemytów, odbić, strzelanin oraz zabójstw.
-Czyli pochodzisz od nich? - zadałem pytanie i starałem się przepisowo poruszać się po jezdni aby nikt nie wychwycił, że jestem trochę wstawiony.
-Niestety.
-To jak niby dostałeś się do policji skoro twierdzisz, że jesteś gangusem? - spytałem skupiony na drodze i stanąłem w miejscu gdyż było czerwone.
-Przed śmiercią uchronił mnie zaprzyjaźniony generał, który przygarnął mnie do siebie. Pomógł stanąć na nogi po bliskiej śmierci, wychował i utrzymał. Jedyną zapłatą jaką miałem mieć za to wszystko to czynna służba w jego wojsku.
-Czyli mając 18 lat od razu wstąpiłeś do wojska to jak znalazłeś się tutaj?
-Odszedłem gdyż wojna na zawsze zostawiła w mojej głowie skazę. Nie byłem zdolny do zabicia, a musiałem to robić. Czułem się jak więzień tam.
-Czyli uciekłeś tutaj aby nie widzieć więcej ludzkiego cierpienia - stwierdziłem i ruszyłem gdyż pojawiło się zielone.
-Tak, ale znowu kurwa wszystko zawaliłem. Jestem tylko zagrożeniem.
-Dlaczego? Przecież jesteś dobrym funkcjonariuszem policji i robisz wszystko zgodnie z przepisami - rzekłem nie rozumiejąc do czego on prowadzi tą rozmowę.
-Uciekłem od mafii aby poraz kolejny w nią wpaść - pociągnął nosem widząc jak nadal z jego oczu płyną łzy.
-Chodzi ci o Erwina? - kiwnął potwierdzając głową - Ale co w tym złego?
-Obiecałem sobie aby już nigdy nie zbliżać się do żadnej mafii, ale wpadłem.
-Tęsknisz za nim? - nie wiedziałem, że miał tak bardzo ciężkie życie jako nastolatek.
-Bardzo, ale jak mu wybaczę to już nie będę w stanie odejść. Hank ja naprawdę nie chce ponownie wpadać w to bagno!
-Dystansujesz się, bo nie chcesz wylądować w mafii?
-Nie chce nikogo zranić tym gdy zniknę - wyszeptał.
-Ale zależy ci na relacjach z Erwinem i resztą! Montanha nie rezygnuj jeśli nawet boisz się, że wpadniesz w mafię, bo już to zrobiłeś tak prawdzie mówiąc - powiedziałem powoli - jeśli będziesz się dystansować to nigdy nie zaznacz czegoś więcej niż poznałeś do teraz, a naprawdę to nie są dobre rzeczy!
-Wiem - przetarł oczy rękawem - nie chce go po prostu zranić.
-Już go ranisz unikaniem.
-Bo myślałem, że odpuści sobie mnie.
-Jednak walczy o ciebie i ty powinieneś to samo zrobić!
-Dziękuję Hank, że jesteś - mruknął.
-Zawsze do usług przyjacielu...
Teraźniejszość
-Grzesiu nie udawaj - westchnąłem i usiadłem przy nim.
-Nic innego nie umiem robić - wyszeptał i uciekł wzrokiem - muszę naprawdę porozmawiać z Kuiem!
-Nie!
Czy Montanha porozmawia z Kuiem?
Czy powie Erwinowi kim jest?
2222 słów
Dla ciekawych link do powieści indiańskiej, która została użyta w tym rozdziale gdyby chciał ktoś przeczytać!
https://manufaktura-radosci.pl/indianska-przypowiesc-o-milosci/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top