Akcja kontenerowiec

Witam serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Głosowanie przeszło naprawdę dobrze i jestem zaskoczona tym jak wiele z was wzięło w nim udział <3
Dziękuję bardzo za te wszystkie oddane głosy stałym jak i nowym osobą!
8 głosów na opcję numer 1
38 głosów na opcję numer 2
Definitywnie wygrała opcja druga!
Cóż jak to się mówi nocne oddają!
Więc w następnym tygodniu widzimy się na 4 rozdziałach tygodniowo, aż nie będzie kolejne głosowanie!
Jakieś plany na dziś?
Ja jutro mam ostatnią maturę z geografii! Nic nie umiem, ale no trudno się mówi!
Miłego dzionka!

Perspektywa Sana

Od 18 byliśmy już na burgershocie, który został wyłączony z użytku dzisiaj przez awarie, której tak naprawdę nie było, bo to była tylko przykrywka na nas i naszą akcję do której została niecała godzina. Samochody podobno stały z tyłu budynku i mieliśmy tylko czekać aż zaczniemy akcje. Zostało nam z pół godziny aby wszystko przygotować i być gotowym. Wspólnie z chłopakami ubrani byliśmy na czarno i w ten sam sposób aby wiedzieć, że to my. Bałwanków wyróżniały tylko białe maski w kształcie bałwana. W końcu z czegoś musiało się wziąć ta nazwa ich grupy. Nie powiem, ale delikatnie obawiałem się tej akcji. Miałem dziwne wrażenie, że nie wszystko idzie zgodnie z planem. Może dlatego iż Dii ani Erwina nie było i nie dało się do nich dodzwonić w żaden sposób. Martwiliśmy się tym czy nic im się nie stało, ale nie mogliśmy ruszyć na poszukiwania, ponieważ mieliśmy zaraz akcje. Ja, Carbo, Silny i Dorian oraz trzech bałwanków, ale dwójka z nich miała stać na czatach. Spojrzałem na Kuia, który wyglądał na zadowolonego co mnie zastanawiało, ale pewnie cieszył się z zysku, który zdobędzie za tyle broni co mieliśmy przejąć.

-Nie mogę się dodzwonić - mruknął Carbo i popatrzył na wszystkich.

-Może już zajęli swoje stanowiska i nie chcą się wychylać - powiedział Kui i uśmiechnął się do nas. -Znacie co macie robić?

-Jasne - kiwnął głową Silny.

-Nie ma problemu w zapamiętaniu - odrzekłem i spojrzałem na Dorka, który starał się również dodzwonić do drugiego.

-Erwin również nie odbiera - westchnął podchodząc do nas.

-Nie traćmy czasu panowie! Trzeba ruszać na doki! - popędził nas Chińczyk, ale miał rację czas już był odpowiedni na to aby wyruszyć w drogę aby przed 19 tam już być. Wraz z Carbo wsiedliśmy do dostawczaka jednego z dwóch. Byłem pasażerem, bo nie miałem siły dziś aby prowadzić. W końcu wystartowaliśmy w czarnych ciężarówkach, a nasz cel doki.

-Carbo - powiedziałem przerywając ciszę między nami, która panowała w aucie.

-Tak?

-Nie zastanawia cię dlaczego tak bardzo Kui pragnie tej dostawy?

-Bo chce zarobić?

-To też, ale mam dziwne wrażenie, że o coś innego chodzi w tym - stwierdziłem i zerknąłem na niego - na dodatek jeszcze chłopaki nie odbierają telefonów. Nie jest to dziwne?

-Trochę jest San, ale nie poradzimy nic na to jeśli coś się stało, bo mamy akcje do wykonania. Obiecaliśmy, że pomożemy. Nie możemy teraz nagle odpuścić.

-Masz rację - westchnąłem i spojrzałem przez szybę. Noc robiła się chłodna i na pewno będzie kilkanaście stopni na minusie dziś. Mam nadzieję, że szybko zrobimy to co trzeba i znikniemy z doków. Mieliśmy wjechać na teren doków od zachodu, a Dorian z Silnym od południa. Nie jechaliśmy wspólnie aby nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi ludzi czy Policji. -Boje się tych doków - dodałem po dłuższej chwili.

-Spokojnie załadujemy towar i zwiniemy się na magazyn z tym nim ktokolwiek się zorientuje, że coś okradliśmy - tymi słowami podtrzymał mnie na duchu. Nie wiem jak mój kuzyn potrafi się bawić w policjanta i przeżywać ciężkie oraz stresujące sytuacje gdzie może stracić życie albo mieć uszczerbek na zdrowiu. -Wystarczy, że uwiniemy się z tym szybko.

-Rozumiem i dzięki - mruknąłem i spojrzałem przez szybę ponownie aby uciec myślami gdzie indziej. Nie lubiłem brać udziału w takich sytuacjach w sumie Dia też, ale to ja zostałem, bo najczęściej po prostu nie miałem ochoty albo czasu. Teraz wziąłem udział chociaż nie za bardzo mi to się podobało.

-Zaraz będziemy - powiedział więc spojrzałem na GPS, który nas prowadził na miejsce. Jechaliśmy na Terminal gdzie był największy port chociaż przejeżdżaliśmy właśnie przez mniejsze porty, ale nasz łup był na największym porcie. Nie powiem wielkości doków mnie zaskoczyła gdyż nigdy nie byłem w tym rejonie.

-Nigdy nie byłem na dokach - powiedziałem i spojrzałem na mężczyznę obok.

-Ja w sumie też - odparł i zajechał na odpowiednie miejsce. Założyłem maskę na twarz i wysiedliśmy z dostawczaka. Po chwili na miejsce podjechali nasi chłopacy, a za nimi auto z bałwankami wraz z Kuiem.

-Który ten kontenerowiec? - spytał Dorian.

-Zaraz powinien zostać on wyładowany z promu - oznajmił Kui - bałwanki zajmijcie pozycję i jak coś piszcie.

-Dobrze - powiedział lider bałwanków i zabrał ze sobą jedną osobę od siebie.

-Ten prom? - pokazał Silny na statek, który stał przed nami.

-Tak - potwierdził. Otoczenie było mroczne tylko światła reflektorów oświetlały, niektóre miejsca. Denerwowałem się i nie wiem dlaczego może przez to iż ktoś wie o nas tutaj, a temperatura w tym miejscu była o wiele zmniejsza przez to z każdym oddechem wydobywała się z moich ust para. Ktoś w końcu obsługiwał ten dźwig, który po chwili wyładował dla nas odpowiedni kontener. Nicollo otworzył go nożycami do metalu, rozwalając łańcuch na drzwiach. Szybko pozbył się łańcucha i otworzył drzwi. Naszym oczom ukazało się wnętrze gdzie do połowy był wypełniony skrzyniami. -Wyładujcie to wszystko do aut!

-Dobra bierzemy się do roboty! - powiedziałem gdyż chciałem jak najszybciej stąd się zwinąć. Gdyż robiło się co raz zimniej jak stało się w jednym miejscu. Wziąłem pierwszą skrzynie, a raczej chciałem, ale była za ciężka. Westchnąłem cicho, a Carbo poszedł do mnie i wziął skrzynkę za rączkę.

-Zróbmy to razem to będzie szybciej - uśmiechnął się do mnie, a ja kiwnąłem głową zgadzając się na to. Wspólnie zaczęliśmy wyładować na zmianę towar do samochód. Raz Dorian z Silnym, a raz my. Jedynie Kui i bałwan nic nie robili. Aż w pewnej chwili zadzwonił telefon do chińczyka.

-Halo? Yhym... Dobrze zaraz będę - tylko tyle usłyszałem z rozmowy mąciciela. -Chłopaki mam pilną sprawę do zrobienia o której zapomniałem. Miejsce docelowe na magazyn prześlę zaraz wam na telefony! Dacie radę? Bałwanki będą pilnować wjazdu z ukrycia, a ja biorę mojego ze sobą!

-Spokojna głowa ojcze damy radę - powiedział Silny.

-Właśnie wuja zostało nam niewiele i za jakiś kwadrans będziemy stąd wyjeżdżać - dodał Carbo.

-Dzięki chłopcy, rozdzielimy łup jak przeliczymy wszystko! - rzekł i wsiadł do auta w którym był jeden od niego. Natomiast po chwili zniknęli w mroku, ponieważ nie mieli zaświeconych świateł.

-Coś mi tu śmierdzi - mruknąłem i spojrzałem na swoich.

-To jest Kui jego nie da się zrozumieć - rzekł Dorian. - Zbierajmy to i znikajmy, bo zimno tu jest.

-Racja - westchnąłem i załadowaliśmy cały towar ówcześnie sprawdzając co jest w jednej z skrzyń. Tutaj mały mąciciel miał rację w środku była broń, która nie była byle jaka. Kiedy skończyliśmy załadunek usłyszeliśmy strzał z pistoletu, który odbił się echem po całych dokach. -Co to było? - spytałem trochę przestraszony.

-Zmywajmy się stąd nim ktoś nas zauważy niepowołany! - oznajmił Silny. Zgadzając się z nimi wsiedliśmy do aut i wyjechaliśmy z doków obawiając się o życie. Na szczęście jak wyjechaliśmy z doków ściągnęliśmy maski i odetchnąłem z ulgi. Nie chciałbym znowu wracać do tego miejsca gdyż w nocy było przerażające.

Perspektywa Montanhy
Kilka godzin wcześniej

Kiedy Erwin zniknął wszedłem do lobby gdzie na szczęście było pusto. Nie miałem ochoty tłumaczyć się nikomu z tego. Wiedziałem jednak, że i tak nie będę mieć spokoju gdyż jak zauważą malinki to będzie ciężko. Wszedłem do szatni i ubrałem się w policyjny luźny mundur zimowy.  Nie miałem szalika przez to widać było moją szyję, którą chciałem jakoś zakryć. Ubrałem cały sprzęt policyjny i włączyłem radio.

-430 status 1 - powiedziałem na radiu, a do szatni wpadł Capela.

-Grzesiu! - uśmiechnął się do mnie - Ooooooooo Kurwica!!! Czy ja dobrze widzę?!? - podbiegł do mnie i przechylił mi głowę w bok tak, że widział dokładnie moją szyję. -Ohohoho! Morwin!

-Przestań Dante - mruknąłem chowając twarz w dłoni.

-No no Grzesiu jak było wczoraj z Erwinem skoro zrobił ci taki malinkowy ślad!

-Ehhhh możesz mnie puścić? - spytałem cicho i spojrzałem na czarnowłosego - Przefarbowałeś włosy?

-Wróciłem do swojego koloru - odparł.

-Masz szalik do pożyczenia? - zapytałem modląc się o to aby miał.

-A co Erwin nie chciał ci dać? - zaśmiał się, ale podszedł do szafki i ją otworzył wyciągając upragnioną rzecz, która mogła mnie uratować.

-Nie odzyskałem szalika - mruknąłem, a on podał mi swój, który szybko zawinąłem na szyi chowając malinkowe naznaczenie.

-Widzę, że się dobrze bawicie po pracy - zaśmiał się, a ja zażenowany spojrzałem się na niego.

-Zajmij się kimś innym - rzekłem.

-Ale jest ten morwin co nie? - spytał z nadzieją.

-Nie wiem? - powiedziałem niepewnie na jego pytanie.

-To nie powiedzieliście sobie, że się kochacie?

-Nie jesteśmy jeszcze na to gotowi? - powiedziałem.

-To kiedy będziecie? - zapytał niezadowolony - Tylko abyście za późno sobie tego nie powiedzieli!

-Dante proszę cię wiemy co robimy. To musi być zgodna decyzja, a on jeszcze nie jest pewny - powiedziałem i spojrzałem na niego.

-Dobra, ale chce wiedzieć wszystko co się działo wczoraj, że jesteś tak urządzony przez Knucklesa!

-Nie mam zamiaru ci nic mówić - westchnąłem.

-No weź! Jestem twoją top morwiniarą!

-01 do 430 i 03.

-Zgłasza - rzekłem do radia.

-Do biura.

-10-4 - odparłem i przeszliśmy ten kawałek do biura wchodząc bez pukania.

-A co to kurwa ma być?! Wyjść i wejść jeszcze raz! - gdy usłyszałem głos Rightwilla od razu cofnąłem i zapukałem do drzwi. -Wejść!

-Witam szefa - przywitałem się.

-Dobry - mruknął Capela.

-Powiedźcie mi co tu się odpierdala?

-W sensie? - zapytałem nie za bardzo rozumiejąc jego aluzję, ale Janek siedział zgaszony na krześle przed biurkiem.

-Zachowujecie się jak dzieci! Nie rozumiem waszej nienawiści między sobą! Chodzi mi głównie o ciebie Montanha i Pisicele.

-Nie ma żadnej nienawiści proszę szefa - odparłem i spojrzałem na Janka, który patrzył na mnie błagająco. Zrozumiałem, że miałem idealną okazję aby być sześćdziesioną i dać wszystkie zeznania na nowego 01.

-A te wszystkie kłótnie w biurze? Może powinienem jeszcze zamontować podsłuch?

-Nie potrzeba proszę szefa - rzekłem - dogadaliśmy się między sobą i wszystko jest dobrze.

-To wyjaśnij mi swoją degradacje z 05 na 430 i zdegradowanie na kapitana III stopnia? - patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem.

-01 stwierdził, że nie mogę być tak wysoko jeśli chcę zadawać się z Zakonem, który jest winien kilkunastu napadów - odpowiedziałem mając ręce z tyłu i patrząc się na szefa.

-I tylko dlatego? - zapytał na co kiwnąłem głową - Każdy wie w mieście jaka jest między wami relacja. - nie powiem, ale zdziwiłem się jego odpowiedzią - nie myśl jednak, że popieram to. Lecz jak widać po twojej szyi miłość nie wybiera.

-Jak? - zawstydziłem się spuszczając wzrok w ziemię.

-Ściany są cienkie - rzekł i uśmiechnął się delikatnie - mam nadzieję, że ta relacja nie wpłynie na twoją służbę!

-Nie szefie, praca dalej jest dla mnie ważna - odpowiedziałem.

-Pisicela masz przywrócić Montanhe na 05. Wierzę, że potrafi rozdzielić życie prywatne od pracy gdyż już udowodnił to nie jeden raz!

-Tak jest - powiedział Pisi.

-Czy wszystko jest jasne? - rzekł i spojrzał na nas - Z związku iż zbliżają się święta chciałabym dla was zrobić pewną rzecz! Wiem, że jesteście najbardziej ogarnięci więc na pewno to ogarnięcie jeśli między wami jest już w porządku?

-Tak szef - powiedzieliśmy równocześnie. Zaś Sony zaczął tłumaczyć to co chce zrobić więc w sumie nie mieliśmy wyboru, ale mogliśmy trochę dodać od siebie bądź stwierdzić to co jest złe i nie przejdzie.
Czas w biurze zajął dużo czasu więc zrobiliśmy wspólnie przerwę na lunch o 13.

-Dziękuję Grzesiu - wyszeptał Janek siedząc z tyłu mustanga.

-Nie jestem sprzedajną kurwą Janek - rzekłem - nawet na swoich.

-Mogłeś mnie pozbyć się z 01.

-I co by mi to dało? - spytałem jego i zerknąłem na niego - Masz swoje powody aby robić to co robisz i tyle. Nie kwestionuje tego jeśli ty nie będziesz kwestionować mojej relacji z Erwinem.

-Dobrze - westchnął, ale kiwnął głową na tak. Uśmiechnąłem się delikatnie gdyż naprawdę chciałem aby między nami było dobrze, bo sam Sony zareagował na to. Miałem na sobie odznakę 05 z czego w sumie się cieszyłem i chciałem pochwalić się Erwinowi z tym, ale stwierdziłem, że później pochwalę się gdy on i ja będziemy mieć czas.

-To do czego między wami doszło, że za malinkował ci szyję? - spytał Capela.

-Tak po prostu - mruknąłem i uciekłem wzrokiem w bok czując się jak wewnętrznie gotuję się z zażenowana, ale moja twarz nic nie pokazywała po sobie.

-Tak po prostu nic się nigdy nie dzieje! - stwierdził mężczyzna kierując swoim seu. Pojechaliśmy na jedzonko, które spędziliśmy razem w trójkę omawiając kilka spraw odnośnie różnych rzeczy. Wraz z odznaką wróciłem do pełnienia roli HC i brakowało mi tego w sumie przez ten czas, który byłem wykluczony.

-Jak z Mią? - zapytał Janek.

-Jeździ z Lueną i Susan - odparłem - chłopacy ledwo z nią wytrzymują, ale dziewczyny ją uwielbiają.

-Jak w ogóle z jej umiejętnościami i wszystkim?

-Z biegiem czasu na pewno będzie lepsza. Niby teraz ogarnia nawet w miarę, ale no musi spędzić ten czas jeszcze na pracy na udoskonalenie się.

-To dobrze - uśmiechnął się - przynajmniej teraz jesteś pełnoprawnym FTO!

-Bo HC tylko powinien to robić, a nie należałem do niego - odparłem. Nawet nie wiem kiedy zrobiło się ciemno, a czas leciał. Zgłosiłem status 2 i wyłączyłem GPS oraz wszystko co było nie potrzebne aby dotrzeć na miejsce docelowe zostawiając vecie w niezbyt przyjemnej dzielnicy.

Kto strzelał i do kogo?
Co znajdzie Montanha na miejscu?

2094 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top