Wszystko dla ciebie

Witam serdecznie wszystkich!
Dziś to przed ostatni rozdział tego dnia!

PRZEPRASZAM ZA SPÓŹNIENIE, ALE NO SŁABY NET TU MAM!!!
Jestem po nocy u przyjaciółki więc mogę ciężko mieć z odpisywaniem!

Na nocnym i ostatnim rozdziale maratonowym będzie możliwość zdobycia linku do discorda do naszej zabawy do której zgłaszaliście się poprzez ankietę! Każdy może spróbować swoich sił!
Miłego dzionka życzę wszystkim!

Perspektywa Erwina

Uśmiechnąłem się radośnie widząc iż moja rodzina pójdzie za mną wszędzie. Mogłem zawsze na nich polegać i mimo nowych osób oraz tego, że troszkę się rozdzieliliśmy, dalej byliśmy rodziną, która na dobre i na złe będzie sobie zawsze pomagać. Jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego. Jak to się mówi, bo w końcu każdy może polegać na każdego. Po naszej rozmowie ruszyłem z Kuiem do domu. Prowadził on wóz, mimo iż mogłem siąść za kółkiem to jednak nie dał mi tej możliwości. Może martwił się o to, że znowu będę mieć kłopoty z snem, a może z emocjami. Jednak mimo tego, że czułem pustkę w sobie to było lepiej, a każda myśl o mężczyźnie mimo, że bolała to uśmiechałem się, bo to były piękne wspomnienia. Pamiętam jak brał mnie do wiktori i jeździliśmy na patrole, ale w sumie tylko dlatego iż pewnej pięknej nocy wjebałem się mu do wozu, a potem jakoś tak wyszło iż zaczęliśmy częściej robić takie rzeczy.

Szedłem w stronę mego mieszkania niezbyt pośpiesznym krokiem gdyż nie śpieszyło mi się nigdzie. Nie mogłem zasnąć więc myślałem, że krótki sparing wokół dzielnicy sprawi iż będę senny i szybciej zasnę w łóżku, ale no nie działało tak naprawdę. Idąc przez parking trafiłem na radiowóz policyjny i z zaciekawieniem, a raczej chęcią przygody chciałem zajebać radiolkę, ale w środku już ktoś był. Dopiero po chwili połączyłem kropki i zrozumiałem, że jest to 01 Gregory Montanha. Skoro w sumie jest tutaj to mógłbym skorzystać z tego i spędzić z nim trochę czasu, a może w końcu będzie chciało mi się spać. Po cichaczu obszedłem całe auto i wpakowałem się na miejsce pasażera. Grześ patrzył na telefon i zląkł się mnie gdy wpakowałem się do wozu.

-Pastor, co pastor tu robi?? - spytał zszokowany.

-Aktualnie siedzę - odparłem i zaśmiałem się z jego miny.

-Nie ma mowy!

-No weź Monte! Będę grzeczny! - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niego.

-Ty nigdy nie jesteś grzeczny! - dodał po chwili - Co tu robisz?

-No nie mogę spać więc staram sobie jakoś zająć czas i tak myślałem aby zajebać tą radiolkę no, ale ty jesteś w środku - powiedziałem szczerze na jego zapytanie i wygodniej oparłem się o zagłówek fotela.

-Więc nie zajebiesz? Hmmm?

-W ogóle co robisz tutaj? - spytałem ciekawsko.

-Chwila odpoczynku w czasie patrolu - odparł i popatrzył na mnie - nie wyjdziesz z tego auta?

-Nie wybieram się nigdzie! Weź mnie na patrolik! - poprosiłem robiąc proszące oczka, a on westchnął ciężko.

-Ale jak będzie jakaś akcja masz siedzieć w miejscu i nie przeszkadzać, rozumiemy się?- postawił mi warunek więc raczej nie przeszkadzał mi taki, ponieważ w nocy praktycznie nic się nie dzieje. Tym bardziej o 2 nad ranem, bo kto o tej godzinie będzie okradał banki czy inne miejsca.

-Jasne! - wyjechaliśmy z parkingu i ruszyliśmy ulicami naszego kochanego miasta. - Wydajesz się być padnięty.

-Może i tak jest - odpowiedział.

-Więcej snu Monte ci trzeba - oznajmiłem z uśmiechem, ale on pokręcił głową na boki lecz widziałem ten ruch koncików jego ust iż układają się w przelotny uśmiech.

-Nie ma kiedy - odparł, ale i tak wiedziałem swoje - a ty dlaczego nie śpisz?

-Też bym chciał to widzieć dlaczego nie śpię, ale nie wiem. Tak jakoś wyszło, że nie mogłem zasnąć.

-No to nie ciekawie.

-No i to bardzo, bo dzisiaj mam dużo do roboty, a nie wiem jak sobie poradzę bez snu! Jak to jest mówi raz się żyje! Jednak ciężko będzie się żyć - zacząłem gadać o wszystkim i niczym. Głównie Gregory słuchał mojego narzekania na wszystko, ale on sam zaczął wyciągać się w rozmowę.

-Do dupy są te patrole. Ja rozumiem, że są ważne, ale nudne i to bardzo gdy nic się nie dzieje. Jednak gdy za dużo się dzieje to narzekam, że nie ma spokoju. Może powinnien sobie odpuścić na kilka dni robotę i odpocząć od tego zgiełku! - zaczął mówić o pracy. -Kocham być policjantem, ale to żmudna i bardzo odpowiedzialna funkcja tym bardziej iż jestem głową całej jednostki.

-Wiem co czujesz bycie pastorem też nie jest za łatwe. Te msze, te spowiedzi i parafianie, którzy narzekają na wszystko, a ja muszę to wszystko słuchać. Niby rozumiem, ale z drugiej strony jest to trochę męczące.

-No to wspólnie nam ostatnie dni dają do dupy - zaśmiał się Grzesiu i na ten śmiech uśmiechnąłem się radośnie, bo był on przyjemny dla ucha mimo tego iż mężczyzna lubił pokrzyczeć aż bębenki uszne bolały.

Dojechaliśmy pod dom, a Kui wjechał do podziemnego parkingu gdzie trzymane były wszystkie samochody. Gdy zaparkował na odpowiednim miejscu od razu wyskoczyłem z auta i popędziłem na górę. Czułem się szczęśliwy, ale zarazem przygnębiony tym wszystkim co się dzieje. Moje problemy z wymiotowaniem nie skończyły się gdyż stres w pewnych momentach mnie tak paraliżował iż jedynym skutkiem ubocznym było oczyszczanie organizmu. Wypadłem na taras i z niego położyłem się na trawie. Słońce dopiero zachodziło i minie jeszcze trochę czasu nim zniknie za widnokręgiem, a na jego miejsce wejdą gwiazdy i księżyc. Jednak potrzebowałem tej chwili na wyciszenie organizmu i swych myśli. Więc patrzyłem się na chmury, które wędrowały po nieskończonym błękicie, który powoli zmieniał się kolorystycznie.

-Wszystko w porządku misiu kolorowy? - padło pytanie ze strony Kuia.

-Tak - mruknąłem i uśmiechnąłem się oddychając spokojnie. -W końcu się zemścimy!

-Jeśli policja w to wejdźcie.

-Wejdzie - odparłem pewny słów, które opuszczają moje usta - za Grzesia też będą chcieli się zemścić! To tylko kwestia czasu aby ogarnąć to wszystko i przeprowadzić atak na Lordów! - powiedziałem patrząc się na niebo - Już niedługo Monte i znowu się spotkamy - wyszeptałem do siebie wyciągając dłoń ku niebu.

-Coś chcesz na kolację?

-Obojętne - odpowiedziałem nie patrząc się na mężczyznę.

-Na pewno nie chcesz czegoś co byś na pewno chciał zjeść?

-Naprawdę obojętne to wujku - mruknąłem w odpowiedzi.

-No dobrze to przygotuje dla nas kanapki - odpowiedział i słyszałem jego oddalające się kroki. Wziąłem głęboki wdech i uśmiechnąłem się słabo.

-Tęsknie Monte, tak bardzo - wyszeptałem, a moją dłoń opadła bezwładnie na trawę. Poczułem jak po moim policzku spływa samotna łza - tak bardzo przepraszam za wszystko.

Spojrzałem na Kuia, który usiadł obok mnie i położył talerz z kanapkami na trawie. Podniosłem się do siadu i wytarłem szybko dłonią policzek aby nie było widać po nim śladu.

-Wiesz, że na co się piszemy, możemy polec tam?

-Wiem, ale jak zrobimy odpowiedni plan i wykorzystamy to co wiemy. Może będziemy mieć szansę na zwycięstwo - odpowiedziałem na jego słowa, wziąłem kanapkę z serem i ogórkiem.

-Zrobimy wszystko co w naszej mocy aby zwyciężyć - oznajmił i sam wziął kanapkę do jedzenia.

-Dalej mnie zastanawia jak się dowiedziałeś o tajemnicy Monte - powiedziałem niepewnie, bo nie powiedział w sumie jak dokładnie do tego doszedł.

-Zacząłem się domyślać gdy przybrał postawę Lorda - odpowiedział i popatrzył się na niebo. - Nie jest tak trudno pominąć tą postawę gdyż jest zbyt charakterystyczna.

-Dlaczego więc ja tego nie zauważyłem? - spytałem zdziwiony.

-Nie przykładasz uwagi do szczegółów, które czasami są najważniejsze - oznajmił więc spojrzałem na niego z podniesioną brwią - Misiu twoje ADHD ci nie pozwala czasami zauważyć coś co jest bardzo łatwe w zauważeniu gdyż zawsze jest cię pełno.

-Dobrze tu muszę się zgodzić - odparłem - ale ostatnio przystopowałem - stwierdziłem, a on uśmiechnął się.

-Tak tu masz rację, ale przez twój stan psychiczny, ale widać, że powoli wraca ten energiczny chłopak - pogłaskał mnie po głowie na co się szczerze uśmiechnąłem. Gdyby ktoś mi to powiedział, że będę z Kuiem tak blisko jako rodzina to wyśmiał bym go, ale teraz cieszyłem się z tego, że wuja jest i pomaga mi. Chociaż byliśmy na początku jak wrogowie i kopał pode mną dołki to jednak zrozumiał, że jest to błąd i powinniśmy współpracować. Teraz jedząc z nim kolację po prostu cieszyłem się z jego obecności, bo zachowywał się całkowicie inaczej niż wcześniej. Teraz to była tylko kwestia czasu iż zemszczę się dla Grzesia. Miałem nadzieję, że żyje chociaż była to bardzo marna nadzieja i nierealna, bo kto by przeżyć takie coś, ale był on terminatorem. Był na tą myśl westchnąłem ciężko i do jadłem kanapkę, którą miałem w dłoni. -O co chodzi Erwin?

-Czy Monte naprawdę nie żyje? - spytałem i zauważyłem jak dłonie zaczynają mi się trząść.

-Misiu kolorowy ja chciałbym ci powiedzieć co innego, ale prawda jest boląca. Montanha prawdopodobnie nie przeżył tego nawet jeśli sądzisz, że tak jest. Przykro mi, ale nie ma szans na to aby przetrwał rozstrzelanie. Tym bardziej iż to rozstrzelanie było na śmierć. - widać było, że sam ma problem z powiedzeniem tych kilku słów, które powinny mnie bardziej zdołować, ale one tylko zmotywowały na to aby zemścić się jeszcze bardziej na osobach winnych tak wielu przestępstw, nie tylko w ludziach. Niebo robiło się coraz ciemniejsze i jak dobrze się przyjrzało mu, można było zauważyć pierwsze ślady gwiazd na niebie. Po zjedzeniu posiłku chińczyk przyniósł herbatę do picia, która nie była już gorąca, a lekko letnia. Mimo tego iż czułem się w tym miejscu dobrze to jednak tęskniłem za silnymi ramionami mego policjanta.

-Jednak nadal mam nadzieję głęboko w sercu, bo jest ona i jest słaba, ale utrzymuje moje serce w jednym kawałku - powiedziałem szczerze patrząc się do środka kubka w którym pływała kostka lodu, która z każdą chwilą roztapiała się coraz bardziej.

-Dlaczego tak bardzo uczepiłeś się tego, że on żyje?

-Nie wiem, ja po prostu chce aby żył chociaż wiem, że to jest nierealne, ale chcę mieć go blisko siebie nawet jeśli będzie martwy... Ttęsknię za nim i to ccholernie ttęsknię - nie wiem kiedy nawet się rozkleiłem i zacząłem płakać. Szloch, który wydobył się z mojego gardła pokazywał ile cierpienia we mnie jeszcze jest i jak z każdym oddechem jest coraz ciężej wziąć oddech.

-Już spokojnie Erwin, nie jesteś tu sam - wyszeptał Kui i wtulił mnie w swoją pierś. Niewiele myśląc wtuliłem się w niego szlochając z bólu, który we mnie się nagromadził. -Weź głęboki oddech. - głaskał mnie delikatnie po plecach i starał się być wsparciem gdy ja po prostu musiałem odreagować. Zbyt dużo się dzieje naraz i ryzykować będziemy swoim życiem aby pomścić tych co na to zasługują. Jednak obawy o rodzinę były zbyt duże i bałem się po prostu się bałem, że zawiodę. Wylewałem wszystkie swoje smutki w ramionach wujka, który starał się mnie uspokoić, ale sam wiedział, że potrzebuje jakoś wyładować emocje, które we mnie buzują.

Nie wiem nawet kiedy mój szloch zmienił się w cichy płacz aż w końcu wylałem chyba już wszystkie łzy ze swojego organizmu, a ból zniknął zostawiając po sobie silne uczucie pustki. Czułem się zmęczony fizycznie jak i psychicznie. Oparty o klatkę piersiową Kuia już spokojniej oddychałem i przymknąłem powieki. W jego ramionach czułem się bezpieczny, ale to nie było to samo jak było z Grzesiem. Jednak doceniałem to co miałem teraz i, że Kui naprawdę starał się pomagać jak może. Jego pomoc była tutaj potrzebna abym mógł sobie poradzić ze stratą.

-Erwin, misiu kolorowy to nie pora abyś zasypiał mi w ramionach - powiedział cicho, a ja mruknąłem sennie. Płacz całkowicie mnie pozbawił sił i energii do życia. -Nie jesteś już taki lekki abym cię sam wniósł na górę po schodach. Chodź - podniósł się na równe nogi więc i ja też to zrobiłem. Zaprowadził mnie do pokoju, a ja nie zwracając uwagi na to, że w ciuchach jestem położyłem się na łóżku wtulając w kocyk Monte. Zmęczenie bardzo szybko pomogło mi zasnąć.

Obudziłem się w naszym mieszkaniu i zdziwiło mnie to, ale szybko zrozumiałem, że to jest sen. Westchnąłem ciężko i wstałem z łóżka kierując się do salonu, ale drzwi prowadziły do lasu. Niewiele myśląc ruszyłem do przodu przed siebie wiedząc iż nie o minę tego co tu się wydarzy. Wziąłem głęboki wdech, a do moich nozdrzy dostał się zapach porannej rosy i mokrej ziemi to były przyjemnie zapachy, których dawno nie czułem. Ruszyłem przed siebie, a tam pośrodku polany ktoś stał gdyż mogłem zobaczyć sylwetkę pośród mroku, ale księżyc idealnie oświetlał otoczenie dając nikłe światło, ale i tak lepsze to niż błądzenie po ciemku. Niepewnie ruszyłem do postaci chcąc dowiedzieć się czym tym razem będę światkiem. Czułem jak trawa delikatnie łaskocze mnie po dłoniach, ale było to przyjemne uczucie. Nagle ciemna postać odwróciła się w moją stronę, a ja stanąłem w miejscu widząc te piękne tęczówki, które na mnie patrzyły się z niepewnością, ale i uczuciem miłości.

-Monte - wyszeptałem.

-Erwin - odpowiedział szeptem, a ja ruszyłem do niego zaś w mych oczach pojawiły się łzy. Mężczyzna niepewnie rozłożył ramiona, a ja wpadłem w nie wtulając się w jego ciepłe ciało.

-Tak bardzo tęsknię, tak bardzo mi cię brakuje - powiedziałem przez łzy, a on zaczął głaskać mnie po plecach i pocałował mnie w czółko.

-Przepraszam cię za wszystko - mruknął swoim głosem za którym też tęskniłem.

-Nie przepraszaj to ja powinienem - wyszeptałem wtulając się w jego klatkę piersiową i czując te cudowne jego perfumy, które tak bardzo uwielbiałem.

-Zrobiłem ci wielką krzywdę, a ja sam nie jestem teraz lepszy - powiedział, ale nie zrozumiałem tego - powinieneś mnie nienawidzić się za prawdę. Boląca prawdę, ale robię to, bo muszę.

-Monte wybaczyłem ci już dawno i może za bardzo zareagowałem na to. Żałuję i to bardzo, że ostatnie co usłyszałeś ode mnie to nienawiść. Tak bardzo żałuję - rzekłem wiedząc, że to tylko sen, ale takie sny były mi potrzebne aby nie zapomnieć i aby pogodzić się z tym wszystkim.

-A ja tak bardzo cię kocham, ale musiałem - wyszeptał - spędzisz ten sen ze mną?

-Za tobą pójdę choćby na koniec świata - odpowiedziałem i nie wiem nawet kiedy położyliśmy się wśród trawy, wspólnie obserwując gwiazdy na niebie. Jego dłoń delikatnie głaskała moją gdy ja opartą głowę miałem o jego ramię.

Czy miłość przezwycięży ból?
Co ma oznaczać ten sen?

2222 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top