Wizyta
Witam serdecznie wszystkich!
Jakieś plany na weekend?
Jutro pojawi się shot nad którym ostatnio pracowałam więc mam nadzieję, że wam się spodoba!
Nie mogę uwierzyć, że tak mało zostało :c chyba jeszcze to do mnie nie dotarło to, że jak przewijam te rozdziały to dalej już nie ma co przewijać
Życzę wszystkim miłego dzionka ❤️
-Nie ma mowy!
-Ale dlaczego Erwin? - spytałem zaskoczony, że mi odmówił i odsunął się ode mnie.
-Bo tam jest składowisko wszystkiego! Moje rzeczy jeszcze i nie chcę aby mi grzebano w nich!
-Posprząta się wszystkie ważne rzeczy wrzucimy do twojego pokoju i zamkniemy go - zaproponowałem, ale widziałem w jego oczach wahanie i w sumie nie podobał mu się ten pomysł.
- Przemyśl ten pomysł, ale nie chcę by spali na kanapie w naszym mieszkaniu - dodałem by rozważył na pewno tą decyzję w końcu Erwin lubił spontaniczne akcje łóżkowe twierdząc, że mu się należy przez ten czas, który nie mogliśmy tego robić. W sumie sam kochałem tą jego bliskość te nagie cudowne ciało, które mnie kusiło sobą i powodowało iż na sam widok się podniecam. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę i delikatnie pogłaskałem jego policzek.
-Nie chcę to znaczy nie wiem... nie ufam do końca twojemu ojcu - mruknąłem cicho, a ja musnąłem jego czółko.
-Mają przyjechać tu? Nie wystarczyło im, że trzymali cię na uwięzi przez trzy miesiące? - odezwał się Kui i musiałem przyznać, że miał poniekąd rację.
-Mama bardzo chciała zobaczyć jak wygląda moje życie tutaj. Ojciec jest tylko dodatkiem, ale nie będzie się rządzić przypilnuję aby tak było.
-Skoro już ten temat mamy z głowy - wtrącił się San - dlaczego Carbo nie bierzesz udziału w napadzie! Potrzebujemy cię!
-Wyjeżdżam na tydzień może dwa - oznajmił spokojnie i wszyscy spojrzeli na niego z wymownym szokiem. Nawet ja, bo nie spodziewałem się po nim, że będzie gdzieś wyjeżdżać.
-Co?! - palnął Erwin gdy zapanowała cisza. Speedo podszedł do nas i podał mi zestaw policjanta więc zapewne dorabia na Burgerze jako sprzedawca, ale wziąłem od niego tackę.
-Chcę wyjechać odpocząć na jakiś czas pozwiedzać świat - zaczął wyjaśniać i chociaż wydawał się mocno spięty to w jego oczach widziałem radość.
-Z Dante co nie? - spytał Hank i spojrzałem na niego z zaciekawieniem, że wie więcej ode mnie.
-Z Capelą? - zaskoczony Erwin odsunął się ode mnie i ruszył do brata, który kiwnął niepewnie głową.
-Naprawdę?! - prychnął David na co westchnąłem.
-Odjeb się David - burknął Dorian i uderzył go w tył głowy.
-Uspokójcie się - westchnął Vasquez - przecież każdy ma jakieś plany i rzeczy, które chciałby zrobić!
-Potrzebujemy przecież go jako kierowcy! - oznajmił Labo - Przecież bez niego nie ma szans na ucieczkę.
-Macie szansę przecież Speedo też jeździ więc bez problemu ucieknie policji!
-Popieram Carbo - odezwałem się gdyż też mogłem się wypowiedzieć - Speedo jest już trochę czasu z wami więc z pewnością zauważyliście to, że jeździ bardzo dobrze.
-Jesteś pewny, że tego chcesz Carbo?
-Tak wuja jestem pewny - uśmiechnął się, a ja tylko zgarnałem Erwinka do swojego torsu ówcześnie odkładając jedzenie na stół. Wiedziałem, że Erwin bardzo pragnie być we wszystkim pierwszy i też nie chcę iść siedzieć. Więc zawsze bierze samych najlepszych do akcji, a że jego rodzina była jedna z najlepszych to wiadomo iż każdy pragnął dać z siebie jak najwięcej.
-Ale jesteśmy przed atakiem na galerię! Na próbach i błędach! Nie może cię zabraknąć w tym! - powiedział oburzony Erwin, którego zacząłem głaskać po biodrze, a on uspokoił się znacznie i wtulił się we mnie.
-Jak to się stało, że Over tu jest z nami? - odezwała się Heidi na którą padł wzrok zebranych, a następnie na Hanka, który delikatnie się spiął.
-Od mojego kuzynka wara! Jest zaufaną osobą, która może z nami tu przebywać!
-Popieram Sana - odezwał się Dia, który opierał się o ścianę i nie było z nim jego landrynek, a to było dziwne.
-Po tym co zrobił dla nas i dla Erwina raczej powinien mieć tu dostęp - dołączył Silny - gdyby nie on nie wiedzielibyśmy czy mamy gdzie jechać i po co!
-Muszę przyznać rację, że pan Porucznik Over mocno przysłużył się dla nas i przede wszystkim jest rodziną Sana! - powiedział Chak co mnie zaskoczyło - Jednak decyzję zostawię tu dla Erwina czy powinien z nami tu być.
-Ja... - spojrzał na mnie swoimi złotymi oczami na co się uśmiechnąłem delikatnie.
-To co postanowisz z pewnością będzie słuszne - mruknąłem cicho wpatrując się w niego. Nie wyobrażałem sobie tego byśmy żyli osobno.
-Myślę, że dodatkowy policjant przyda się naszej mafii - powiedział po chwili ciszy, a mój przyjaciel wyglądał jakby zobaczył ducha na co się zaśmiałem.
-No Hank witaj w rodzinie! - powiedziałem z szerokim uśmiechem na ustach gdy on patrzył się na mnie z wymalowanym szokiem. - No jak widać przyjacielu właśnie wpadłeś do mafii.
-Nie muszę być korumpem?
-Jedynym naszym korumpem jest on - powiedział Erwin i pociągnął mnie za mundur, a po chwili poczułem te słodkie usta na swoich więc przyciągnąłem go do siebie odwzajemniając pocałunek. Jeszcze chwilę pomiziałem się z Erwinem i musieliśmy z Hankiem wrócić na służbę. Wziąłem swój zestaw, którego nie mogłem zjeść przez tulącego się Erwina i po chwili byliśmy w veci, ale to właśnie mój patrol partner siadł na miejscu kierowcy gdyż ja musiałem zjeść.
-105 status pierwszy po drugim - zgłosiłem na radiu, które włączyłem, a zaraz po mnie zgłosił swoją gotowość do służby Hank. Na mych ustach gościł uśmiech gdy jadłem obiad, który miał wystarczyć mi do końca dnia. Nawet nie wiem kiedy minął on tak szybko i schodziłem ze służby. Miałem jechać po Erwina robili oni próbę na galerię i nie udała im się, bo podobno nie mieli tego co trzeba, by włamać się do systemu. Nie za dużo mi powiedział co mieli robić, ale nie interesowało mnie to aż tak bardzo. Ja byłem po tej drugiej stronie i byłem neutralnie nastawiony do tego co robią w końcu byłem poniekąd z tym związany. Podjechałem pod Burgera gdzie powinien na mnie czekać i tak też było.
-Trzymaj się Carbo! - pożegnał się i wsiadł do veci - Witam pana kapitana - przywitał się i pocałował mnie w usta na co zamruczałem szczęśliwy.
-Cześć diabełku - uśmiechnąłem się na jego pocałunek - jak tam?
-Dobrze wiesz jak tam panie policjancie i mój negocjatorze - zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego gdy stałem na czerwonym świetle.
-Przemyślałeś to co powiedziałem ci popołudniu?
-Dobrze masz rację odnośnie mieszkania - westchnął drapiąc się po karku - wiesz, że jest tam tego pełno i będzie trzeba to posprzątać. Pewnie dużo kurzu jest i syfu - westchnął.
-Wiem, że nie podoba ci się to, ale chcę mieć dobrą relacją z tymi, którzy żyją. Rodziców ma się jednych - pogłaskałem go po udzie - ty masz chłopaków i Kuia ja chciałbym mieć dobrą relację ze swoimi.
-Wiem Monte - mruknął - chcę abyś i ty był szczęśliwy, a kłótnia tu nic nie da.
-Wiem, że nie przepadasz za moim ojcem, bo ma ciężki charakter, ale może jednak będzie lepiej? W końcu nie jest już praktycznie liderem, a tym bardziej będzie na obcym terenie!
-Może masz rację - mruknął i położył dłoń na mojej, a po chwili złączył nasze dłonie razem.
-Ja wierzę w to iż może się zmienić, bo każdy może jeśli tylko tego chce to zrobić.
-Wierzysz w to aby twój ojciec mógł się zmienić? - spytał i widziałem w jego oczach zwątpienie.
-Był kiedyś inny więc liczę na to, że się zmieni tylko potrzebuje czasu.
-Jesteś zbyt litościwy Monte.
-Ale za to mnie kochasz - odpowiedziałem, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
-I to bardzo!
Po kilku minutach byliśmy w domu i na spokojnie mogliśmy omówić wszystko co robimy jutro gdyż miałem na nocną zmianę, a był już czwarty wrzesień. Zamknąłem oczy gdyż byliśmy razem pod prysznicem i całowałem te cudowne usta, które tak bardzo kochałem, bo były tak uzależniające. Spojrzałem w jego złote tęczówki uchylając swoje powieki. Byłem szczęśliwy i zakochany w nim po uszy, a on we mnie. Wiedziałem ten jego wzrok, który był taki sam jak mój. Te uczucie było cudowne i uzależniające tak bardzo, że nie chciałem już nigdy wypuszczać go z ramion. Jednak czas był przeciwko nam i trzeba było iść spać. Z rana po wspólnym śniadaniu oraz przytulaniu się do siebie gdyż byliśmy sami, ruszyliśmy jego samochodem do apartamentowca i jego mieszkania w którym nie byliśmy całkiem długo. Jedynie co pamiętałem to to iż jego wnętrze jest w jasnych kolorach i całkowicie przeciwne mojemu mieszkaniu. Oczywiście zrobiliśmy to co powinniśmy zrobić czyli posprzątaliśmy wyczyściliśmy całe mieszkanie i przenieśliśmy najważniejsze rzeczy Erwina, związane z napadami zamykając w jego starym pokoju.
-Chyba wszystko - mruknął stojąc plecami do mnie więc obróciłem go zadowolony i popchnąłem na kanapę na którą opadł. Usiadłem na nim okrakiem i pocałowałem w usta.
-Przypominasz sobie pewne wydarzenie na tej kanapie? - mruknąłem cicho wpatrzony w jego oczy.
-Nie za bardzo, a powinienem? - spytał zaskoczony gdy ja się zaśmiałem z jego odpowiedzi gdyż spodziewałem się tego.
-Na tej kanapie pierwszy raz cię całowaliśmy diabełku - odpowiedziałem i musnąłem jego usta swoimi, a w zamian poczułem ręce, które oplotły moją szyję.
-Przypominam sobie - zaśmiał się - pomyśleć, że się zakochaliśmy w sobie.
-Nie żałuję ani jednego dnia spędzonego przy tobie - oznajmiłem z uśmiechem na ustach i pogłaskałem go po policzku.
-Ani ja... nie gadaj tyle po prostu mnie pocałuj - powiedział i pociągnął mnie do siebie więc złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku nie mogąc uwierzyć, że wszystko wyszło na prosto, a ja nie mam problemów z rodzinną mafią, że znów uciekłem od obowiązków, które tym razem tak naprawdę przeszły na brata. Po chwili oderwaliśmy się od swoich ust między którymi była nić śliny.
-Kocham cię.
-A ja ciebie Monte bardziej!
-Nie, bo ja cię diabełku kocham nad życie!
-Zaraz się z nim pożegnasz, bo ja cię kocham najbardziej na świecie i cicho bądź!
-A ja kocham cię tak bardzo, że mogę unieść cały świat w dłoniach! - uwielbiałem te potyczki słowne, ale miałem w nich teraz przewagę.
-Niby jak masz to zrobić? - prychnął śmiechem na moje słowa, ale ja się uśmiechnąłem i podnosiłem go z kanapy.
-W ten sposób - odpowiedziałem śmiejąc się, a on dołączył do mnie wtulając bardziej w moją klatkę piersiową.
-Jesteś szalony!
-Nie tak bardzo jak ty Erwin - odpowiedziałem i musnąłem jego usta, a on na to zamruczał uśmiechając się radośnie.
Oczywiście trochę się pomizialiśmy w swoich ramionach gdyż nie potrafiliśmy oderwać się od siebie. Jednak to co dobre zawsze szybko się kończy gdyż trzeba było wrócić do mieszkania i zrobić obiad, a następnie ruszyć na służbę by potem odebrać rodziców bądź przeprowadzić ich przez miasto. Czas jak zawsze nie był chętny na to by choć trochę zwolnić. Nocna zmiana była dość intrygująca biorąc pod uwagę, że musiałem znowu patrzeć jak Erwin wraz z resztą starają się włamać do Galerii sztuki. Trzy razy próbowali przez noc co było dość męczące, ale gdy wróciłem do domu aby się przebrać w świeże ciuchy po mundurze, widziałem Erwina śpiącego na kanapie w ciuchach.
Musiał być zmęczony po tych nie udanych próbach i wiele stresu przy tym się najadł, ponieważ Carbo nie brał udziału w ucieczkach gdyż szykował się na wyjazd z Dante.
Podszedłem do mojego diabełka i pocałowałem go w czółko, a następnie poszedłem do naszego pokoju przebierając się w dżinsowe czarne spodnie oraz koszulę. Przeczesałem dłonią włosy i rozejrzałem się po mieszkaniu, które wyglądało dobrze. Mama mi napisała, że powoli wjeżdżają do miasta więc wysłałem jej GPS aby trafili tu do domu. Więc zostało mi pół godziny do ich przyjazdu.
-Erwin - mruknąłem cicho do jego uszka - kochanie trzeba wstawać - pocałowałem go w płatek ucha i uśmiechnąłem się słysząc cichy pomruk z jego ust. Zszedłem na jego szyję, a on odchylił ją dając mi lepszy dostęp.
-Mmonte - jęknął cicho, a ja uśmiechnąłem się odsuwając się od jego szyi na której zostawiłem malinkę.
-Tak diabełku? - zapytałałem wpatrując się w te jego delikatnie zamglone oczy, które nie do końca jeszcze rejestrowały wszystko wokół.
-Ppo co mnie budzisz? - jego głos był cichy, a dłoni zaczął przecierać oczy.
-Rodzice za niedługo będą - oznajmiłem, a on zaczął się rozciągać - ile spałeś?
-A ty spałeś? - mruknął patrząc się na mnie swoimi złotymi ślepiami.
-Nie za bardzo, ale w nocy zasnę - odpowiedziałem szczerze - mając cię w ramionach.
-Położyłem się o trzeciej - odparł i pocałował mnie w policzek - idę się przebrać w takim razie, bo widzę, że ty już ubrany.
-To ja wyjdę po rodziców - odpowiedziałem i podniosłem się na równe nogi wraz z Erwinem, który złapał mnie za koszulę i pociągnął w dół. Pocałował mnie w usta, a ja odwzajemniłem ten pocałunek przesuwając dłonią po jego włosach.
-Ciesze się, że wszystko wróciło do normy - powiedział i odsunął się ode mnie idąc do naszej sypialni. Oblizałem usta szczęśliwy i zszedłem na dół by wychwycić ojca wraz z matką.
-Hej Grzesiek!
-Dia, a ty co tu robisz?
-Rodzice twoi mają przyjechać, a z nim Leon! - uśmiechnął się do mnie radośnie - Chce trochę spędzić czasu z wujkiem i przedstawić go reszcie rodziny!
-Rozumiem to dobrze, że rodzina będzie w końcu pełna!
-Tak twoja też! - Chwilę czekaliśmy aż podjedzie ojca buffalo S z którym się nie rozstawał choćby na chcę gdyż zawsze jeździł swoim wozem nawet na dalekie podróże. Już z dala widziałem jadące w naszym kierunku auto w bieli z dodatkami czerni. Od razu pomachałem do nich, a ojciec stanął na krawężniku.
-Gregi! - z auta wyszła mama więc wtuliłem się w nią. Nie sądziłem, że tak bardzo się stęskniłem za rodzicielką.
-Musisz skręcić tato tu w prawo i zobaczysz zjazd na parking stań sobie przy moim samochodzie! - poinstruowałem go, ale nim odjechał wysiadł Leon.
-Hej Gregory.
-Dobry Leon - uśmiechnąłem się do niego.
-Chodź wuja! Mamy kilka miejsc do zwiedzenia!
-Miłych wakacji Tilio - oznajmił i ruszył za Dią.
-Trzymaj się Grzesiek! Powiedz Erwinowi, że odpadam z szukania rzeczy na napad!
-Jasne poinformuje go!
-Niedaleko jest komendą czyż nie?
-Tak mam blisko do pracy! Chodź mamo otworzę tacie tylnie wejście.
-Dobrze - odpowiedziała, a po chwili wraz z tatą szliśmy na górę - mieszkasz w?
-Kawalerce z Erwinem, ale wcale nie przypomina kawalerki - odpowiedziałem i po chwili byliśmy na górze.
-Nic na więcej cię nie stać?
-Duarte!
-No co Tilio pytam tylko.
-Stać, ale nie chcę innego domu tu jest mi dobrze poza tym mam blisko do pracy i z pracy - otworzyłem drzwi do mieszkania i wpuściłem rodziców do środka. Mama od razu zainteresowała się zdjęciami. Z pokoju wyszedł Erwin ubrany w dżinsowe czarne spodnie i koszulkę, która totalnie nie pasowała do tego. - Nawet mi się nie waż mówić, że w tym chcesz wyjść na miasto!
-Co ci się nie podoba w... - nie dałem mu dokończyć gdyż przerzuciłem go przez ramię.
-Idziesz to przebrać! Nie wiem nawet skąd to masz - burknąłem nie przejmując się rodzicami - rozgoście się!
-Oczywiście! - zachichotała mama.
Wizyta rodzina czy aby na pewno?
Co Dia i Leon planują?
2343 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top