Witam w domu
Witam serdecznie wszystkich w wtorkowym rozdziale!!!
Wy wiecie, że piszę już około 11 miesięcy tą książkę? Aż się sama zdziwiłam, że tak długo!
Jak tak u was? Wyspani?
Nie mogę uwierzyć, że idziemy do końca książki, a pamiętam jak zaczynaliśmy.
Bardzo przepraszam, że nie punktualnie rozdział ale zapomniałam totalnie przez dzisiejsze urwanie głowy 🥺
Życzę wszystkim miłego dzionka
Młodą położyliśmy spać o dwudziestej, a ja z Erwinem leżeliśmy w łóżku przy otwartym oknie balkonowym.
-Martwię się - mruknął cicho i wtulił się w moją klatkę piersiową. Wsunąłem dłoń w jego włosy zadowolony i głaskałem go uspokajająco oraz pocałowałem go w czółko.
-Będzie dobrze z gorszych rzeczy wychodziłem co nie? - uśmiechnąłem się do niego mimo iż sam lękałem się tego co przyniesie nam czas. Mimo tego, że ojciec nie komentował to widziałem ten wzrok pogardy na Erwinie. Nie wiedziałem co mógłbym zrobić aby uznał go w końcu i zrozumiał to kim jest dla mnie. Tyle razy już go starałem uświadomić, ale jak widać nie toleruje nadal nas tak jakbym chciał. Nie toleruje jego i nie będzie tego tolerować.
-Niby tak - mruknął Erwin i powoli przysypiał na mojej klatce piersiowej. Ubrane mieliśmy spodenki oraz podkoszulki na ramiączkach mimo, że było ciepło aż za bardzo to jednak wolałem aby Kate nie widziała nas w tylko w bokserkach. Nagle drzwi do pokoju uchyliły się, a w nich zauważyłem blond włosy wystające za nimi.
-Co jest młoda? - spytałem widząc jej smutną twarz. Niepewnie weszła do pokoju i podeszła do łóżka.
-Nnie mogę spać - wyszeptała, a ja przesunąłem się wraz z Erwinem na bok gdyż on już drzemał nie wiedząc co się dzieje, a nie chciałem go budzić po prostu.
-Chodź kładź się do nas - mruknąłem, a ona weszła na łóżko centralnie pod kocyk i położyła głowę na moim ramieniu.
-Czy z mamą będzie dobrze? - spytała cicho.
-Z pewnością, nim się obejrzysz będziesz mieć braciszka w w swoich ramionach wraz z całą rodziną - powiedziałem cicho - ja w twoim wieku też witałem mego brata.
-Naprawdę jakie to uczucie? - zapytała wtulając się we mnie.
-Cudowne. Nim się obejrzysz będziesz go wprowadzać w swój świat i będziesz wzorem do naśladowania - mruknąłem słysząc jej ciche ziewnięcie gdy mówiłem. Pogłaskał bym ją gdybym miał wolną dłoń, ale jedna była poświęcona dla Erwinka. Z jednej jak i drugiej strony byłem otoczony nimi, ale to było urocze. Wiedziałem iż nie będziemy mogli mieć dzieci, ale adopcja nie jest też jakimś złym wyborem. Zamyśliłem się za bardzo, ale jak spojrzałem na Kate on już spała grzecznie. Odchyliłem głowę do tyłu i uśmiechnąłem się zamykając oczy. Nawet nie wiem kiedy usnąłem mając w swych ramionach dwie kruche istoty. Nagle zacząłem słyszeć ciche szepty.
-To naturalne?
-Yhym takie mam od dziecka - dotarł do mnie głos Erwina i otworzyłem oczy chcąc wiedzieć co takiego robią. Przez chwilę musiałem przyzwyczaić się do padającego światła przez okna, a mym oczom ukazał się widok leżącego na mojej klatce piersiowej Erwina oraz Kate, która opierała się o mój brzuch. Zaskakujące jest to iż nie czułem tego i nadal nie odczuwałem aby było jakieś obciążenie na mnie.
-Jak się spało? - spytałem cicho, a młoda aż podskoczyła z wrażenia, bo chyba nie spodziewała się iż się obudzę.
-Dobry Monte - mruknął Erwin i pocałował mnie w policzek. Pogłaskałem go po plecach zadowolony.
-Która godzina? - spytałem zainteresowany skoro oni tak sobie leżą i rozmawiają.
-Za dwadzieścia szósta - odpowiedział mój partner i zdziwiłem się dosyć mocno.
-Dlaczego nie budziliście? - mruknąłem i popatrzyłem na młodą to na Erwina.
-Wygodnie się rozmawiało - stwierdziła blond włosa, a ja jej rozczepałem włosy gdy ona zaśmiała się.
-Dobra trzeba wstawać śniadanie zrobić! - oznajmiłem - Dziś jajecznica co ty na to?
-Z chęcią! - pokazała ząbki co mnie rozczuliło. Uwielbiałem dzieci i może miałem to po mamie, ale może chciałem mieć takiego małego skraba na wyłączność, chociaż Erwin był trochę jak dziecko. Zaśmiałem się z własnych przemyśleń zerkając na Erwina.
-I z czego się śmiejesz? - zapytał mrużąc powieki.
-Z niczego - odparłem trochę się uspakajając, a nagle on zaczął mnie łaskotać lecz zachowałem kamienną minę - i co to miało być?
-Bardzo zabawne - burknął podnosząc się do siadu gdyż wiedział iż mam łaskotki tylko potrafiłem zdusić w sobie to.
-Wstajemy i śniadanko trzeba zrobić! - oznajmiłem, a młoda zsunęła się z łóżka.
-Mam się ubrać w to co wczoraj?
-Wziąłem ci świeżą bieliznę i podkoszulek. W spodenkach możesz tych samych.
-Dobrze! - podbiegła do drzwi i zamknęła je za sobą wychodząc zapewne do pokoju Erwina. Podniosłem się złapałem mego diabełka kładąc go na łóżku pod sobą.
-Kocham cię moje kochanie - mruknąłem i złączyłem nasze usta razem w namiętnym pocałunku.
-Też cię kocham - wymamrotał w moje usta i uśmiechnąłem się do niego odsuwając się od tych smakowitych różowych warg.
-Wstajemy - oznajmiłem wstając z łóżka i kierując się do szafy aby wyciągnąć spodenki. Dzisiejszy dzień miał mieć ponad 25 stopni Celsjusza. Nie chciałem się gotować gdyż zapewne nosił bym strój letni na komendzie z rybaczkami oraz z krótkim rękawem. Nie przeszkadzały mi długie spodnie, ale nie ma co przegrzewać organizm. Ubrałem się i podałem Erwinowi aby się ubrał w świeże ciuchy. Dobrze iż w większości się nie mieszczę to przynajmniej on ma w co się ubrać. Ubraliśmy się szybko i zerknąłem do dziewczynki czy się ubrała, ale na oczach miałem rękę aby nie popatrzeć na coś za dużo. - Kate ubrałaś się? - spytałem słysząc jej dziecięcy chichot.
-Tak! - odparła i przytuliła się do mnie co poczułem więc ściągnąłem dłoń z oczu. Złapałem ją pod ramionami i podnosiłem od razu kierując się do schodów - Na barana?
-No dobrze - uśmiechnąłem się i wziąłem ją na barana, schodząc na dół do kuchni. Postawiłem ją na ziemi.
-Dzień dobry - powiedziała z uśmiechem na ustach, a ja teraz zauważyłem ojca w kuchni.
-Dobry tato - przywitałem się, a obok mnie pojawił się Erwin. - Mamy nie ma?
-Nie ma niestety, ale pisała, że Zofia urodziła w nocy - rzekł i uśmiechnął się szczerze popijając kawę.
-Jajecznica na śniadanie będzie dobrze? - spytałem trochę niepewnie go, a on kiwnął głową zgadzając się na to bez słów. Młoda usiadła przy stole, a Erwin już wyciągał jajka na śniadanie. Po kilku minutach zrobiliśmy wspólnie śniadanie i uzupełnialiśmy się w tym. Erwin robił kanapki, a ja smażyłem jajecznicę. Po chwili nakładaliśmy wszyscy sobie jedzenie, siedząc przy stole.
-Jakieś plany na dziś? - zapytał Marco i pogłaskał Kate po głowie gdyż siedział obok niej.
-Muszę mieć Leona aby omówić sprawę odnośnie mafii, która robi samowolkę - rzekł mężczyzna, a ja zmarszczyłem brwi patrząc się na ojca.
-Grupa Purkera - spytałem, chociaż bardziej stwierdziłem, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Tak - mruknął - skąd widziałeś?
-Jak byłem z Hankiem przy radiowozie zaatakowali nas - oznajmiłem spokojnie jedząc śniadanie - na szczęście zareagowałem szybko inaczej byśmy przepłacili życiem - wzruszyłem ramionami, a nie spodziewałem się uderzenia w tył głowy. Złapałem się za głowę i spojrzałem zdziwiony na Erwina.
-Zatkaj młodej uszy! - Marco zrobił to co kazał - Czy ciebie już do reszty pojebało?! Ja rozumiem iż jesteś jebanym terminatorem, ale pomyślał byś o innych! Co by było gdyby cię postrzelili? Co jakbyś tam umarł?!
-Erwin... - przerwał mi wchodząc mi w zdanie.
-Zamknij się nie skończyłem! - warknął, a ja zerknąłem na ojca to na Marco aby mi pomogli lecz chyba pierwszy raz widzieli go takiego złego gdyż byli zszokowani. - Jesteś nieodpowiedzialny rzucając się samemu na wszystko!
-Dobrze wiesz, że taki jestem - mruknąłem cicho mrużąc powieki.
-Wiem, ale choć raz byś się nie pakował w jakieś mafię! Wpakowałeś się ze Spadino i kto cię ratował aby nie chcieli twojej głowy?!
-Skąd wiesz o tym? - spytałem wyraźnie zaszokowany tym gdyż tą sytuację omawiałem na poboczu tak aby nikt inny nie wiedział.
-Mam swoje źródła - wytknął mi to - jesteś głupi i nierozważny. Wystarczająco masz już blizn nie sądzisz?
-Przepraszam zadowolony? - warknąłem w jego stronę gdyż nie powinien niektórych rzeczy mówić przy ojcu. Tym bardziej takich.
-Grożono ci śmiercią? - spytał w końcu chyba obudziwszy się z szoku.
-Żeby to jeden raz - burknął Erwin - możesz jej ściągnąć dłonie.
-Wy wiecie, że na pół słyszałam to?
-To lepiej nie powtarzaj tego przy mamie, bo będziemy mieć przerypane - oznajmiłem do młodej, która kiwnęła głową.
-Zjadłam mogę iść nad jeziorko?
-Idź tylko w cieniu się bawcie dobrze? - powiedziałem do niej, a ona kiwnęła głową na tak i wybiegła przez drzwi tarasowe.
-Skoro pani Zofia urodziła to na co czekają? - spytał Marco więc i ja też się zainteresowałem tym.
-Nie wiem ja się nie zanam na tym - burknął tata, a ja spojrzałem na talerz.
-Nie łącz wszystko z sytuacją kiedy przyszedłem ja na świat.
-Devon nie powinien uczuć cię wielu rzeczy. Gdyby nie to, to może byłbyś lepszym Lordem - powiedział podnosząc się z krzesła.
-Nie żałuję tego, że dziadek tyle mnie nauczył. Przynajmniej on potrafił pogodzić się ze śmiercią babci.
-Nie zaczynaj wrażliwego tematu - powiedział do mnie i czułem ten zły wzrok na sobie.
-Dobrze - burknąłem.
-Dziś wieczorem pojedziesz do Violetów po pewną rzecz - oznajmił, a ja zdziwiłem się lecz kiwnąłem głową zgadzając się.
-Będę mógł zabrać brata?
-Jeśli nie będzie miał nic do roboty i będzie chciał to tak - odpowiedział i wyszedłem zostawiając nas.
-Dlaczego temat babci jest tak wrażliwy wraz z Devonem Montanhą - powiedział Erwin i spojrzałem na niego zszokowany - odnalazłem papiery iż był pogrzebany na moim cmentarzu.
-Ojciec i mama naszego ojca, umarli - rzekł Marco - nigdy w sumie nie poznałem babci, a dziadka nie pamiętam. Tata nie lubi gdy wraca się do tego, ponieważ babcia umarła w dniu narodzin Grzesia.
-Dlatego poniekąd jest dla mnie taki oschły, ale rozumiem go - uśmiechnąłem się słabo do Erwina i zacząłem zbierać naczynia aby je umyć po śniadaniu.
-To nie jest fer zachowanie wobec ciebie!
-Wymagał zawsze dużo i będzie wymagał - westchnąłem - nie zmienisz go, bo on jest uparty.
-A ja znam bardziej upartą osobę, co nigdy się nie poddaje!
-To nic nie da - odpowiedziałem na jego słowa, a on przewrócił oczami.
-Dobra ja lecę załatwić kilka spraw - oznajmił Marco - będę mógł jechać z tobą wieczorem?
-Jasne po to się pytałem przecież abyś mógł się spotkać z nią - odparłem, ale ostatnie słowa powiedziałem ciszej. Brat poklepał mnie po ramieniu i uśmiechnął się.
-Dzięki do później! - mruknął i zniknął, a ja zostałem z Erwinem sam na sam. Gdy umyłem wszystkie naczynia. Przyparłem go do blatu i złączyłem nasze usta w jedno. Tak bardzo tęskniłem za nocami pełnymi naszych uczuć, zbliżeń ciał oraz tego oddania. Znaków, które sobie dawaliśmy gdy pragnęliśmy się poczuć i upewnić. Może seks nie był jakąś dużą pewnością w miłości, ale każdy stosunek między nami brałem poważnie i starałem się przelać na niego całą swoją miłość, mimo skaz i niedoskonałości z których słynęliśmy.
Pragnąłem aby wiedział iż go kocham i nikogo innego. Objął mnie rękami wokół szyi i przywarł do mnie bliżej.
-Kocham cię diabełku - mruknąłem w jego usta, a w jego oczach mogłem zobaczyć te cudowne iskierki, które powodowały iż jego oczy świeciły jaśniej.
-Nie mogę doczekać się aż to wszystko się wyjaśni. Będziemy wolni i znowu będziemy się kochać bezgranicznie bez kontroli na każdym kroku - wyszeptał opierając swoje czoło o moje.
-Musisz uzbroić się w cierpliwość - mruknąłem i pocałowałem go w czoło.
-Mam jej aż nad to biorąc pod uwagę moje ADHD.
Spędziliśmy trochę czasu na obściskiwaniu się i przymilaniu do siebie gdyż brakowało nam takiej czułości względem siebie, ale no co dobre szybko się kończy więc i łączy się to z tym iż musiałem zabrać się za obiad. Kate przychodziła co godzinę aby się napić więc dawałem jej schłodzonego soku z lodówki. Na polu było zdecydowanie gorąco, ale no niestety taki urok lata. Obiad był praktycznie gotowy gdy usłyszałem głos mamy.
-Gregi zrób coś chłodnego do picia!
-Dobrze mamo! - odparłem, a mój złotooki gotował makaron do mięsa i sosu. Wziąłem dzbanek i nalałem do niego soku oraz dorzuciłem lodu aby temperatura utrzymała się dłużej. Wziąłem cztery szklanki i wszedłem do salonu gdzie zauważyłem pana Teodora i Zofię z nosidełkiem. - Dobry państwu.
-Witam Herdeiro - kiwnął mi głową mężczyzna więc odwzajemniłem ten gest i położyłem na stoliku to co niosłem.
-Zawołać Kate? Bawi się przy jeziorze z resztą dzieci - wyjaśniłem, a kobieta uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Dziękuję, że zająłeś się nią.
-Lubię dzieci one mnie więc nie było problemów - stwierdziłem z uśmiechem na ustach.
-Gregi synu co robisz na obiad?
-Makaron z sosem i mięsem wystarczy dla wszystkich - uśmiechnąłem się do niej i w jej oczach widziałem iż jest ze mnie dumna. Przynajmniej jeden rodzic pałał do mnie dumą. - Jak makaron Erwin?
-Zaraz powinien być - odpowiedział z uśmiechem, a ja ruszyłem do drzwi tarasowych. Wyszedłem przez nie i stanąłem w wygodnym miejscu. Zagwizdałem z palcami w ustach i machałem dłonią. Kate od razu zaczęła biec w moją stronę na co się uśmiechnąłem. Nie minęła chwila, a była przy mnie.
-Coś się stało?
-Twoi rodzice są - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie w jej oczach widziałem stres jak i szczęście - chodź pora poznać młodsze rodzeństwo co nie?
-Yhym - kiwnęła niepewnie głową więc delikatnie popchnąłem ją w stronę domu, a następnie salonu, szła niepewnie, ale gdy zobaczyła mame od razu podbiegła do kanapy i wtuliła się w panią Zofię. Obok blondyna było położone nosidełko z małym brzdącem, który w przyszłości stanie się Lordem. Wszystko działo się tak szybko. Zjedliśmy wszyscy wspólny obiad w salonie. Ja oczywiście siedziałem na ziemi, a Erwin stwierdził iż zrobi sobie krzesło ze mnie i nie przeszkadzało mi to, ale mój ojciec gromił mnie wzrokiem. Jednak nie przejmowałem się tym.
-Masz talent aby gotować - stwierdziła pani Zofia na co się uśmiechnąłem.
-Dziękuję bardzo w końcu ktoś z bandy musi ratować wszystkich brzuchy - zaśmiałem się jak i wszyscy, a najbardziej Erwin gdyż wiedział, że to co mówię to prawda. Ratowałem ich trochę swoimi umiejętnościami kulinarnymi.
-Syn czyż nie? - zapytał ojciec, a szarooki potwierdził kiwnięciem głowy. Zerknąłem zainteresowany do czarnego nosidełka w którym leżał mały potworek.
-Chcesz potrzymać go w rękach? - spytała się mnie, a ja spojrzałem na nią zdziwiony. - Nie tylko ty ciekawskim wzrokiem zerkasz na niego.
-Jeśli mogę - powiedziałem niepewnie i podniosłem się z kolan gdyż Erwin siedział teraz obok mnie. Wziąłem delikatnie w swoje ręce malutkie życie, które otrzymałem z ramion kobiety i spojrzałem na małego, który zawitał na ten świat. Jego szare oczy były wpatrzone we mnie jak w obrazek. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, a on wystawił w moją stronę swoje malutkie dłonie przy tym śmiejąc się. Moje serduszko stopniało widząc te słodkie oczka wlepione we mnie. - Jak ma na imię? - spytałem ciekawy jak go nazwali.
-Był to ciężki wybór, ale wspólnie zdecydowaliśmy, że nazwiemy go Gregory - zdziwiłem się słysząc iż nazwali go tym samym imieniem co ja, ale uśmiechnąłem się tylko.
-Witamy Grzesiu w rodzinie - wyszeptałem, a on złapał mnie za koszulę szczęśliwy.
Co Gregory ma wziąć?
Czy nowa mafia będzie problemem?
2338 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top