Próba
Witam serdecznie wszystkich!
Na tablicy będzie wstawiona za niedługo lista osób biorących udział w challenge!
Od 13 godziny będą pojawiać się rozdziały!
Życzę wam wszystkim udanego sylwestra i dobrego nowego roku abyście spełnili wszystko o czym pragniecie!
Życzę wszystkim miłego dzionka!
Tylko, że bałem się iść z mężczyzną, który wyszedł właśnie z pokoju Grzesia.
-Na pewno? - spytałem cicho chociaż nie wątpiłem w Grzesia to wątpiłem w swoje bezpieczeństwo z tym mężczyzną. Miał prawo wymierzyć mi karę, ale bałem się.
-Nie jest zły ani nic nie wiedziałem takiego po nim. Jest spokojny więc nic ci nie zrobi, a nawet jakby chciał to mama z pewnością doprowadziła go do porządku. Za bardzo cię lubi aby doprowadzić do czegoś takiego - słowa Grzesia uspokoiły mnie choć trochę - idź, bo nie lubi czekać.
-Dobrze, odpoczywaj Grzesiu - wyszeptałem i musnąłem jego usta wiedząc iż nie możemy pozwolić sobie na dłuższy pocałunek. Wziąłem telefon na wszelki wypadek, który schowałem do kieszeni i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Mężczyzna stojący przy drzwiach w dumnej pozie powodował u mnie lęk i obawy, ale Monte nigdy nie oszukał mnie odnośnie swoich spostrzeżeń. Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na mężczyznę, który mimo swojego wieku wcale nie wyglądał na niego i to było przerażające jak bardzo potrafił swoim wyglądem wzbudzić w ludziach strach.
-Nie śpieszyło ci się - jego głos był obniżony, ale nie tak chłodny jak dotychczas do mnie mówił.
-Przepraszam - mruknąłem cicho gdyż nie chciałem denerwować go bardziej niż bym musiał. Mężczyzna ruszył w stronę schodów więc ruszyłem za nim, ale gdzieś tam z tyłu głowy miałem pełną gotowość gdyby trzeba było uciekać. Nagle dłoń mężczyzny przesunęła się w moją stronę, a ja przestraszyłem się trochę, ale gdy zobaczyłem w jego dłoni maskę aż zmarszczyłem brwi. - Po co mi to? - odważyłem się zadać pytanie.
-Pora zobaczyć do czego jesteś zdolny - rzekł więc niepewnie wziąłem od niego maskę nie rozumiejąc jeszcze poniekąd co oczekuje ode mnie.
-W sensie?
-Wraz z bliźniakami oraz Aronem wyruszysz na bank - oznajmił co zdziwiło mnie jeszcze bardziej niż dotychczas. - Jeśli chcesz tu zostać masz się przystosować do praw mojej mafii! - rzekł i poczułem na sobie jego wzrok.
-Spróbuje - powiedziałem mając nadzieję, że to wystarczy w odpowiedzi gdyż nigdy nie zdradził bym swojej mafii ani rodziny.
-Masz dogadać się z Aronem! - brzmiało to trochę jak rozkaz z jego strony - A spróbuj tylko coś odwalić to zobaczysz do czego jestem zdolny - schylił się nade mną, a mój oddech stał się szybszy.
-Nic nie zrobię - odpowiedziałem starając się aby mój głos nie brzmiał na przestraszony, ale ciężko było. Jednak zaczął iść dalej po schodach w dół, ponieważ nawet nie wiem kiedy stanęliśmy. Zastanawiało mnie jakim cudem Grzesiu jest istną kopią tego mężczyzny z wyglądu i cieszyłem się iż z charakteru jest całkowicie inny. Nie wiem czy byłbym w stanie kochać kogoś takiego oziębłego i bez współczucia dla rodziny. Zeszliśmy na dół, a następnie wyszliśmy przez główne drzwi frontowe. Mógłbym stwierdzić iż jestem zdziwiony, ale mężczyzna mnie już poinformował o zaistniałej sytuacji, a w dłoniach miałem Lordowską maskę. Osoby z którymi miałem jechać, byli dla mnie obcy. Nie wiedziałem nawet czy mogę im ufać, ale sprawdziłem czy na pewno mam przy sobie pistolet i choć byłem niepewny, to zdecydowanym krokiem ruszyłem w stronę mężczyzn z którymi miałem zrobić bank. Nie ufałem im, a najbardziej czarno włosemu mężczyźnie, który nie traktował mnie poważnie. Nie lubiłem takiego zachowania gdyż moje ego na to nie pozwalało. Po prostu mężczyzna za bardzo sobie przegiął u mnie i ciężko będzie pogodzić się z czymś takim co przedstawiał sobą Aron.
-Mam nadzieję - warknął w moją stronę, a ja zszedłem po schodach do auta.
-Jedziemy! - powiedział, któryś z bliźniaków. Nie potrafiłem ich rozróżnić przez to iż tak bardzo siebie przypominali. Nawet głosy mieli podobne co było jeszcze większym utrudnieniem dla osoby zewnątrz.
-Nie wiem po co ja tu jestem - burknął czarnowłosy.
-Taki był rozkaz więc się zamknij Aron!
-Czy, któryś z was hakował już sejfy? - spytałem cicho gdyż nie wiedziałem w sumie ile się zmieniło od tego czasu w zabezpieczeniach.
-Ja - oznajmił po prawej stronie kierowcy bliźniak. Niczym dwie krople wody mężczyźni siedzieli z przodu, a ja z Aronem z tyłu.
-Dużo tego jest? - zadałem kolejne pytanie.
-Chyba nie - odpowiedział zbijając mnie z tropu gdyż nie dowiedziałem się w sumie niczego.
-I ty jesteś hakerem? - prychnął czarnowłosy.
-Jestem jedynym z najlepszych - nie żałowałem słów w wywyższeniu się przed mężczyzną, bo byłem najlepszym hakerem i każdy to wie. Jednak nie tutaj co podważa mój autorytet.
-Jedyny z najlepszych ze starych czasów był Leon jako pierwszy zrobił bank - oznajmił kierowca i zaczęło mnie denerwować to iż ich nie rozróżniam.
-Jason ma rację. Kolejnym jest Gregory - rzekł blondyn po prawej więc kierowcą był Jason, a po lewej jego bliźniak John. Kto nazywa dzieci praktycznie tak samo i pozwala im się ubierać identiko. Przecież to jest katastrofa ich rozróżnić.
-A kolejnym? - zapytałem.
-Cóż trudno stwierdzić gdyż nie zawsze się udają haki i raczej nikt nie porównuje się do Węża.
-Dlaczego wąż? - skoro już zacząłem pytać to chciałem wiedzieć przynajmniej najważniejsze informacje, które nurtowały mój umysł, a nie potrafiłem sam odpowiedzieć sobie na te pytania.
-To Aron w sumie jedyny wie dlaczego tak naprawdę nazywa się tak, a nie inaczej, ale my się tylko możemy domyślać - odpowiedział mi John więc spojrzałem na mężczyznę obok siebie zaś on westchnął ciężko.
-Grzesiek był bardzo sprytny i potrafił zawsze znaleźć wyjście z największych problemów - powiedział cicho - nie miał przydomka wtedy jeszcze i miał go otrzymać w dalekiej przyszłości, ale stwierdziłem iż jest chytry i podstępny niczym wąż. Tak też zaczęło się nazywanie go wężem gdy wszyscy weszliśmy na etap odbić z konwojów.
-Rozumiem - mruknąłem cicho.
-A co nie chciał on ci się przyznać? - prychnął.
-Nie pytałem się po prostu - odparłem zastanawiając się jak wygląda napad przez Lordów gdyż nie widziałem aby jakiś samochód z zakładnikami jechał.
-Chłopaki najlepiej będzie jak się wszyscy dogadamy między sobą - rzekł John - między nami jest kilka spin i każdy wie jakie one są. Jeśli mamy przetrwać ten bank musimy sobie zaufać choć trochę.
-Przepraszam za moje zachowanie - skierowałem to do nich, ale głównie do czarnowłosego, któremu ani trochę nie ufałem i nie miałem za grosz szacunku. Chyba to szło jednak w dwie strony.
-Moja wina - westchnął - ale chłopacy macie rację. Musimy zacząć sobie ufać w końcu to będzie potrzebne do obrabowania banku.
Po chwili podjechaliśmy pod bank i ubraliśmy maski na twarze aby ukryć swoją tożsamość. Pierwszy raz chyba stresowałem się aż tak bankiem. Chociaż podobny lęk miałem gdy próbowałem zrobić go po stracie Grzesia i nie udało się mi. Jednak tu nie mogłem pozwolić na to aby nie udało się dostać do środka.
-To jest napad ręce w górę na widoku wszyscy! - krzyk Jasona spowodował iż wróciłem ze swoich myśli. W środku banku byli randomowi ludzie, a najgorsze jest to iż wśród nich były dzieci.
-Tto wy nie podstawiacie ludzi? - spytałem chowając lęk za maską.
-Po co zbyt dużo roboty - odparł John chyba John. Nie rozróżniam ich w dalszym ciągu.
-Zajmij się sejfem - odrzekł Aron, a któryś z bliźniaków podał mi torbę z potrzebnymi rzeczami. Nie powiem, ale trochę się obawiałem o ludzkie życie. U nas zbieraliśmy ludzi, którzy chcieliby postać, a rzadko kiedy braliśmy losowych przechodniów. Przeszedłem do pomieszczenia obok i rozwaliłem konsole aby dostać się do kabli wyciągnąłem z torby laptopa, który miał podpięty jakiś pendrive. Przez chwilę zastanawiałem jak mam to uruchomić, ale nareszcie udało mi się podpiąć wszystko w odpowiedni sposób. Na ekranie pojawił się ciąg cyfr oraz liter i podpowiedź co mam szukać aby z kodu źródłowego utworzyć hasła. Przez chwilę miałem laga mózgu widząc mieniące się zielone cyferki, ale ściągnąłem maskę kładąc ją obok. Czułem się źle w niej, a bez niej mogłem wziąć głęboki wdech co mi pomogło. Nie lubiłem nosić maski na całą twarz, jak coś to zwykle jakąś bandanę czy chustę, ale nie miałem wyboru. Gdy zacząłem rozumieć działanie tego haka bez trudu przeszedłem go i drzwi po kilku minutach otworzyły się przede mną otworem. Gdzie czekał kolejny hak do zrobienia. Dla innych ludzi to zwykły tekst nie mający znaczenia ani celu bytu, ale dla informatyka bądź hakera ten tekst krył w sobie ukryte drugie znaczenie, które potrafił rozgryźć człowiek o spostrzegawczych oczach i umyśle. Szyfry były niczym kodem, który nie był łatwy do złamania, ale dawał wiele do myślenia.
Spokojnie szyfrowałem nie spiesząc się z tym aby złamać wszystkie hasła, które dzieliły mnie od łupu. Jak zwykle perfekcyjnie wykonane działanie i co najlepiej zacząłem pakować pieniądze do torby na oko licząc ile z banku mamy. Robiłem w sumie to co umiałem najlepiej, ale nic nie było takie samo. Nie było ze mną moich braci i robię trochę na przymusa ten bank aby udowodnić Wielkiemu Morte iż do czegoś się nadaję. Jednak obawiałem się o Grzesia w końcu został sam w domu. Choć była jeszcze jego mama i brat więc w sumie nie był tak sam lecz bałem się o jego zdrowie. W końcu tak wiele dla mnie zrobił, a ja nie miałem nawet jak odwdzięczyć się za ten czas, który mi poświęcił i po prostu za to iż jest. Spakowałem wszystkie pieniądze do torby i podniosłem maskę, która leżała na ziemi. Ubrałem ją na twarz aby całość zasłonić. Nie było mi na rękę nosić maskę Lordów gdyż moje ego bolało przez to jednakże musiałem teraz swą dumę schować do kieszeni i wyjść z sejfu jako jeden z Lordów. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem do reszty.
-I jak siwy? - spytał Jason i trochę poczułem się jakby mówił to do mnie Carbo.
-Sześćdziesiąt patyków - odparłem zgodnie z prawdą, bo niestety nic nie było w skrzynkach, które mogłem otworzyć.
-Mało ostatnio było więcej - stwierdził drugi bliźniak, a ja tylko kiwnąłem głową. Aron negocjował z jakimś policjantem. Nikogo z policji nie znałem tutaj i czułem się wyobcowany gdyż u nas w mieście to na luzie mogliśmy pogadać z policją mimo iż nie powinniśmy to jednak jakaś nić porozumienia była między dwoma stronami. W dłoni trzymałem pistolet od Grzesia. Czarny wyróżniający się mocno od reszty broni, a na boku lufy był grawer z inicjałami Grześka, które delikatnie przetarłem palcem. Miałem sentyment do tej broni i cieszyłem się iż mam ją przy sobie. Dawała mi odwagi i zastanawiałem się czy uciekniemy przed policją. Z czego wiem to Jason jest kierowcą i on ma uciekać. Nie chciałem iść do pierdla, bo miałem dużą kartotekę, która może i jest przedawniona, ale jednak chyba nie chcieliby zobaczyć mojej kartoteki. Tak z pół godziny czytania może godzina zależy od tego kto i jak czyta.
-Zaraz wychodzimy - oznajmił Aron, a chłopacy kiwnęli głową zaś ja mruknąłem tylko zgadzając się z nim. Miałem ochotę stąd już wyjść, bo bank nie był czymś trudnym dla mnie i trochę nudne były te negocjacje. Wszyscy tu trzymali rygor co było nudne, ale z drugiej strony rozumiałem ich. Mieli tu sporo mafii i to bardzo niebezpiecznych przez to musieli trzymać się pewnych wytycznych aby nie narobić sobie wrogów. Życie policjanta tutaj musi być naprawdę ciężkie. Nagle przez szybę w drzwiach zobaczyłem Hanka, który uśmiechnął się do mnie gdyż asekurował policjanta, który negocjatorem był. Dziwne, że mnie rozpoznał, chociaż nie miałem jak zasłonić włosów więc raczej przez to byłem zbyt rozpoznawalny.
-Macie zielone światło, wyjdziecie w towarzystwie zakładników, którzy mają skręcić w moje lewo, a wasze prawo! Zrozumieliście?!
-Tak - odparł Aron.
-Idziemy! - dwójka zakładników, która była z nami opuściła bank więc i zrobiliśmy to samo. Usiadłem z tyłu zapinając pasy bezpieczeństwa na wszelki wypadek. Nie wiedziałem jak przebiegnie ucieczka, ale miałem nadzieję, że damy radę. Ruszył pościg, a dźwięk syren policyjnych rozbrzmiewał echem przez ulicę, które jechaliśmy. To nie był Carbo czy Vaski abym był spokojny z ucieczką przed policją.
-Dalej Jason! Kurwa na odbiciach dawałeś radę!
-Bo na odbiciu rozpierdalaliśmy i mieliśmy ścisły plan zrobiony przez Węża! Tu muszę wszystko na szybko myśleć.
-Postaraj się!
-Staram!
-Uspokójcie się! - warknął John i stresowali mnie tym. Policja goniła nas i ciągle była za nami na ogonie.
-Co robimy?
-Spróbuj zrobić trochę czasu dla nas - rzekł Aron - wjedziesz do uliczki czy Thinson blokując przejazd stamtąd rozdzielamy się i spotykamy w kawiarni U Sally!
-Nie znam miasta nie wiem gdzie i którędy! - powiedziałem na wstępie gdyż nie pamiętam naprawę tego miasta pomimo tego, że mieszkałem w nim kilka lat.
-Każdy radzi sobie sam - powiedział z wrednym uśmiechem.
-Nie możemy go tak samego zostawić! - stanął w mojej obronie Jason.
-Nie ma czasu na to, a w dwójki uciekając nie uciekniemy!
-Z Thinson masz kilka ulic oraz przecznic do przebycia - powiedział John - kieruj się na północ tyle mogę ci powiedzieć!
-Szykujcie się! - krzyknął Jason i po chwili wbiliśmy się w ciasną uliczkę blokując przejazd, ale przód był wolny. Aron wziął torbę i nim obejrzałem się biegliśmy w stronę uliczek. Adrenalina płynęła w mych żyłach i nie wiedziałem co mam robić. Mógłbym zadzwonić po Carbo, ale tłumaczyć się późnej mu z tego nie chciałem. Więc rodzina odpada aby prosić ich o pomoc. Słyszałem syreny i z dala widziałem jak funkcjonariusze próbują coś zaradzić z tym iż uciekamy na patykach, ale nic im to nie da. Po kilku minutach bezcelowego biegu i schowaniu maski za spodnie aby jej nie było widać, po prostu stanąłem. Nie rozpoznawałem tej ulicy i nie wiedziałem gdzie jestem.
-Nosz kurwa - warknąłem wkurzony i nagle obok mnie stanęło auto o zgrozo radiowóz policyjny.
-No witam serdecznie pana pastora! - gdy usłyszałem ten głos odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem kto siedzi za kierownicą policyjnego wozu. - Chyba cię tu nie powinno być co nie?
Kim jest osoba w radiowozie?
Co się stanie teraz?
2189 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top