Pora przestać się mazać
Witam serdecznie wszystkich w czwartkowym rozdziale!
Co tam u was?
Jak mijają wakacje?
Bo u mnie nadwyraz spokojnie i w sumie powoli !
Szykuje dla was coś wielkiego! Jednak na to musicie chwilkę poczekać :3
Nie wiem czy wiecie i wam mówiłam, ale uwielbiam was wszystkich<3
Dziękuję za to, że jesteście!
Życzę wam miłego dzionka!
Po dziesięciu minutach Dia wrócił do mieszkania, a ja wypiłem już praktycznie całą kawę. Kofeina po nie przespanej nocy była zbawieniem. Jednak bałem się co się wydarzy jeśli naprawdę przestanie na mnie już działać. Fajki schowałem do szafy w swoim pokoju aby nikt ich nie widział. No Silny, Dorek i Carbo mniej więcej wiedzieli, że palę, ale wtedy kiedy naprawdę jest ciężka sytuacja i potrzebuje się odstresować.
Dziś śniadanie jak to zwykle było na słodko tylko, że racuchy z jabłkami i borówkami mimo iż były przepyszne to nie miałem takiej ochoty aby zjeść je wszystkie. Nadal miałem w sobie tą blokadę, która uniemożliwiała mi poprawne jedzenie, ale nic nie mogłem z tym poradzić. Takie było niestety moje teraźniejsze życie i musiałem się jakoś z tym pogodzić.
-Erwin naprawdę mało zjadłeś zjedź więcej - powiedział Dia i chyba też stracił przeze mnie swój apetyt.
-Nie mam siły już więcej zjeść - uśmiechnąłem się do niego słabo - naprawdę jest to smaczne, ale nie mam ochoty już.
-Ostatniego chociaż wepchnij w siebie - zaproponował i patrzył się na mnie z nadzieją.
-Nie Dia - odpowiedziałem - po prostu już pojadłem i nie zmieszczę w siebie nic więcej! Przepraszam bracie, ale nie jestem w stanie.
-No dobrze - mruknął, a ja wstałem z krzesła barowego i poszedłem do siebie po telefon.
-Jakieś plany? - spytałem i spojrzałem jak dokańczał za mnie moją porcję.
-Spotkanie Kui robi dziś wieczorem. Podobno jest info o Humanie - odpowiedział - lecz nic pewnego gdy nie sprawdzi on tego.
-Dia? - spytałem niepewnie.
-Tak?
-Czy nie dałoby się ominąć tego spotkania z Heidi? Naprawdę nie chce z nią się widzieć.
-Dlaczego?
-Mam dziwne wrażenie, że wszyscy traktujecie mnie jak jajko, które może w każdej chwili się stuc.
-Staramy się tylko ciebie chronić.
-Przed czym Dia? Przed samym sobą? Bracie ja rozumiem wszystko, ale nie jestem chory, a potrzebuje czasu aby ogarnąć myśli. To nie jest moja pierwsza strata, która mnie zabolała.
-Ja rozumiem - zaczął, ale przerwałem mu.
-Nie Dia nie rozumiecie chociaż ty starasz się zrozumieć. Odsunięty zostałem od wszystkiego, a Heidi stara się ze mnie zrobić chorego psychicznie! Nie jestem chory! Jesteś tylko stęskniony za bliskością mężczyzny, którego kochałem i kocham nadal całym sercem! - troszkę mnie poniosło, ale musieli zrozumieć, że najlepszy dla mnie będzie powrót do życia, a chociaż częściowy powrót do spraw, którymi się zajmowałem i chciałbym wrócić do tego.
-Przepraszam - mruknął - po prostu boimy się, że zrobisz coś głupiego.
-Dia ja nigdy nic mądrego nie zrobiłem gdy trzeba było robić! Jestem jaki jestem i nie zmieni się to!
-Wiem - odparł, ale pokiwałem głową na boki.
-Zdaje mi się, że czasami nie wiesz - rzekłem i ruszyłem do wyjścia z domu. - Muszę pobyć chwilę sam - oznajmiłem i wyszedłem z mieszkania wiedząc iż on zamknie za mną te drzwi gdyż posiadałem klucze w spodniach, a nie chciałem zamykać.
Ruszyłem do garażu aby wybrać jakiejś auto nie rzucające się w oczy aby pojechać na moje i jego miejsce. Potrzebowałem chwili dla siebie aby przemyśleć kilka rzeczy. Wziąłem elegy i wyjechałem z podziemnego garażu od razu kierując się na Meteor Street. Jechałem powoli aby nie narobić problemów po drodze gdyż nie chciałem rozmawiać z nikim z policji. Wystarczyło mi to, że policja jeździła tam i z powrotem po całym mieście. Zajechałem pod parking zostawiając na nim samochód jak zwykle gdy spotykałem się jeszcze z Grzesiem nazywając ten dach naszym. Nie było łatwo się do niego dostać, ale było coś wyjątkowego w nim co nas zauroczyło. Może to przez widok na całe miasto i nocą miało niezwykły urok. Przebiegłem na drugą stronę i ruszyłem po schodach do góry. Nie zajęło mi to dużo czasu gdyż bardzo sprawnie poradziłem sobie z przeszkodą, a następnie z drabiną. Ostrożnie przeszedłem na wąskim przejściu i westchnąłem cicho przypominając sobie ten cudowny czas gdy Monte postanowił zrobić na tym dachu naszą randkę. Pamiętam to aż za dobrze, bo takich przeżyć nie da się od tak zapomnieć. Usiadłem opierając się o chłodną ścianę i przymknąłem powieki chcąc przypomnieć sobie ten dzień.
Obudziłem się bardzo wcześnie, ale nie było przy mnie Gregorego i zacząłem się zastanawiać dlaczego go nie ma skoro powinien być. Jak zwykle byliśmy u niego w końcu mieszaliśmy wspólnie, a jego mieszkanie stało się też moim. Na ścianach zaczęły wisieć zdjęcia z moją rodziną i wszystkim co tylko chciałem, ale najważniejsze zdjęcia z różnych wydarzeń były na komodzie w salonie. Podniosłem się do siadu i dziwiony popatrzyłem na ciuchy, które przygotował dla mnie. Nie kwestionując tego po prostu ubrałem na siebie czerwoną koszulę oraz czarne spodnie do tego w końcu i tak ładnie ma mnie to pasowało. Zaczęło mnie więc zastanawiać co takiego się dzieje, że taki strój mam ubrać na siebie. Ubrany i przygotowany wyszedłem z pokoju aby zastać pusty salon wraz z kuchnią. Chociaż nie całkiem pusty, ponieważ na blacie w kuchni był talerzyk z omletem, który ubustwiałem jeść. Niewiele myśląc wziąłem się za jedzenie. Na spokojnie jedząc późne śniadanie zastanawiałem się gdzie go wzięło. W końcu zauważyłem liścik, który był pod talerzem na co zaśmiałem się z tego sposobu chowania liścików przede mną. Z czego co wyczytałem został pilnie wezwany na służbę, a ja mam się ubrać w przygotowane ciuchy, bo Dia ma po mnie wskoczyć o 12. Zastanawiało mnie po co i przejrzałem notatki z kalendarza, a na dziś niczego nie miałem ustalone ani nic, ale skoro tak Monte mówi to pewnie coś zapomniałem gdyż często mi przypominał o różnych wydarzeniach. Był wspaniałym partnerem, który nie tylko dbał o mnie, ale też o wszystkich. Byłem szczęściarzem, że miałem go przy sobie.
Teraz jestem nikim bez niego przy sobie, bo tak bardzo mi go brakuje, ale nie mogę stać w miejscu. Muszę iść cały czas w przód mimo bólu. Monte dawał sobie z tym radę przez tyle czasu to i ja dam radę.
W ten sposób najedzony i w sumie gotowy do wyjścia ubrałem swoją kaburę i wsadziłem do niej swoją broń, którą wcześniej przejrzałem i uzupełniłem amunicję. Monte tyle razy układał nasze bronie, ale ja i tak robiłem to co chciałem. Możliwe iż właśnie policyjną amunicję włożyłem przez przypadek i w sumie może mieć to opłakane skutki no, ale mówi się trudno. Jak to zwykle bywa mój telefon zaczął dzwonić w nieoczekiwanym momencie więc wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem.
-Siemasz bracie czekam pod blokiem!
-Już schodzę - odpowiedziałem Dii i rozłączyłem się idąc do wyjścia. Było coraz cieplej, ale nadal chłód panował na zewnątrz. Przyrzyciłem na siebie kurtkę i zamknąłem drzwi od mieszkania. Jeszcze nie wszystkie rzeczy miałem u Grzesia, ale powoli przenosiłem się do niego. Co oczywiście nie przeszkadzało Monte, a wręcz był przeszczęśliwy iż mogliśmy być dłużej przy sobie. -Dia powiedz mi co dziś jest, bo nie mam pojęcia, a Grzesiu mi nawet nie mówił.
-To dobrze - zaśmiał się - tym lepiej dla ciebie!
-Gdzie jedziemy?
-Musimy coś załatwić - rzekł z uśmiechem - potem się doczekasz o co chodzi!
-No dobrze - kiwnąłem głową i wyciągnąłem telefon.
-Nie dzwoń do Grzesia, bo jest zajęty!
-Skąd wiesz? - spojrzałem na niego podejrzliwym wzrokiem, a on trochę się zmieszał.
-Dzwoniłem do niego pół godziny wcześniej i miał jakąś grubą sprawę co się zajmował - rzekł, ale coś mi nie pasowało w tym. Westchnąłem cicho gdyż nie mówił mi prawdy.
-Dia dobrze wiemy, że kłamać nie umiesz - oznajmiłem i przewróciłem oczami.
-No trochę tak - zaśmiał się - nie mogę ci powiedzieć o co chodzi! Jedziemy i się przekonasz!
-No dobrze - kiwnąłem głową i popatrzyłem za szybę na otoczenie. Nie wiem gdzie jedziemy, bo naprawdę on nie mówił mi nic, ale zdziwiłem się gdy znaleźliśmy się przy kasynie. -Co robimy na kasynie?
-Przekonasz się i chodź! - powiedział gdy zaparkował samochód na parkingu. Od razu zauważyłem kilka samochodów należących do moich przyjaciół. Ruszyłem za Dią do środka, ale zdziwiłem się gdy zamiast na kasyno ruszyliśmy na część hotelową. Nie spieszyłem się za Dią, bo i on nie spieszył się, a na telefonie coś robił co mnie interesowało i intrygowało. Jednak nie dał mi zobaczyć na to. Nagle wszedliśmy gdzieś gdzie było ciemno i nic nie było widać gdy nagle ktoś zaświecił wszystkie światła, które mnie oślepiły swoim blaskiem. Dopiero po chwili zrozumiałem co się dzieje gdy wszyscy zaczęli śpiewać sto lat. Dziś był 19 stycznia jak mogłem zapomnieć, że mam tego dnia urodziny. Uśmiechnąłem się szeroko gdy wszyscy ucichli gdy wprowadzono tort. Nie sądziłem, że przygotują mi coś takiego.
-Pomyśl życzenie! - powiedział Dia.
-Chciałbym aby zawsze było tak jak teraz - pomyślałem i zdmuchnąłem wszystkie świeczki gdy nagle poczułem te perfumy, których nie da się pomylić z żadnymi innymi.
-Najlepszego kochanie - wyszeptał i objął swoją dłonią mój tułów.
-Cieszę się, że jesteś tutaj.
-A ja, że jesteśmy razem - powiedział.
Wytarłem konciki oczu, bo niestety moje życzenie się nie spełniło. Straciłem to co miałem i chciałem aby było wiecznie, ale nie wszystko można mieć. Tylko szkoda, że to tak boli w sercu.
Zjedliśmy tort i zaczęła się zabawa. Cały czas coś się działo, ale Grzesiu ciągle starał się mnie muskać swoją dłonią o moją dłoń co było urocze gdyż jak patrzyłem w jego oczy widziałem czystą miłość, która była skierowana tylko do mnie. W końcu oparłem się o jego bok, a on objął mnie w pasie i wtulił we mnie bardziej, a nasze dłonie złączył w jedno. Wszyscy świetnie się bawili i cieszyło mnie to, że każdy się dobrze bawił o to chodziło w końcu. Byłem przeszczęśliwy tym dniem, ale nie siedziałem dlaczego tak wcześnie to wymyślili, ale może przez to iż Monte swoimi dłońmi mnie drażnił w wrażliwych miejscach. Jego dotyk był jak narkotyk, który pragnąłem całym sobą. Wstałem i usiadłem okrakiem na jego kolanach. Od razu przysunął mnie do siebie o co mi chodziło. Objąłem go w karku, a jedną dłoń wsunąłem w jego włosy.
-Kocham cię - wyszeptał i złączył nasze usta w jedno więc odwzajemniłem pocałunek, który on po chwili pogłębił.
-Hej zakochani chodźcie! Pora na drinki! - krzyknął San.
-Chodź - mruknął w moje usta - trzeba oblać twoje urodziny - oznajmił i podniósł się ze mną na równe nogi gdy on trzymał mnie za pośladki abym nie upadł.
-Oj chyba trzeba - zaśmiałem się radośnie gdy w ten sposób przeszedliśmy do barku. Posadził mnie na krześle barowym i wziął w dłonie dwa drinki o ciekawym ubarwieniu gdyż ten, który mi podał z czarnego przechodził w złoto, a jego z czarnego w brązowy. Z zafascynowaniem patrzyłem na drinki.
-Personalizowane dla każdego z kolorami, które sobie za życzyliśmy - rzekł wyjaśniając mi dlaczego tak, a nie inaczej wyglądają.
-Ładne - stwierdziłem i napiłem się ze słomki trunku alkoholowego. Po alkoholu jak to bywa zaczęły się zabawy na maszynach z kasyna czy też tańce. Wszyscy bawiliśmy się bardzo dobrze nawet nie wiem kiedy Grzesiu porwał mnie z imprezy na nasz dach gdzie czekał rozłożony koc z alkoholem. Nie byliśmy tak bardzo wstawieni przez alkohol gdyż drinki były smaczne, ale nie posiadały w sobie tyle procentów.
-Chciałbym aby ten dzień był tak niezwykle idealny abyś nie zapomniał tych urodzin nigdy - powiedział i delikatnie obejmował mnie w pasie. Słońce dopiero chyliło się ku zachodowi przez to miejsce otrzymało jeszcze więcej uroku. Usiedliśmy na kocu i wtuliłem się w niego ciesząc się tą chwilą. To był najcudowniejszy dzień w którym miałem dosłownie wszystko co chciałem i czułem, że tu jest moje miejsce. Miejsce przy jego boku.
-Jest idealny - wyszeptałem i przymknąłem na chwilę powieki aż poczułem jego dłonie, które zaczęły wędrować po moim ciele.
-Może stać się jeszcze lepszy - wyszeptał, a po moim ciele przyszły przyjemne dreszcze zaś jego dłonie znalazły się przy moim kroczu.
-Monte - wyszeptałem, a jego ciepła dłoń wsunęła się pod materiał moich spodni.
-Stęskniłem się za tobą - powiedział i pocałował mnie w szyję.
-Zaś ja za tobą - mruknąłem i zadrżałem gdy jego kciuk podrażnił mojego penisa.
-Pozwól abym się tobą dzisiejszego wieczoru zajął - rzekł, a ja oparłem się o jego ramię kiwając głową na tak.
Na tym dachu tyle się wydarzyło, a urodziny stały się naprawdę niezapomniane. Patrzyłem się na miasto zastanawiając się czy coś dobrego z tego wyjdzie. Czułem się inny i nie wiedziałem czy to się zmieni abym wrócił do wcześniejszego siebie, ale póki nie spróbuję to nie będę wiedział czy na pewno będę w stanie. Wiedziałem, że zajmie mi to dużo czasu, ale nic od razu się nie robi i czasem trzeba po prostu czasu aby pogodzić się ze stratą. Czas uciekał i widać było to po dniu. Mój telefon dużo razy dzwonił ale nie miałem ochoty aby go odebrać. Dobrze wiedziałem kto dzwonił i nie miałem ochoty na spotkanie z kobietą, bo była po prostu uciążliwa mimo iż rozumiałem, że się tylko martwiła o mnie. Jednak denerwowało mnie to powoli. Spojrzałem w dół budynku, bo zmieniłem miejsce siedzenia i wystarczyło tylko jedno zsunięcie aby skończyć na samym dole. To w sumie tylko kwestia jednego złego ruchu aby skończyć to wszystko.
Czy doszło coś więcej na dachu?
Czy Erwin spotka się z Heidi?
2098 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top