Dziś jest ten dzień
N OOOO CNY rozdział!
Bruhbruh
Niestety ostatni maratonowy sadge! Jak wam się podobał urodzinowy maratonik chcielibyście więcej takich?
Na dole rozdziału będą "zapisy" do #Challengepiszemyshoty!
Jestem padnięta, ale trzeba w końcu jakiś rozdział napisać po trzech dniach laby bo nikt za mnie go nie napiszę!
Co mogę powiedzieć więcej?
Dobrej nocki życzę dla wszystkich, którzy teraz czytają i miłego dzionka tym co będą z rana.
Obudziłem się jak nigdy dotąd wypoczęty. Dalej miałem uczucie iż nadal głaszcze mnie po dłoni i czuję jego ciepło, ale wiedziałem, że to tylko sen. Sen w którym chciałem aby on był i spędził ze mną ten czas. Dziś mieliśmy się dowiedzieć ile osób wchodzi w atak na Lordów, a raczej czy policja pomoże nam czy odpada. Czy pójdą z nami czy jednak nie będzie tej nadziei na zemstę. Wierzyłem, a raczej czułem, że wszystko będzie dobrze i pójdziemy zwyciężyć zło, które zbyt długo pozwalało sobie na wszystko. W końcu panowanie Mokotowa nadejdzie, a Lordowie upadną. Uśmiechnąłem się słabo i podniosłem z łóżka. Pokój Carbo był fajny i kolor zielony uspokajał naprawdę dobrze. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem ciuchy z środka. Skierowałem się do łazienki aby umyć się pod prysznicem i ogarnąć się. Wyszedłem z pokoju i natrafiłem na wujka wychodzącego z pokoju.
-Dobry wuja - przywitałem się z uśmiechem, a on spojrzał na mnie z wymalowanym szokiem na twarzy, ale nie zwracałem na to uwagi gdyż wszedłem do łazienki. Było wcześnie może przez to go zdziwiło albo to, że nie miałem dziś koszmarów po moim wybuchu, różnych nagromadzonych we mnie emocji. Rozebrałem się z wcześniejszych ciuchów i wszedłem pod prysznic aby odświeżyć się. Dziś zapewnie będziemy mieli dużo zajmowania się różnymi sprawami i chciałem być ogarnięty, ponieważ zapowiadało się na ciężki dzień. Chociaż chciałem aby taki był i żeby był owocny w same pozytywne informacje. Po szybkim prysznicu, brudne rzeczy wróciłem do kosza na pranie, a ubrałem się w świeże. Gdy byłem gotowy i przygotowany na nowy dzień wyszedłem z toalety. Od razu skierowałem się na dół gdzie Kui robił sobie dopiero kawę.
-Wydajesz się być rozpromieniony - powiedział cicho i zalał wrzątkiem kubek - zrobić ci coś do picia?
-Herbatę - powiedziałem, a on wyciągnął kubek w którym robił mi picia i zalał wrzątkiem go, a następnie wrzucił saszetkę z ziołami. -Wyspałem się po prostu - oznajmiłem na wcześniejsze słowa ciemnowłosego.
-No dobrze - odparł, a ja spojrzałem na telefon aby sprawdzić czy Hank sprawdził to co chcieliśmy.
#Sytuacja wygląda tak, że willa jest w dobrym stanie i zamknięta od nie wiadomo jakiego czasu. Jednak jak zauważyłem jest prąd podciągnięty więc z pewnością dom ma elektryczność. Nie sprawdzałem środka i tak nie włamałem się na posesję. Obawiałem się alarmu ze strony domu. Wybacz, że o 2 w nocy, ale niestety nie miałem wcześniej czasu, a i tak dostałem samochód na własne potrzeby. Cóż mam pewne wątpliwości i myśli, ale to raczej nie jest rozmowa na telefon. Dante mi wytłumaczy jak wygląda sytuacja. Możecie na mnie polegać! Wszystko dla Grzesia! Trzymaj się Erwin 😄#
-Hank sprawdził nasz dom - powiedziałem - jest nienaruszonym stanie oprócz czasu, który na niego oddziaływał. Jednak mamy miejsce do którego możemy przejechać i zrobić obóz na jakiś czas!
-To dobra informacja - stwierdził i podał mi kubek z herbatą oraz miodem. Z pewnością zacząłem pić, siedząc przy betonowym blacie wyspy.
-Ja bym powiedział, że wyśmienita - na moich ustach był delikatny uśmiech, bo noc była dobra, wiadomość od Hanka wyśmienita, a jeszcze będzie informacja od Rightwilla co wiązać się będzie z udanym atakiem na Lordów. Zaś ja już niedługo dowiem się prawdy, bo moje sny te jawne sny mają jakieś znaczenie w końcu nie bez powodu w moich jest on.
-Zostaje nam tylko czekać aż Sony zadzwoni - stwierdził wujek, a ja mu przytaknąłem skinięciem głowy. -Masz jakiś wstępny plan?
-Nie do końca, ale damy radę! - oznajmiłem i do piłem do końca z kubka złoty napar. Zszedłem z krzesła i podszedłem do umywalki, a po chwili na suszarkę odstawiłem już czysty, ale mokry szary kubek w serduszka.
-Bardzo pozytywnie dziś myślisz niż poprzednim czasie gdzie brakowało ci tego pozytywnego myślenia.
-Możliwe, ale czuję, że dziś będziemy bliżej końca niż dotychczas! - odparłem i wyszedłem przez drzwi tarasowe na drewniany taras. Wziąłem głęboki wdech i poczułem zapach trawy oraz porannej rosy. Nie miałem skarpetek gdyż na boso zszedłem na dół. Teraz zszedłem na trawnik i przymknąłem powieki czując jak kosmyki zieleni są mokre. Przyjemnie uczucie, ale nie zwracałem uwagi iż jest mokro po prostu położyłem się plecami na trawie i założyłem ręce za głowę. Uśmiechnąłem się do błękitnego nieba i wstającego dopiero słońca.
-Będziesz cały mokry - usłyszałem głos Kuia na co się zaśmiałem.
-Trudno! - odparłem i przeturlałem się specjalnie po ziemi. Była ona chłoną i mokra, ale nie przeszkadzała mi w tym. Zapach mokrej ziemi był przyjemny i zaskakujący gdyż nie każdy wyczuwa ten zapach. Jednak to co niesamowite tym bardziej ciekawsze.
-Na pewno wszystko w porządku, bo coś się dziwnie zachowujesz.
-Jak najlepszym Kui, jak w najlepszym porządku!
-Tylko abyś nie przeziębił się od chłodnej ziemi!
-Jasne! - spojrzałem na chińczyka spod przymrużonych powiek. Czułem się jak we śnie, ale brakowało mi jego przy sobie. Jednak niedługo jeszcze Monte i odzyskamy cię. Będziesz wśród swojej rodziny. Zastanawiało mnie ile cmentarzy jeszcze ma do obejścia Hank aby się upewnić czy nie ma go w jakimś grobie. Słońce weszło na niebo i zaczęło przyjemnie ogrzewać moje ciało co oznaczało, że pora uciec do domu.
-Erwin zbieramy się na komendę! - usłyszałem krzyk chińczyka więc podniosłem się na równe nogi i szybko przeszedłem do wnętrza domu.
-Dlaczego?
-Chcą powiedzieć swoją decyzję przy nas w cztery oczy - oznajmił więc ruszyłem na korytarz po buty aby ubrać je na stopy. -Wyschnąłeś?
-Jestem suchy - odparłem, a on spojrzał na mnie swoimi podejrzliwym wzrokiem na co westchnąłem ciężko. -Trochę jestem wilgotny, ale wyschnę!
-Mam nadzieję - odparł i również ubrał buty - nie dajmy im dłużej czekać i jedźmy. Prowadzisz dziś!
-Lambo jedziemy! - odpowiedziałem od razu i wpadłem do garażu aby zgarnąć wóz należący kiedyś do Victora. Wyjechałem chwilę później z podziemnego parkingu, a Kui wsiadł do wozu. Z piskiem opon ruszyłem w stronę komendy policji gdyż drogę znałem na pamięć aby tam dojechać więc nie potrzebowałem GPSa na miejsce. Po kilku minutach dojechaliśmy do celu, ale nie spodziewałem się, że Pisicela będzie czekać na parkingu przed komendą.
-Na podziemny! Otworzę wam bramę! - powiedział głośno więc posłuchałem się bruneta, a po chwili wjechaliśmy za bramę, która zamknęła się za mną. Pisicela poprowadził nas na dolny parking więc po chwili zaparkowałem na wolnym miejscu tuż między dwoma radiowozami.
-Dlaczego na dolny? - spytałem bruneta i nadal miałem urazę do niego, ale jeśli mieliśmy współpracować to będzie trzeba przerwać tą walkę między nami.
-Ponieważ jakaś grupa bawi się w kradzież samochodów przed komendą więc dla bezpieczeństwa Rightwill kazał was wprowadzić na dolny parking, bo jest bardziej bezpieczniejszy.
-Rozumiemy - odpowiedział Kui - prowadź do Rightwilla - rzekł, a teraz zauważyłem w jego dłoni teczkę przez którą zaczęła się moja "zemsta" na Lordach, a raczej mobilizacja do zemsty. Pisicela ruszył do drzwi z parkingu przez które przeszliśmy i skierowaliśmy się na górę po schodach omijając parter i idąc na pierwsze piętro. Minęliśmy sale HC i wszedliśmy do środka pomieszczenia w którym jeszcze nie byliśmy. Jak się okazuje wszyscy funkcjonariusze byli tutaj i siedzieli na krzesłach ułożonych równo w rzędy trzy, dwa i trzy. Nie powiem trochę dziwnie się poczułem jak wszyscy na nas spojrzeli, ale ubrałem na siebie szybko niewidzialną maskę pewności i uśmiechnąłem się, idąc za Jankiem pod mównicę gdzie stał Rightwill, Dante i Andrews.
-Miło, że przyszliście - powiedział szef policji.
-Nie żebym kwestionował twoje jak dotychczas polecenia, ale czy nie jest to zbyt duże przegięcie aby rozmawiać przy wszystkich?
-Każdy ma prawo wiedzieć - odparł, a ja szybko przeliczyłem ich tutaj w pomieszczeniu i było ich trzydziestu. -wszyscy w tym pomieszczeniu chcą pomóc w waszej sprawie.
-Trzydziestu u nas siedemnastu - mruknąłem cicho do samego siebie - to czterdziestu siedmiu..
-Wszyscy są zgodni? - spytał Kui, a w jego oczach zauważyłem tą iskierkę chęci władzy.
-Jesteśmy - powiedział Dante, który uśmiechnął się do mnie na co odwzajemniłem uśmiech.
-Mamy dobrą również wiadomość. Hank sprawdził nasze miejsce docelowe i da się tam zatrzymać na jakiś czas bez problemu więc jeden problem z głowy - rzekł Kui i spojrzał na wszystkich. Niektórzy szeptali między sobą, ale mieli do tego prawo.
-Więc zostaje nam wymyślenie taktyki aby zaatakować naszych przeciwników - stwierdził 101 i miałem ochotę się zaśmiać, bo przez prawie rok mieli od 0 do ponad nie wiadomo ile aż zmienili na liczenie od stu. Dziwne według mnie, ale nic nie poradzę na to iż takie rozporządzenia weszły w życie. Może miało to jakoś im pomóc w tym ale nie znam się na tyle dobrze na policji gdyż Monte zawsze mi wszystko tłumaczył. Spojrzałem na każdego z osobna. Niektórych znałem niektórzy byli nowi, a inni jeszcze nie miałem okazji spotkać drugi raz.
-Czyli łączymy swoje siły - Kui wyciągnął dłoń w stronę Rightwilla, który uścisnął jego rękę.
-Jak za dawnych czasów - mruknął cicho, ale wystarczająco byłem blisko aby usłyszeć - tyle nas wystarczy?
-Łącznie z nami jest nas czterdziestu siedmiu i raczej powinno to wystarczyć - oznajmił Kui - moglibyśmy gdzieś przejść gdzie omówimy wstępnie plan?
-Jasne! Możecie wracać na służbę i do pracy!
-Tak szef! - odpowiedzieli i zaczęli wychodzić z pomieszczenia.
-Przejdźmy do sali narad SWATu i SERTu? - zaproponował Alex więc bez niepotrzebnych dalszych słów zeszliśmy na piętro niżej i skierowaliśmy się w prawo do podwójnych drzwi. Wchodząc do korytarza z łazienką i laboratorium, a obok było pomieszczenie o którym była mowa wcześniej. Nie było to jakieś duże pomieszczenie, ale prostokątny stół z mapą miasta z pewnością pomagał rozplanować różne wjazdy.
-Więc? - mruknął Sony, a Kui podał mu teczkę.
-Tu są wszystkie informacje odnośnie Lordów - oznajmił, a szef policji wyciągnął wszystkie rzeczy z teczki i rozłożył na stole.
-Dużo informacji - mruknął Pisi - ale to dobrze bardziej pomoże rozplanować atak.
-O której będziemy chcieli zaatakować? - spytał Andrus chociaż miał on inaczej na nazwisko, ale lubiłem na niego tak mówić niż Andrews.
-Najpierw skupmy się na przyjeździe do miasta tak aby nie być rozpoznanym więc gdy będzie mrok musimy zajechać - stwierdziłem - więc wyjazd w nocy i zajazd tam na noc.
-Dobrze to rozumiem iż tak musi być - stwierdził 102 - jednak co z atakiem.
-Myślę iż najbardziej odpowiedni czas to będzie wieczór gdy słońce schodzi, a wchodzi księżyc. Wtedy powinny być wymiany na miejscach gdzie są patrole - oznajmił Kui.
-Odpowiedni moment aby wbić na teren gdy nie będą na to przygotowani - stwierdził Pisicela - jednak nie chcemy zabijać ich to jest nasz jeden warunek.
-Może zasadzka i odebranie wszystkiego czym mogliby się ochronić i bronić - zaproponowałem - ja to widzę tak aby podzielić nas na grupki gdzie każdy z nas będzie przewodził daną ilością ludzi - rzekłem - zbierzemy ich wszystkich w jedno miejsce gdzie będziemy do nich celować aby nie zrobili czegoś głupiego. Gdy złapiemy Morte zabijemy go przy wszystkich, ale wcześniej wypytamy o Monte.
-Grupki to nie jest najgorszy pomysł - stwierdził Janek.
-Też tak sądzę - poparł mnie wujek na co uśmiechnąłem się radośnie.
-Jest kilka opcji na dostanie się do środka. Jeśli dobrze widzę to bunkier prowadzi do środka więc może to będzie pierwsza dywersja, która powie reszcie iż można wbić.
-Dostaniecie radio policyjne abyśmy mogli się porozumiewać - oznajmił Sony - wyposażenie policyjne też.
-Lepiej byłoby aby to było nieoznakowane - rzekł Kui - lepiej dla was i dla nas.
-Czyli styl bojówkarski mamy tak?
-Najlepiej by było dla bezpieczeństwa nas wszystkich - odrzekł chińczyk siwowłosemu.
-Trzeba było by zmodyfikować nasze mundury - stwierdził Dante.
-Carbonara ci pokaże jak je najlepiej zmodyfikować - stwierdził mąciciel i spojrzał na mnie.
-Już dzwonię - mruknąłem i wyciągnąłem telefon z kieszeni, wychodząc z pomieszczenia. -Siemasz Carbuś potrzebna będzie twoja pomoc. Uzbrojenie i kamuflaż trzeba pomóc z tym Capeli.
-Jasne z przyjemnością pomogę! - powiedział z cichym śmiechem.
-Na komendę podjedź.
-Będę za pięć minut.
-Do zobaczenia! - rozłączyłem się i wróciłem do pomieszczenia - Będzie za pięć minut.
-Dante idź już pod komendę. Wierzę iż załatwisz wszystko dobrze.
-Spokojnie wiem jakie rozmiary - odparł i wyszedł z sali, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Za dzień bądź dwa będziemy mieć ubiór - stwierdził Kui. - Rozplanujmy
co dalej skoro broń i ciuchy będziemy mieć.
-Trzeba podzielić nas na grupki tak aby z naszych byli wymieszani z policją - odezwałem się, a wszyscy kiwnęli głowami.
-Sześć grup by było - stwierdził Pisicela - po pięć ósemek i jedna siódemka.
-Wystarczająco - odparł Sony - będzie trzeba rozplanować to gdzie kto i jak się dostanie.
-Są trzy wejścia więc po dwie pary operacyjne - rzekł Alex Andrews.
-Potem rozdzielić się na dane stanowiska - stwierdziłem - przez bunkry jak się wychodzi to są bardzo oddalone od budynku tak samo jak i przez ogrodzenie. Jedynie bezpośrednie przejście przez drzewo.
-To by było ostatnia grupą. Jedna skieruje się od razu na siedzibę gdy druga zabezpieczy teren.
-Dobry pomysł Pisicela - poparł go Sony - znajdziemy ich z każdej możliwej strony.
-W ten sposób przejmiemy teren - oznajmił Kui - niektórzy z mafii są tylko pracownikami na ich plantacjach i gospodarstwie więc z pewnością będą uciekać. Skoro nie mamy nikogo ranić ogłuszyć albo związać.
-Jedynym celem jest wyeliminowanie Morte - warknąłem patrząc się na mapy.
-I dowiedzenie się co stało się z Gregorym - rzekł Juan, który patrzył się na mnie przepraszającym wzrokiem. Uśmiechnąłem się do niego gdyż widziałem, że żałuję za to co robił przeciwko mnie i Monte.
-Więc plan jakiś wstępnie jest. Będzie nas trzeba rozdzielić i ugrupować - stwierdził Kui - do szlifujemy plan na miejscu i wykorzystamy do tego psa Pisiceli.
-Co? Dlaczego mojego Potato?
-Nikt nie będzie podejrzewał psa - stwierdził Alex- a jest mądrzejszy niż niektóre osoby. Więc dowiemy się dokładnie jakie rozmieszczenie mają patrole.
-To nie najgłupszy pomysł - zaśmiał się Rightwill - w końcu jednostka K9 do czegoś się przyda.
-To Mię wyślijcie - za żartowałem, ale wuja spojrzał na mnie karcącym wzrokiem gdy Janek wybuch śmiechem, a szef policji tylko patrzył się niezrozumiale na mnie. No chyba nie wiedział o co chodzi.
-Już wolę wysłać Potato przynajmniej on zrozumie - powiedział gdy się uspokoił i teraz to ja się zaśmiałem.
-Uspokójcie się i skupcie na tym co robimy teraz, a nie na śmianiu się z funkcjonariuszki!
-Wybacz wuja - mruknąłem przepraszająco.
-Skupmy się na tym co teraz robimy im więcej ogarniemy teraz tym mniej będzie do pracy na miejscu.
-Trzeba omówić dojazd i jak najbezpieczniej będzie wjechać na miasto - oznajmił Rightwill - Kui ma rację trzeba się skupić.
Czy uzgodnią wszystko?
Czy dadzą radę niepostrzeżenie dostać się do miasta?
2271 słów
Zapraszam do zgłaszania się pod zdjęciem bądź pod tym tekstem, a na prywatne wiadomości otrzymacie link do discorda na którym będzie omawianie zabawy oraz malutki regulamin!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top