...czas działać!
Witam serdecznie w piątkowym rozdziale!!!
Jadę dziś do Krynicy więc nie wiem jak będzie z odpisywaniem na wasze komentarze :c
Jak tam u was?
Piątunio, piąteczek i zaczynamy weekendzik, ale ten czas leci do przodu!
Miłego dzionka życzę wszystkim!
Perspektywa Rightwilla
-Riley Martel szef policji przy telefonie!
-Cześć Riley tu Rightwill miałbym do ciebie małą przysługę do ciebie.
-O co chodzi przyjacielu?
-Masz dłuższą chwilkę, bo troszkę nam to zajmie.
-Jasne stanę sobię tylko na parkingu i zgłoszę status 2 - oznajmił i po chwili wrócił do telefonu - o co chodzi Sony?
-Potrzebuje na jakiś czas przenieść swojego policjanta do innej jednostki.
-Dlaczego, co się stało?
-Jego patrol partner na służbie stracił życie i chłopak mi się załamał - wyjaśniłem - naprawdę dobry z niego jest funkcjonariusz, ale no nie radzi sobie po stracie, a zrezygnować nie rezygnuje ze służby, a chłopak mi się męczy - powiedziałem to z smutnym głosem, bo poniekąd taka była prawda. Hank męczył się na służbie, a ja nie chciałem wiedzieć jego zbolałych oczu, bo i tak wystarczająco dużo przeżywa tą tragedię, ale w sumie nie tylko on. Jednak inni nie zapuścili się totalnie jak Over.
-Chcesz abym go wziął do siebie?
-Jakbyś mógł - odpowiedziałem.
-Mam cały skład i nowych kadetów do nauki nie wiem czy to dobry pomysł aby brać sobie na głowę kolejnego funkcjonariusza biorąc pod uwagę iż będzie trzeba go pilnować - przerwałem mu w tym miejscu.
-Nie próbował prób samobójczych ani okaleczania się. Po prostu podupadł psychicznie. Nie zrobi ci wiele problemów. Zawsze możesz wysłać nam kogoś w zamian - zasugerowałem aby jakoś obronić Hanka przed fałszywym osądem ze strony Rileya.
-Jak wyśle ci kadeta, który nie chce mi zrobić testów egzaminacyjnych na oficera to nie przyswoi ci to problemów?
-Wiem, że u was jest ciężko z mafią, bo naprawdę sporo u was wiesz. Jednak sądzę, że u mnie bardziej nauczy się życia i będzie chciał zdawać te egzaminy - zaśmiałem się.
-Dlaczego?
-Kadetciaki mają zawsze ciężko w mojej jednostce przez pewną mafię, która lubi sobie porywać ich. - wcale, a wcale nie mówię o Zakonie, który porwał większość kadetów i teraz oni są przykładnymi funkcjonariuszami.
-Wiesz, że u nas porywa się tylko najwyższej rangi, bo wiedzą, że dostaną wszystko - odpowiedział - dobra zgodzę się na taką wymianę. Jutro wysyłamy ich nawzajem do naszych jednostek aby byli już pojutrze w miastach.
-Jasne - odparłem.
-Jaki stopień w ogóle ma twój oficer.
-110 Hank Over porucznik pierwszego stopnia - rzekłem gdyż naprawdę wysoko zaszedł.
-Dobra podaj mi tylko jeszcze do niego numer telefonu, a ja podam do mojego i dziś poinformujemy o wymianie.
-Dzięki Riley naprawdę nie wiem co bym zrobił bez ciebie - powiedziałem do telefonu uspokojony tym iż udało się wykonać to co chciał Kui.
-Trzeba sobie w końcu pomagać! - zaśmiał się, a ja wraz z nim. Wymieniliśmy informacje o swoich funkcjonariuszach i ustaliliśmy co będą oraz gdzie będą spać wraz z wszystkim. Zostało nam tylko poinformować nasze jednostki o tym. Po tym jak przestaliśmy już rozmawiać. Wszedłem na radio 1.
-10-1 kod 8! - zgłosiłem, a wszyscy zaczęli zgłaszać przyjazd na komendę. W sumie niektórzy już byli więc to tylko kwestia czasu aż wszyscy się zejdą. Załatwiłem prośbę Kuia praktycznie natychmiastowo. Przeszedłem do sali obok, do sali konferencyjnej gdzie zawsze odbywały się spotkania odnośnie awansów, degradów i pieniężnego wynagrodzenia. Gdy wszyscy przybyli i usiedli na swoich miejscach spóźniony przyszedł Over. -Chodź tu Over.
-Tak Szef - powiedział i przeszedł przez całą salę aż stanął przede mną.
-Obok - zdziwiony odwrócił się do wszystkich i patrzył się na mnie niezbyt zrozumiale. -Zebrałem was wszystkich tutaj gdyż mam ważną informacje dla was do ogłoszenia.
-Co to za informacja? - spytał Pisicela jako jedyny odważny z wszystkich tutaj zebranych.
-Ustaliłem z szefem policji z innego miasta iż Hank Over zostanie przeniesiony na czas nieokreślony, a w zamian za niego do naszej jednostki przybędzie inny policjant - rzekłem, a wszyscy patrzyli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach.
-Co?! Nie! - oburzył się Janek.
-Dlaczego?! - spytał Capela.
-Nas też to będzie czekać?? -spytał z przerażeniem policjant Potato i w sumie tylko ich zrozumiałem, bo powstał zbyt duży chaos, ale mieli prawo do tego aby tak zareagować.
-Naprawdę? - zapytał niedowierzając.
-Tak, wszystko masz już załatwione wraz z noclegiem - odparłem - jutro wylatujesz do innego miasta więc radził bym się powoli pakować.
-Tak jest Szef i dziękuję - zasalutował mi więc kiwnąłem głową.
-SPOKÓJ - wydarłem się aby ich wszystkich uspokoić - rozejść się na służbę!
Od tego czasu minęło z ponad dwa tygodnie. Hank na bieżąco mi zgłaszał to iż żyje i jak mija mu dzień. Martwiłem się o mężczyznę, bo był naprawdę dobrym gliną. Teraz jednak jest w innej jednostce na czas nieokreślony i martwiłem się o to w sumie, bo wolałbym aby był określony. Kadeta, którego otrzymaliśmy i zamieszkał w kawalerce tuż niedaleko komendy, porwano z cztery razy. Natomiast chłopaki z Zakonu umilali mu życie na wszelakie sposoby. Niektórzy zaprzyjaźnili się z mężczyzną, ale wiedzieli, że to nie jest ich Hank. Niestety coś za coś zawsze była taka zasada. Siedziałem w biurze na Sandy, ponieważ to było jedno spokojnie miejsce gdzie mogłem popracować w ciszy i nikt niepowołany tu nie wejdzie gdyż po prostu ta komenda jest wyłączona z użytku. Jak to zwykle bywa zaczął dzwonić mój telefon więc odebrałem i dałem na głośno mówiący.
-Sony Rightwill przy telefonie - powiedziałem gdyż nie patrzyłem na to kto dzwoni.
-Cześć Sony - gdy usłyszałem głos Kuia odłożyłem długopis z dłoni i wziąłem jednak ten telefon w dłoń.
-O co chodzi? - spytałem.
-Miałbyś czas?
-Na co?
-Mam pewną rzecz do omówienia - nie podobało mi się to co mówi - miałbym chyba do ciebie przysługę.
-Jaką Kui... jesteś tam?
-No tak jestem! - odparł, ale mogłem usłyszeć iż nie jest sam w pomieszczeniu w którym się znajduje.
-Wiesz, że chce mieć czyste konto bez kolejnych przysług! Wystarczająco już zrobiłem wysyłając Hanka na Coco, bo myślicie, że Gregory żyje.
-Tak wiem, wiem - powiedział - Jednak chyba nie macie umorzonej tej sytuacji czyż nie?
-Nie mamy, bo to nie jest nasz rejon. Tym powinna zająć się tamtejsza jednostka policji - odpowiedziałem na jego pytanie.
- Ostatnia przysługa tylko ostatnia. Nie dla mnie, dla młodego.
-Robisz to wyłącznie dla Erwina? Wiesz, że może się mylić wiesz jakie to jest ryzykowne?
-Yhym. - westchnąłem ciężko przecierając twarz dłonią. Już i tak spisałem się na pomoc im wysyłając Hanka do obcego miasta.
-Porozamwiajmy na ten temat wspólnie - odparłem gdyż mogłem odmówić, ale z drugiej strony upartość Knucklesa mi imponowała. Tylko co będzie jeśli się mylił czy zrobi coś niestosownego bądź odwali.
-Dobrze przyjedziemy tylko podaj GPS - oznajmił więc wysłałem mu przez SMS lokalizacje.
-Brama będzie otwarta - odparłem i rozłączyłem się kończąc naszą rozmowę na tą chwilę. Musiałem zejść na dół aby otworzyć bramę, którą zamknąłem przyjeżdżając tutaj. Na spokojnie zszedłem po schodach w dół. Komenda była w remoncie, ale większość rzeczy zostało zmienionych. Jednak nie skończony i przedłużający się remont spowodował, że komenda została wykluczona z użytkowania. Otworzyłem bramę i wróciłem do biura miałem jeszcze chwilę nim przyjadą gdyż to był kawałek drogi, a na dodatek korki w mieście. Zdążyłem uzupełnić papiery i zostało mi tylko czekanie aż Kui Chak przybędzie, ale raczej nie będzie sam tylko z pastorem. Jak zwykle osobno załatwiali jakieś sprawny to teraz cały czas razem. Oznacza to tylko to, że zapewne połączyli mafię gdyż srebrnowłosy słuchał się Kuia.
-Wybacz za lekkie spóźnienie Sony - powiedział Kui witając się w ten sposób ze mną i wyciągając mnie w ten sposób
-Nie ma sprawy wiem, że o tej godzinie ciężko jest tu dojechać na czas - odpowiedziałem - siadajcie - zwróciłem się do nich pokazując dłonią na krzesła. Bez słów wykonali moje polecenie.
-Przejdźmy od razu do rzeczy - oznajmił mąciciel i oparł głowę o złączone dłonie, które oparł o podłokietniki.
-Słucham więc! - mruknąłem.
-Planujemy atak na Lordów - oznajmił, ale to raczej mnie nie zdziwiło gdyż czułem, że wysłanie Hanka do tego miasta ma jakieś jeszcze ukryte znacznie.
-Co oczekujecie ode mnie w takim razie?
-Chcemy połączyć siły aby móc przeprowadzić szturm na siedzibę Lordów - odezwał się Erwin.
-Chcecie abyśmy wszyscy pomogli wam w ataku na Lordów w waszych porachunkach mafijnych?
-Tak - odpowiedział prosto z mostu.
-Wiem, że prosimy o wiele, ale to też był wasz członek rodziny, a swoich się nie zostawia - powiedział Kui - rozumiem jeśli odmówisz, ale gdybyśmy połączyli siły to mamy szansę dowiedzieć się gdzie jest Gregory. Martwy żywy cokolwiek by to nie było! On powinien być tu z nami.
-Hank ryzykuje swoim życiem aby dowiedzieć się gdzie jest jego przyjaciel. Gdzie jest mój chłopak i moja miłość. Wierzę w to, że mógł to przeżyć chociaż szanse są niskie, ale przecież tyle razy ocierał się o śmierć, a jeśli nie żyje! Chce mieć go chociaż tutaj na swoim cmentarzu wśród jego rodziny i przyjaciół. Chcę się upewnić czy moja nadzieja jest prawdziwa czy wymysłem mej wyobraźni - widziałem teraz jak bardzo jest zdesperowany Knuckles aby go odnaleźć bez względu na to, że nie żyje, bo w końcu kto byłby w stanie przeżyć karę śmierci. Oparłem łokcie o biurko i złączyłem swoje dłonie razem. Nie wiedziałem co mogę odpowiedzieć na to w końcu nie zaryzykuję ludzkimi życiem, bo to moja jednostka. Może nie bywałem często na niej ani nie wpływałem na decyzję to jednak czułem się odpowiedzialny, bo to ja oddałem władze Gregoremu aby zrobił z tej jednostki jedną prawdziwą rodzinę. Poniekąd mu się to udało z drugiej strony nie do końca, bo wszystkie jego idee zostały zatracone wraz z upadkiem ze stanowiska szefa policji. Jednak początkowi funkcjonariusze pamiętają i dbają o to aby każdy choć trochę czuł się dobrze.
-Nie mogę podjąć decyzji bez wiedzy swoich ludzi - odezwałem się po dłuższej chwili ciszy panującej między nami - nie mogę się zgodzić ani zaprzeczyć jeśli mam ryzykować życiem swojej jednostki, bo nie wiem kto będzie chętny, a kto przeciwnie.
-Rozumiem - odparł Kui na moje słowa - nie zaprzeczasz, ale nie popierasz jeśli nie będziesz wiedział czy pójdą za tobą.
-U nas takiego problemu nie ma - stwierdził Knuckles - rodzina to rodzina i to jest najważniejsze.
-Wy rodzinę wybieraliście gdy policji tak to nie wygląda. Zatrudnieni są ci co przechodzą akademię i potrafią sobie poradzić z przeciwnościami losu. Wybór miałem gdy oddawałem w dłonie Montanhy nową jednostkę! - wyjaśniłem jak to u nas działa chociaż z pewnością to wiedzą. - Zwołam High command i porozmawiamy na ten temat. Gdy zdecydujemy wspólnie to dostaniecie odpowiedź z mojej strony. Na ten czas nic nie mogę powiedzieć.
-Dziękuję Sony - odpowiedział mój przyjaciel i uśmiechnął się słabo do mnie. Sam nie był pewny tego co robi gdy jego zastępca dokładnie wiedział co chce. Chociaż od zawsze Kui pragnął zemsty na pewnej mafii jednak nie wiedziałem na jakiej co teraz wyjaśniło się.
-Czy wiecie jak chcecie się dostać na teren mafii? - spytałem chowając papiery do teczki.
-Mamy to co jest potrzebne aby zrobić szturm - odparł chłopak - jednak najpierw musimy znać waszą decyzję.
-Jeśli mogę wiedzieć skąd macie takie informacje? Mam nadzieję, że nie od Hanka!
-Od samego Montanhy - oznajmił Kui bez mącenia - można powiedzieć, że trochę zaszantażowałem go o te informacje.
-Rozumiem - kiwnąłem głową.
-Nic więcej tylko tyle?
-Rightwill wie o całej przeszłości Gregorego - tym to mnie zaskoczył siwowłosy.
-A ty skąd to wiesz? - spytał chińczyk.
-Powiedział mi wszystko w dniu gdy widziałem go ostatni raz.
-Mi powiedział gdy wziąłem go na rozmowę w cztery oczy oznajmiając mu, że znam jego przeszłość.
-To tylko ja musiałem się sam dowiedzieć?! - oburzył się zakładając ramię na ramię - Wy dostaliście wszystko na tacy! Skoro Erwin wie od Montanhy, to jak ty się dowiedziałeś?
-Generał White - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - nie tylko ty dociekałeś prawdy tylko ja wykorzystałem wtyki w wojsku, ponieważ wiadome było iż służył.
-To wszystko wyjaśnia - mruknął.
-Więc jak widzisz każdy inaczej dowiedział się prawdy w innych sytuacjach - oznajmiłem - wybaczcie, ale muszę iść. Chciałbym jeszcze dziś wam odpowiedzieć na te pytanie, ale chyba będziecie musieli poczekać do jutra z tą informacją. Musimy wszyscy się przespać z tym!
-Dobrze - kiwnął głową Kui - będziemy czekać na odpowiedź!
-Odprowadzę was na dół - zaproponowałem biorąc teczki w dłoń. Po chwili opuściliśmy teren komendy i pożegnałem się z Chakiem oraz z Knucklesem. Zajechałem na komendę w centrum miasta i schowałem auto w garażu na dole parkingu. Trzeba było zwołać High command, ale raczej o tej godzinie najważniejsze osoby powinny być. Wpadłem przypadkiem na jednego z funkcjonariuszy jak się okazało był to mój syn.
-Pprzepraszam - mruknął.
-Dobrze, że jesteś i na ciebie wpadłem. Zwołaj High command mam sprawę niecierpiącą zwłoki!
-Co się dzieje?
-Muszę mieć was za pół godziny! I to nie na żarty - odpowiedziałem - trzeba coś omówić, ponieważ potrzebuje wiedzieć co myślicie.
-Coś poważnego? - spytał idąc za mną do biura gdyż tam się kierowałem aby odłożyć papiery.
-Trzeba coś omówić - odpowiedziałem - musisz poczekać aby dowiedzieć się co nieco więcej.
-Dobrze zaraz zwołam wszystkich - odpowiedział i włączył radio - powołany zostaje High command za 20 minut!
-10-4 - odpowiedzieli członkowie HC.
-Daj mi chwilę i porozmawiamy na ten temat zaraz w sali. Trzeba w końcu coś zacząć działać!
Czy wszyscy poprą chęć zemsty?
Czy szykuje się wojna?
2081 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top