Chwila normalności?

Witam serdecznie wszystkich w wtorkowym rozdziale!!!
Co tam u was jak tam?
Dziś dosyć ciekawy rozdział i to trochę zwariowany, bo dużo się dzieje!
Jakieś macie plany na dziś?
Mnie do końca książki dzielą 4 podpunkty, które muszę napisać! Oj co raz bliżej końca jestem, ale kolejna książka jest powoli rozpisywana
Życzę wszystkim miłego dzionka!

-Takiego głosu to chyba trzeba pozazdrościć - powiedział spokojnie mężczyzna. Był on czarnowłosym mężczyzną z lekkim zarostem, a na nosie miał czarne oprawki okularów.

-Dziękuję - podrapałem się po karku, a Hank wyszedł z auta.

-01 plus jeden przeprowadzamy 10-38 na czerwonym wozie nie znam marki, ale nasze 10-20 to Aveniu - zgłosił na radiu mężczyzna i chciał wyjść z wozu - No tak zapomniałem iż to ta Victoria, która nie ma klamek.

-No to trudno szef! Szefu zostaje! Grzesiek chodź będziesz stać!

-Dobrze wiesz, że nie powinienem, bo po pierwsze - powiedziałem otwierając drzwi - nie jestem na służbie - wysiadłem z auta - a po drugie nie jestem policjantem chwilowo!

-Trudno chodź przecież nie każe ci przeprowadzać kontroli chyba, że chcesz 105 hm?

-Oj weź się zamknij - prychnąłem przewracając oczami, ale stanąłem sobie przy drzwiach i dłoń położyłem na kaburze z którą się nie rozstawałem. Jedynie maska Lordów jest w aucie, a kluczyki do niego są na komodzie w salonie.

-Dobry oficer pierwszego stopnia Hank Over, mój numer odznaki to 98! Panowie wiecie ile my musieliśmy się nawołać za wami?

-Przepraszamy panie policjancie - rzekł kierowca - dokumenty ta?

-Tak poproszę - odparł, a ja rozglądałem się za niebezpieczeństwem. Coś mi śmierdziało tutaj i nie wiedziałem co. Podrapałem się po karku i widziałem jak podobne auto staje w miejscu po drugiej stronie. Niewiele myśląc przeskoczyłem przez maskę samochodu i rzuciłem się na Hanka przez to upadliśmy, ale ominęła nas strzelanina. Auto co zatrzymaliśmy uciekło z piskiem opon, a ja niewiele myśląc zastrzałem strzelać do dwóch osób, które odważyły się do Hanka wymierzyć lufę pistoletu. Bez trudu ominąłem salwę kul poprzez przewrót i postrzeliłem jednego w ramię. Nawet nie po chwili odjechali, a ja otrzepałem się chowając broń z tłumikiem. Podszedłem do Hanka, który leżał nadal na asfalcie.

-Nic ci nie jest? - spytałem wystawiając do niego dłoń.

-Kurwa, ale było blisko aby mi strzelili w łeb - przyjął moją pomocną dłoń i otrzepał się. - Przypomina mi to trochę naszą wspólną służbę nie uważasz?

-Nom - uśmiechnąłem się szczerze do niego sprawdzając czy na pewno jest cały - nie wiem kim są, ale z pewnością są samozwańczą grupką. Prędzej czy później ojciec ich znajdzie.

-Grzesiek, a tobie nic nie jest?

-Nawet jeśli mi by było i tak bym ci nie powiedział - rzekłem i popchnąłem go w stronę radiowozu - znikamy stąd nim jeszcze wrócą.

-Nic wam nie jest?! - spytał mężczyzna, który był poddenerwowany.

-Nic nam nie jest szef - odpowiedział cicho Hank.

-Kim są? - spytałem zapinając pasy.

-To grupa Purkera - oznajmił - są mocno wkurzeni na mnie o coś, a najbardziej na policję.

-Nic szef nie mówił? Oni są zdolni by zabić!

-Wiem Over, ale nie mogę bezpodstawnie im dać nakazu aresztowania - przysłuchiwałem się mu.

-Zawsze możesz wpisać w tablet iż mężczyzna jest wzywany do wyjaśnienia sytuacji wtedy nie jest to list gończy - zaoferowałem swój pomysł mężczyźnie.

-Kim jesteś tak w ogóle iż Hank powiedział do ciebie 105? - zapytał z zainteresowaniem.

-Ja - spojrzałem na przyjaciela, który kiwnął ochoczo głową na tak - jestem Kapitanem trzeciego stopnia w 5city - odparłem zerkając na mężczyznę od którego bił taki spokój i chyba zrozumienie.

-Jesteś z miasta Hanka? - potwierdziłem kiwnęciem głowy. - Jakim cudem wyłapałeś tych mężczyzn?

-Coś za wolno mężczyzna wyciągał te dokumenty - rzekłem - nie był poza tym sam więc z pewnością, któryś z nich musiał napisać reszcie zaistniałą sytuację, a zobaczenie stojącego auta z drugiej strony dla sprawnego oka jest normalne.

-Co robisz tutaj Gregory? - zadał kolejne pytanie i zaczęło mnie zastanawiać jak mam z niego wyjść.

-Grzesiek chciał zobaczyć co u mnie i to dlatego szefie potrzebowałem te trzy dni wolnego!

-To wszystko wyjaśnia - uśmiechnął się - masz pozwolenie na broń?

-Gdzieś mam, ale nie przy sobie. Nie wziąłem portfela ze sobą - odpowiedziałem, a on zaśmiał się kręcąc głową na boki.

-Powinieneś mieć przy sobie cały czas.

-Zapamiętam szef - odparłem z ostatnim na luźno gdyż mężczyzna był spokojny jak na 01 i bardzo wyrozumiały.

-Więc długo się znacie?

-Z rok będzie - odpowiedziałem szczerze na pytanie policjanta i nie powiem, ale będąc w radiowozie poczułem się normalnie.

-Może byś chciał dołączyć na służbę z Hankiem i ze mną? - spytał tak nagle i nie spodziewałem się tego po czarnowłosym.

-Może innym razem - mruknąłem z uśmiechem na ustach - niestety będę musiał wrócić do kolegi z którym przyjechałem na urlop. Wie szef wyszedłem trochę nie mówiąc.

-Rozumiem jak najbardziej - rzekł patrząc w tablet, a ja wyciągnąłem telefon wybierając numer do Doriana, który był chyba najrozsądniejszym wyborem teraz biorąc pod uwagę to iż nie było Carbo, a nieszczególnie pamiętałem numery telefonów do innych.

-Będziesz dzwonił po? - spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi.

-Po Doriana wiesz raczej nie ma nic do roboty, oby - mruknąłem cicho ostatnie słowo i przyłożyłem telefon do ucha.

-Halo? - odebrał Dorek.

-Hej Dorian podjedziesz po mnie? - spytałem modląc się aby nie był zły na mnie.

-Erwin przez ciebie jest niespokojny! - warknął do słuchawki.

-Wiem i wiem, że to moja wina - mruknąłem zamykając oczy i nagle usłyszałem jak z kimś się szamota.

-Grzesiu?! - wszędzie rozpoznał bym głos mojego diabełka.

-Przepraszam, ale oddasz telefon Dorianowi? Porozmawiamy jak wrócę - westchnąłem cicho przeczesują włosy do tyłu.

-Dobrze - powiedział zrezygnowany, a po chwili odezwał się Dorian.

-Gdzie mam pod ciebie podjechać?

-Pod kawiarnie u Sally - rzekłem gdyż to było najlepsze miejsce aby wziął mnie stamtąd. Zerknąłem na Hanka, a on kiwnął głową zgadzając się ze mną.

-Jasne - odparł - będę za kilka minut.

-Dzięki do usłyszenia - pożegnałem się rozłączając.

-U Sally to najlepsza kawiarnia - stwierdził szef policji - moglibyśmy zamówić sobię kawę, bo dla policji jest tam darmowa.

-Ooo bierzemy! - stwierdził mój przyjaciel, który był rozpromieniony na twarzy. Cieszyło mnie jego szczęście, ale ja nadal byłem rozdarty wewnętrznie. Bałem się też wrócić do domu, ale jak nie wrócę to będę miał problem.

#Marco jak wygląda sytuacja z ojcem?#

#Jest w siedzibie od rana. Jest spokojniejszy niż wczoraj, ale no wiesz jaki jest nasz ojciec#

#Wiem aż za bardzo#

Odpisałem i nawet nie wiem kiedy stanęliśmy przed kawiarenką. Na SMS dostałem od Doriana iż wyjeżdża z willi i muszę chwilę poczekać. Oparłem się więc o radiowóz czekając na przyjazd Doriana.

-01 status 2 - zgłosił gdy Hank go wypuścił z wozu - wezmę nam kawę - dodał i nim coś powiedzieliśmy on zniknął w wnętrzu kawiarni.

-98 status 2 - również zgłosił - pokłóciłeś się z Erwinem?

-Nie chyba, nie wiem - westchnąłem ciężko - nie chciałem aby do niego to doszło. Nie powinno go być wtedy aby słyszał to wszystko. Wyszło jak zawsze wyszło.

-Nie dziw mu się, dlaczego się wściekł.

-Wcale się nie dziwię - odparłem - lecz czasem lepiej aby nie wiedział niektórych rzeczy. Nie chcę aby kłócili przeze mnie.

-Rozumiem jak najbardziej - mruknął i poklepał mnie po ramieniu - jednak według mnie nie będą walczyć.

-Erwin był wściekły - oznajmiłem drapiąc się po karku, a do nas dołączył Martel z tego co zrozumiałem jak się przedstawił.

-Proszę chłopaki brać - rzekł i podał nam kawę. Zdziwiłem się mocno na to, ale nie odmówiłem, bo nie wypadało jak wziął dla mnie.

-Dziękujemy - odpowiedziałem i wziąłem łyka czekoladowej latte. Nie piłem jeszcze takiej, ale była smaczna.

-Więc od ilu jesteś w policji? - spytał się mnie.

-Od roku wcześniej służyłem w wojsku od ponad 17 lat - szczerze odpowiedziałem.

-Kto był twoim przełożonym?

-Generał White - odparłem.

-Znam i naprawdę to szanowany wojskowy na swoim koncie kilka wygranych wojen, a na dodatek dobrze wyszkoleni ludzie. To wyjaśnia twoją szybką reakcję i brak strachu.

-Tak generał wymagał dużo, ale to dobry człowiek. Zna go szef?

-Miałem taką okazję aby się spotkać z nim - uśmiechnął się biorąc łyka kawy - byłbyś dobrym nabytkiem w mojej jednostce.

-Dziękuje z całym szacunkiem, ale mam swoją jednostkę do której chce wrócić - oznajmiłem od razu, a Hank uśmiechnął się promiennie.

-Ja też idziemy w końcu w tą samą drogą co nie Grześ?

-Tak Hanuś - zdrobniłem jego imię na co się zaśmiał, a ja uśmiechnąłem się szczęśliwy. Over był powiernikiem mych tajemnic i najlepszym przyjacielem, który zrobi wszystko, ale ja również jestem skory do różnych poświęceń. Wypiliśmy na spokojnie kawę rozmawiając na temat policji i tutejszej służbie. Nie powiem, ale jakbym jeszcze miał ubrany mundur to czułbym się w miarę normalnie. Jakby to, że należę do mafii nie wydarzyło się nigdy. Nagle pod kawiarnie przyjechało auto terenowe.

-Zbierasz się czy mam cię tu zostawić?! - krzyknął Dorian z auta. Przytuliłem szybko Hanka.

-Dziękuję za kawę i życzę miłej służby! - powiedziałem i ruszyłem do auta. Po chwili zamknąłem drzwi od terenówki szybko zapinając pasy.

-Nie powinieneś z psami się trzymać - powiedział udzielając się do drogowego ruchu.

-Dlaczego?

-Zapomniałeś, że jesteś z mafii? Chcesz ich narazić? - warknął, a ja westchnąłem gdyż miał rację w tym co mówił. Nie chciałem nikogo narażać tym bardziej kogoś tak dobrego. Polubiłem od razu 01 gdyż bardzo był opanowany i co najważniejsze nie patrzył na nic co mogło być problemem, tak jak ja jeżdżący z nimi na patrolu.

-Zapomniałem - westchnąłem ciężko.

-O co poszło? Bo Kui nie chce nic mówić ani Erwin.

-O nic konkretnego - odparłem, a on spojrzał na mnie - naprawdę nic konkretnego po prostu poróżniły nas wszystkich różne poglądy względem pewnej sprawy.

-Nie wiem kogo starasz się oszukać, siebie czy mnie?

-Nie wiem - odpowiedziałem na pytanie mężczyzny i patrzyłem się przez szybę zastanawiając się nad tym jak mam porozmawiać z ojcem.

-Nie dowiem się od ciebie co nie? - mruknął cicho, a ja kiwnąłem głową potwierdzając.

-To nie jest istotne Dorian. Dzięki, że przyjechałeś - rzekłem do niego, a on uśmiechnął się.

-Nie miałem chyba wyjścia aby nie przyjechać. Brat by mnie zjadł gdybym nie przyjechał po ciebie!

-I tak dziękuję - mruknąłem, nim się obejrzałem byliśmy praktycznie na terenie Mokotowa, a następnie wjechaliśmy za bramę. Od razu zobaczyłem stojącego Erwina pośrodku podjazdu i patrzył się na mnie. Odpiąłem się, a następnie wysiadłem z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Zerknąłem w oczy Erwina i zastanawiałem się czy zrobić ten pierwszy krok czy może on go zrobi. Po chwili poczułem jak wpada w moją klatkę piersiową i obejmuje mnie wokół tułowia. Niewiele myśląc wtuliłem go bardziej w siebie opatulając go swoimi ramionami. - Przepraszam - wyszeptałem do jego ucha i oparłem głowę o włosy złotookiego.

-To ja powinienem przeprosić - odpowiedział wtulony we mnie.

-Muszę wrócić do domu - oznajmiłem - wrócę tam sam bądź z tobą. Od ciebie zależy czy chcesz jechać ze mną.

-Pojadę za tobą bez względu na to wszystko co będzie się działo.

-Nie chce cię zmuszać, bo może być nie za ciekawie - mruknąłem chcąc go ostrzec przed tym co może się stać, a nie przewiduje spokojnego przywitania.

-Nie zmusisz mnie do tego abym cię zostawił z tym samego - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem więc zatopiłem dłoń w jego włosach.

-Więc nie kłóćmy się już więcej - burknąłem, a on pokiwał głową na tak, a następnie schował ją w mojej klatce piersiowej. - Przepraszam - wyszeptałem.

-Za co?

-Za to iż uciekłem zamiast rozmawiać.

-Monte nie oszukujmy się. Masz na głowie o wiele więcej rzeczy i mogło cię to przytłoczyć - powiedział cicho - dlatego rozumiem, dlaczego musiałeś odciąć się. Zawsze to robiłeś gdy coś cię przerastało bądź udawałeś, że jest dobrze.

-Zbyt dobrze mnie znasz - wyszeptałem i pocałowałem go w czoło, a on promiennie się uśmiechnął do mnie.

-W końcu jesteśmy tutaj dla siebie - rzekł, a jego dłoń delikatnie dotknęła mój policzek, który zaczął głaskać kciukiem.

-Tak - wtuliłem się w jego dłoń i zamknąłem na chwilę oczy aby odpocząć, a przy tym nacieszyć się spokojem, który miedzy nami panował. Jednak nie mogłem na długo tak stać w bezruchu. Powinniśmy wracać i tak będę miał piekło, ale no nie mogłem pozwolić sobie na zostanie z mężczyzną, który mógł wyrządzić krzywdę. Krzywdę nie mi, a Erwinowi, bo ja mogłem na siebie przyjąć najróżniejsze kary, ale Erwiś był kruchy i delikatny. - Przydałoby się wrócić - oznajmiłem cicho, a z ust złotookiego wydobyło się westchnięcje.

-No dobrze niech będzie wracajmy tam - rzekł niechętny, bo widziałem po nim jak bardzo niechętnie odsunął się ode mnie.

-Dziękuję - odmruknąłem.

-Nie chcesz tam wracać - powiedział nagle, ale miał rację. Nie chciałem wracać lecz zostając tutaj nie rozwiąże swoich problemów związanych z mafią do której przynależałem.

-Jednak muszę - odparłem i zaciągnąłem go do willi. Oczywiście pożegnaliśmy się ze wszystkimi, ale nie z Kuiem. Musiałem przetrawić to wszystko czując iż nie będzie to takie proste. Oczywiście wróciliśmy na teren willi i tak jak Marco stwierdził skierowałem się do siedziby. Erwin jednak stanął pośrodku schodów do drzwi. - Co się stało? - zapytałem zmartwiony.

-Nie zarobi ci krzywdy co nie?

-Nie wiem Erwiś, ale dopóki nie porozmawiam z nim to nie przekonam się czego oczekuje.

-Jja wiem, ale on jest przerażający.

-Nie musisz iść. Sam to załatwię - powiedziałem mając nadzieję iż odpuści sobie.

-Idziemy razem - rzekł omijając mnie i wchodząc do siedziby więc ruszyłem za nim. Doszliśmy do drzwi i zapukałem niepewnie do środka, a następnie z wysoko podniesioną głową wszedłem do wewnątrz sali.

-Syn marnotrawny wrócił - warknął stary i mogłem wyczuć po nim iż jest zły..

-Wróciłem, ponieważ trzymają mnie obowiązki, które muszę wykonywać.

-Powiesz mi co mam zrobić - oparł głowę o złączone ręce w pięści - aby nie skazać ciebie i twojego chłopaka - pokazał palcami cudzysłów gdy z jego ust wydobyli się pewne jadu ostatnie słowo. Podrapałem się po karku i spuściłem wzrok w dół. - na karę śmierci?

-Nie zmienisz mojej decyzji i będziesz musiał tolerować to iż jestem inny - postawiłem warunek mając nadzieję, że sprowadzi to na nas czegoś złego co potem będę żałować. - Nie zrezygnuję z Erwina - rzekłem pewnym tonem głosu i objąłem złotookiego wokół pasa dłonią chcąc w ten sposób mu pokazać iż nie odpuszczę.

-Przedyskutujemy ten temat jeszcze na spokojnie gdy nie będzie złości między nami - powiedział ojciec zerkając na mnie spod byka, ale wydawało mi się iż patrzy na nas z delikatnym obrzydzeniem lecz widziałem w nim coś jeszcze co nie wiedziałem jak interpretować.

-Czyli będziesz tolerować mnie i mojego partnera?

-Nie chce was widzieć gdziekolwiek razem śliniących się inaczej będziecie mieć przejebane! - warknął, ale nie powiedział iż nie będzie tolerować nas ani nie zaprzeczył ani nie potwierdził. Czułem jak serce bije mi niespokojnie i jest tuż tuż aby wyskoczyć mi z gardła, ale nie mogło. Zerknąłem na Erwina zastanawiając się czy dobrze słyszymy, ale nic więcej nie powiedział na ten temat.

Co wprowadza nowa grupa?
Czy Duarte nie będzie się wtrącał w związek syna?

2308 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top