9 - Selfishness

@KakaSzczur jako Yoongi :)

@Avangeee jako Jikook :)


Te ślicznoty u góry nie chciały mi się dodać. Ugh. 

BTW. hejtnayoongsatylepowiem.

~~~~~~~~~~~~




Yoongi:

Spędzanie czasu z młodszymi przypominało opiekę nad dziećmi. Nie przeszkadzało mi to, gdyż ich uśmiechy to także moja radość. Tak jak teraz, kiedy po kolacji na mieście, ruszyliśmy na plac zabaw, by mogli się wyszaleć.

Zająłem miejsce na huśtawce i zacząłem bujać się delikatnie na stopach, obserwując jak młodsi bawią się na zjeżdżalni. Łapali się nawzajem po zjechaniu z niej i przytulali, śmiejąc głośno. Znów poczułem, jak nasze odrębne światy nie mogą się zetknąć.

Ja. Ja i Jimin. Ja i Jeongguk. Ja i oni. Ale nie my, bo nawet będąc razem ciągle jesteśmy osobno.

Odrzuciłem od siebie te myśli i patrzyłem jak chłopcy biegają dookoła metalowych konstrukcji, ganiając się. Długo to jednak nie potrwało, bo Jiminnie padł zmęczony na ziemię. Podniosłem się, chcąc mu pomóc, ale Jeongguk był szybszy. Usiadłem więc i patrzyłem jak najmłodszy podniósł naszego kurczaczka i szepnął mu coś na ucho, a zaraz po tym obaj spojrzeli na mnie. Ale ich uśmieszki nie wróżyły niczego dobrego, dlatego odruchowo mocniej złapałem łańcuch, jakby to miało mnie uratować.

Chłopcy już zmierzali w moją stronę, starając udawać najniewinniejsze aniołki.

- Ufasz nam, hyung? – zapytał Jimin, uśmiechając się słodziutko.

- Ufam – odparłem zgodnie z prawdą.

Ale czuję, że będę tego żałował...

- To chodź z nami – zażądał, wyciągając do mnie rękę, a Jeongguk zrobił to samo. Co innego miałem zrobić, jak po prostu westchnąć i chwycić te dłonie?

Wstałem i pozwoliłem im się prowadzić, nie protestując nawet wtedy, gdy poprosili mnie o zamknięcie oczu.

- Idziemy, idziemy, idziemy... - powtarzał szczęśliwy kurczaczek, a po dłuższej chwili kazał mi się zatrzymać. – Podnieś nogę, hyung. I postaw ją na tym... wniesieniu.

Ich rozbawienie i chichot mówiły wyraźnie: „Nie rób tego", ale kto by nie uległ, gdy w grę wchodzi radość swoich ukochanych.

- Znowu sobie grabicie... - Westchnąłem, ale zrobiłem to.

- I druga noga, hyuung.

Stałem wyżej od nich, ale nie domyślałem się co mnie teraz czeka. Dopiero po wykonaniu następnego kroku, otworzyłem oczy, niedowierzając w ich pomysły.

Te diabły wprowadziły mnie do fontanny!

Chociaż był luty, ostatnie dni przyniosły ocieplenie i pewnie włączyli ją ku uciesze spacerowiczów. I na moje nieszczęście...

Młodsi natychmiast uciekli, śmiejąc się wniebogłosy, a ja przekląłem, bo moje ulubione adidasy przypominały teraz gąbki.

Myślicie, że wam się upiecze? O nie, dzisiaj obaj zostaniecie ukarani.

Pognałem za nimi, ale mogłem zapomnieć, iż dogonię najmłodszego, który jak na królika przystało, spierniczył w podskokach. Dlatego dopadłem mojego kurczaczka, zamykając go w mocnym uścisku.

- Będziesz dzisiaj spał na brzuchu, zobaczysz – zapowiedziałem, układając już plan ukarania młodszych. – Chcecie, to zostańcie jeszcze, ja wracam – dodałem, bo woda naprawdę zaczęła mi wadzić.

Jikooki postanowili jednak dotrzymać mi towarzystwa i przez chwilę nadal nie mogli powstrzymać śmiechu, zwłaszcza, gdy słyszeli chlupanie w moich butach. Ale w końcu do starszego z nich dotarły moje słowa, co zauważyłem, gdy zbliżył się do mnie, zostawiając Jeongguka z tyłu.

- Ale... jak to na brzuchu, hyung? – zapytał cicho, zaniepokojony, na co posłałem mu sztucznie niewinny uśmiech.

- Ufasz mi, Jiminnie?

- Tak, hyung... - odpowiedział, zasłaniając twarz łapkami.

- To po powrocie do mieszkania załóż jakiś ładny strój, który będzie ci pasował do jakiegoś ogona – szepnąłem mu na ucho, posyłając zaraz po tym bardziej zbereźny uśmiech.

- A... Jeonggukie, hyung? – zapytał niepewnie, zerkając na naszego chłopaka, który szedł dumny ze swojego żartu i jeszcze nie wiedział co go czeka.

- Sam zadecyduje czy chce mieć praktyczną lekcję z tego co się dzieje, gdy moje słonka zajdą mi za skórę – powiedziałem, mimo wszystko nie chcąc go do tego zmuszać. To, że robiliśmy sobie z nim lekcje, nie znaczyło, że był gotowy na pewne przeżycia.

Objąłem Jimina w pasie i odwróciłem głowę.

- Jeonggukie, no chodź do nas – poprosiłem, wyciągając rękę, by dać mu do zrozumienia, że jest mile widziany przy moim boku.

Króliczek natychmiast podszedł, a ja objąłem go ręką. Nie znaczyło to jednak zakończenia rozmowy z Jiminem.

- Praktyczną, hyung? – zapytał, zarówno zaskoczony, jak i przerażony.

- Posłużysz za model, Jiminnie. To za próbę wykładania lodologii przy jedzeniu – stwierdziłem, posyłając mu uśmiech, aby trochę opanował swoje nerwy.

- Do-dobrze, hyung – powiedział w końcu, ale widziałem, iż nie jest przekonany do tego pomysłu.

Trudno, sami chcieliście.

Po powrocie do mieszkania poprosiłem Jimina, by poszedł się przygotować w garderobie, a sam zdjąłem mokre buty oraz skarpety i zaniosłem je do łazienki, aby wysuszyć. Najmłodszy ruszył na szczęście za mną, dzięki czemu mogłem zacząć z nim rozmowę.

- Jeonggukie, wspominałeś, że Jiminnie uczył cię jak się zachowywać w łóżku, prawda?

To pytanie widocznie go zaskoczyło, bo przez chwilę przyglądał mi się uważnie, jakby węszył w tym jakiś podstęp.

- Tak, hyung – potwierdził w końcu.

- Więc na pewno wspominał ci też, że w łóżku wymagam bezwzględnego posłuszeństwa, ale to nie znaczy, że na co dzień nie wywija mi numerów. A wasz dzisiejszy, z zaprowadzeniem mnie do fontanny, na pewno zasługuje na karę. Jesteś w tej komfortowej sytuacji, bo ciebie ominie, ale Jiminnie oberwie. Daję ci wybór. Czy chcesz być tego świadkiem i zobaczyć jak wyglądają „delikatne" kary, czy zostawisz nas samych na jakieś pół godziny – wyjaśniłem wszystko krok po kroku, aby dobrze mnie zrozumiał i miał jasny obrazy sytuacji.

Przez chwilę widocznie się wahał, nie mogąc zdecydować.

- Hyungowie... pozbędą się swoich ubrań, prawda? – zapytał w końcu, natychmiast rumieniąc się na własne słowa.

Pokręciłem głową, rozwiewając tym samym jego wątpliwości.

- Nie. Jiminnie pokaże się tylko w jednym ze swoich strojów.

- To chcę zostać – stwierdził od razu, przytulając się do mnie, po czym ruszyliśmy do sypialni. Usiedliśmy na łóżku, a ja wykorzystałem okazję, by pocałować go szybko. Przypilnowałem też, by zajął miejsce po mojej lewej stronie, dzięki czemu będzie mógł za chwilę widzieć twarz naszego chłopaka.

- Jiminnie, czekamy na ciebie – powiedziałem w końcu, gdy chłopak nadal nie opuszczał garderoby.

Kurczaczek wychylił się zza drzwi, a gdy ukazał się w pełnym ubiorze, prawie złapałem się za serce. Wyglądał niesamowicie w uszach i ogonku lisa, ubrany w sukienkę pokojówki. Na sam widok zrobiło mi się gorąco. Oczywiście postanowił dodać sobie jeszcze więcej uroku, kładąc łapki na policzkach, a gdy podszedł do mnie, usiadł na podłodze i starał się imitować przymilanie zwierzaczka do swojego pana. Patrzył mi w oczy i miział policzkami o moje łydki, robiąc przy tym bardzo słodkie minki. Nie było mowy, bym się powstrzymał przed przeczesaniem jego włosów.

- Ślicznie wyglądasz, kurczaczku – powiedziałem cicho, przenosząc dłonie na jego policzki. Pochyliłem się i pocałowałem go delikatnie, w nagrodę za idealnie wybrany strój. – Jeonggukie, jak ty oceniasz? – zapytałem młodszego, przenosząc na niego spojrzenie, ale nadal palcami bawiłem się kremowymi włosami, pamiętając, by nie zrzucić z nich opaski.

Najmłodszy widocznie nie miał jeszcze do czynienia z Jiminem w takim stanie, o czym powiedziały mi jego szeroko otwarte ze zdumienia oczy.

- Hyung jest liskiem – zauważył i uśmiechnął się szeroko, opierając podbródek na moim barku, by lepiej się przyjrzeć, ale zaraz też uciekł na bezpieczną odległość, by nam nie przeszkadzać. – Uroczo, hyung – dodał jeszcze.

Przez chwilę cieszyłem jeszcze oczy tym widokiem, ale czas kary nadszedł i moja mina zmieniła się na tę, którą znał tylko Jimin.

- Szkoda, że postanowiłeś być taki niegrzeczny, Jiminnie. Zasłużyłeś sobie na klapsy. Wiesz jak się położyć – powiedziałem, wiedząc doskonale, że dla niego to bardziej przyjemność niż kara, bo zaraz wskoczył chętnie na moje kolana, kładąc się na nich brzuchem. Nie widziałem jego miny, ale na pewno mógł na nią patrzeć króliczek, na czym mi zależało. Oczywiście prowokator pokręcił jeszcze tyłeczkiem, aby moja krew przyspieszyła.

- Jeonggukie, powiedz mi, na ile uderzeń zasłużył Jiminnie? – zapytałem, wsuwając jednocześnie dłoń pod spódniczkę jasnowłosego, by móc masować jego pośladek. Spojrzałem na naszego ucznia, a ten niepewnie przyglądał się twarzy „ofiary", nie będąc pewnym jaką liczbę powinien podać.

- Czternaście? – zapytał w końcu, podnosząc na mnie wzrok.

Natychmiast wymierzyłem pierwsze uderzenie, które dało głośny dźwięk uderzania o nagą skórę.

- Liczymy, Jiminnie. Zgodnie z obliczeniami Jeongguka – przypomniałem, by Jeonggukie zrozumiał co jest dla mnie ważne przy takiej karze.

- Jeden – jęknął w końcu nasz aniołek, wzdychając cicho.

Kolejnych kilka minut poświęciłem na karanie mojego kurczaczka, który z każdym uderzeniem jęczał trochę głośniej. Masowałem mu pośladki, aby dać czas na nacieszenie się piekącymi miejscami, ale nie miałem żadnej litości jeśli chodzi o siłę uderzeń. Pochylałem się też co jakiś czas, by pocałować go we włosy i szepnąć jak bardzo jest cudowny.

Gdy już skończyłem zabawę, ręka piekła mnie niemiłosiernie, ale to zupełnie w niczym mi nie przeszkadzało, bo wiedziałem, że nasze słonko jest zadowolone.

Pochwyciłem jego podbródek i przekręciłem delikatnie, by móc spojrzeć na jego zarumienioną twarz, na której malowała się czysta przyjemność, i złożyłem na jego ustach pocałunek. Kątem oka zauważyłem, że chłopcy złączyli swoje dłonie, splatając razem palce.

- Dziękuję, hyung – szepnął, gdy już się odsunąłem. – Ale... zasłużyłem na znacznie więcej klapsów – jęknął smutno, na co uśmiechnąłem się, wiedząc, że tak będzie.

- Przykro mi, Jiminnie, to Jeonggukie wyznaczył ci karę.

Odwróciłem głowę, by spojrzeć na króliczka, który zszokowany przyglądał się Jiminowi.

- Jakieś pytanie, panie Jeon?

- To... Bardzo cię bolało, hyung? – zapytał cicho, nie odrywając spojrzenia od jasnowłosego.

- Jeonggukie, nie teraz – skarcił go.

- Przepraszam. – Chłopak natychmiast spuścił głowę w dół. – Nie, panie Min, nie mam żadnych.

Przeczesałem palcami kremowe włosy, by go uspokoić.

- Jiminnie, spokojnie. – Pochyliłem się, aby jeszcze raz dotknął wargami jego kosmyki. – Jeonggukie powinien poznać odpowiedzi na swoje pytania – dodałem, sięgając także do włosów najmłodszego, by i je pogładzić.

- Boli, ale to przyjemny ból, Jeonggukie. Zobaczysz, też nauczysz się czerpać z tego przyjemność.

- Jeśli nie ma więcej pytań, to do mycia, aniołki – zadecydowałem, chcąc, by poszli już spać, bo przecież nasz spacer wcale nie trwał krótko i było już chyba dobrze po północy.

- Jeonggukie, idź pierwszy – poprosił młodszy, a nasz uczeń natychmiast wstał i wyszedł. Wtedy Jiminnie przeniósł na mnie spojrzenie, znowu zmartwiony. – Hyung? Z nim będziesz delikatniejszy, prawda?

- Jiminnie, jak miałbym traktować niedoświadczonego króliczka tak samo jak mojego kurczaczka seks-maszynę? – zapytałem z uśmiechem, bawiąc się jego włosami. – Wszystko przyjdzie z czasem. Zresztą, mówiłem mu, że jeśli coś mu się nie będzie podobało, to nie będzie do niczego zmuszany.

- Taak, wspominał mi. Ale on chce robić wszystko to, co lubisz ty, hyung – stwierdził, co mnie lekko zdziwiło. Nie sądziłem, że ten dzieciak tak bardzo chce spełnić moje oczekiwania. Czy to dlatego, że czuł, iż tak właśnie powinien się względem mnie zachowywać? Z jednej strony dobrze, z drugiej...

Jiminnie w tym czasie przesunął się tak, by zejść z moich kolan i wtulić się w mój bok, obejmując mnie w pasie.

- I tak muszę spać na brzuchu... - zauważył, śmiejąc się radośnie.

Ja jednak chwyciłem się innego tematu, korzystając z tego, że zostaliśmy sami.

- Wiesz, Jiminnie, w czasie kolacji mówiłem, że tęsknię za niektórymi naszymi zabawami. Ale wiesz, za czym jeszcze? Za naszymi wspólnymi kąpielami – przyznałem, przejeżdżając dłonią po jego plecach.

- Hyuung... obiecałem ci powrót do sypialni i powoli go załatwiam... - powiedział, na co kiwnąłem głową, wiedząc doskonale, że jego nauka z Jeonggukiem ma przecież swój cel. – A jeśli chodzi o kąpiele... po pierwszym razie Jeongguka, dobrze, hyung?

- Wiem, że nie możemy tego zrobić teraz. Nie chcę, by było przykro Jeonggukowi – przyznałem, zgadzając się na dalsze czekanie.

Ale to nie znaczy, że za tobą nie tęsknię, Jiminnie.

Młodszy podniósł się i pocałował mnie w bok głowy, a następnie odsunął, by móc na mnie spojrzeć.

- Hyung? Zdołałeś pokochać go równie mocno jak mnie? – zapytał z powagą.

Patrzyłem prosto w te piękne brązowe oczka, które zmieniały się w dwie urocze kreseczki, gdy się uśmiechał. Przejechałem dłonią po miękkim policzku, który uwielbiałem całować. Zerknąłem na usta, tak bardzo kuszące do pocałunku.

- Tak. Myślę, że tak, Jiminnie – skłamałem mu prosto w oczy, uśmiechając się przy tym.

Szczęśliwy kurczaczek przytulił się do mnie, a ja objąłem go mocno, czując wyrzuty sumienia.

Jiminnie... Tak bardzo cię przepraszam...



Jimin:

Po pierwszym udanym wypadzie na miasto z naszym Jeonggukie'm, oraz kolejnej niezapowiedzianej lekcji, postanowiłem w końcu zająć się swoją edukacją, która starała się przypominać mi o sobie na każdym kroku. Jednak moje poniedziałkowe zebranie na uczelnię wcale nie miało zaprowadzić mnie prosto na jeden z egzaminów, a tylko do moich przyjaciół. Zaprezentowanie wszystkim nowego koloru włosów również zostało zapisane na listę rzeczy, dla których pojawiam się w ogóle na uczelni w trakcie sesji. I w sumie sam nie byłem pewien czy Hyungsik poleci na moją propozycję. Reszty już nie miałem ochoty do niczego namawiać, bo pomimo trzymania się razem, różniliśmy się pod względem nauki oraz utrzymywania odpowiedniej średniej, która jak dla mnie nie miała żadnego znaczenia.

Mój jak zwykle nienaganny wygląd standardowo został podkreślony nie tylko makijażem, soczewkami oraz idealnie dobranym outfitem, a także chokerem. Ze względu na podobną porę pobudki wraz z młodszym i starszym, pozwoliłem Jeonggukowi skomponować mi cały strój, dlatego dodatkowo czułem się w tym wszystkim naprawdę dobrze. Nasz promyczek stresował się swoimi ostatnimi, zimowymi egzaminami, przez co postanowiłem towarzyszyć mu aż do samego dotarcia pod szkołę, czego hyung, ze względu na pracę nie mógł niestety ze mną uczynić.

Tuż pod odpowiednim budynkiem okazało się, że to tylko godzina, po której był wolny aż do trzynastej, a jako iż nie chciałem, aby niepotrzebnie tłukł się przez miasto, wracając do domu, czy idąc do galerii, poczekałem na niego, pisząc tylko do Hyungsika, że będę trochę później.

Po raz pierwszy przyprowadziłem jednego z moich chłopaków na uczelnię i w sumie sam nie wiedziałem jak się z tym czuć. Jeonggukie obiecał być grzeczny i trzymać się blisko mnie, choć nie do końca miał świadomość, że pojawiając się na moich zdjęciach, nawet pomimo swoich kłódek na obu profilach, stał się dość rozpoznawalny wśród moich znajomych, paczki i reszty zainteresowanych mną osób.

Wszystko co miało się tu wydarzyć oczywiście zostawało między nami i z dala od uszu naszego zazdrosnego hyunga. Jeonggukie rozumiał tę zasadę, dlatego tuż po bezproblemowym wejściu na teren uczelni, zacząłem mu mniej więcej opisywać moich najbliższych znajomych.

- Hyungsik. Znasz go, promyczku. Chyba nie muszę opisywać? – zapytałem, zerkając na zaciekawionego otoczeniem młodszego.

- Taak, to ten przystojny z ładnymi oczami? – odpowiedział, formułując to w sposób, który naprawdę mi się nie podobał.

- Tylko twoi hyungowie mogą być przystojni... i z ładnymi oczami – podkreśliłem niezadowolony, tykając go lekko w żebro, na co starał się uchronić przed moimi rękoma, uśmiechając szeroko.

Zaraz oczywiście przeprosił, prosząc, abym kontynuował.

- Jest też Seokjin. Tak jak ja interesuje się modą, ale... opowiada też straszne suchary, które już od dawna nas nie śmieszą. Po prostu nie zwracaj uwagi – stwierdziłem, machając ręką i opisując dalej moich przyjaciół. – Jonghyun - imprezowicz, trochę dziwak, czasami gada o UFO i jakichś konspiracjach. Następny to Minho, nasz playboy, zawsze uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony... I jako ostatni... Taehyung, Kim Taehyung. Jest z innego kierunku, nie wiem po co do nas przyłazi, ale to robi. Pokazywałem ci kiedyś jego profil na Instagramie, tak samo popularny jak mój i Hyungsika.

- Też... umm... przyjemnie wygląda? – powiedział niepewnie Jeonggukie, starając się nie przekraczać granicy, której tak dobrze pilnowałem.

- Tak. Razem z Tae i Hyungsikiem cieszymy się dość sporą popularnością – potwierdziłem, mając ochotę złapać go za rękę i trzymać jak najbliżej siebie. Jednak wiedziałem, że ze względu na moją opinię i obserwatorów, którzy nadal żyli w przekonaniu, że jestem albo singlem, albo w związku z czarnowłosym przystojniakiem ze zdjęć, nie mogę tego zrobić, obejmując go jedynie ramieniem i wprowadzając już do środka.

Razem z młodszym, przez jego mundurek i moją osobę, znacznie wyróżnialiśmy się z tłumu, który przyglądał się nam zaciekawiony. Przyzwyczaiłem się nie zwracać na to uwagi, krocząc prosto pod odpowiednią salę, pod którą stały wszystkie te kujony.

Od razu poprosiłem Jeongguka, aby dał mi momencik, po czym podbiegłem do Hyungsika i zasłoniłem mu oczy ręką, czekając na reakcję.

- Takie małe łapki to tylko ma mój Jiminnie! – wykrzyczał ucieszony, klaszcząc w dłonie, na co zacisnąłem tylko zęby.

Ja ci dam „małe łapki"!

Moje dłonie szybko przeniosły się na jego klatkę piersiową, aby pochwycić za sutki i lekko je uszczypnąć. Oczywiście to była jego jedyna kara, po której po prostu się uśmiechnąłem, zaczynając ze wszystkimi witać krótkim przytuleniem. Tae jak zwykle został tylko przeze mnie poklepany po głowie, a tuż po tym pobiegłem po mojego nieśmiałego promyczka, przyprowadzając go do nich.

- Oto moje młodsze śliczności - Jeonggukie – powiedziałem z dumą, choć na tyle cicho, by dotarło to tylko do mojej paczki.

Chłopak zaraz zaczął im się kłaniać, na co wywróciłem oczami, łapiąc jego łapkę i podając ją każdemu mojemu rówieśnikowi, aby przywitali się po ludzku.

- Zresztą, co Taehyung tu robi? Nie masz swoich egzaminów? – zapytałem, kiedy już wszyscy zdążyli zapoznać się z moim nieśmiałym ukochanym.

Nie dałem jednak odpowiedzieć Taehyungowi, przenosząc spojrzenie na Hyungsika, którego złapałem w pasie, odciągając od reszty, by przeprowadzić z nim deal i załatwić sobie kompana na marzec.

Wyciągnąłem z torby wniosek o przedłużenie sesji, wręczając mu go z uśmiechem i mając nadzieję, że zrozumie co mam przez to na myśli.

- Życie mi ratujesz, kochanie. – Chłopak na szczęście chętnie wziął ode mnie ten kawałek papieru, dopytując się tylko czy dla siebie również wziąłem, a tuż po pokazaniu mu uzupełnionego już wniosku, zerknął na mojego króliczka, którego zagadał jeden z naszych przyjaciół.

- Yoongi hyunga nie chciałeś tu przyprowadzać. O tego słodziaka się nie martwisz?

- Jeonggukie dobrze wie, że Yoongi hyung nie może poznać niektórych tajemnic. Poza tym nie jest zazdrośnikiem... No i sądzę, że zostanie po prostu uznany za mojego brata – stwierdziłem, poniekąd wiedząc jak jest postrzegany przez moich „fanów".

- Uuuuu... I twój seme nic na to nie mówi? Jiminnieeeee, jak ja jestem zazdrosny... - wyjęczał, widocznie nieszczęśliwy.

Czyżby coś się stało?

- Yoongi hyung nic nie wie... Chyba... - wyznałem, zaraz jednak skupiając się już na nim. – Jakieś problemy z Seojoonem? – zapytałem, automatycznie przenosząc rękę na jego ramię, aby zacząć gładzić je kciukiem, przyglądając jego twarzy zmartwiony.

Ta nasza popularność tak naprawdę miała więcej wad niż zalet. A wygląd może i pomógł nam znaleźć nasze ideały w postaci Yoongiego i Seojoona, jednak czasami stawał się uciążliwy, szczególnie gdy w grę wchodziła zaborczość naszych facetów.

Hyungsik wydął wargę niezadowolony, już samym tym gestem zdradzając, że miałem rację.

- Zasugerowałem mu, byśmy też znaleźli kogoś do trójkąta i się obraził...

No nie... Nie mogę z tobą, Hyungsik.

Miałem ochotę się roześmiać przez jego pomysły, ale skutecznie się przed tym powstrzymałem, chcąc przypomnieć mu tylko jeden, najważniejszy fakt, o którym najwidoczniej zapomniał.

- Twój hyung i trójkąt? Słońce, przecież on ma ochotę spalić cały wszechświat, abyś był już zawsze tylko jego. Na pewno nie byłby w stanie dzielić cię nawet z takim słodziakiem jak mój Jeonggukie.

- Ciągle się dziwię, że Yoongi hyung się zgodził... - zdradził, wyciągając wolną rękę, aby zacząć gładzić mnie po włosach. I robił to tak umiejętnie, że nie miałem mu za złe potencjalnego niszczenia mojej fryzury. – Jiminnie, a jeśli to dlatego, że on cię nie traktuje poważnie...? – dodał, jednak to niewielkie ziarenko niepewności nie mogło zostać zasiane w moim umyśle, bo po prostu nie wierzyłem w takie rzeczy.

- Nie mam pojęcia co mu teraz po głowie siedzi, ale kilka dni temu przyznał, że kocha Jeongguka tak samo mocno jak mnie. Nie mógłby mnie okłamać, dlatego nie sądzę, aby to była zwykła gra – wyjaśniłem, nadal nie mogąc nacieszyć się tamtymi słowami. – Zresztą, przywiąże się do niego jeszcze bardziej za trzy tygodnie. – Mój dwuznaczny uśmieszek na pewno pomógł mu w zrozumieniu mojego planu, którego kilka punktów zdążył już poznać.

- Co planujesz? – zapytał podekscytowany, przez co od razu musiałem go nieco poprawić.

- Co MY planujemy. – Zerknąłem przy tym na moje piękności, nadal męczone przez Taehyunga i Minho. – Mówiłem ci o naszych „przygotowaniach". Sądzę, że na urodziny Yoongi hyunga, Jeonggukie będzie już w pełni gotowy na swój pierwszy raz z nami – powiedziałem zadowolony, ciesząc się z postępów, które poczynił, przybliżających nas do ukończenia „szkolenia".

- OMG, Jiminnie! – Mój najlepszy przyjaciel już prawie zaczął mi piszczeć z podekscytowania, na szczęście wszystko jakoś tłumiąc rękoma. – I co, będziesz debiutował w roli seme?! Musisz mi to opowiedzieć! – Jednak z wypowiedzeniem tych dwóch zdań trochę przesadził, dlatego dopiero po położeniu palca na ustach, uniosłem dumny głowę do góry, uśmiechając się szeroko.

- Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, jeszcze w nocy dostaniesz szczegółowy opis. I relację na żywo na drugi dzień – obiecałem, odnotowując to już w swoim umyśle, aby nie zawieść przyjaciela, który od zawsze dzielił się ze mną pikantnymi szczególikami ze swojego życia seksualnego z Seojoonem. O, a propos Seojoona! – Potrzebujesz jakiejś pomocy ze swoim hyungiem? – zapytałem, znów go obejmując ramieniem i zaczynając głaskać po boku. – Jeśli tak, to mów śmiało.

- Nie, nie, nie, hyung jest mój – podkreślił nagle, szczypiąc jeden z moich polików i trochę źle interpretując to co powiedziałem.

- Nie to miałem na myśli. – Pokręciłem głową, delikatnie wtykając mu palec między żebra i postanawiając nie wyjaśniać mu już swoich słów. – Chodźmy do dziekanatu, a później coś zjeść. Poznasz lepiej mojego promyczka – zaproponowałem, wyciągając długopis i prosząc o szybkie uzupełnienie wniosku. Chłopak przytaknął tylko, zaraz zabierając się za nasz jedyny ratunek, kiedy ja udałem się już do Jeonggukiego i reszty mojej paczki, zabierając go od tych kujonów, którzy już chyba nawet zdążyli zrobić sobie z nim zdjęcie. Miałem tylko nadzieję, że numeru od niego nie wyciągnęli, bo nie miałem zamiaru dzielić się z nimi moimi ukochanymi, szczególnie tym młodszym, bardziej bojaźliwym jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie.

Życzyliśmy im tylko udanego egzaminu, uciekając od nich w trójkę, zanim ktokolwiek zaczął zadawać pytania. Nie chciało nam się wysłuchiwać prelekcji Seokjina, woleliśmy, aby to zrobił na naszej konfie na KakaoTalk. Zresztą, wolałem, aby mój najlepszy przyjaciel i Jeonggukie mogli się poznać trochę bliżej, bo skoro Yoongi go aż tak nie lubił, to liczyłem, że chociaż z młodszym znajdą wspólny język.



Yoongi:

Tak się cieszyłem, że mogę pracować w domowym zaciszu, a tu przyszedł projekt, który wymagał od nas zupełnie innego stylu pracy i tyle wystarczyło, bym musiał się męczyć przy tym cholerstwie. Gra poświęcona historii Chin była niczym wrzód na dupie. Ale jakoś trzeba było w to brnąć, bo kasa, którą mamy za nią dostać, nie będzie najmniejszą sumą. Niestety nerwy, które przy okazji tego projektu się pojawiły naprawdę dawały w kość i psuły samopoczucie.

Gdy wróciłem po kolejnym zebraniu do mieszkania, licząc na to, że młodsi posprzątali i zrobili jakiś obiad, musiałem wziąć mocną poprawkę na moje oczekiwania. Nawet nie było ich w domu, więc zgadywałem, że wyszli na miasto z przyjaciółmi Jimina albo sami.

Oczywiście, oni się mogą bawić, a ja muszę pracować.

Zły, zacząłem od przygotowania sobie jakiegoś posiłku, a zaraz po tym ogarnąłem mieszkanie. Naturalnie nasza Księżniczka w międzyczasie załatwiła swoje potrzeby nie w kuwecie, lecz na środku salonu, bo chłopcy ciągle zapominali zostawić jej otwarte drzwi do łazienki.

W końcu mogłem usiąść i odpocząć, a gdy tylko to zrobiłem, zerknąłem na zegarek.

Kilka minut po dwudziestej, a ich nadal nie ma.

Trochę mnie to zaniepokoiło, zwłaszcza, że nie dostałem żadnej wiadomości na temat tego, gdzie lub z kim wychodzą. Zacząłem się martwić, a gdy spróbowałem zadzwonić, okazało się, że mają wyłączone telefony. Wtedy wystraszyłem się nie na żarty. Szybko włączyłem wyszukiwarkę i zacząłem szukać numerów do wszystkich szpitali w Seulu, w obawie czy nic im się nie stało. Żadna recepcjonistka nie miała zgłoszonego przyjęcia dwóch chłopców zgodnych z opisami moich aniołków, dlatego trochę mi ulżyło. Ale tylko na moment, bo zaraz nawiedziły mnie wizje co innego mogło im się stać. Od razu widziałem czarne worki przed oczami. Nie miałem bladego pojęcia co mógłbym zrobić, dlatego postanowiłem dać im czas do dwudziestej drugiej. Jeszcze tak dla pewności wyszedłem na zewnątrz i przeszedłem rundkę po okolicy, by sprawdzić czy gdzieś ich nie ma. Wróciłem jednak do domu sam.

Wybiła dwudziesta druga. I nic.

Natychmiast wystukałem numer do mojego najlepszego przyjaciela. Wujek Hoseoka służył w armii, miałem zamiar go błagać, by zadzwonił do niego i postawił całe wojsko na nogi, aby odnaleźć moich chłopców. Ale nie zdążył tego zrobić, bo usłyszałem jak drzwi się otwierają i dwa znane mi głosy zanoszą się śmiechem.

Natychmiast przerwałem rozmowę i wybiegłem z salonu, a moim oczom ukazał się widok upitych aniołków. Jimin starał się jakoś trzymać Jeongguka, ale sam ledwo stał.

Decyzję o tym, którego z nich złapać, podjąłem natychmiast. Króliczek wylądował w moich ramionach, w sekundzie się we mnie wtulając.

- Anioou hjjunhhh – mruknął.

- Gdzie wyście byli? – zapytałem zdenerwowany, ale odetchnąłem z ulgą, bo żaden z moich czarnych scenariuszy się nie sprawdził.

Jiminnie opierał się o szafkę, próbując dokończyć rozbieranie z butów oraz kurtki. Nie miałem jak mu pomóc, przez co denerwowałem się jeszcze bardziej, bo nasze słoneczko potrzebowało opieki, której nie mogłem mu teraz dać.

- Hjjjuuunh, troszeszke sie sahapiliśmy... no i... gosina... i... tefony patuy... no i nje byoo jakoś szasu – wymamrotał, znowu zaczynając się śmiać.

- Stój chwilę, Jiminnie – poprosiłem, modląc się, by nie runął na podłogę, i pobiegłem szybko do sypialni. Zostawiłem tam Jeongguka na łóżku, po czym wróciłem do Jimina, który na szczęście nadal tylko chichotał.

- Nic się nie przejmujecie, że się martwiłem – powiedziałem, przekładając sobie jego rękę nad głową, aby w ten sposób łatwiej go objąć i pomóc przejść. Jiminnie słysząc ten smutny wyrzut, przytulił się do mnie, ignorując próbę przetransportowania go.

- Pszeeepszaszammmyyy, hjuuunh – mruknął, chowając twarz w moim torsie. – Teho nje byoo po postu f planachhh...

Jakoś udało mi się w końcu przywlec młodszego do sypialni. Ale to nie koniec atrakcji, bo Jeongguk wcale nie poszedł spać, jak miałem nadzieję. Chłopak siłował się ze swoimi ubraniami, próbując rozpiąć koszulkę, w której miał guziki przyszyte tak dla picu. Zresztą, już leżał bez spodni i w jednej skarpetce.

- Jeonggukie. – Powstrzymałem go, łapiąc go wolną dłonią za jeden z nadgarstków. – Kładź się, Jiminnie – dodałem, próbując jakoś ułożyć kurczaczka na materacu.

- Gocooo, hjuunh – jęknął najmłodszy, machając blokowaną ręką, ale zaraz się roześmiał.

- Mjeliśmy nje piś... to... tak wyszuo, hjunh... - Jiminnie zaczął mamrotać, przesuwając się samemu w stronę poduszki. – Jonhhyun nje móhh sobie opuśiś fmuszeja w Jeonhhukieho choś jetneho kjeliszka... a póśnie i ja musiaem... Rosumiesz, hjunh, prafda?

- Nie, nie rozumiem – warknąłem, trochę już tym zdenerwowany. – Mogliście chociaż powiedzieć, że wychodzicie. Jeongguk, przestań! – Spojrzałem zły na króliczka, który nadal szarpał się ze mną, ale w końcu poddał się pod wpływem mojego wzroku.

- Niszeho po prostu nje planofaliśmy... Chyba... muśisz nas ukaaś, hjunh – stwierdził jasnowłosy, zadowolony ze swojej dedukcji. Ale absolutnie nie miałem tego w planach, choć obaj zasługiwali na to, by ich związać i wychłostać. Jednak nie wchodziło to w grę - to były moje dwa kochane słonka, których nie można tak traktować, zwłaszcza w takim stanie, gdy ledwo kontaktują ze światem. Teraz całą złość musiałem stłumić i po prostu się nimi zaopiekować, co wcale nie było łatwe. Jeden pijany aniołek był w porządku. Ale z dwójką, zwłaszcza, gdy z jednym z nich miałem pierwszy raz do czynienia w takim stanie...

- Jimin, w tej chwili to mogę cię co najwyżej związać, byś nie zleciał z tego łóżka – powiedziałem, siląc się na spokój. Zbliżyłem się do niego i pomogłem mu zdjąć zbędne odzienie, zostawiając tylko bokserki. Tak samo postąpiłem z Jeonggukie'm. – Ani się ważcie dalej rozbierać – zagroziłem, idąc szybko do kuchni, by przynieść im wodę do picia. Wiedziałem, że Jiminnie zawsze częstuje mnie wodą z cytryną, bym mógł zwymiotować, jednak na niego to nie działało. Postanowiłem jednak przetestować to na najmłodszym, by jakoś mu pomóc. Zahaczyłem jeszcze o łazienkę, aby zabrać stamtąd miski i wróciłem do nich. O dziwo zastałem ich naburmuszonych, leżących plecami do siebie.

Czyżby coś się stało w czasie, kiedy wyszedłem?

Jeonggukie kręcił się trochę niespokojnie i pojękiwał z bólu, a Jimin nagle schylił się po pasek od spodni, zaraz odwracając się z nim do króliczka. Podszedłem szybko, aby go powstrzymać i zabrać mu tę rzecz, obawiając się tego co zamierza i dlaczego.

- O co chodzi?

Jeongguk, który widział co się dzieje, starał się odsunąć od jasnowłosego i zejść z łóżka, osłaniając swoją buzię łapką. Jednak nim zdążyłem obejść posłanie, chłopak porzucił swój pomysł i po prostu wybuchnął płaczem, wtulając się w poduszkę.

Wystraszony wszedłem między nich i usiadłem tak, by kontrolować co robi obrażony Jimin oraz zapłakany Jeongguk. Byłem w kropce, gdyż nie miałem pojęcia co się wydarzyło, więc pocieszanie ich nie miało sensu. Zamiast tego zrobiłem najbardziej neutralną rzecz w postaci gładzenia ich po plecach, aby uspokoić moje aniołki.

- Mogę w końcu się dowiedzieć o co poszło, czy mam iść do pokoju obok i dać wam to samym załatwić? A potem nie odzywać się przez rok – zapytałem, próbując uciec do szantażu, gdyż żaden nie zamierzał wyjaśnić tej sytuacji.

Jimin natychmiast spróbował wstać i mnie objąć, ale jego głowa była na to chyba za ciężka, bo złapał za nią i zwinął się w kulkę.

- Hjunhhhh. Jak pójciesz to umszemy – wyjęczał. – Baco sie martfieś, hjunhhh? – Kurczaczek przybliżył się do mnie, nadal skulony i objął moją nogę. – Spafiamy si tyle poblemóf, hjunhh... Pszepszamy...

Pochyliłem się na moment i przytuliłem Jimina, nie chcąc by się tym teraz martwił, bo przecież czasu się nie cofnie. Ale zaraz odwróciłem głowę w stronę nadal zalewającego się łzami Jeongguka.

- Jeonggukie, nie płacz – powiedziałem cicho, przenosząc dłoń na jego włosy i pogładziłem je, ale starszy aniołek wyciągnął do mnie dłoń i poklepał po policzku, niczym dziecko domagające się uwagi.

- Jeśi musisz pasowaś, hjunh, to ić, poćimy sobie – wymamrotał. – Chypa, sze chsesz sostaś i mje na pszykłat posaowaś? – zaproponował, posyłając mu uroczy uśmieszek. Nie mogłem mu ulec, bo wiedziałem doskonale jak to by się skończyło. Nie może tak być, kiedy nasz chłopak leży obok i wylewa łzy.

- Jiminnie, proszę cię, poczekaj. – Przeniosłem znowu wzrok na najmłodszego, próbując złapać z nim kontakt. – Jeonggukie, dlaczego płaczesz?

Jedyną reakcją z jego strony było zakrycie się poduszką, przez co zaniechałem prób wypytywania dzieciaka o powód smutku. Spróbowałem więc od drugiej strony.

- Jiminnie, dostaniesz buziaka, jeśli mi powiesz dlaczego Jeonggukie płacze – zaproponowałem, widząc jak chłopak czeka grzecznie na moją uwagę. W sekundę się jednak naburmuszył słysząc moją ofertę.

- Pofiem, ae sa busiaka – powiedział, odwracając sytuację na swoją korzyść.

- Jimin, nie targuj się ze mną. Nasz chłopak właśnie płacze – powiedziałem, chcąc jakoś go ogarnąć tymi słowami. Jednak zamiast otrzymać odpowiedź, patrzyłem jak jasnowłosy odsuwa się ode mnie i wręcz czołga do króliczka. Wyrwał mu trzymaną poduszkę, po czym przytulił do jego pleców.

- Szatofaem, okej? – mruknął, całując kilkakrotnie plecy dzieciaka. Ten jednak nie miał zamiaru mu na to długo pozwalać, bo bez problemu wysunął się z obejmujących go ramion i dopadł do miski. Po krótkim siedzeniu nad nią zwymiotował. – Jeonhhukie śle snosi alkohol, hjunh... chyba nje pofinien piś – skomentował to Jimin, coraz bardziej mamrocząc.

- Ty też, kochanie. Leż proszę. – Podałem Jiminowi drugą miskę, tak na wszelki wypadek, po czym przysunąłem się do Jeongguka, biorąc z szafki szklankę wody z cytryną.

Może zwróci jeszcze trochę i oczyści żołądek?

Objąłem go i przytuliłem do swojego boku, starając się nie patrzeć na zawartość miski.

- Jeonggukie, jak się czujesz?

Przez chwilę milczał, lekko lecąc do przodu, dlatego przytrzymałem go pewniej.

- Jest dobsze, hjunh – stwierdził cicho, a ton jego głosu przypominał robocika. To mnie cholernie zaniepokoiło.

- Jiminnie, nie braliście nic, prawda?! – zapytałem głośno, odwracając się do drugiego zdechlaczka. Nie doczekałem się odpowiedzi, bo Jiminnie wszedł już w swój tryb umierania, przez co kręcił się w miejscu, szeroko uśmiechnięty i nie komunikował zbytnio ze światem zewnętrznym.

Westchnąłem i trochę siłą przytrzymałem głowę Jeongguka, by zajrzeć mu w oczy. Jego źrenice wyglądały normalnie, nie miał też żadnych innych oznak zażycia jakichś nielegalnych środków, więc odetchnąłem z ulgą.

- Jeonggukie, napij się, dobrze? – poprosiłem, podając mu w końcu szklankę, którą przyjął drżącymi rękami. Upił niewielki łyk, ale odsunął ją natychmiast od siebie.

- Mohe... zfykłom fote, hjunh? – szepnął, uciekając wzrokiem na podłogę. Nie chciałem go do niczego zmuszać, ani sprawiać, by niepotrzebnie się męczył, dlatego sięgnąłem po przyniesioną butelkę i podałem mu, przyglądając się przez chwilę i gładząc jego włosy zmartwiony, po czym zerknąłem na Jimina, chcąc się dowiedzieć jak się czuje. W odpowiedzi wymruczał coś, więc wiedziałem, że jakoś sobie radzi. Znów skupiłem się na najmłodszym, który opróżnił jedną trzecią butelki i podziękował cicho za napój.

- Mohe spaś cisiaj f pokoju gośsinnym, hjunh? – wymruczał nagle.

- Dlaczego?

Te śliczne oczka spojrzały na mnie z takim smutkiem, że aż serce mi zaczęło krwawić. Odwrócił się, jakby czując, że to boli.

- Chsiaubym pobyś sam.

- Jesteś pewien, Jeonggukie? Zabrać cię tam?

- Nje, siekuje, hjunh. Sam saraz pójde.

Widząc, że nie ma ochoty na dalsze interakcje, pozwoliłem mu w spokoju opróżniać butelkę, składając jeszcze na jego skroni szybki pocałunek, po czym przeniosłem się bliżej jasnowłosego, aby przekonać się w jakim jest stanie.

- Jiminnie, jak się czujesz? – ponowiłem próbę nawiązania z nim kontaktu, jednocześnie przesuwając go bardziej na poduszkę.

Chłopak znowu był w stanie tylko mruczeć i przytulił się do mnie, więc na chwilę zostałem przy jego boku, głaszcząc go po włosach, by już usnął. Jednocześnie obserwowałem czy Jeonggukie zaraz nie padnie. Na szczęście to starszy z nich padł pierwszy, więc gdy usłyszałem chrapanie, mogłem pomóc dzieciakowi, który postanowił jeszcze się umyć.

Powoli przeniosłem go do łazienki, gdzie umył się prowizorycznie - jak to mawiała moja mama, gdy jako smark nie chciałem się myć, a jedynie przemywałem wodą twarz, ręce i stopy - po czym pomogłem mu się przebrać i zabrałem zgodnie z jego życzeniem do pokoju gościnnego. Ale nie zostawiłem go tam samego. Zająłem miejsce na podłodze przy łóżku, a aniołek zwinął się w kulkę na tym posłaniu i znów rozpłakał.

Przez resztę nocy siedziałem obok skulonego Jeongguka, gładząc jego plecy i próbując jakoś uspokoić, podczas gdy on płakał w poduszkę. Od przytuleń uciekał, prosząc też czasem, bym go zostawił samego, ale nie potrafiłem. Był zbyt ważny, bym pozwolił mu cierpieć w samotności, nie mając u swego boku nikogo, kto przejmowałby się jego losem. Kochałem go, więc nie mogłem ot tak wyjść. Co prawda co jakiś czas szedłem na minutę do pokoju obok, by sprawdzić co z Jiminem, ale ten spał w najlepsze. Dopiero nad ranem, gdy już przysypiałem, a Jeonggukie spał wymęczony płaczem, w drzwiach stanął lekko chwiejący się kurczaczek. Podszedł do nas szybko i zajął miejsce po drugiej stronie króliczka, aby móc go do siebie przytulić. Wtedy w końcu pozwoliłem sobie w końcu zamknąć oczy, mając nadzieję, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy.



Jimin:

Po otworzeniu oczu jeszcze długo nie mogłem zrozumieć gdzie się znajduję, dlaczego, i jak tutaj dotarłem. Miałem jakieś prześwity wstawania w nocy i szukania żywej duszy po pomieszczeniach, jednak niczego poza tym jednym obrazem nie pamiętałem. Po suficie i otoczeniu poznawałem, że ostatecznie wylądowaliśmy jakimś cudem w naszym mieszkaniu. Lecz u mojego boku brakowało zarówno Yoongiego, jak również Jeonggukiego.

- Zamorduję kiedyś Jonghyuna... - wymruczałem, zaraz się krzywiąc przez bolące gardło, które domagało się odświeżenia, tak samo jak reszta ciała. Oczywiście nie byłem w stanie wstać tak od razu, patrząc lekko przymglonym jeszcze wzrokiem na resztę pokoju, którym okazał się ten gościnny.

Moje Yoonkooki tu były, czy...?

Wzruszyłem ramionami, nakrywając się kołdrą z powrotem i dając sobie jeszcze kilkadziesiąt krótkich minutek na odpoczynek oraz zabranie sił. Przez słabą przemianę materii nadal czułem cały ten alkohol w żołądku, choć na moją głowę nie był już w stanie jakkolwiek działać.

Przez brak telefonu pod ręką, ciekawość i tęsknotę za ukochanymi, zwlokłem się w końcu z łóżka, od razu kierując do sypialni, z której wziąłem jeden z zestawów ubrań, idąc z nimi do łazienki. Długi prysznic dodatkowo mnie ożywił, a założenie puchatego swetra z wybranego zestawu, pozwoliło mi poczuć się trochę lepiej.

Nie układałem dziś włosów, pozwalając im żyć własnym życiem i roztrzepać się na wszystkie strony, tworząc dość zabawny obrazek, który czasami bawił Jeonggukiego. Lecz tym razem, kiedy tuż po wypiciu litra wody i podłączeniu rozładowanego telefonu, udałem się do salonu, by najpierw znaleźć młodszego, znalazłem go siedzącego ze swoim laptopem i pogrążonego w przeglądaniu Internetów. Nawet na mnie nie spojrzał, dlatego aby zwrócić na siebie jego uwagę, podszedłem bliżej narożnika, starając się pogłaskać jego włoski.

- Jak się czujesz, Jeong...? – zacząłem, lecz nagła ucieczka od mojej ręki i niechęć w jego spojrzeniu, które ujrzałem dzięki szybkiemu zerknięciu w moją stronę, trochę mnie zaskoczyły. Zabrałem rękę, starając się to zrozumieć.

No w sumie... Jeonggukie nie chciał nigdzie ze mną iść. Może być o to zły.

- Przepraszam, że cię ze sobą zabrałem... - powiedziałem natychmiast, choć to nijak na niego nie podziałało.

- Daj mi spokój, hyung – mruknął dość niemiłym tonem, przez który aż otworzyłem szerzej oczy.

Czas porozmawiać z Yoongim!

Zostawiłem już młodszego w spokoju, kierując się pod gabinet hyunga i pukając grzecznie. O dziwo przez dłuższą chwilę nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, po prostu wpatrując się w ciemne drewno i zastanawiając czy starszy na pewno jest w domu.

Mógłbym zapytać Jeongguka, ale przecież mi nie odpowie... Eh...

Zaryzykowałem i uchyliłem trochę drzwi, wsuwając głowę do pomieszczenia. Starszy siedział przy swoim biurku, tylko miał założone słuchawki, co wyjaśniało ten brak odpowiedzi.

Chyba zauważył jakiś ruch przy drzwiach, a widząc właściciela kremowej, roztrzepanej czupryny, od razu zsunął słuchawki na szyję, przyglądając mojej osobie.

- Słucham, Jiminnie? – powiedział spokojnie, choć wiedziałem, że całą tę złość trzyma po prostu w sobie.

Mogą być nawet dwa wibratory, hyung... Tylko się nie gniewaj...

- Hyuung? Dlaczego obaj jesteście na mnie źli? Rozumiem ciebie, hyung, ale Jeonggukie? – zapytałem, bardziej będąc zdziwiony właśnie tym zjawiskiem. Oczywiście nie ruszałem się z miejsca, najpierw starając wybadać sprawę i zorientować czy po przekroczeniu progu nie usłyszę jakichś niemiłych słów.

- Nie mam pojęcia. Powiedziałeś mu coś chyba, gdy poszedłem po wodę dla was, bo kiedy wróciłem, to już się gniewaliście i Jeongguk płakał całą noc – wyjaśnił spokojnie, na co poczułem lekkie ukłucie w klatce piersiowej, automatycznie się trochę krzywiąc i kładąc rękę na sercu.

- Płakał... całą noc? – powtórzyłem, nie mogąc nawet wyobrazić sobie takiego scenariusza.

Płakał... przeze mnie... Nasz mały promyczek... Jak mogłem go tak zranić?

Przez chwilę po prostu wpatrywałem się w podłogę, nie potrafiąc zrozumieć swojego zachowania. Mój film urwał się jakoś po wyjściu z lokalu wraz z Minho, który zwerbował brata, aby podwiózł nas do mieszkania. Oczywiście pamiętałem nasze rozmowy i żarty, śpiewanie i nakłanianie do tego Jeongguka, robienie zdjęć i ciągłe zmienianie lokalu. Jednak pamiętam również co robił Taehyung...

Jego też zamorduję...

- Rozumiem, że to sprawa między wami i nie planuję się w to mieszać – stwierdził nagle starszy, zakładając słuchawki i odrywając mnie od swoich myśli.

O nie! Jedyną sprawą między nami jest moje życie towarzyskie, abyś się nie martwił, hyung.

Wszedłem już, nie czekając na zaproszenie i skierowałem się pod krzesło Yoongiego, kucając przy nim i po prostu patrząc na jego twarz.

- Powinieneś iść z nim porozmawiać – zauważył, ponownie zsuwając słuchawki na swoją szyję, lecz najpierw chciałem mu wszystko wytłumaczyć.

- Znów jesteś na nas zły, hyung? – zapytałem w końcu wprost, starając się zrobić smutną minę i wyrazić skruchę.

- O co mam być zły? O to, że nie potraficie wysłać mi jednej wiadomości ze swoimi planami, bym się nie martwił? O to, że nawet karteczki w mieszkaniu nie możecie zostawić? Zadzwonić z telefonu kogoś innego, skoro wasze padły? Nieeee, nie jestem zły – powiedział ironicznie, choć nadal spokojnie.

Przynajmniej nie ma zimnej złości... Chyba... te dwa wibratory dadzą radę.

- Nie... nie pomyślałem o tym... - wyznałem, odpowiadając tym samym na jego ostatnie pytanie, bo oczywiście numer hyunga znałem na pamięć, tak samo jak Jeongguka, Hyungsika, mamy i taty oraz kilku innych znajomych. – To było tak nagle, hyung. Bo wyszliśmy coś zjeść z chłopakami... i nie zamierzaliśmy nic pić... ale dowiedzieli się, że Jeonggukie nigdy nie pił alkoholu, no i dodatkowo zdał egzaminy... Gdybym wiedział, że tak to się skończy, na pewno bym do ciebie napisał, hyung... - wyjaśniłem, opuszczając lekko kąciki ust, na co starszy westchnął, zaczynając gładzić mnie po włosach

- Idź zajmij się Jeonggukiem, bo ja nie potrafię go pocieszyć. Proszę.

W jednej sekundzie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podniosłem się już, przytulając go od razu i całując w policzek.

- Nie bądź zły, hyung – poprosiłem, jeszcze przez chwilę go nie puszczając.

Zaraz jednak skierowałem się do salonu, by wrócić do mojego smutasa. Jeonggukie nie siedział już na kanapie, a na dywanie, przytulając Księżniczkę i całując kilkakrotnie w głowę.

- Jeonggukie... - zacząłem, nie wahając się z następnym ruchem, a po prostu zajmując za nim miejsce i obejmując od tyłu. Młodszy musiał puścić kociaka przez moje działanie, dlatego od razu złapałem jego dłonie, unieruchamiając je, kiedy reszta jego ciała trafiła do więzienia między moimi nogami. Chłopak nawet się ze mną nie siłował, wiedząc, że jego delikatne ciałko ze mną nie wygra. – No co się stało? Dlaczego mój promyczek płakał? – zapytałem szeptem, przysuwając nos do boku jego głowy, aby musnąć go nim po policzku.

- Nic, hyung. – Zmienił nagle zdanie, nawet starając się posłać mi niewielki uśmiech, choć smutny. – Yoongi hyung bardzo jest na nas zły? Ugotuję jego ulubione danie – stwierdził, od razu starając się podnieść, na co oczywiście mu nie pozwoliłem, oplatając nogami nawet mocniej.

- Zostań, Jeonggukie. Masz mi powiedzieć, bo inaczej cię nie puszczę – podkreśliłem, przyglądając mu, kiedy powoli przybierał mocno zrezygnowany wyraz twarzy.

Chłopak westchnął po chwili jakichś wewnętrznych rozważań, spuszczając wzrok na nasze nogi.

- Po prostu jesteś szczery po alkoholu i mówisz niemiłe rzeczy... ale to już nieważne, hyung – wyznał, znów usiłując się ruszyć, na co tak jak poprzednio nie pozwoliłem.

- Niemiłe? Piękności moje... cokolwiek to było, wiedz, że to nieprawda – zapewniłem, puszczając już jego łapki, aby złapać za podróbek i przekręcić w swoją stronę. To smutne spojrzenie szybko uciekające gdzieś na okolice mojego brzucha, zaraz postanowiłem zamienić na szczęśliwie iskierki, gdy powoli objąłem jego ciało, zbliżając do tych malutkich ust.

Nasz pocałunki już dawno przerodziły się w te pełne miłości i pasji. Jeonggukie nie mógł się nacieszyć kiedy po raz pierwszy przeszliśmy do nauki francuskich pocałunków. Później chyba przez pół dnia mieliśmy nabrzmiałe usta przez ciągłe ich podrażnianie, jednak hyung został wtedy w firmie do samego wieczora, dzięki czemu o niczym się nie dowiedział i mógł mieć miłą niespodziankę, gdy Jeonggukie pochwalił się swoją nową umiejętnością.

Początkowe delikatne muskanie jego warg nie trwało długo. Chłopiec sam je rozchylił, czekając aż zacznę pieścić jego język tym swoim. Westchnął cicho, gdy tylko objąłem go nieco pewniej, całkowicie przekręcając w swoją stronę i zmuszając do zajęcia miejsca na moich udach, by usiąść na nich okrakiem. Czułem jak z każdym cichym westchnięciem, przyciągnięciem swoich ciał bliżej i otarciem naszych języków, powoli zbliżaliśmy się do granicy, której bez hyunga nie chcieliśmy przekraczać.

Po raz ostatni posmakowałem jego ust i ciepłego wnętrza, przejeżdżając jeszcze językiem po górnej wardze i odsuwając powoli, aby jak zwykle przyjrzeć temu pięknemu obrazkowi. Zarumieniony Jeonggukie z zamkniętymi oczami i lekko rozchylonymi wargami, był cholernie niebezpiecznym zjawiskiem. Dlatego, aby ściągnąć go z powrotem na ziemię, dałem mu delikatnego całusa w podbródek, dzięki czemu chłopiec rozchylił powieki, patrząc już na mnie z tymi iskierkami w oczach.

- Kochamy cię, Jeonggukie. I przepraszam, że zabrałem cię do tego pubu... że w ogóle tam poszliśmy... Przepraszam – wyszeptałem, przytulając go do siebie i pozwalając nam na uspokojenie zarówno oddechów, jak i szybko bijących serc.

- Nie-nie szkodzi, hyung. Lubię twoich znajomych... tylko... nie pijmy już więcej – poprosił, na co pokiwałem głową, głaszcząc go po plecach i ciesząc się, że pomimo tego niewielkiego konfliktu i wylanych łez, znów był szczęśliwy w moich ramionach.

Jeonggukie sam zaproponował, aby zamiast obiadu zamówić ulubione danie Yoongiego – szaszłyki jagnięce, za którymi osobiście nie przepadałem. A kiedy młodszy wybrał się do gabinetu naszego hyunga, by również go przeprosić, skorzystałem z jego telefonu, łącząc się z jedną z restauracji i zamawiając dla nas obiad. Nie mogłem się powstrzymać, aby po wszystkim nie przyjrzeć jego tapecie, gdzie widniała cała nasza trójka, choć na blokadzie oczywiście umieścił Lisę...

- Tylko to hyungowi pokażę... Ja mojej Hani nie mogę! – wyjęczałem, oczywiście śmiejąc się tuż po tym i po prostu kręcąc na to głową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top