4 - Approval
@KakaSzczur jako Yoongi :)
@Avangeee jako Jikook :)
HAPI BERZDEJ Z OKAZJI DNIA LOSZEK :D DUŻO CHINOLI I BTS! MNIEJ RAKA (choć to nie przejdzie, bo KOKS xd). Więcej Jikook/Yoonmin/Yoonkook momentsów :D I hepi hepi! :D
Proszęzadużoniepłakać:)
~~~~~~~~~~~~
Yoongi:
Gdy kocha się swoją pracę, naprawdę można czerpać z niej dużo satysfakcji. Wiele lat szkoliłem się do tego, by móc zarabiać w sposób, który uwielbiam i nie żałowałem ani jednej decyzji związanej z moją karierą zawodową. Nowa seria gier, oparta na europejskich wierzeniach sprzed prawie dwóch tysięcy lat, wymagała ode mnie wcześniejszego zaznajomienia się z jakimiś mitami z tamtego okresu, co było dość ciekawym doświadczeniem, bo nasza kultura była zupełnie odrębna od tamtej. Swoje wyobrażenia na podstawie opisów, o które się opierałem, przenosiłem na ekran komputera. Wstępne propozycje zostały przyjęte i mogłem działać w obranym kierunku, tworząc kolejnych bogów europejskich. Jednak nawet mnie męczy czasem siedzenie samotnie w gabinecie, dlatego postanowiłem zobaczyć co kombinują młodsi i czy faktycznie się uczą, czy raczej Jiminnie bawi się w stylistę. Poza tym tęskniłem za widokiem mojego słonka.
Zostawiłem więc sprzęt i poszedłem do pokoju naszego gościa. O dziwo w środku zastałem tylko najmłodszego, który siedział sztywno, jakby nadal był w gabinecie lekarskim. Rozejrzałem się po niewielkim pomieszczeniu, głupio licząc na to, że może mój ukochany gdzieś się schował.
- Hej, jak wam idzie? – zapytałem z uśmiechem. – Jiminnie jest w toalecie?
- Wy-wyszedł – odpowiedział cicho, lekko drżącym głosem, co mnie zaniepokoiło.
- Wszystko w porządku? Kłóciliście się? – dopytywałem niepewnie, obawiając się takiej ewentualności.
Młodszy pokręcił przecząco głową, a jego dłoń wylądowała na policzku. Znowu się chyba zawstydził, ale widziałem, że coś go niepokoi.
Poczułem się rozdarty. Z jednej strony chciałem tu zostać i dowiedzieć się czy królikowi coś się stało, ale z drugiej... mój Jiminnie był ważniejszy, a bez porządnego focha i uprzedzenia mnie, nie zdarza mu się opuścić mieszkania.
- Przepraszam, Jeonggukie, muszę go znaleźć. Zaraz wrócę – powiedziałem smutno, bo mimo wszystko szkoda mi było tego dzieciaka. Jego krucha osoba na pewno potrzebowała wsparcia, choć nie wiedziałem w czym. Ale... nie teraz.
Wziąłem z wieszaka kurtkę i jako tako wsunąłem na nogi adidasy, nawet ich nie zawiązując. Szybko opuściłem budynek, starając się znaleźć mojego ukochanego w okolicy. Na szczęście nie było to aż takie trudne. Różowe włosy rzucały się w oczy w tym ponurym krajobrazie jesiennej aury, dlatego pobiegłem w stronę parku po drugiej stronie ulicy, pilnując, by nikt mnie nie potrącił. Na najbliższej ławce siedziała moja kochana kuleczka, niestety zapłakana. Jeszcze w czasie biegu zdjąłem z siebie okrycie, widząc, że on go nie ma i zarzuciłem mu je na ramiona.
- Kochanie, co się stało? – zapytałem zmartwiony, zajmując miejsce przy nim z zamiarem objęcia jego ciała. Jednak nie pozwolił mi na to, nie tylko się odsuwając, ale także odtrącając moje ręce.
- Wracam do Busan, hyung – załkał, ocierając szybko łzy, których pojawiało się coraz więcej, a ten widok łamał mi serce. A informacja, którą mi zdradził, wstrząsnęła mną jeszcze mocniej.
- CO?! – Przerażony położyłem dłonie na jego ramionach, odwracając go w moją stronę. – Jiminnie, co się stało? Twoi rodzice dzwonili? – zapytałem, szukając jakiegoś powodu, dla którego wybuchła ta panika.
Mieli wypadek? Coś z jego bratem? Proszę, nie!
Znów próbowałem go objąć, jednak mój aniołek złapał mnie za ręce, nie pozwalając na to.
- Twój przyjaciel ma rację, hyung... Powinieneś mnie już dawno zostawić. Jestem najgorszym chłopakiem na świecie – zawył, szybko cofając swoje łapki, za którymi ukrył buzię i ponownie uciekł od mojego dotyku.
Te słowa sprawiły, że przeniosłem się przed ławkę, a serce mi mało nie stanęło. Bałem się teraz najgorszego.
- Jiminnie, kochanie moje... Proszę, powiedz co się stało – szepnąłem.
- Znienawidzisz mnie, hyung... Nie chcę tego.
- Jiminnie, chodź do mieszkania, porozmawiamy spokojnie, dobrze? – zaproponowałem, w pewnym sensie starając się odsunąć od siebie ten straszny temat. Poza tym chciałem go zabrać z tego zimna, bo kurczaczek był w kapciach.
Przeczesałem jego włosy zmartwiony.
- Na pewno cię nie znienawidzę. Jak mógłbym? Jesteś moją miłością, Jiminnie - dodałem cicho, wiedząc, że taka jest prawda.
- Hyung – szepnął, zabierając dłonie z buzi i popatrzył na mnie ze łzami w oczach. – Po... Pocałowałem go. – Po tym wyznaniu wybuchł płaczem, znów ukrywając przede mną twarz.
W najgorszych koszmarach nie podejrzewałem, że tak się to wszystko potoczy. Jimin czasem wzbudzał moją zazdrość, jednak nigdy nie przekraczało to granic. A teraz...
Zastygłem na dobrą minutę, ale w końcu otrząsnąłem się z pierwszego szoku.
Muszę się nim zaopiekować.
- Chodź do domu, Jiminnie – poprosiłem cicho, pomagając mu wstać, ale mój aniołek znów uciekł od moich rąk, kierując się szybko do mieszkania. Ruszyłem za nim, pilnując, by nic mu się nie stało. Widziałem jak ociera łzy, jednak nic nie mogłem z tym zrobić.
- Do mojego gabinetu – powiedziałem tylko cicho, gdy byliśmy znów w naszym mieszkaniu. Nie chciałem, by Jeongguk słyszał naszą rozmowę. Jakakolwiek decyzja teraz nie zapadnie - to nasza sprawa.
Jimin spełnił moją prośbę, ale w pomieszczeniu zatrzymał się pod ścianą, nie wchodząc w głąb. Oddychał głęboko i wachlował się dłonią, starając chyba powstrzymać kolejną falę łez.
Zatrzymałem się naprzeciwko niego, w niewielkiej odległości, starając za wszelką cenę zachować spokój. Jakakolwiek reakcja, mogła go tylko jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi, a tego nie chciałem.
- Zechcesz mi to wyjaśnić, Jiminnie? – zapytałem, kładąc mu dłoń na policzku, by pozbyć jeszcze kilku słonych kropel.
- Jestem głupi, hyung... Mogłem po prostu zażądać wyrzucenia tego dzieciaka z naszego mieszkania, a doprowadziłem do... tego – zaczął, szukając chyba odpowiednich słów, po czym westchnął, spuszczając głowę. – Jest mi tak przykro, hyung... Tak bardzo cię przepraszam... i... brak mi na to słów – szepnął jeszcze, znów spoglądając w moje oczy.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Głos mi lekko zadrżał. Odwróciłem od niego wzrok, nie mogąc w tej chwili znieść tego błagającego o wybaczenie spojrzenia.
- Chyba... nie potrafiłem się już oszukiwać myślami o moim bracie... Jeongguk zaczął... mi się podobać, a to była chwila... Zarumienił się i... go po... pocałowałem... w policzek. Przepraszam.
- Zaczął... ci się podobać – powtórzyłem, aż się wzdrygając na te słowa.
Już mnie nie kochasz, Jiminnie?
Cofnąłem się o krok, potem następny i kolejny, aż odwróciłem się, opierając dłońmi o biurko. W jednej chwili zrobiło mi się wręcz słabo. Miłość mojego życia właśnie łamała mi serce w najbardziej dotkliwy sposób.
Nie mogłem ustać na nogach, opadając na fotel. Młodszy szybko znalazł się przy mnie, dotykając z wahaniem mojej dłoni. Znów usłyszałem jego szloch, coraz bardziej pogarszający sytuację.
- Hyu-hyung... tak bardzo cię przepraszam... Kocham cię... nie chcę tego, naprawdę – mówił, padając przy moich nogach, które objął drżącymi rękoma. – Kocham cię, hyung... kocham. Proszę, nie bądź smutny, proszę... To łamie mi serce. Proszę...
Oparłem łokieć na podłokietniku, a czoło o dłoń, próbując pozbierać roztrzęsione myśli. Przymknąłem oczy, nie będąc w stanie już dłużej na niego patrzeć i samemu się rozpłakałem.
Potrzebowałem dłuższej chwili, by znów móc unieść powieki.
- Chodź do mnie, Jiminnie – szepnąłem, patrząc na chłopaka, który nadal kulił się przy moich nogach. – Proszę, chodź do mnie.
Młodszy podniósł się i objął mnie, drżącą dłonią ocierając moje policzki. Przyciągnąłem go do siebie i usadowiłem na moich kolanach.
- Hyung... - Głos mojego słonka się załamał, a młodszy znów zaczął szlochać.
Przyciągnąłem go mocniej do siebie, starając się na bieżąco ścierać z jego policzków łzy.
- Sprowadziłem nam na głowę większy kłopot niż myślałem. – Westchnąłem, przenosząc dłoń na różowe kosmyki. Skoro tak się wszystko posypało, też powinienem zrzucić coś z sumienia. – Byłeś ze mną teraz szczery, Jiminnie. Nieważne jak cholernie mnie to zabolało - byłeś szczery. Więc i ja będę z tobą szczery. Kocham cię całym swoim sercem, a pomimo tego przyłapywałem się na myślach, że ten dzieciak jest uroczy. Nic z tym nie robiłem, pozwoliłem ci się nim zająć, by trzymać go z daleka i nie wystawiać na pokusę. A skoro tak... - Ponownie westchnąłem, zbierając się do najcięższego wyznania. – Każdy człowiek kierujący się zdrowym rozsądkiem powinien teraz powiedzieć, że skoro obaj myśleliśmy w ten sposób, to czy w ogóle jest sens tego związku? Jak mogliśmy obaj pomyśleć o kimś innym, niż o sobie nawzajem? A zrobiliśmy to. Czy jest więc sens, by ciągnąć dalej ten związek? – zapytałem cicho, mocnej go do siebie przytulając. – Problem polega jednak na tym, Jiminnie, że nie potrafię myśleć zdroworozsądkowo, gdy chodzi o ciebie. – Spojrzałem na niego, gładząc zaczerwieniony policzek. – Tak ogromnie cię kocham, że nie potrafię sobie wyobrazić, bym miał cię w tej chwili zostawić, nawet jeżeli... jeżeli spodobał ci się ktoś inny... Jeśli... jeśli sam mnie nie odeślesz, nie jestem w stanie cię zostawić – powiedziałem całkowicie szczerze.
Nie powstrzymało to moich kolejnych łez. Chociaż w tym związku to ja byłem dominującą stroną, prawda była taka, że podporządkowywałem wszystko dla mojego aniołka. Jeśli on będzie szczęśliwy - ja też. Wierzyłem w to całym sercem.
Jiminnie ocierał swoje łzy, słuchając mnie, a gdy zobaczył jak ja płaczę, natychmiast przytulił mnie tak, bym to ja wtulał się w niego. Zaczął też gładzić moje włosy. Pierwszy raz... zamieniliśmy się rolami. I choć to on był źródłem mojego cierpienia, to również jego rolą było najlepsze lekarstwo.
- Przez dwa lata... nawet nie pomyślałem o innym mężczyźnie, hyung... - szepnął. – W końcu oddałem ci całe swoje serce i ciało... ale... teraz... - Znowu załamał mu się głos, jednak nie przerwał swojego wywodu. – Hyung, nie pozwolę ci odejść, już nigdy więcej tak nie zrobię. Odwieźmy go do rodziców, oni na pewno zapewnią mu odpowiednią opiekę, a nasze sumienie będzie czyste... No, przynajmniej to hyunga... Proszę... I... po prostu zapomnijmy o tym.
Kiwnąłem głową, przyciągając go tak, by oprzeć czoło o to jego. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, a ja patrzyłem w te zapłakane patrzałki, w których mimo wszystko dostrzegałem miłość.
Tak bardzo cię kocham, Jiminnie... Dlaczego mnie tak zraniłeś?
- Jutro z samego rana pojedziemy do Busan, by porozmawiać z jego rodzicami – szepnąłem. Jednak te szczere oczy powiedziały mi coś więcej niż jego słowa. – Tylko... tylko czy na pewno tego chcesz? – zapytałem.
- Jeśli... - zaczął, biorąc wcześniej głęboki, ale urwał nagle. – Nie chcę, hyung... nie chcę – szepnął, patrząc w podłogę.
- Za dobrze się już znamy, prawda, Jiminnie? – powiedziałem równie cicho, odwracając spojrzenie. – Wiesz, że chcę, byś był szczęśliwy. Tylko w tej chwili... jestem w kropce.
Na moment zapadła między nami cisza. Jimin siedział na moich kolanach, chowając twarz w moim ramieniu. Mogłem mu wszystko darować, ścierpieć to. W końcu to tylko pocałunek w policzek. Ale... ale Jiminnie chciał to ciągnąć. I to właśnie bolało mnie teraz najbardziej.
- Hyung też uważa... że jest uroczy, tak? – zapytał nagle, bardzo cichutko.
Kiwnąłem głową, nie tyle by potwierdzić te słowa, co po prostu chcąc mu w ten sposób ściągnąć trochę ciężaru z ramion, by nie czuł się jedyną winną stroną. Jednak Jiminnie na tym nie poprzestał.
- Może... on też nas lubi... i moglibyśmy... Nie, nie, przepraszam.
Chwyciłem jego podbródek i skierowałem twarz tak, byśmy mogli na siebie patrzeć. Nie lubiłem, gdy tak urywał swoje wypowiedzi. Jeśli miał coś do powiedzenia - musiał to skończyć.
- Jiminnie... Co sugerujesz? Powiedz.
- Może razem obdarzymy go miłością, hyung? – szepnął, choć widziałem jak sama ta myśl mocno go przeraża. – Nie rozstając się, a po prostu... kochając... jedną duszę więcej?
Puściłem go, nie mogąc uwierzyć, że był zdolny zaproponować coś takiego.
Mój mały Jiminnie... właśnie mi oświadczył, że chce, bym dzielił go z kimś innym. Bym ja również był dzielony.
Stanąłem właśnie przed najtrudniejszym wyborem w życiu. I postanowiłem strzelić sobie w stopę. Za bardzo kochałem Jimina, by odpowiedzieć inaczej. Naprawdę za bardzo.
- Jiminnie... Jeśli... jeśli dzięki temu będziesz szczęśliwy... - szepnąłem. – Ale pamiętaj, że decyzja należy też do niego. A sam widzisz, że nie należy on do najpewniejszych siebie osób... Jeżeli chodzi o mnie... masz na to moje przyzwolenie, Jiminnie. Ale... ale musisz zdobyć także i jego.
Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, bym pod warstwą bólu i smutku zobaczył w nim także błysk nadziei, która zapewne rozkwitła w jego sercu. Objąłem go mocniej.
Jiminnie będzie szczęśliwy. Tylko to się liczy.
- Obiecuję, że to niczego między nami nie zmieni, hyung. Nadal będę przy tobie, kiedy skończysz pracować. Zrobię obiad, jeśli będziesz zmęczony. I będę na ciebie patrzył z taką samą miłością jak do tej pory – powiedział cicho, składając delikatny pocałunek na moich ustach.
Nie, Jiminnie. To zmieni wszystko.
- Wierzę ci, Jiminnie. Naprawdę wierzę – skłamałem płynnie, przymykając oczy, by nie mógł tego wyczytać z mojego spojrzenia.
Siedzieliśmy chwilę w fotelu, przytuleni do siebie. Obaj musieliśmy jakoś poukładać sobie w głowach to, co się wydarzyło.
Jiminnie, co się z nami stało?
- Powinienem z nim porozmawiać, hyung – powiedział w końcu mój ukochany, odsuwając trochę, na co kiwnąłem głową.
- Pójdziesz sam, czy mam iść z tobą? – spytałem cicho.
Proszę, Jiminnie, idź sam.
- Chodźmy razem, hyung – zadecydował, chwytając moją dłoń.
Wzięliśmy jeszcze chusteczki, by jakoś doprowadzić swoje twarze do w miarę normalnego poziomu, po czym poszliśmy do pokoju Jeongguka.
Gdybym wiedział, że ten dzień będzie tak wyglądał... Chyba wolałbym się nie obudzić.
Jimin:
Tak bardzo bolała mnie ta sytuacja. I nie rozumiałem jak mogło do tego dojść. W końcu kochałem tylko Yoongiego i nie widziałem świata poza nim, od zawsze bardziej niż na własnym życiu skupiając się na naszym wspólnym, przez które rozumiałem spędzanie razem czasu. Nie obchodziła mnie opinia innych, nawet rodziców, z którymi chyba wolałbym zerwać kontakt niż zostawić ukochanego. Od dwóch lat całe moje życie podporządkowałem tej jednej osobie, oczywiście starając się przy tym nie oszaleć, skupiając też na swoich zainteresowaniach, aby dawać również i jemu chwilę odpoczynku ode mnie. Dlatego kompletnie nie pojmowałem uczucia, którym obdarzyłem to przyprowadzone przez hyunga dziecko, nie chcąc, aby znikało z naszego życia, bo wtedy poczułbym, że tracę coś naprawdę ważnego.
Byłem sobą rozczarowany, mając ochotę po prostu wymazać Jeongguka z pamięci, aby mój hyung już nie cierpiał. Bo kiedy zmierzaliśmy do pokoju gościnnego, zaczynałem pojmować, że nigdy nie powinienem wręczyć mu swojego starego telefonu, przygotować kąpieli, ubrać, uczesać i zabrać do biblioteki, aby zdobyć notatki, przy których zapragnąłem dotknąć jego rumieńców, pogładzić go po włosach, częściej głaskać po dłoni i w końcu... pocałować. A fakt, że przy drugim, wspólnym nadrabianiu materiału, poniekąd zrobiłem to, o czym do tej pory tylko myślałem, strącił mnie na pozycję niewdzięcznego, niewiernego i niezasługującego na szczęście, człowieka.
Jednak nieważne jak patrzyłem na tę sytuację, bo wystraszone, wielkie oczy, których miałbym już nigdy więcej nie zobaczyć, pojawiały się zbyt często w moim umyśle, abym pozwolił na ich całkowite zniknięcie.
Rozważałem jeszcze opcję przeprowadzenia tej rozmowy z samym Jeonggukiem, aby nie ranić Yoongiego kolejnymi słowami, jednak pamiętałem, że ten związek miał się opierać na innych zasadach. Niczego nie mogliśmy przed starszym ukrywać, nawet jeśli znów miałem być szczery do bólu.
Nasze twarzy zostały już oczyszczone z wszelkich łez, dlatego mogliśmy przekroczyć próg odpowiedniego pokoju, w którym znajdował się najmłodszy. Nie wiedziałem jak postąpić, stając tuż przy wejściu i przez chwilę obserwując jak hyung udaje się pod okna, chyba pozwalając mi na rozpoczęcie tej rozmowy.
W końcu mój wzrok oderwał się od widocznie zranionego ukochanego, przenosząc na wystraszonego Jeongguka, zajmującego swoje łóżko i na pewno niezbyt rozumiejącego nasze postępowanie.
Potrzebowałem chwili, aby pozbierać myśli i raz jeszcze zerknąć na Yoongiego. Dopiero po tym zająłem miejsce przy chłopcu, patrzącym to na mnie, to na hyunga.
- Jeonggukie... przepraszam, że cię z tym zostawiłem – zacząłem, powoli podnosząc jedną z rąk, by pochwycić dłoń młodszego, który, jak mogłem się domyślić, po szybkim spojrzeniu na najstarszego, zabrał ją z mojego uścisku. Rozumiałem jego obawy, widząc, że stara się nie wchodzić między nas, co zaraz postanowiłem mu wyjaśnić. – Tak, wiesz dobrze, że jestem z Yoongi hyungiem... i go bardzo, bardzo kocham. Dlatego nie powinienem cię całować, ale... ciebie również zaczynam lubić trochę bardziej – powiedziałem niepewnie, obawiając się, że jakiekolwiek słowo, a szczególnie działanie, nawet jeśli tak subtelne, może zranić mojego Yoongiego, dlatego starałem się być ze wszystkim ostrożny. – Pamiętasz jak tłumaczyłem ci, że nie powinieneś mówić do mnie „hyung"? Teraz... jak najbardziej powinieneś to robić, Jeonggukie – dodałem, znów starając się złapać jego smukłą dłoń, a widząc, że tym razem ode mnie nie ucieka, nie mogłem się powstrzymać od delikatnego uśmiechu. – Lubisz nas choć trochę, malutki? – zapytałem, najłagodniej jak potrafiłem, tak jak poprzednio, gdy go pocieszałem, zaczynając głaskać jego skórę swoim kciukiem. Oczywiście zaraz otrzymałem odpowiedź w postaci pokiwania głową, która tak samo jak brak ucieczki, wywołała mój niewielki uśmiech.
Niestety nie miałem pojęcia jak mógłbym przejść do tego cięższego tematu, szczególnie gdy wiedziałem, że starszy robi to dla mnie, będąc gotów odwieźć Jeongguka do jego rodziców.
Przeniosłem wzrok z naszych rąk, a Yoongiego, nadal stojącego pod oknami, mającego skrzyżowane ręce na torsie i widoczny ból wypisany nie tylko w oczach, ale i na twarzy. Znów miałem ochotę porzucić ten pomysł i jakoś postarać się zapomnieć o tym chłopcu, jednak wiedziałem, że na dłuższą metę nie mógłbym odrzucać takich myśli na jego temat, prędzej czy później wspominając o nim przy hyungu, mówiąc, że tęsknię za tym dzieciakiem i chciałbym go jeszcze zobaczyć.
- Jiminnie chciał powiedzieć... że jesteś dla nas obydwu bardzo ważny, Jeonggukie – zaczął w końcu starszy, na co spuściłem na chwilę głowę, tak bardzo żałując, że zmusiłem go do zabraniu głosu w tej sprawie. – I... i chcielibyśmy się tobą opiekować. Ale też... - Yoongi wziął głębszy oddech, dlatego znów na niego popatrzyłem, niestety widząc, że jego wzrok został utkwiony w podłodze, co ponownie zaczynało mnie łamać. – Ale też otoczyć cię miłością, jeśli tylko na to pozwolisz – dokończył, podnosząc w końcu głowę i posyłając niewielki uśmiech Jeonggukowi, który chyba również na niego patrzył.
Wystarczyła chwila, abym poczuł jak jego dłoń ucieka z mojego uścisku, przez co mogłem też zaobserwować jak zarumieniony najmłodszy wchodzi do kąta tego łóżka, podciągając swoje nogi i obejmując je nieuszkodzoną ręką.
- Mi-miłością? – wyszeptał, tym razem patrząc tylko na Yoongiego.
- Tak, Jeonggukie – odpowiedziałem mu cicho, na razie pozostając na miejscu i po prostu na niego patrząc.
- Ale... można ko-kochać tylko jedną osobę... A hyungowie... kochają siebie – zauważył, spuszczając spojrzenie i krążąc nim po pościeli, chyba starając się zrozumieć co mamy na myśli i po co to robimy.
Zacisnąłem lekko dłoń na nodze, przymykając na chwilę oczy, aby nie pozwolić emocjom wziąć nade mną górę.
Cokolwiek nie powiem... czegokolwiek nie zrobię... to zrani Yoongiego... nie mogę tego uniknąć...
- Jiminnie, ty mu to lepiej wyjaśnisz. – Usłyszałem spod okien, na które przeniosłem powoli wzrok, widząc jak starszy posyła mi smutny uśmiech, kiedy moje oczy patrzą na niego zmartwione, a umysł znów ma ochotę porzucić ten plan.
Ale... nie mógłbym. Nigdy nie myślałem o drugim człowieku w ten sposób, dopóki nie spotkałem Yoongiego. A teraz jeszcze... Jeonggukiego...
Jak najszybciej starałem się zebrać wszystkie myśli, aby wyjaśnić to najmłodszemu w najodpowiedniejszy sposób.
- Jeonggukie, miłość nie ma żadnych ograniczeń, na pewno jesteś tego świadomy, bo zdążyłem to zauważyć... - zacząłem, przywołując naszą wczorajszą naukę i jego słowa o obdarowywaniu uczuciami osób innych religii, płci i nacji, z czym przyznał się, że nie ma problemu. – Poza tym potrzebujesz kochającego cię opiekuna, a dwójka takich... powiedzmy „aniołów stróżów", dobrze na ciebie wpłynie. Yoongi hyung nie będzie o to zły, ja również – dokończyłem, przez chwilę znów się wahając, jednak ostatecznie przeniosłem się bliżej chłopca, wkładając mu jedną rękę pod kolana, drugą umieszczając na plecach, by bez problemu wysunąć z tego kąta, ściągając na brzeg łóżka i od razu przytulając. – Już nie będziesz sam, Jeonggukie, będziesz miał nas – wyszeptałem, przenosząc ręce na górę jego pleców, by zacząć go miarowo głaskać, momentalnie się uspokajając, gdy poczułem jak jego łapki również lądują na moich plecach. Niestety takie działanie wywołało u niego płacz i jeszcze mocniejsze wtulenie w moje ciało. Rozumiałem, że dawno nie otrzymywał takiej miłości, uciekając od ludzi i całkowicie zamykając się w swoim świecie, z którego chyba dopiero my zaczęliśmy go wyciągać.
Kątem okna zauważyłem jak Yoongi ruszył w naszą stronę, jednak tuż przy łóżku upadł na kolana, zaraz siadając na swoich stopach. Rozumiałem, że bolał go taki widok, co widziałem w jego oczach, czując przez to pojedyncze ukucie w sercu, przez które przymknąłem na chwilę powieki. Dopiero dotyk jego dłoni, do której zaraz dołączyła ta Jeongguka, również złapana przez hyunga, zmusił mnie do spojrzenia na niego, widząc jak kilka razu próbuje coś powiedzieć, jednak zaraz zamyka usta, ostatecznie podnosząc się i puszczając nasze ręce, by po prostu objąć nasze ciała.
Jedna z moich dłoni zaraz powędrowała na plecy starszego, przyciągając go do nas jeszcze bliżej, bo nawet pomimo swojego zauroczenia w Jeongguku, moja miłość do Yoongiego była większa, na razie walcząc z rozsądkiem i odpowiednimi decyzjami.
W końcu to hyung przerwał tę ciszę, w której najmłodszy pociągał jedynie nosem, trzymając się kurczowo mojego swetra.
- Jeonggukie... To, co teraz usłyszałeś... To nie jest przymus, czy jakaś forma wdzięczności, której od ciebie wymagamy za to, że możesz tutaj być. Składamy ci propozycję, którą możesz przyjąć, ale również odrzucić, i nie wyciągniemy z tego żadnych konsekwencji. Dla nas też jest to nowa sytuacja i jeśli... jeśli nic z tego nie wyjdzie, porozmawiamy o tym i spróbujemy naprawić. W porządku? – zapytał, odsuwając się już od nas i siadając na miejscu obok, niestety przy moich plecach, przez co jedynie czułem jak nieuszkodzona ręka Jeongguka odrywa się od mojego swetra, chyba złączając z tą hyunga, co starałem się podpatrzeć kątem oka. Ukrycie się głowy najmłodszego w moim barku, tylko utwierdziło mnie w takim działaniu, które chyba go zawstydziło, lecz znów wywołało mój niewielki uśmiech.
- Powinniśmy się uczyć, Jeonggukie – wyszeptałem, starając cicho zaśmiać, aby jakoś rozładować atmosferę. Jednak nawet ten krótki odgłos wydawał się naprawdę smutny, nie mogąc ukryć moich prawdziwych uczuć. – Ale nie wiem czy dzisiaj damy radę cokolwiek przerobić... - dodałem, postanawiając zmienić odrobinę naszą pozycję, tak, aby być również przy hyungu.
Czułem, że Jeongguk by mnie teraz nie puścił, dlatego złapałem go trochę pewniej, drugą rękę przenosząc znów pod jego kolana, by w ten sposób przetransportować na swoje uda, nadal pozwalając się we mnie wtulać.
Od razu spojrzałem na starszego, przenosząc jedną z dłoni na jego pas, aby przytulić również do jego ciała, patrząc mu prosto w oczy, które starały się go przeprosić za cały ten ból.
- Odpocznijcie już dzisiaj. Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień – stwierdził cicho, zaraz również mnie obejmując, niestety tylko na kilka sekund, by po tej krótkiej chwili wstać z łóżka. – Zapomnieliśmy wstąpić do sklepu po coś na obiad. Pójdę zrobić zakupy – dodał, kiedy przyglądałem się jego osobie, marszcząc przy tym brwi zmartwiony. On jednak pochylił się nade mną, składając delikatnego całusa na moich włosach, a po krótkiej chwili wahania, wykonując ten sam gest na główce Jeongguka.
Chciałem go zatrzymać, coś powiedzieć, jednak zanim to zrobiłem, Yoongi opuścił już pokój gościnny, a po kilkunastu sekundach mogliśmy usłyszeć jak zbiera się do wyjścia, by tuż po tym opuścić mieszkanie.
- Jeonggukie? Kogo z Blackpink lubisz najbardziej? – zapytałem, gdy poczułem jak jego głowa kieruje się w stronę drzwi, zapewne zastanawiając się dlaczego hyung nas teraz zostawił. Nie mogłem mu wszystkiego wyjaśnić, chcąc to zrobić dopiero gdy sam ochłonę, dlatego postanowiłem odciągnąć jakoś jego myśli od całego wydarzenia.
- Li-Lisę – przyznał cicho, powracając już twarzą na mój bark, w którym znów się skrył.
- Pokażesz mi z nią swoje ulubione filmiki, albo zdjęcia? – zaproponowałem, zaraz czując jak tymi słowami uruchamiam inną stronę Jeongguka, który odsunął się trochę od mnie, zaczynając kiwać energicznie głową. Znów wywołał tym mój uśmiech, choć nadal smutny.
Przez cały pobyt Yoongiego w sklepie, oglądaliśmy z młodszym jego UB, lecz gdy tylko usłyszałem jak drzwi wejściowe się otwierają, zostawiłem go z muzyką, obiecując, że po obiedzie znów spędzimy ze sobą czas.
Hyung starał się udawać, że nic się między nami nie zmieniło, choć widziałem, że stał się cichszy i to ja musiałem wynajdywać coraz to nowsze tematy, aby przy przygotowaniu obiadu móc prowadzić z nim konwersację.
Jak zwykle zjedliśmy w trójkę, jednak starszy tuż po posiłku oznajmił, że idzie pracować, nie wychodząc już ze swojego gabinetu przez resztę dnia, nawet po kawę. W takiej sytuacji moje skupianie się na Jeongguku ograniczało się do oglądania filmików, które pokazywał, bo nie byłem w stanie nic od siebie dodawać, za bardzo martwiąc się o ukochanego, którego tak bardzo zraniłem.
Yoongi:
Jedyną osobą, z którą utrzymywałem bliższy kontakt, był mój przyjaciel Hoseok. Poznaliśmy się na studiach, a potem razem trafiliśmy do firmy, dzięki czemu nasz kontakt się nie urwał. Jeżeli miałem coś o nim powiedzieć, to na pewno to, że był najlepszym kumplem, jakiego może mieć mężczyzna. Choć Jung nie był gejem, akceptował moją orientację i nie miał z nią problemu. Raz, na długo nim poznałem Jimina, przespaliśmy się ze sobą, ale to był nasz temat tabu, do którego wracaliśmy tylko naprawdę nawaleni, by się pośmiać. Zawsze wesoły, potrafiący podnieść mnie na duchu mężczyzna, z którym całe studia szalałem na imprezach i zdobywałem nagrody za najlepsze projekty. Byliśmy po prostu nie do pokonania. Tylko jeden temat działał na niego jak płachta na byka, a w połączeniu z alkoholem, jego język stawał się ostry. Tą kwestią był mój chłopak, którego Hobi szczerze nie znosił. Od początku próbował mnie zniechęcić do umawiania się z nim, ale mój upór i miłość były silniejsze. W końcu pogodził się z tym i staraliśmy się nie wspominać o moim związku. Jednak teraz potrzebowałem go jak nikogo innego, właśnie do podzielenia tym, co wydarzyło się w moim życiu.
Po tej bolesnej rozmowie nie opuściłem już gabinetu, gdzie niby miałem pracować, nie licząc krótkich wyjść do łazienki. Całą noc przesiedziałem przy biurku, patrząc na wspólne zdjęcie z roześmianym Jiminem z jednej z naszych randek. To właśnie dla tego uśmiechu byłem w stanie uchylić mu nieba, zgadzając również na ten absurdalny układ.
Następnego dnia przy śniadaniu poinformowałem chłopaka, że wieczorem wychodzę z Hoseokiem. Jimin pierwszy raz nie miał nic przeciwko temu. Zawsze musiałem go czymś przekupywać, obiecując nowe ubranie lub kosmetyk, bo mój aniołek nie przepadał za Hobim, a tym razem kiwnął tylko głową i nawet życzył dobrej zabawy. Rozumiał chyba, że nasza obecna sytuacja wymusza na mnie jakieś odreagowanie, a nie znałem lepszego sposobu na to, niż piwo z najlepszym przyjacielem.
Resztę niedzieli spędziłem w gabinecie, nadal zbyt przybity tym wszystkim, by choćby spróbować szukać kontaktu z Jiminem i Jeonggukiem. W sumie nie byłem na nich zły. To nie była wina tego dzieciaka. I chyba... nawet nie żałowałem, że mu pomogłem. Po prostu czułem rozczarowanie samym sobą. Bo skoro Jiminnie uległ jego czarowi... widocznie czegoś brakowało mu we mnie.
Umówiłem się z Jungiem w naszym ulubionym barze, mieszczącym się kilka przecznic od mojego mieszkania. Przy pierwszym piwie poruszaliśmy jeszcze w miarę neutralne tematy, dopytując o projekty lub wymieniając uwagi odnośnie naszych współpracowników. Jednak gdy przeszliśmy na mocniejszy trunek - zaczęły się także te cięższe kwestie, przez które się spotkaliśmy.
- Zwykle nie chcesz ze mną pić – zauważył Hoseok, polewając nam po kolejnym kieliszku. – Musiało się więc stać coś bardzo wesołego.
- Jimin mnie zdradził – powiedziałem wprost, nawet nie czekając, by napełnił swój kieliszek, a opróżniłem już mój.
Na długą chwilę zapadła cisza. Ręka mojego przyjaciela zawisła w powietrzu, czułem też na sobie jego spojrzenie. W końcu jednak odchrząknął i napełnił jeszcze raz nasze szklane naczynka.
- Czy mam powiedzieć „a nie mówiłem"? – zapytał w miarę spokojnie, ale wychwyciłem jego wzbierający gniew. – Kurwa, wiedziałem. W kościach czułem, że ten dzień nadejdzie.
Spokojnie - przerywając tylko, aby opróżnić kolejny kieliszek - opowiedziałem mu co się wczoraj wydarzyło. Streściłem od początku jak poznałem Jeongguka, napomknąłem o opiece nad nim, a później o płaczu ukochanego, jego słowach i zachowaniu. Ale na razie nie wspomniałem o kluczowej sprawie.
- Sam jestem sobie winien. To ja przyprowadziłem tego dzieciaka do naszego mieszkania. To przeze mnie stał się częścią naszego życia. Na własne życzenie sprowadziłem na siebie kłopoty – zakończyłem.
- Nie pierdol, Yoongi. To, że chciałeś pomóc jakiemuś dzieciakowi, choć tego nie pojmuję, nie oznacza od razu, że dałeś zielone światło do zdradzania cię.
Przechyliłem kolejny kieliszek, czując, że moja głowa robi się coraz cięższa.
- Wiesz co jest w tym wszystkim najbardziej popierdolone? Nawet pomimo tego, nie potrafię od niego odejść. Kurwa, on mi prosto w twarz powiedział, że ten dzieciak mu się podoba – mruknąłem, zaczynając się śmiać.
- I co? Zamierzasz nadal z nim być i czekać na kolejną zdradę? Patrzeć aż w końcu zrobi coś więcej? Rozumiem, że kwestia tego pocałunku w policzek jest trochę przez was wyolbrzymiona, ale mogę się kurwa założyć, że na tym się nie skończy.
- Jiminnie chce żyć w trójkącie.
Całe szczęście, że nikt nie przechodził koło naszego stolika, bo fontanna, którą Hobi zrobił z pomocą pitego soju, wkurzyłaby każdego, którego ubranie by ubrudziła.
- CO KURWA?!
- Powiedział, że nie chce, by zniknął z naszego życia, a następnie zaproponował, byśmy oboje pokochali tego dzieciaka.
Hoseok patrzył na mnie wielkimi oczami, chyba niedowierzając w to, co słyszy.
- Jego popierdoliło.
Uśmiechnąłem się na te słowa.
- A jakby było mało, ten cholerny dzieciak pasuje do mojego gustu. Ale... kurwa, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym zdradzić Jimina. On jest dla mnie najważniejszy. Tak bardzo chcę, by był szczęśliwy... Ale mam się nim dzielić? Jak mam to wytrzymać? Jak mam patrzeć na jego pocałunki z innym? – powiedziałem, wypowiadając na głos moje największe obawy. Jednak mój przyjaciel skupił się na innym wątku.
- Kurwa, Yoongi! Ciebie chyba też coś pojebało! Będziesz żył w tym chorym układzie z jeszcze jednym bachorem, który pewnie wywęszył w tym swoją szansę na bogate życie?! Ile razy ci mówiłem, że Park to tylko pierdolony chuj, który jest łasy na twoją kasę i nie chce niczego, oprócz nowych szmat i dostawania w dupę?! Ale widać już nawet to mu nie wystarcza, bo teraz jeszcze jemu zachciało się ruchać! W ogóle, czy ty się ze swoim penisem na głowy zamieniłeś?! Serio chcesz pozwolić na ten jebany układ?! Przejrzysz w końcu na oczy i zostawisz tego gnoja?
- Kocham go, Hoseok.
- Ale on widocznie nie kocha ciebie! Gdyby cię kochał, nie prosiłby o tak absurdalną rzecz! I co, myślisz, że na tym skończy?! Jak ci przyprowadzi kolejnych i stwierdzi, że z nimi też chce sypiać, bo to sprawi, iż będzie „szczęśliwy", też mu na to pozwolisz?! Może niech od razu pójdzie pracować do burdelu, gdzie jego miejsce?! Niech go kurwa zobaczę, to wyrwę mu chuja i wsadzę w jego dupę, bo widać, że to siebie kocha najbardziej! Kurwa, co za pojeba...
Nie myślałem za dużo. Po prostu przyłożyłem mu z pięści.
- Nie pozwolę ci w ten sposób obrażać osoby, którą kocham, Hoseok – powiedziałem, a zaraz po tym sam oberwałem. Faceci muszą w ten sposób wyrównywać rachunki, taka już nasza natura.
- Więc co zrobisz? Serio chcesz w tym tkwić? – zapytał w końcu, znowu nam polewając.
- Nie wiem. Nie wiem czy w ogóle będę w stanie zakochać się w tym dzieciaku. Pociąga mnie, jest w moim typie, ale... to Jimina kocham i samemu sobie przysięgałem, że będę mu wierny do końca życia. A więc jestem w czarnej dupie i mam zamiar się upić.
Kolejnych kilka godzin piliśmy z Hobim na umór, przechodząc od wściekłości po wybuchy śmiechu. W końcu musiałem jednak wrócić, więc kumpel zapakował mnie do taksówki. Cholera jedna zawsze się lepiej ode mnie trzyma.
Hoseok odprowadził mnie pod drzwi, ale uciekł, by nie spotkać mojego chłopaka i nie przywalić mu na dzień dobry. Ja za to musiałem skupić się i wbić kod do drzwi. Na szczęście kodem były urodziny Jimina, a o nich pamiętałem o każdej porze dnia i nocy, co pomogło mi dostać się do środka.
Ledwo drzwi się zamknęły, a ja zacząłem tworzyć gniazdo na podłodze z ubrań, nucąc sobie jakąś melodyjkę, zapewne z jednej z licznych reklam. Moje słonko pojawiło się przy mnie nie wiadomo skąd. Zaśmiałem się, gdy zaczął mnie podtrzymywać podczas zdejmowania spodni. Gdy zostałem już w samych bokserkach i skarpetach, ruszyłem w głąb mieszkania, ale widząc, że Jiminnie nadal mnie prowadzi, trochę się zbuntowałem.
- Ssssmjdeeee – wymruczałem, chcąc go odpędził.
- Hyung, przestań – szepnął, nie zostawiając mnie i pomagając przejść dalej. Jednak gdy chciał mnie zaprowadzić do sypialni, odepchnąłem go bardziej stanowczo. Niestety zaraz zachwiałem się, dlatego położyłem dłoń na ścianie.
- Pooofieśaem ssssm – mruknąłem, machając drugą ręką na mojego słodziaka. – Njjjj byd spaa s too, jessss troszeeeeeszke pjany – wyjaśniłem mu. No cóż, skoro jestem pijany, to na pewno śmierdzę, więc nie chciałem drażnić jego kochanego noska. – Kanpa – zdecydowałem, kierując się do salonu.
Widziałem, że mój kurczaczek idzie obok mnie, jednak nie próbował już pomagać, zamiast tego przynosząc mi wodę z cytryną i miskę.
- Hyung, wypij, proszę.
Wziąłem od niego szklankę, wiedząc doskonale jak to się skończy, dlatego już po chwili treść mojego żołądka wylądowała w misce.
Jiminnie gładził mnie po plecach, a gdy skończyłem, przyniósł mi czystą wodę.
- Iśśśśś pać, Minnie... - powiedziałem, widząc, że odsuwa ode mnie miskę i kładzie głowę na kanapie.
- Odpocznij, hyung, zostanę przy tobie.
- Iśśśś, Minnie... Iśśśś... - mruknąłem, ale tylko na tyle mnie było w tej chwili stać, bo zaraz po tym zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top