26 - Choice
@KakaSzczur jako Yoongi :D
@Avangeee jako Jikooki :)
#daddyYG?
#cośgdzieśktośnicniewiem
~~~~~~~~~~~~
Jungkook:
Nawet nie sądziłem, że mój organizm będzie aż tak się męczył. Postanowiłem zasnąć tuż po dwudziestej drugiej, aby odespać trochę podróż. Bo moje ciężkie powieki wprost mówiły, że właśnie tego potrzebuję. Dlatego jakim zdziwieniem dla mnie było, gdy nie zasnąłem po dwóch lub trzech godzinach, ciągle zerkając na telefon i kręcąc się niespokojnie. A kiedy już udało mi się odpłynąć do krainy snów... Zaraz się wybudzałem, mając ochotę wrócić do domu Jimina, albo uciec do samego Daegu. A przy jednej z takich pobudek, zauważyłem, że moja kołdra jest całkowicie odrzucona na bok, nie przykrywając ciała. A spodnie zsunięte z pośladków, kompletnie odsłaniając moje krocze, na którym zauważyłem charakterystyczną, białą wydzielinę.
- O nie – wyszeptałem, od razu rozglądając się po pokoju, by upewnić, że nikt nie postanowił mnie odwiedzić, a drzwi nadal są zamknięte.
Jak mogłem to sobie zrobić? Jakim cudem?
Mocno zdezorientowany, trochę wystraszony, ale i zaniepokojony możliwością odwiedzenia mnie przez COŚ, sięgnąłem do szafki po chusteczki, zaczynając jak najszybciej się oczyszczać. Nie byłem na tyle odważny, by upewnić się czy to nie był duch, albo demon, w które niestety wierzyłem, dlatego zaraz po wytarciu wszystkiego, schowałem zgniecione chusteczki pod łóżkiem, kodując w głowie, aby rano je stamtąd zabrać, bo teraz nie miałem na to odwagi.
Standardowo spanikowałem, chowając się pod kołdrą i myśląc o wszystkich strasznych scenach z horrorów, które obejrzałem przez całe życie. Z tatą, sam, z Mingyu i Yugyeomem lub hyungami. Ciężko mi było już zasnąć, jednak kiedy to zrobiłem, mój organizm prawie od razu postanowił mnie wybudzić, oznajmiając, że dłużej niż do ósmej nie pośpię.
Nadal byłem zmęczony i mocno zaspany, a po obejrzeniu się w małym lusterku, zauważyłem, że moje nadal blond włosy, choć niedługo już czarne, potrzebują grzebienia, kiedy przekrwione oczy z popękanymi żyłkami, zdecydowanie snu.
Przynajmniej nie widzę się z hyungami... Nie muszę dzisiaj świeżo wyglądać.
Odłożyłem lusterko na swoje miejsce, przecierając oczy łapkami i sięgając po kulkę, którą wrzuciłem w nocy pod łóżko. To łazienkę najpierw zaliczyłem, biorąc prysznic i starając się pobudzić swój organizm. Wiedziałem, że mama powinna szykować się już do pracy, dlatego spodziewałem się zastać rodziców gdzieś na dole.
Założyłem tylko kapcie, ubierając się w coś luźnego i odsłaniającego moje ciało, aby nie pocić się przez resztę dnia, dusząc w długich rękawach i nogawkach. Nie odmawiałem sobie kontaktu z hyungami, dlatego trzymałem w swoich dłoniach telefon, na razie to z Yoongim pisząc, bo Jiminnie jeszcze spał.
Choć kiedy już dotarłem do kuchni, chcąc się przywitać z siedzącymi przy stole rodzicami, stanąłem w progu, znów lekko zdezorientowany przez miny jakie przybrali i zapłakane oczy mamy.
- Coś się stało? – zapytałem już lekko zmartwiony.
Kobieta nawet nie spojrzała w moją stronę, widocznie będąc w jakimś szoku? Ciężko przychodziło mi zrozumienie tej sytuacji, dlatego czekałem aż to tata cokolwiek mi wyjaśni.
- Tak. Siadaj, Jeongguk, musimy z tobą porozmawiać – poprosił, dlatego od razu postawiłem kilka kroków do przodu, odsuwając sobie krzesło i siadając obok nich przy stole.
Może coś w pracy? Albo... w rodzinie? Ktoś...? Mam nadzieję, że nie! Wystarczy nam tragedii!
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza. Mama nadal się nie ruszała, ani nie odzywała, a tata widocznie coś rozważał.
- Jeongguk, dzisiaj w nocy... Twoja mama zobaczyła coś, czego nie powinna – oznajmił, przywołując tym kilka obrazów do mojej głowy. Tego, w jakim stanie zastałem swoje ciało po przebudzeniu, późniejszego uformowania kulki z papieru i zrzucenia winy na jakieś demony.
A skoro mama to widziała... Musiałem... sam to sobie zrobić? Przecież... Nie, nie wysuwaj jeszcze żadnych wniosków. Mogła zobaczyć coś innego.
- Co takiego? – dopytałem, przekładając ręce na stół i złączając je ze sobą, aby to na nie patrzeć, mogąc w ten sposób lepiej zrozumieć co mają mi do przekazania.
- Minji była... w twoim pokoju, gdy... - kontynuował wyjaśnianie, jednak zaraz przerwała mu mama, odzywając się lekko drżącym głosem.
- Jeongguk, oni cię wykorzystują, prawda? Inaczej byś nie... nie mówił ich imion...
Imion?! „Ich imion"?! Imion... moich hyungów? Mówiłem ICH IMIONA?! Przy... MUSIAŁEM LUNATYKOWAĆ! Znowu... I mama... MAMA TO WIDZIAŁA!
Nie mogłem być w tym momencie bardziej zażenowany, przemieszczając jak najszybciej ręce na twarz i mając ochotę się po prostu rozpłakać.
To nadal jakiś sen? Oni nie mieli się o czymkolwiek dowiedzieć! Nie powinni... Do tego w taki sposób!
- Sunho, w środę masz wolne, prawda? Pojedziesz do Seulu po rzeczy Jeongguka, dobrze?
- Oczywiście, kochanie.
Krótka wymiana zdań, która dotarła do mojego panikującego umysłu, oderwała moje ręce od twarzy, zmuszając wzrok do przyjrzenia się moim rodzicom. A na samą myśl o rozdzieleniu mnie z hyungami, w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Mamo, nie! Nie zabierajcie mnie od nich! – zacząłem lekko panikować, oczywiście zaraz starając się jak najszybciej uspokoić, wiedząc, że do tej pory nie reagowałem w ten sposób przy rodzicach. – Jesteśmy... razem... i... się kochamy – przyznałem niepewnie, przechodząc od krzyku do bardzo cichego szeptu, czując jak przez słowa mamy, która mogła decydować o moim życiu, a ja nie miałem prawa podważać jej słów, zaczynam się kulić, a bezsilność i strach postanawiają uniemożliwić mi kolejne przedstawianie logicznych argumentów i wyjaśnień.
Pierścionek. Muszę pokazać im pierścionek!
Nie zastanawiałem się długo nad tym krokiem, natychmiast chwytając za łańcuszek powieszony na mojej szyi, na którym znajdowała się złota obrączka. Nie chciałem go nosić na placu, bo rodzice od razu by mnie o to dopytywali, skoro niezbyt chodzę w jakiejkolwiek biżuterii, jednak łańcuszek nie rzucał się w oczy.
Drżącymi rękoma odpiąłem go, kładąc na ręce i zaczynając zsuwać z łańcuszka, odkładając go tuż po tym na stół. Zamiast cokolwiek mówić, pokazałem na złoty przedmiot, przysuwając go do rodziców i wskazując na wygrawerowane imiona, będące dowodem naszej miłości.
- Oni mnie nie wykorzystują. Kochają mnie... z wzajemnością. – Starałem się sprecyzować, znów ograniczając się do szeptu, patrząc przy tym na nich błagalnie, mając nadzieję, że zrozumieją... a raczej mama zrozumie.
Kobieta jednak zareagowała na to w nieoczekiwany dla mnie sposób, prawie osuwając się w ramionach mojego taty. Lecz jak tylko mężczyzna pomógł jej powrócić do normalnej pozycji, postanowiła jedynie dopowiedzieć kilka rzeczy odnośnie scenariusza, który dla mnie naszykowała.
- Nie. Nie zgadzam się. Nie. Kategorycznie nie. Wracasz tutaj i zostajesz do końca wakacji. Co do twojej szkoły... Jeszcze zobaczymy. Jeśli tam wrócisz, to tylko pod warunkiem, że zamieszkasz u babci.
To wszystko było dla mnie nie do pojęcia. Perspektywa odcięcia mnie od ukochanych i oddania z powrotem w znienawidzone ramiona samotności i braku miłości, przyspieszyła mój oddech, powoli przywołując też łzy do moich oczu.
- Mamooo... - wyszeptałem, łamiącym się głosem, spuszczając już wzrok na swoje ręce.
Nie pozwolę na to! Nie chcę! Nie! Ja ich kocham! I nie poradzę sobie sam! Nie możecie mi ich zabrać!
Niewypowiedziane obawy, zmusiły mnie do szybkiego wsunięcia pierścionka na odpowiedni palec, by zaraz po tym wstać i ruszyć do swojego pokoju. Nie chciałem teraz z nimi rozmawiać, dlatego zamknąłem drzwi na klucz, w końcu zalewając się łzami. Jednak wiedziałem, że muszę opowiedzieć o wszystkim moim hyungom, najlepiej jak najszybciej, dopóki nikt nie zabrał mi telefonu!
Yoongi:
Spędzanie czasu z mamą było naprawdę odprężające. Po ciągłym zamartwianiu się wszystkim wokół mnie, teraz mogłem skupić się tylko na tym, czy równo prasuję koszulę lub czy nie wsypałem za dużo proszku do prania. Tata jako jeden z właścicieli firmy produkującej telefony komórkowe, zresztą jedne z najlepszych, miał tak wysokie wynagrodzenie, że moja mama nie musiała się martwić o pracę i po prostu zajmowała domem, nie pozwalając na zatrudnienie żadnej pani, która mogłaby jej w tym pomóc. Dlatego z chęcią zająłem się obowiązkami domowymi, które w naszym mieszkaniu w Seulu o dziwo były dużo trudniejsze do wykonania.
Akurat skończyłem pakować do lodówki przygotowane na kolejne dni posiłki, które tata zabierał do pracy, gdy mój telefon dał o sobie znać. Uśmiechnąłem się delikatnie, zastanawiając, który z moich aniołków już się stęsknił, po czym wyjąłem urządzenie i spojrzałem na wyświetlacz. Jednak treść wiadomości od króliczka wcale nie była tak miła, jak się spodziewałem.
„Moi rodzice o wszystkim się dowiedzieli. I mama powiedziała, że nie wrócę już do Seulu TT^TT"
Nawet się nie zastanawiałem nad tym, co robić. Jedno przyciśnięcie słuchawki i już łączyłem się z młodszym, modląc w duchu, by odebrał.
Na szczęście nie usłyszałem całego pierwszego sygnału, a już do moich uszu dobiegł przyspieszony oddech, po którym natychmiast poznałem, że młodszy płacze.
- Jeonggukie, co się stało? Jak się dowiedzieli? Powiedziałeś im? – zapytałem szybko, mocno zmartwiony całą tą sytuacją.
- Niczego nie powiedziałem – wyznał łamiącym się głosem, a moje serce od razu zadrżało ze smutku. Mój aniołek płacze! Powinienem być przy nim! – Chyba lunatykowałem i... mama usłyszała jak mówię wasze imiona podczas... robieniasobiedobrze – dodał szeptem.
Na moment mnie zamurowało.
No, trzeba przyznać, że taki scenariusz na pewno wywołał szok u Pani Królik. Jednak musiałem zachować trzeźwy osąd sytuacji, w końcu jako najstarszy, odpowiadam za całą naszą trójkę.
- Jeonggukie, kochanie, przyjadę najszybszym pociągiem – zapewniłem, już ruszając w stronę mojego pokoju, aby zabrać torbę, z którą tu wczoraj przyjechałem. – Porozmawiam z nimi. Nic się nie martw, dobrze?
- Też powinienem spróbować z nimi porozmawiać... Ale nie potrafię, przepraszam – wyszeptał gorączkowo, pociągając nosem. – Przepraszam, że sprawiam wam kłopoty. Naprawdę nie chciałem, hyung.
- To nie twoja wina, aniołku. Spokojnie – zapewniłem, wiedząc doskonale, że na lunatykowanie króliczka po prostu nie ma siły. Musiałem więc go jakoś zająć przez ten czas. – Zadzwoń proszę do Jimina, bo znając życie już szykuje jakąś linę i hak, by wejść do twojego pokoju po ścianie. Powstrzymaj go proszę, a ja już się zbieram – poprosiłem, wiedząc, iż taki scenariusz jest aż za bardzo możliwy. – Kocham cię, Jeonggukie – dodałem i rozłączyłem się, aby móc sprawdzić w telefonie rozkład jazdy pociągów.
No kto by się spodziewał, że wyląduję w Busan...
Kupiłem przez Internet bilet na najbliższy pociąg, który odjeżdżał za niecałą godzinę i pobiegłem do mamy, która właśnie sprzątała łazienkę. Wyjaśniłem jej sytuację, a ona sama przyznała, że powinienem jak najszybciej porozmawiać z rodzicami ukochanego, dlatego nie zatrzymywała mnie, po prostu życząc powodzenia i prosząc, bym przyjechał znów jak najszybciej.
Po prawie trzech godzinach, stałem już na podwórku Jimina. Najpierw musiałem z nim ustalić co robimy, a dopiero potem ruszymy razem z odsieczą.
Ledwo dotknąłem przycisk dzwonka, a drzwi otworzyły się.
- Musimy uratować naszą króliczą księżniczkę, hyung! – wykrzyknął spanikowany rudowłosy, przytulając się do mnie. Nie umknęło mojej uwadze, że w ręku ściskał telefon.
Przytuliłem go mocniej, nie tylko chcąc dodać mu otuchy, ale także przywitać po dniu rozłąki.
- Tak. Pójdziemy tam i postaram się wszystko im wyjaśnić. Chociaż nie mam pojęcia w jaki sposób – powiedziałem, nie mając w sumie konkretnego planu. Jeśli coś wiedziałem na pewno, to tylko tyle, by nie dać Jiminowi za dużo mówić. Jego sposób bycia mógłby w tym momencie tylko jeszcze bardziej rozjuszyć mamę króliczka.
- Wejdźmy tam liną z hakiem i go po prostu zabierzmy, hyung! – powiedział zdeterminowany w moją koszulę, a mi od razu przebiegło przez myśl: „A nie mówiłem?".
- Jiminnie, myśl rozsądnie... Idziemy do nich. Tylko proszę cię, jeśli będziesz chciał coś powiedzieć, to przemyśl to dwa razy. Dobrze? – zasugerowałem delikatnie, dając mu do zrozumienia, by raczej milczał.
- Przemyśleć? – powtórzył, krzywiąc się. Nie mieliśmy jednak czasu, by się kłócić o to, jak dobiera słowa. – Idziemy? – zapytał, odsuwając się i łapiąc moją dłoń.
- Wrzuć to tylko na korytarz, pożycz od mamy kluczyki i chodźmy – poprosiłem, pokazując na moją torbę z ubraniami, która według życzenia... została wrzucona na korytarz, a zaraz po tym kurczaczek wyciągnął z kieszeni klucz do samochodu, o którym pomyślał już szybciej i wręczył go mi.
Całą drogę czułem, jak supeł zawiązany w moim brzuchu, zacieśnia się coraz bardziej. Mój umysł gorączkowo szukał słów, które będą w stanie przeprosić rodziców Jeongguka za zaistniałą sytuację, a jednocześnie pozwolą nam ubłagać ich o możliwość kontynuowania tego związku. Jednak co w takiej sytuacji mogły znaczyć nasze zapewnienia o miłości?
Jechałem zgodnie ze wskazówkami, które Jiminnie mi podawał, posługując się informacjami od Jeonggukiego i GPS-em w telefonie. Nie minęło dużo czasu, a już parkowałem przy jednym z domków na przedmieściach. Wysiadłem natychmiast, upewniając się tylko czy na pewno możemy tutaj parkować, w końcu nie chciałem jeszcze sprawiać problemów pani Shin i panu Parkowi. Po czym razem z Jiminem podeszliśmy do drzwi wejściowych. Ustawiłem się tak, by młodszy stał trochę ukryty za mną, tak dla bezpieczeństwa. Jeśli ktoś miał zbierać obelgi i krzyki, to powinny uderzyć one we mnie. Dodatkowo taka pozycja dawała chłopakowi do zrozumienia, iż to ja będę głównym mówcą.
Nacisnąłem dzwonek, nie wiedząc, czego mam się spodziewać.
Co jeśli natychmiast zatrzasną nam drzwi przed nosem, nie dając możliwości powiedzenia nawet jednego słowa? Jak powinniśmy się wtedy zachować? A jeśli pani Choi zemdleje na nasz widok ze stresu?
Drzwi zostały otwarte przez pana Jeona, co chyba nie było aż takie złe. W czasie ich odwiedzin w naszym mieszkaniu, wydawał się całkiem sympatycznym i wesołym człowiekiem, o ile dobrze pamiętałem. Jednak cała ta sytuacja mogła go nastawić mocno przeciwko nam.
Na szczęście na jego twarzy nie odmalowała się złość, ani nawet niechęć. Raczej lekki szok, który zmienił się w... rozczarowanie? Smutek?
- Kookie do was dzwonił, prawda? – zapytał, doskonale łącząc fakty.
- Tak, panie Jeon – przyznałem, starając się mówić pewnym tonem.
Mężczyzna westchnął głęboko i widocznie nie bardzo się orientował, co należałoby teraz zrobić. Zresztą, ja też nie wiedziałem.
- Nie wiem, czy powinniście tutaj przyjeżdżać... - zaczął, patrząc bardziej w podłogę, niż na nas. To dodało mi trochę więcej odwagi.
- Proszę pozwolić nam wszystko wytłumaczyć – powiedziałem, przestępując z nogi na nogę.
Ta sytuacja była naprawdę stresująca, a przedłużające się milczenie tylko jeszcze bardziej ją nakręcało.
Gdy już straciłem nadzieję i miałem błagać choćby na kolanach, pan Jeon przesunął się, zapraszając nas gestem do środka.
Weszliśmy powoli na korytarz, ściągając po drodze buty, ale ledwo zrobiliśmy kilka kroków, a z kuchni wyszła mama Jeongguka. Ona również nie spodziewała się chyba zobaczyć naszej dwójki w swoim domu, a nim zdążyła zrobić lub powiedzieć cokolwiek, ukłoniliśmy się jej grzecznie.
Pan Jeon podszedł do niej i powiedział coś cicho, prosto do jej ucha, ale jej mina, która zmieniła się gwałtownie, oznajmiła nam, że nic dobrego nas nie czeka.
- Wyjaśnić? A co oni nam chcą wyjaśnić?! To, że wykorzystują naszego syna?! – krzyknęła, patrząc w naszą stronę oskarżycielsko.
- Pani Choi... - zacząłem, możliwie najbardziej pokojowym tonem, na jaki było mnie stać. – My... Naprawdę rozumiemy państwa zdenerwowanie...
Jednak nie dane mi było dokończyć myśli, bo kobieta przerwała mi, reagując wręcz furią.
- Rozumiecie? ROZUMIECIE?! WYKORZYSTUJECIE NASZEGO SYNA W JAKIŚ CHORY I ODRAŻAJĄCY SPOSÓB!
Tata Jeongguka był dużo bardziej opanowany. Przytulił swoją żonę, głaszcząc ją po włosach, jak ja często robiłem moim aniołkom, gdy były czymś mocno wzburzone. Bardziej jednak moją uwagę przykuło pełne obrzydzenia spojrzenie, które nam posyłała.
- Pani Jeon, to wszystko nie tak – zacząłem jeszcze raz, choć mój głos zaczął ledwo słyszalnie drżeć z przerażenia. – My naprawdę kochamy państwa syna i...
Znów nie mogłem skończyć wypowiedzi, gdyż kobieta niemal że wyrwała się mężowi i doskoczyła do nas, wymierzając mocne uderzenie otwartą dłonią, prosto w mój policzek. Moja głowa aż się przekręciła, a naruszone miejsce mocno zaczęło szczypać. Nie broniłem się jednak w żaden sposób, pozwalając jej nawet na drugie uderzenie, jeśli tylko taka jest jej wola. Jednak moje ręce natychmiast uniosły się w taki sposób, by zablokować jej możliwość przedostania się do Jimina, pilnując jednocześnie, aby ukrył się za mną.
- Naprawdę przepraszamy – powiedziałem cicho, zwieszając głowę.
W oczach zaczęły mi się zbierać łzy bezsilności. Widziałem kątem oka, jak kobieta ponownie unosi rękę, więc przygotowałem się na kolejny cios, ale ten nie nastąpił. Zamiast tego usłyszałem jej cichy szloch oraz tupot na schodach.
- Powinniśmy was zgłosić na policję – powiedziała pani Choi mocno roztrzęsionym głosem.
Nasza konfrontacja została przerwana przez nagłe znalezienie się między nami Jeongguka, który rozłożył ręce, jakby miał zamiar bronić naszej dwójki przed rodzicami.
- Nie, mamo! Jeśli to zrobisz, ucieknę! Nieważne jak bardzo was kocham, moich hyungów kocham równie mocno – powiedział głośno, lecz zaraz po tym zniżył trochę ton. – Dlatego proszę, nie krzywdź ich... - dodał cicho, zerkając w naszą stronę. Poczułem, jak mała łapka Jimina delikatnie gładzi moje ramię. Drugą chwycił wyciągniętą w naszą stronę dłoń Jeonggukiego, który natychmiast splótł palce ze swoim hyungiem, a nim zdążyłem na to jakkolwiek zareagować, króliczek wpadł w moje ramiona, dotykając delikatnie piekącego policzka i przepraszał cicho, prawie płacząc.
Nie myślałem za bardzo o tym, co robię, dlatego po prostu przytuliłem dzieciaka, szepcząc mu do ucha, że wszystko jest w porządku, choć wiedzieliśmy, że to kłamstwo.
Patrzyłem, jak pan Jeon podchodzi do żony i również ją obejmuje, chcąc uspokoić.
- Powinniśmy wszyscy usiąść i porozmawiać. Krzykiem niczego nie załatwimy – zadecydował mężczyzna, który o dziwo jako jedyny zachowywał zimną krew, choć ciężko było powiedzieć czym to było podyktowane. – Kookie, chłopcy, chodźcie.
Tata Jeongguka zaprowadził nas do kuchni, w której wskazał krzesła przy sporym stole. Pani Choi widząc wahanie króliczka, który widocznie nie był pewien gdzie powinien zająć miejsce, posadziła go obok siebie, byle z dala od nas. Po jej minie można było śmiało powiedzieć, iż nie ma zamiaru poddać się bez walki o swoje dziecko. Z tym że my nie zamierzaliśmy go jej odbierać, a jedynie zawrzeć jakieś pokojowe porozumienie, które pozwoli nam zadowolić obie strony.
- Chcę by była jasność – zaczął pan Jeon, patrząc bardziej na mnie niż na siedzącego przy mnie Jimina. – Nie podoba mi się ta cała sytuacja. Jeongguk, nie mam nic przeciwko twojej orientacji...
- Sunho...
- Daj mi dokończyć, kochanie. Nie mam nic przeciwko, jeśli miałbyś chłopaka. Ale dwóch? Martwimy się o ciebie. W dodatku... Yoongi, jesteś od niego dużo starszy.
Na tę uwagę zwiesiłem głowę, czując, jakbym nagle dostał cios w brzuch.
Zacisnąłem pięści na kolanach, starając się nie dopuszczać do siebie najczarniejszych myśli.
Zawsze mój wiek jest problemem. Zawsze.
- Zdaję sobie z tego sprawę, panie Jeon – powiedziałem cicho.
- Przepraszam, że starałem się to przed wami ukryć – wtrącił nagle Jeonggukie. – Nie chciałem was martwić i doprowadzić właśnie do takiej sytuacji. Jednak gdybym nie spotkał Yoongi hyunga i Jiminnie hyunga, już dawno bym się poddał... - wyjaśnił, starając się chyba przedstawić to wszystko z własnej perspektywy. – Hyungowie dodają mi skrzydeł. Swoją miłością, opieką i obecnością. A to, co zobaczyłaś, mamo... Jestem nastolatkiem i to normalne, powinnaś wiedzieć – mruknął, robiąc się czerwony jak pomidor na policzkach. – Poza tym widziałem, że przy pierwszym poznaniu ich polubiliście... Dlatego nie rozumiem tej nagłej zmiany zdania. Hyungowie nigdy mnie nie skrzywdzili i nigdy tego nie zrobią.
Tata króliczka złapał dłoń żony, jakby chciał ją powstrzymać przed powiedzeniem czegoś złego, ale kobieta i tak się odezwała, na szczęście dużo łagodniej.
- Jeongguk... My po prostu nie chcemy...
- Nie chcemy stracić drugiego syna – przerwał jej mąż pewnym tonem, a mama Jeongguka spojrzała na niego. Widząc całe to zajście, nie mogłem zrobić już nic innego, jak po prostu wstać z miejsca.
- Pani Choi, panie Jeon. Zapewniam państwa, że opiekujemy się Jeonggukiem najlepiej jak potrafimy. Jimin bardzo dba o jego edukację, a ja pilnuję, by nie musiał się martwić o nic. Bardzo nam zależy na Jeongguku. Naprawdę go kochamy. Dlatego proszę...
Powoli usiadłem na podłodze na kolanach, wykonując przed nimi formalny ukłon, nie bojąc się zajść tak daleko w moich błaganiach o zrozumienie.
- Proszę nas zaakceptować – dokończyłem, patrząc w podłogę.
Poczułem, jak tuż obok mnie szybko znalazł się Jiminnie, a kątem oka widziałem, że również przytknął czoło do złączonych na podłodze dłoni.
- Proszę... Mamo, tato, proszęę – usłyszeliśmy jeszcze prośbę najmłodszego, która na pewno płynęła z głębi jego serca.
Nastała chwila ciszy, którą przerwało nagłe szuranie krzesła. Drobne kroki skierowały się niestety do wyjścia z pomieszczenia, a to nie wróżyło niczego dobrego.
- Kookie, zajmij się proszę naszymi gośćmi – powiedział zmartwionym tonem gospodarz, a zaraz po tym jego stopy również minęły naszą dwójkę, pozostawiając nas bez odpowiedzi.
To Jeonggukie podniósł nas z podłogi i przytulił mocno, pozwalając sobie w końcu na długo hamowany płacz.
Ukryłem go w swoich ramionach, jakbym chciał go chronić przed światem. Jimin znalazł się za nim i przytulił do jego pleców, głaszcząc przy tym blond włosy.
- Nie chcę tu zostawać, zabierzecie mnie ze sobą... - zaczął błagać, mocząc łzami moje ramię. – Ale nie... Nie mogę, nie mogę was narażać, to wbrew prawu... - Sam sobie zaczął zaprzeczać, nie mogąc widocznie zdecydować jakie rozwiązanie będzie najlepsze.
- Promyczku, nie martw się, jakoś ich przekonamy. Razem – zapewnił go Jiminnie, całując we włosy.
- Nie martwcie się. Wszystko będzie dobrze – powiedziałem, jednak mój ton nie poszedł w myśl intencji, gdyż sugerował, iż nawet ja w to nie wierzę. I niestety póki co zapowiadało się na to, że taka jest prawda...
Siedzieliśmy dłuższą chwilę na podłodze, a nasze pocieszenia przerwał dopiero powrót pana Jeona, który zasygnalizował swoją obecność chrząknięciem.
- Chłopcy, chyba będzie lepiej... Jeśli wrócicie później – poprosił tata Jeongguka.
Jego syn po usłyszeniu tych słów wybuchnął jeszcze większym płaczem, przyciągając nas do siebie jeszcze mocniej, jakby w proteście przeciwko naszemu odejściu. Moje serce czuło się rozdarte. Jeśli nie chcemy się z góry sami skreślić, powinniśmy posłuchać i opuścić ten dom. Z drugiej strony zostawienie tutaj tak płaczącego Jeonggukiego było po prostu nieludzkie i sprzeczne z naszą miłością do niego.
- Kookie... Musimy po prostu porozmawiać z mamą. Bez twoich... chłopaków. Proszę – dodał mężczyzna, widocznie również próbując jakoś opanować wybuch chłopaka.
W końcu musiałem podjąć jakąś decyzję, niestety sprzeczną z moim sercem. Dlatego pogładziłem najmłodszego po plecach i szepnąłem:
- Zadzwonisz do nas, Jeonggukie, dobrze? Będziemy czekać na wiadomość – poprosiłem, całując delikatnie jego włosy, tak, aby jego tata nie widział tego za bardzo, nawet jeśli odwrócił od nas głowę. Jiminnie powtórzył mój gest, z tym że ucałował czoło młodszego.
- Jesteśmy zawsze przy tobie, promyczku – zapewnił go, dotykając obrączki na jego palcu.
Po tym krótkim pożegnaniu, mając nadzieję na powrót do tego domu, gdy już sytuacja zostanie trochę opanowana, musieliśmy z Jiminem opuścić naszego aniołka. Rudowłosy jeszcze w samochodzie płakał, mając ochotę natychmiast wrócić, jednak musieliśmy jakoś wytrzymać. Pozostało nam się modlić do sił wyższych o rozwiązanie tej sprawy.
Jungkook:
Nie miałem pojęcia co zrobić. Z jednej strony ta dobra część mojej natury podpowiadała, że powinienem jak zwykle posłuchać rodziców i podporządkować się ich woli, tak jak dziewięćdziesiąt procent dzieci w Korei. Choć z drugiej, mój nowy, trochę uparty charakter, działający czasami wbrew woli reszty ludzi, kazał się spakować i uciec do Jimina, gdzie pojechali teraz razem z Yoongim.
Nie potrafiłem mimo wszystko zignorować prośby taty, za bardzo kochając moich rodziców. A po przemyciu twarzy wodą, wyczyszczeniu nosa i pozbieraniu myśli, udałem się do sypialni, w której siedzieli razem z mamą. Tata jak zwykle ją obejmował, zapewniając podporę w tak ciężkiej dla nich sytuacji.
Stanąłem po prostu w progu, wiedząc, że to przeze mnie są w takim stanie. Dlatego wyrzuty sumienia sprawiły, że spuściłem głowę, a jedna z rąk wylądowała na moim łokciu, obejmując w ten sposób ciało i ochraniając przed ich decyzją.
Dopiero po chwili tata zaprosił mnie na miejsce obok, do którego dotarłem po krótkim zastanowieniu. Nie zmieniałem ułożenia swojego ciała, jedynie siadając na pokazanym przez mężczyznę fragmencie łóżka. I jedyne co mogłem im w tej chwili powiedzieć, było cichym: „Przepraszam".
- Za co synu? – Pytanie, które zadał mój tata, zaraz mnie obejmując i przyciągając do siebie, zmusiło mój umysł do szybkiego ułożenia kilku spraw w głowie. Nie mogłem przepraszać za pokochanie drugiego człowieka, nawet jeśli była ich dwójka. W końcu obdarzenie miłością innych ludzi nie powinno zaliczać się do tragedii, a raczej do czegoś pięknego.
- Za doprowadzenie mamy do płaczu i sprawianie wam kłopotów – wyszeptałem, tylko przez chwilę na nich patrząc, by zaraz znów uciec spojrzeniem na nogi.
Delikatna dłoń mamy pogładziła mnie po chwili po policzku, by następnie zsunąć się na ramię i to tam kontynuować ten uspokajający gest.
- Nie przepraszaj, Kookie – poprosiła, a gdy podniosłem na nią spojrzenie, zobaczyłem jak uśmiecha się delikatnie, choć nadal smutno.
- Powinienem – przyznałem, wybierając drogę, na której będę musiał poniekąd dostosować się do ich woli. – Nawet jeśli nie potrafię odpuścić sobie tej miłości – dodałem ledwo słyszalnym szeptem, podkreślając w ten sposób, że jeśli zechcą mnie od nich zabrać, nie będę w stanie się po tym pozbierać. Bo Yoongi i Jiminnie już byli częścią mnie.
Rodzice rozważali coś przez dłuższą chwilę, kiedy moje palce dotykały złotego pierścionka, nadal założonego na moją dłoń. Zacząłem w tym momencie układać scenariusze, w których po prostu kontaktowałbym się z nimi przez telefon i Internet, by pewnego dnia uciec do Seulu, błagając, abyśmy zniknęli gdzieś razem. Nie byłem pewien czy nasza miłość przetrwałaby taką próbę. I czy po tym wszystkim hyungowie chcieliby mnie jeszcze oglądać.
- Kiedy... Kiedy odszedł Hyunseok... - zaczęła nagle mama, skutecznie odrywając mnie od moich myśli, właśnie przez wypowiedzenie imienia mojego ukochanego brata. – Obiecaliśmy sobie z tatą, że zrobimy wszystko, byś był szczęśliwy. Czy... Czy jesteś z nimi szczęśliwy, Jeongguk?
Przyglądałem się przez chwilę smutnym oczom mamy, widząc w nich te Hyunseoka, tylko bardziej żywe i wiecznie radosne. Choć nie dałem się wspomnieniom odciągnąć od naszej rozmowy, zaraz ją kontynuując.
- Tak, mamo. Nie potrafiłbym już bez nich żyć – powiedziałem szczerze, nadal czując jak jej ręka gładzi mnie delikatnie po ramieniu.
- Nie podoba mi się to. Boję się o ciebie synku. Ale równie mocno boję się, że uciekniesz jeśli zatrzymamy cię tu siłą. A tak jak mówił tata - nie możemy stracić także ciebie – wyznała z westchnieniem, przez co powróciłem myślami do układanego wcześniej scenariusza, który po jej słowach byłby bardzo trudny do spełnienia.
- Chyba będziemy musieli przywyknąć do myśli, że nasz syn ma... chłopaków – odezwał się w końcu tata, widocznie starając się wprowadzić nieco weselszą atmosferę. – No i chyba dobrze by było, gdybyśmy poznali ich rodziców. Bo oni chyba wiedzą, prawda? Czy to tak wielka tajemnica?
Kolejny poruszony wątek, również i mnie nieco rozweselił. Choć nadal starałem się układać słowa tak, aby nie zasmucić nimi mamy.
- Rodzice Jiminnie hyunga wiedzą. Poznałeś panią Shin, tato, jest naprawdę miła... i nie ma żadnego problemu z naszym związkiem. Tak samo jak tata Jimin hyunga – zacząłem, krążąc spojrzeniem po podłodze w pomieszczeniu, by zaraz przenieść je na rodziców i kontynuować. – U Yoongi hyunga... sytuacja jest trochę napięta. Raczej woli utrzymać to w sekrecie – dodałem, tyle, ile zdążyłem się dowiedzieć od starszego hyunga. Zaraz jednak postanowiłem poruszyć też temat, który widocznie bolał Yoongiego, a przez to również mnie. – I proszę was, bardzo was proszę. Mamo, tato. Nie sprawiajcie mu przykrości wspominając o różnicy wieku. Nie jestem tak lekkomyślny i beztroski jak większość chłopców z mojego rocznika. A hyung na pewno nigdy nie zamierzał pokochać kogoś tak młodego. Jest naprawdę kochany i opiekuńczy. I tak jak Jiminnie hyungowi, zależy mu na moim szczęściu – wyznałem, patrząc po nich błagalnie. Oczywiście rozumiałem punkt widzenia całego społeczeństwa, punkt widzenia moich znajomych i naszych rodziców. Związek dziewiętnastolatka i dwudziestosiedmiolatka przez większość był strącany do samej pedofilii. Nawet jeśli już dawno nie byłem dzieckiem, szczególnie umysłem.
- Ale... to tak duża różnica... - powiedziała na to mama, lekko zmieszana.
- Chyba musimy po prostu wam zaufać. – Na szczęście tata był bardziej optymistyczny, nie pozwalając rozwinąć kobiecie tych obaw, całując ją dodatkowo w głowę. – Ale wiesz, że jeśli coś się stanie, to zawsze możesz na nas liczyć, Kookie. Dobrze? – zapytał jeszcze, trochę poważniej, kiedy moja ręka już złapała tę mamy, głaszcząc ją po niej delikatnie.
- Tak, tato. Ale nie musicie się o nic martwić... Zresztą, będę was na bieżąco informował... o ile chcecie? – dopytywałem niepewnie, obawiając się jaki stosunek będą teraz mieli do mojego życia w Seulu.
- Chyba tak byłoby... w porządku. Przynajmniej na razie – stwierdził tata, kiwając przy tym głową, a ja w końcu postanowiłem przytulić się do jego boku. – A póki co... chyba musisz nam co nieco o nich opowiedzieć – zaproponował, rozpoczynając tym samym mój bardzo długi monolog.
Na początek postanowiłem opisać spokojnego, pracowitego i ułożonego Yoongiego, oczywiście podając same jego dobre cechy, nie wspominając na przykład o zazdrości, bo to już była sprawa między naszą trójką. A następnie przeszedłem do Jimina - duszy towarzystwa, z bujną wyobraźnią i pewnością siebie, której również powoli mnie uczył. Opowiedziałem o kilku wesołych wydarzeniach z naszego życia, wspominając też o wakacjach w Ameryce i Tajlandii, które spełniły moje największe marzenie o zwiedzeniu choć niewielkiej części Ameryki właśnie z rodzicami lub ukochanymi.
Jednak kompletnie nie spodziewałem się, że tuż po zakończeniu monologu, mama zaproponuje wspólną kolację z moimi hyungami. Poprosiła mnie tylko, abym ich na nią zaprosił i zaraz ruszyła już do kuchni. Z lekkiego szoku otrząsnęły mnie dopiero słowa taty, który poprosił, by pomimo tej wspólnej kolacji, starsi nie zostawali na noc w naszym domu. Choć nawet o tym nie pomyślałem, raczej rozważając ewentualne zaakceptowanie moich ukochanych właśnie przez rodzicielkę, skoro tata od początku nie miał nic przeciwko takim zięciom.
Po szybkim wystosowaniu wiadomości do Yoongiego, podkreślając kilka zasad, których z Jiminem muszą się trzymać, ruszyłem już za mamą, dołączając do niej w kuchni i proponując danie, które hyungowie lubią.
Stresowałem się, ciągle wyobrażając, że coś może pójść nie tak. Miałem nadzieję, że mama wyrzuciła z głowy ten niezbyt przyjemny obraz mojej osoby zabawiającej się podczas lunatykowania. Na pewno sam byłbym mocno zmartwiony, gdybym zastał mojego syna lub córkę w takim stanie, szczególnie, że przed poznaniem Yoongiego i Jimina byłem naprawdę spokojnym chłopcem.
Z przygotowaniem kolacji wyrobiliśmy się w niecałą godzinę. Jak zwykle starałem się robić tyle samo co mama, aby nie przemęczać jej dodatkowo, gdy tata czytał nam jakieś - według niego - zabawne żarty i opowieści z jednej ze stron. Jednak jak tylko do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka, oderwałem się od układania miseczek, przepraszając mamę i biegnąc natychmiast do drzwi. I ledwo je otworzyłem, a wpadłem w ramiona ukochanych, o mało nie przewracając ich w progu. Lecz możliwość całkowitej utraty, nadal pozostała gdzieś w moim umyśle, każąc mi się cieszyć każdą sekundą spędzaną z Yoongim i Jiminem.
Starsi również mnie objęli, zamykając na chwilę w mocnym uścisku, gdy szeptałem im jak bardzo tęskniłem, nic oczywiście nie wspominając o strachu, aby ich jeszcze bardziej nie niepokoić.
Dopiero po odsunięciu od ich ciał, zauważyłem, że przynieśli jakieś prezenty. Uśmiech Jiminniego jak zwykle od razu mnie rozweselił, choć wiedziałem, że skrywa się pod nim strach i niepewność, którego nie miał zamiaru pokazywać reszcie. Yoongi był bardziej spięty, co całkowicie rozumiałem, obiecując sobie, że jakoś postaram się go rozluźnić.
Po tym długim przywitaniu, zaprosiłem ich do środka, stresując się niesamowicie. A gdy zdjęli już buty, poprowadziłem ich do kuchni, pozwalając przywitać się z moimi rodzicami.
Yoongi wręczył mojej mamie pokaźny bukiet kwiatów, przez który kobieta widocznie się zmieszała, a Jiminnie podał tacie pudełko z ciastkami ryżowymi. I nawet nie zdążyłem zająć wybranego przez siebie miejsca, kiedy mama złapała mnie za rękę, sadzając tuż obok siebie, oczywiście naprzeciwko Yoongiego i Jimina. Chyba wszyscy byliśmy zbyt zestresowani, aby się temu sprzeciwić. A dodatkowa napięta atmosfera nie sprzyjała rozpoczęciu jakiejkolwiek rozmowy.
- Chyba powinniśmy wam przedstawić jedną, najważniejszą zasadę – zaczął nagle tata, na którego od razu powędrował mój wystraszony wzrok, a umysł spodziewał się najgorszego. – Wszystko co moja żona gotuje, jest pyszne. Nawet jeśli coś przypali. Jasne? – zapytał, udając, że grozi moim ukochanym i sprawiając, że wywróciłem po prostu oczami, wzdychając cicho z ulgą.
Jiminnie jako pierwszy na to zareagował, uśmiechając się wesoło i zaraz postanawiając podlizać trochę moim rodzicom.
- Oczywiście, panie Jeon. Wystarczy, że to wyszło spod ręki pani Choi i Jeonggukiego... na pewno będzie przepyszne – oznajmił, choć moje oczy już układały plan zmodyfikowania tego usadowienia nas przy stole.
Wiedziałem, że jeszcze rok temu nawet bym tego nie rozważał, grzecznie siedząc przy mamie i pozwalając jej decydować za mnie o wszystkim. Jednak teraz, po tak wielu zmianach, długo nie wytrzymałem, podnosząc się z krzesła i zwracając tym samym wzrok moich hyungów i rodziców prosto na mnie. Pochwyciłem tylko swoje krzesło, łapiąc je za oparcie, by ruszyć z nim na drugą stronę stołu i grzecznie przepraszając hyungów, prosząc przy tym o rozsunięcie. A jak tylko zaskoczona dwójka spełniła moją prośbę, wsunąłem się z krzesłem między nich, posyłając wszystkim niewielki uśmiech.
Mama była tym mocno zaskoczona, gdy tata po prostu się roześmiał. I to Yoongi jako pierwszy chciał zaprotestować mojej woli.
- Jeonggukie... - zaczął, trochę karcąco, nadal utrzymując tę samą sztywną i zmieszaną postawę.
- W porządku – uspokoił go zaraz tata, który przesunął swoje krzesło obok mamy i objął ją zadowolony. – Ja też lubię siedzieć jak najbliżej mojej żony – wyjaśnił, dając jej całusa w policzek, przez który kobieta zaczerwieniła się odrobinę, szturchając go łokciem. Lubiłem widzieć ich szczęśliwych i nawet po tylu latach nadal w sobie zakochanych, dlatego uśmiechnąłem się delikatnie, również postanawiając dodać otuchy jednemu z moich ukochanych.
Początkowo po prostu przeniosłem na niego wzrok, czekając aż spojrzy w moją stronę. Jednak jak tylko to zrobił, zaraz objąłem go rękoma, przytulając się do jego torsu. Dodałem do tego szybkie odnalezienie jego ręki, z którą złączyłem swoje palce, podnosząc głowę do góry i posyłając mu uśmiech.
Nie martw się, hyung. Nie odejdę i nie zostawię was. A jeśli ktoś mi was odbierze, jakoś do siebie dotrzemy. Nawet jeśli znów będę musiał poświęcić w ten sposób swoje zdrowie.
Poczułem jak przez chwilę Jiminnie również postanowił dołączyć się do naszego okazywania sobie uczuć, głaszcząc mnie po głowie. Zaraz jednak Yoongi poprosił, abym już jadł. A po pogładzeniu przez niego mojego policzka, uśmiechnąłem się, zauważając, że zdążył się już trochę rozluźnić, dzięki czemu wiedziałem, że spełniłem dobrze swoją rolę, uszczęśliwiając nas nawzajem.
Niestety przez całą kolację utrzymywała się dość napięta atmosfera. Jiminnie zachwalał wszystko co lądowało w jego buzi, jednak rozmowa o przyszłości, którą rozpoczęła moja mama, stresowała nawet mnie. I dopiero kiedy kolacja dobiegła końca i wszyscy udaliśmy się do salonu, rozpoczynając grę w kalambury, całe to napięcie nas puściło. Podzieliliśmy na dwa zespoły, mając lekką przewagę liczebną z hyungami. Choć nawet dzięki niej, nie wygraliśmy, a rodzice zwyciężyli wszystkie rundy, mocno mnie tym zaskakując.
Dopiero około dwudziestej drugiej, odprawiłem ukochanych do domu Jimina, obiecując, że niedługo się zobaczymy. Podziękowałem im za wszystko i przeprosiłem raz jeszcze, całując ich potajemnie na pożegnanie i zaraz wracając do rodziców. Dołączyłem do ich przytulania, mając nadzieję, że już nigdy nie zechcą rozdzielić mnie z ukochanymi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top