2 - Truth
@KakaSzczur jako Yoongi :)
@Avangeee jako Jikook :)
Dodaję dzisiaj, bo... #HappyAvangeeeDay!
No i resztę dni mogę mieć trochę zajętą, więc wykorzystam wolną środę :)
~~~~~~~~~~~~
Yoongi:
Poranki zaczynające się od pocałowania śpiącego przy mnie Jimina, zawsze były najlepsze. Choć za oknem było jeszcze ciemno i teoretycznie mógłbym dłużej poleżeć, musiałem wstać i zabrać się do pracy. Dzień szkolenia sprawił, że zalegałem z projektem, dlatego im szybciej się do niego zabiorę, tym lepiej.
Dlatego po złożeniu pocałunku na włosach śpiącego aniołka, ruszyłem do łazienki, by zająć się poranną toaletą. Szybki prysznic pomógł mi się do końca obudzić i przypomnieć, że w naszym mieszkaniu jest jeszcze ktoś. Ubrałem się szybko i zamierzałem prosto z łazienki zajrzeć do Jeongguka, ale chłopak wyprzedził mnie w tym zamiarze, pojawiając się zaraz na korytarzu. Zmartwiło mnie, że wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż wczoraj, jednak nim zdążyłem go o cokolwiek zapytać, poprosił mnie o możliwość skorzystania z telefonu w celu skontaktowania się z babcią, gdyż jego urządzenie przepadło. Bez problemu wręczyłem mu smartfon i dałem chwilę spokoju, aby mógł się skontaktować z kobietą. Widziałem, że chce po tym uciec do pokoju, ale zaproponowałem mu wspólne śniadanie, na co ostatecznie nie odmówił, idąc za mną do kuchni.
Chłopiec zapytał czy może mi jakoś pomóc. Nie chciałem go obciążać przez uszkodzoną rękę, więc poprosiłem tylko o nakrycie do stołu.
- Wyglądasz na zmęczonego. Nie spałeś zbyt dobrze? – zacząłem temat, zbyt zaniepokojony tymi cieniami pod oczami, by ot tak przejść przy tym obojętnie. Dzieciak nawet nie odpowiedział, zaraz zwieszając głowę i nie przerywał rozkładania talerzy.
Podszedłem do niego i pogładziłem po włosach.
Biedny króliczek... Jak okropnym trzeba być, by dręczyć tak niewinne stworzenie?
- Obce miejsce, może dlatego – sam sobie odpowiedziałem. – Ale możesz odpocząć cały dzień, ja dzisiaj pracuję w mieszkaniu, więc jakbyś czegoś potrzebował, to masz mówić, ok?
Jeongguk kiwnął głową, co wywołało mój łagodny uśmiech.
- P-panie Min? – powiedział w końcu bardzo niepewnie, gdy siedział już przy stole, a ja znosiłem gotowe dania. – Mógłbym... prosić jeszcze o jakieś ubrania? – zapytał cicho, zawstydzony tą prostą prośbą.
- Hyung – poprawiłem go od razu. Mówienie do mnie ,,panie Min" brzmiało jakbym był w wieku mojego ojca, dlatego niezbyt to lubiłem. – Oczywiście, nie pomyślałem o tym, przepraszam. Dam ci je po śniadaniu, w porządku?
Chłopak pokiwał głową w odpowiedzi.
- Twój mundurek da się naprawić? Możesz dać go do prania, jeśli coś z niego będzie – zaproponowałem, przypominając sobie o fatalnym stanie jego uniformu.
- Chyba... chyba nie. Będę musiał kupić nowy – przyznał, widocznie załamany tym faktem.
Ciekawe czy dużo kosztuje. Może jakoś mogę mu pomóc?
- Przykro mi... - powiedziałem, odkładając już ostatnią miseczkę. – Jedz już, a ja pójdę po Jimina.
Wyszedłem z kuchni i skierowałem się do sypialni, gdzie mój słodki kurczaczek zdążył się już rozwalić na całym łóżku. Podszedłem do niego i pochyliłem się, odgarniając mu włosy z czoła, po czym pocałowałem je kilkakrotnie.
- Dzień dobry, kochanie. Wstawaj na śniadanie – poprosiłem go, dając jeszcze buziaka w skroń.
- Mam na później, hyung – mruknął tylko w odpowiedzi, zaraz znikając pod kołdrą.
Ah, no tak. Dzisiaj czwartek.
- Dobrze, kochanie, śpij – powiedziałem, wracając już do Jeongguka, który zamiast zająć się jedzeniem, czekał na mnie, siedząc skulony na krześle.
Zająłem miejsce przy nim i nałożyłem mu, widząc, że sam robi to niechętnie.
- Wygląda na to, że zjemy sami – poinformowałem go, nakładając też sobie ryżu. – Smacznego.
Młodszy zaczerwienił się, starając ukryć to przed moim spojrzeniem i również życzył mi dobrego posiłku.
By nie siedzieć w ciszy, postanowiłem opowiedzieć mu jeszcze trochę o mojej pracy, którą bardzo kochałem, oraz o innych, bardziej neutralnych tematach. W końcu jednak postanowiłem zadać mu proste pytanie, by czegoś się dowiedzieć.
- Nie będziesz miał problemów w szkole przez nieobecność? Pewnie wcale nie jest tam tak łatwo i przyjemnie, prawda? Jiminnie interesuje się idolami i mówił, że ta szkoła przymyka na nich oko. Ale pewnie nie jest tak różowo. Cieszę się, że edukację mam za sobą.
- Na pewno... będę musiał to wyjaśnić... Ale... moja ręka... chyba zrobi to za mnie – odpowiedział cicho, sprytnie unikając powiedzenia czegoś więcej na ten temat. Widziałem jak ponownie dłubie w jedzeniu, więc postanowiłem zmienić temat. – Nie smakuje ci? – spytałem zaniepokojony. W sumie nie wiedziałem jakie ma preferencje żywieniowe i po prostu zrobiłem to co zwykle jemy z Jiminnie'm.
- Nie, nie... Przepraszam, jest naprawdę dobre, tylko... N-nie mam ostatnio apetytu.
- Powinieneś jeść, Jeonggukie – stwierdziłem, automatycznie podsuwając mu pod nos pałeczki z odrobiną jedzenia, jak zawsze to robiłem z moim ukochanym, którego uwielbiałem karmić w ten sposób. Widać nawyk wszedł w krew. – Proszę.
Przez moment dzieciak się zawahał, robiąc przy okazji jeszcze bardziej czerwony, ale ostatecznie skusił się na zaproponowany kąsek. Podziękował cicho i starał już normalnie jeść, widocznie chcąc uniknąć takich zagrań z mojej strony. To było cholernie urocze, ale musiałem hamować moje zapędy. Wszystko, co zaliczało się do kategorii „słodkie" stanowiło moją wielką słabość. Począwszy od mojego chłopaka, a kończąc na słodyczach. Dlatego nie mogłem sobie pozwolić, by obcy nastolatek zaprzątał moją głowę swoją osobą. W niej miał być tylko mój Jiminnie. Koniec i kropka.
Reszta posiłku minęła na moim monologu, któremu młodszy co jakiś czas przytakiwał, a potem pomógł mi poznosić puste naczynia do zmywarki. Zostawiłem też porcję dla ukochanego, by zjadł coś przed wyjściem na uczelnię i w końcu poszedłem po jakieś czyste ubrania dla Jeongguka, które zaniosłem mu do pokoju. Spojrzałem na zegarek, upewniając się, że jest jeszcze wcześnie i mój skarb nie zaśpi na zajęcia, po czym nastawiłem pranie, zrobiłem sobie kawę i ruszyłem do pracy. Znaczy, w sumie tylko zamknąłem się w gabinecie, gdzie mogłem pracować w spokoju, ale zamiast pracą, zająłem się stworzeniem komiksu o wczorajszym dniu. Pod pseudonimem Suga tworzyłem internetową, ilustrowaną opowieść, która przedstawiała nasze prawdziwe życie. Jiminnie nic nie wiedział o tym, choć został on stworzony w dniu naszego poznania. Już wtedy czułem, że to nie jest tylko przypadkowe spotkanie, lecz przeznaczenie. W komiksie mój słodziak wcielał się w rolę kurczaczka, a ja kota, którzy żyli sobie szczęśliwie w swoim mieszkanku. Ale dzisiaj pierwszy raz na tych wirtualnych kartkach pojawiła się jeszcze inna postać - mały króliczek ze złamaną łapką. Ciekawe, ile stron jeszcze będzie towarzyszył głównym bohaterom...
Jimin:
Jak większość prawdziwych i oddanych fanów, pierwszym co robiłem tuż po przebudzeniu było sprawdzenie telefonu. Jak zwykle rozbudzałem się przeglądając Twittera, Fancafé moich dziewczynek oraz Kakaotalk, na którym odpisałem na kilka konwersacji, ostatecznie lądując na Youtube. Potrafiłem oglądać po trzydzieści razy te same filmiki z EXID, a i tak nigdy nie miałem ich dosyć i bawiły mnie równie mocno.
Zawsze dawałem sobie godzinę na rozbudzenie, niekiedy przez to zasypiając i opuszczając dzień na uczelni. Jak to na studiach, kiedy potrafiło się trochę przekombinować, nie było problemu z nieobecnościami, dlatego nie przejmowałem się tym aż tak, czasami przekraczając ich dozwoloną liczbę. Zresztą, rozpoczynając już drugi rok ekonomii, naprawdę nie miałem aż tylu chęci do studiowania, na większości ćwiczeń po prostu się nudząc, oczywiście oprócz przedmiotów związanych z matematyką, w której najlepiej się odnajdywałem.
Kiedy już przebolałem dzisiejszy dzień i nazbierałem energii na podniesienie z łóżka, pochwyciłem szlafrok, pamiętając, że nie mogę paradować półnago po mieszkaniu, skoro od dzisiaj mieszka z nami ten dziwny smark.
I odbiera mi wszystko co kocham! Jeśli hyung pójdzie do pracy zamknę go w pokoju... NA KLUCZ! Nieee, zaraz, hyung dzisiaj zostaje w mieszkaniu... Ughhhh...
Przygładziłem włosy ręką, kierując się już do łazienki, aby spędzić w niej – jak dobrze pójdzie – całe pół godziny. Prysznic, malowanie i modelowanie włosów były niczym w porównaniu z dobraniem ubrań w mojej garderobie, gdzie siedziałem kolejne piętnaście lub dwadzieścia minut, w końcu decydując się na jakiś pastelowy zestaw, tym razem zakładając do niego okulary, w których chodziłem tylko dlatego, że dodawały mi seksapilu.
- Ten dzieciak... Skoro ma być tutaj aż kilka dni... możeeeee to wykorzystamy? – zapytałem, jak zwykle się wygłupiając przed lustrem i rozmawiając tym razem nie z Lily, a samym sobą, dobierając przy tym dodatki. – Możeee hyung w końcu zgodzi się na jakieś towarzystwo dla mnie? – dodałem z szerokim uśmiechem, zerkając na jedną z półek, na której stało mnóstwo uroczych figurek – kotków, trochę niepasujących do całego wystroju garderoby, lecz ze względu na brak miejsca w naszej sypialni – koniecznych.
Z tą myślą skierowałem się do gabinetu hyunga, przybierając najbardziej uroczy uśmiech na jaki było mnie stać.
Nie! Stop! To musi być coś więcej niż tylko uśmiech!
Zaraz wróciłem się do mojej garderoby, otwierając jedną z szafek, w której znajdowała się moja kolekcja opasek. Wybrałem jakieś czarne, kocie uszka, pasujące do tematu rozmowy oraz do całego outfitu, po czym kontynuowałem swoją wędrówkę do gabinetu, złączając ze sobą ręce na wysokości moich bioder i trochę wypychając do przodu ramiona, aby przybrać moją najbardziej uroczą formę.
Zapukałem, czekając najpierw na zaproszenie, po którym dopiero wkroczyłem do środka.
- Hyuungie? Twój kotek przyszedł się z tobą przywitać – powiedziałem jednym z tych słodkich, wyćwiczonych głosików, których uwielbiałem używać nie tylko kiedy czegoś chciałem, a również przy zwykłej rozmowie z hyungiem lub nawet z moim przyjacielem.
Starszy od razu oderwał wzrok od ekranu monitora, minimalizując jakąś swoją pracę i posyłając mi uśmiech, z którym wyglądał jeszcze bardziej przystojnie.
- Dzień dobry jeszcze raz, mój słodki kotku – odpowiedział na moje przywitanie, przez co przez chwilę musiałem się zastanowić nad ewentualnym, porannym i niezbyt świadomym udaniu się do łazienki, przy którym spotkałem już mojego ukochanego.
- Witaliśmy się już, hyung? – zapytałem zdziwiony, zaraz jednak to porzucając, by przejść do mojego planu.
Szybko pokonałem kilka kroków dzielących mnie od biurka starszego, siadając na podłodze, tuż przy jego nogach i obejmując jedną z nich. Niestety nie mogłem rozpocząć swojego stałego rytuału ocierania o nią, skoro miałem już ułożone włosy i nie chciałem ich zniszczyć.
- Pogłaszcz swojego kotka, hyung – poprosiłem, podnosząc wzrok do góry i otwierając szerzej oczy, aby wyglądać dzięki temu bardziej uroczo.
Podziałało, bo zaraz poczułem jego dotyk na swoim policzku, ciesząc się, że pamięta o nieniszczeniu mojej fryzury, zwłaszcza przed wyjściem na uczelnię.
- A mój kotek nie chce posiedzieć na moich kolanach? – zaproponował, dlatego od razu się ożywiłem, nie mogąc powstrzymać przed niewielką zabawą w kocie gesty.
Podniosłem do góry jedną z rąk, kładąc ją delikatnie na udo Yoongiego i dotykając je kilkakrotnie, patrząc na niego przy tym wyczekująco.
Starszy zaraz zrozumiał co mam na myśli, dlatego w odpowiedzi poklepał oba uda, aby dać znać swojemu kotkowi, że jest mile widziany u jego pana na kolanach.
- No chodź, kochanie – ponaglił mnie, kiedy na mojej twarzy już wykwitł radosny uśmiech, który urósł jak tylko przedostałem się na wskazane miejsce, zaczynając imitować kocie mruczenie, patrząc na Yoongiego wyczekująco.
Starszy znów zrozumiał wysyłane sygnały, przenosząc palce za moje ucho, gdzie rozpoczął delikatne drapanie.
- Czy mój koteczek wybrał już sobie prezent? – Hyung rozpoczął kolejny temat, o którym przez wczorajszą sytuację i rozpoczęcie nauki na uczelni kompletnie zapomniałem.
Moje urodziny!
Od razu zrobiłem wielkie oczy, starając się uspokoić i nie panikować.
Teraz na pewno dostanę kotka! Aaaaaa!
Przekręciłem się tak, aby ręka starszego wylądowała na moich plecach i to tam kontynuowała sprawianie mi przyjemności w postaci drapania.
- Hyuuung? Chcę kompana do rozmów – powiedziałem tajemniczo, na razie nie zdradzając co mam na myśli, choć tymi słowami wywołałem u niego smutek, zaraz wyjaśniony.
- Ja ci już nie wystarczam, koteczku? – zapytał, przez co zacząłem się zastanawiać jak z tego wybrnąć.
- Hyung niekiedy nie rozumie mojego języka, a taki futrzasty przyjaciel na pewno nie będzie miał z tym problemów – wytłumaczyłem z uśmiechem, pochylając się trochę i dając mu kilka całusów w szyję, aby przestał się smucić i odbierać tego w taki sposób.
- Jeszcze jeden kotek, tak? – dopytał, w końcu wsuwając mi dłoń pod koszulkę, aby zacząć głaskać po plecach. – Jakiś konkretny?
Przez chwilę musiałem przymknąć po prostu oczy, wtulając się w jego tors i oddając tym przyjemnościom, których tak bardzo nie chciałem przerywać. Jednak mój umysł wciąż przypominał mi o uczelni, zaraz zmuszając do oderwania od ukochanego i odwrócenia do komputera, by włączyć pierwszą lepszą przeglądarkę i wpisać w wyszukiwarkę „Ragdoll", pokazując hyungowi to cudowne stworzenie.
- Patrz jaka śliczna laleczka, hyung. Jest idealna – wyszeptałem podekscytowany, nie mogąc napatrzeć się na te niebieskie oczka, składając przy tym dłonie i przykładając je do twarzy, aby stłumić ciche piski radości.
Starszy przejrzał na szybko włączoną stronę, przyglądając się nie tylko zdjęciom, ale i opisowi.
- Kotka czy kocurek? – zapytał zaraz, składając delikatny pocałunek na moim ramieniu, co odebrałem za pełną akceptację mojego prezentu, znów nie mogąc się nacieszyć tak cudownym człowiekiem, którego spotkałem niby przypadkiem, jednak swoim udawanym niezdarstwem i wpadnięciem prosto na niego, tuż po rozsypaniu niesionych kartek, użyłem wszystkich sztuczek, aby czarnowłosy przystojniak wyszedł na kawę z blond niezdarą. Oczywiście po kilku miesiącach wyznałem mu, że wszystko sobie zaplanowałem, na co on zareagował jedynie śmiechem, raczej nie mając mi tego za złe.
- Kotka, będziemy się lepiej dogadywać – powiedziałem, już całkowicie spokojnie, niestety nie mogąc za długo utrzymać takiego stanu, bo zaraz wpadłem w jego ramiona, obejmując mocno i całując kilkakrotnie jego tors. – Dziękuję, hyung, tak bardzo cię kocham! Ale... nie za ten prezent, za wszystko! – wyznałem, znów zamykając na chwilę oczy i czując jak od szerokiego uśmiechu moje policzki zaczynając już boleć.
- No dobrze, dobrze, mój koteczku. Chyba czas na uczelnię – przypomniał starszy po chwili przytulania, otrzymując ode mnie jeszcze dłuższego całusa w policzek i kolejne, szybkie wtulenie, po którym już zszedłem z jego kolan.
- Miłego dnia, hyungie – powiedziałem, pochylając się jeszcze do niego i posyłając mu ostatni szeroki uśmiech, po którym ruszyłem w stronę drzwi, zaraz jednak zawracając, by pokazać po raz ostatni swoją radość, przytulając mojego przystojniaka i ostatecznie wybiec z jego gabinetu, nie pozwalając swoim nogom na poniesienie mnie z powrotem do tego pomieszczenia. Po prostu grzecznie udałem się do sypialni, zabierając plecaczek i telefon, a następnie skierowałem się w końcu na uczelnię, wiedząc, że przez cały dzień będę żył tylko tą jedną, tak cudowną dla mnie informacją.
Yoongi:
Lubiłem pracować w mieszkaniu, a moja posada na szczęście mi to umożliwiała. Coraz rzadziej musiałem pojawiać się w siedzibie firmy i to tylko po to, by spotkać się na zebraniach lub z klientem, dla którego wykonywaliśmy zadanie specjalne. Dlatego ucieszyłem się z maila, w którym kierownik mojego zespołu poinformował mnie, że zebrania w tym tygodniu są odwołane przez delegacje na szkolenia. Nie dość, że będę mógł pracować w swobodnej atmosferze, blisko mojego kochania, to jeszcze przypilnuję Jeongguka. Rozumiałem zmartwienie Jimina odnośnie tego czy to na pewno bezpieczne pozwalać przebywać obcemu nastolatkowi w naszym mieszkaniu, ale intuicja mi podpowiadała, że nie jest to nikt zły. Pomimo tego, na pewno będziemy spokojniejsi jeśli pozostanie na oku któregoś z nas.
Kilka godzin pracowałem nad projektem, tworząc cztery opcje dla szefa, by był zadowolony. W międzyczasie znalazłem też jakiegoś hodowcę tych rasowych kotów, o którego poprosił mnie Jiminnie, i skontaktowałem się z nim, dogadując się w sprawie odebrania kotki na dzień urodzin mojego słonka. Czy byłem na niego zły przez tak drogi prezent? Nie. Bo dla mojego ukochanego gotów byłem wydać wszystko. Znaczy, jednocześnie pamiętając, że za coś muszę go karmić i płacić rachunki. Dawanie mu tego, czego pragnął, sprawiało, że ja również byłem szczęśliwszy. Ale nasze konto, które zasilała głównie moja wypłata, czasem potrafiło płakać przez takie „niezbędne wydatki dla szczęścia". Jimin dał mi tylko więc powód, bym bardziej postarał się o premię, bo inaczej może być problem z naszym wyjazdem w góry w lutym.
Zacząłem jeszcze przeliczać ile pójdzie na wszystkie akcesoria dla tego futrzaka, przez co mocno zacisnąłem zęby, rezygnując z kupna nowego garnituru i kurtki w tym miesiącu. Dopiero nagłe otworzenie się drzwi gabinetu oderwało mnie od tych wszystkich kwot.
- Jeonggukie? – zapytałem zdziwiony, bo nawet Jimin nie wchodził tutaj bez pukania. Szedł w moją stronę, po drodze potykając się o coś, ale na szczęście nie przewrócił się i po prostu dotarł do mnie, obejmując mnie od tyłu, przez co kompletnie zgłupiałem.
- Hyung, tęsknię za tobą czasami – mruknął pod nosem, bełkocząc trochę. – Szczególnie teraz. Chciałbym, żebyś mnie przytulił... dawno tego nie robiłeś...
Przyjrzałem się uważnie chłopcu i dopiero wtedy zorientowałem, że coś jest nie tak. Jeonggukie widocznie... lunatykował.
Odwróciłem się do niego i przyjrzałem raz jeszcze, by potwierdzić moje przypuszczenia.
- Jeonggukie? – powtórzyłem, potrząsając delikatnie jego rękę. Nie miałem pojęcia jak traktować lunatyka, a teorie na temat tego czy powinno się ich budzić czy nie, były sprzeczne.
Młodszy jednak zaraz odsunął się i stanął przy oknie, mrucząc coś do siebie niewyraźnie, ale po chwili wrócił do mnie.
- Pójdźmy nad rzekę, hyung. Tam, gdzie byliśmy najbezpieczniejsi. Nie czuję się tu dobrze. Zabierz mnie, albo pozwól wrócić do Busan.
Zmrużyłem oczy, nie rozumiejąc tego, co mówi.
Busan? Jiminnie stamtąd pochodzi. Czyżby młodszy również?
Położyłem mu dłoń na ramieniu, widząc szansę w tym jego chodzeniu przez sen.
Może wyciągnę z niego jakieś informacje...
- Dlaczego źle się tu czujesz? Ktoś zrobił ci krzywdę? – zapytałem ostrożnie, podnosząc się z fotela. Dzieciak jednak wykorzystał to, by natychmiast się we mnie wtulić.
- Hyuung – szepnął z ulgą, przez którą moje serce uspokoiło się na moment. Ciągły smutek i strach, który widziałem na twarzy chłopaka, ustąpił teraz miejsca równowadze, jednocześnie przywracając ją mnie. Trochę niepewnie pogładziłem go po włosach, nie mogąc się przed tym powstrzymać, ale też chcąc, by stan w jaki wpadł utrzymał się jak najdłużej.
- Jeonggukie, co cię dręczy? – szepnąłem bardziej do siebie, niż do niego.
- Mama będzie zła jeśli teraz nie wrócimy, chodźmy – powiedział, ale nie ruszył się z miejsca.
Ostatecznie to ja wziąłem go na ręce. I choć nie miałem siły, by manewrować w ten sposób Jiminem, to ten drobniutki i szczuplutki dzieciak bez problemu został przeze mnie uniesiony i przetransportowany do jego pokoju, gdzie zaraz wylądował w łóżku. Po drodze przytulał się do mnie, co było w sumie całkiem miłym doświadczeniem, ale bez problemu oderwał się, gdy poczuł pod plecami miękki materac.
- Jeonggukie, kim jest twój hyung? – zapytałem cicho, chcąc dowiedzieć się chociaż tego.
- Hyunseokie – mruknął, na co westchnąłem.
- Jeonggukie, kto ci zrobił krzywdę? – szepnąłem, znów bardziej do siebie, patrząc na jego uśmiech, który tak pięknie przyozdabiał jego śpiącą twarz.
Nie zamilkł jednak, kilka razy prosząc o przytulenie, napomknął o czuciu się samotnym i tęsknocie ze wspomnianym chłopakiem. Było mi go tak bardzo szkoda, że przez chwilę zostałem przy nim, głaszcząc go po włosach.
Chwila przedłużyła się chyba do kilku dobrych minut, bo usłyszałem nawoływanie Jimina z korytarza, który widocznie wrócił już z uczelni. Wyszedłem więc na korytarz, natychmiast obejmując mojego ukochanego w pasie i chcąc dać mu powitalnego buziaka. Pierwszy raz zostało mi to uniemożliwione, bo młodszy wręcz odepchnął mnie od siebie, spoglądając zdenerwowany raz na mnie, raz w stronę pokoju, z którego przed chwilą wyszedłem. Nie trzeba być geniuszem, by wpaść na trop jakim pewnie ruszył umysł Jimina.
- Lunatykował, odniosłem go do łóżka – powiedziałem spokojnie, wiedząc, że nie mam na sumieniu nic, co mogłoby czynić mnie winnym wyrządzenia krzywdy mojemu słonku.
- Lunatykował... - powtórzył, marszcząc brwi i odsuwając się na krok. – A ja jestem syrenką... - warknął naprawdę zły, rzucając swój plecak na bok i mijając mnie, by skierować do naszej sypialni. Ruszyłem za nim, ale nawet nie dotarłem do drzwi, bo on już wyszedł z pomieszczenia, niosąc ze sobą poduszkę. Natychmiast złapałem go za rękę, wiedząc już, że miewa czasem szalone i dość absurdalne pomysły.
- Jiminnie, dokąd idziesz?
- Lunatykuję... i wychodzę. – Znowu odpowiedział mi niemiłym tonem, chcąc pozbyć się mojego dotyku, ale nie szarpał się przy tym. Mimo tego trzymałem go pewnie, nie mając zamiaru na to pozwolić.
- Jiminnie, dlaczego mi nie wierzysz? – zapytałem, a ta myśl naprawdę mnie zabolała. Ja też bywałem o niego zazdrosny i moja głowa podszeptywała mi co Jiminnie może robić na uczelni lub po prostu gdy nie ma mnie przy nim, ale prawie dwa lata związku i bezgraniczne zaufanie pozwalało mi na odpychanie takich scenariuszy od siebie.
- Bo mnie to denerwuje, hyung. Ten dzieciak mnie denerwuje. Staram się udawać, że go nie ma, ale cały czas mi o nim przypominasz. I jeszcze mówisz, że „lunatykuje"... co nie brzmi zbyt przekonująco... Ufam ci, ale... za dobrze cię znam, hyung. Dlatego proszę, puść mnie i daj w spokoju wyjść – powiedział, zaciskając dłoń na poduszce, a wtedy ja pewnym ruchem przyciągnąłem go do siebie, zamykając w ramionach.
- Jiminnie, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Proszę, nie idź nigdzie – szepnąłem w jego włosy, nie wyobrażając sobie, bym kiedykolwiek miał go stracić, zwłaszcza z powodu jakiegoś obcego nastolatka. On jednak uparcie stał niczym kamień.
- A... a ten dzieciak? To dopiero drugi dzień, a ja doprowadziłem do dwóch kłótni, właśnie przez niego, hyung – zauważył cicho.
- A ten dzieciak to tylko nieznajomy, któremu trzeba pomóc. Proszę, nie myśl o nim w innych kategoriach, dobrze? – szepnąłem, całując go we włosy. – To nie jest potwór, Jiminnie. Może gdybyś spróbował z nim pogadać, to dowiedziałbyś się czegoś i szybciej wróciłby do domu? Jesteś młodszy, więc może szybciej ci zaufa... - zaproponowałem ostrożnie.
Skoro tak sprawy wyglądały, może zamiast namawiać Jimina do współczucia, które sam odczuwałem, wystarczyło zaspokoić jego ciekawość i chęć oddalenia stąd Jeongguka, by móc go uspokoić.
To chyba podziałało, bo poduszka wylądowała przy naszych nogach, a młodszy wtulił się w końcu we mnie.
- Lunatykuje, hyung? – Westchnął, na co kiwnąłem głową. – Na pewno nie jest wplątany w żadne narkotyki... i idolem też nie jest, sprawdzałem na socjologii. Jeśli chcesz, hyung... mogę się nim zaopiekować przez te kilka dni, ale to oznacza, że ty się do niego nie zbliżasz, dobrze? – zaproponował, odsuwając trochę, a z jego spojrzenia mogłem bez problemu wyczytać, że wszystkie te fochy pochodzą z niczego innego jak czystej zazdrości.
Zaśmiałem się, wsuwając dłonie w tylne kieszenie jego spodni.
- Ale nie bądź zbyt ostry, kochanie, dobrze? – poprosiłem go, całując zaraz po tym, a następnie zbliżyłem usta do jego policzka, jednak zamiast cmoknięcia, dmuchnąłem we fragment ciała w taki sposób, by wydobył się zabawny dźwięk przypominający pierdnięcie. Oberwałem za to w ramię, ale było warto, bo mój aniołek uśmiechnął się ślicznie.
- Będę najlepszym psychologiem w kraju dla tego smarka, hyung.
Kiwnąłem głową, godząc się na ten układ, choć wiedziałem, że w razie czego będę musiał zareagować. Liczyłem jednak na to, że nie będzie takiej potrzeby. Jiminnie nie był przecież złą osobą, po prostu najzwyczajniej w świecie chronił swojego „terytorium".
- To ja wracam do pracy – uznałem, widząc, że nasz mały konflikt jest zażegnany. – Ale chyba przyda mi się jeszcze kawa – dodałem, idąc już po pusty kubek, jednak Jiminnie ruszył za mną i zabrał mi naczynko z ręki, gdy tylko podniosłem je z biurka.
- Przyniosę ci, hyung – stwierdził, dając mi buziaka w policzek i uciekł do kuchni, a ja zadowolony usiadłem w fotelu, biorąc się do dalszej pracy.
Dwie minuty później mój skarb już był przy mnie i postawił kubek na podstawce, która pomagała utrzymać temperaturę napoju, po czym dostałem jeszcze jednego całusa w policzek.
- Przepraszam za mój wybuch, hyung. I niczym się już nie martw, wszystkim się zajmę – obiecał, cmokając też drugi policzek, po czym uciekł już, zostawiając mnie samego z komputerem.
Oj, Jiminnie, co ja się z tobą mam, mój zazdrosny, ale najcudowniejszy chłopaku.
Jimin:
Po całkowitym odrzuceniu pomysłu o ucieczce przed nasz blok, aby zmusić Yoongiego do pozbycia się tego dziecka, zacząłem układać plan nawiązania z nim wspólnego języka. Już i tak zdążyłem go nastraszyć, dlatego nie spodziewałem się, by cokolwiek poszło szybko i gładko.
Najpierw jednak zająłem się zjedzeniem jakiegoś obiadu, przebraniem i poprawieniem włosów, przy czym cały czas obmyślałem jakieś scenariusze na rozpoczęcie rozmowy z nim, może nawet wyciągnięcie na zewnątrz, skoro wyglądał mi na jednego z tych aspołecznych dzieciaków.
- Ale najpierw trzeba go ogarnąć... W końcu chodzi w jakichś ubraniach od hyunga... a one już nie pasują do nastolatków, szczególnie do karnacji tego smarka – oznajmiłem Lily, którą włożyłem w jedną z kieszeni mojego swetra, dzięki czemu mogła mi towarzyszyć przy wybieraniu ubrań w garderobie.
Krzywiłem się na dobierane outfity, przekręcając tylko głowę i nie widząc go w większości moich rzeczy.
Na niego to są jakieś XS-ki... Może... on należy do girlsbandu?! Taka druga Amber!
Przez chwilę zacząłem się poważnie nad tym zastanawiać, ale zaraz sobie przypomniałem, że coś tam widziałem poniżej jego pasa jak w nocy szukałem śladów igieł na jego ciele.
Po odłożeniu kilku ładnych zestawów, pochwyciłem za ich wieszaki, przechodząc do sypialni, z której wyciągnąłem swój stary telefon, pamiętając słowa hyunga o nieposiadaniu niczego przez to dziecko. I ja już dobrze wiedziałem co poprawi mu humor, a co za tym szło – nasze relacje... telefon!
Z całym tym wyposażeniem w końcu wysiadłem na ostatnim przystanku, którym był nasz pokój gościnny. Emo smark jeszcze spał, dlatego odłożyłem wszystkie rzeczy, podchodząc do okna i trochę je uchylając, aby się tu wywietrzyło, bo on najwyraźniej o to nie dbał. A po zajęciu miejsca na jego łóżku, ściągnąłem trochę kołdrę, przykrywającą jego twarz, by zobaczyć czy faktycznie śpi, a nie tylko udaje.
I niestety w końcu musiałem się przyznać do swojej zazdrości, samemu stwierdzając, że ten chłopak jest uroczy. A do tej pory ceniłem tylko moje dziewczynki za taki typ urody, szczególnie uwielbiając za to Hani, lecz nigdy nie zwracając uwagi na stworzonka tej samej płci.
- Jeongguk, wstawaj! – Podniosłem trochę głos, nie mogąc już znieść wpatrywania się w jego śpiącą osobę. Moje ręce zaraz wylądowały na jego ramionach, lekko nim potrząsając, co dość szybko sprawiło, że młodszy otworzył oczy i rozejrzał się zaspany po pomieszczeniu. – Mam coś dla ciebie... tak na przeprosiny za moje poprzednie zachowanie – zacząłem, gdy chłopak przeniósł już spojrzenie na moją twarz, a jego oczy po kilkunastu mrugnięciach powiekami, urosły do rozmiaru spodków.
Tryb wystraszony królik...
Powstrzymałem śmiech, grzebiąc już w kieszeni i wyciągając telefon, który zaraz mu włożyłem prosto do ręki.
- Musisz się tutaj nudzić. No i... pewnie cię boli... - Mówiąc to, pokazałem na jego rękę, pamiętając, że to nie zwykłe pęknięcie, a złamanie, z którym co prawda nigdy nie musiałem się męczyć, jednak domyślałem się jakie to może być uciążliwe, szczególnie w obcym miejscu. – To się czymś zajmiesz – dokończyłem, posyłając mu uśmiech.
- Dz-dziękuję... panie...
- Park – uświadomiłem go od razu, na razie nie mając zamiaru pozwalać na żadne „hyung", skoro nadal był dla mnie obcy. – Ale... jak coś mi o sobie opowiesz, będziesz mógł używać mniej formalnego zwrotu – dodałem, wyjaśniając mu jak może postarać się o wskoczenie na wyższy poziom naszej znajomości.
Zaskoczony chłopak nadal przyglądał się wręczonemu urządzeniu, chyba nie mając zamiaru ze mną rozmawiać. Pokręciłem tylko głową, przechodząc do następnego punktu w moim planie.
- Wstawaj. Pójdziesz się wykąpać, a później ubiorę cię jak człowieka – zakomunikowałem mu, podnosząc się z łóżka i cierpliwie czekając aż młodszy zrobi to samo, by zaraz złapać go za rękę, odkładając telefon na posłanie i kierując się z nim do łazienki.
Znów widziałem, że jest przerażony moimi zamiarami, dlatego po wejściu do łazienki i podejściu do wanny, by włożyć korek i odkręcić wodę, odwróciłem się do niego, znów przechodząc do wyjaśnień.
- Z tą ręką łatwiej będzie ci się wyką...
- Dlaczego pan to robi? – Wszedł mi w zdanie, obejmując się nieuszkodzoną ręką i wpatrując w podłogę.
Żebyś szybciej się ogarnął i zniknął z naszego życia.
- Ja nie będę odpowiadał na twoje pytania, jeśli ty nie odpowiadasz na moje – stwierdziłem cwanie, podchodząc do niego i każąc mu podnieść ręce, abym pomógł mu ze zdjęciem koszulki. Widziałem, że chyba mocno go tym zawstydziłem, ale mój argument o WF-ie, na którym przebiera się przy innych chłopakach, chyba na niego podziałał, bo zaczął ze mną współpracować, oczywiście zaraz starając ukryć się przed moim wzrokiem.
Dobraa, jednak nie należy do girlsbandu, to chłopak – pomyślałem, widząc, że żadnych piersi nie ukrywał pod koszulką.
Podałem mu już szlafrok i ręcznik, pokazując gdzie ma żel i szampon, po czym zostawiłem go samego, wracając do pokoju gościnnego.
Nie utopi się tam? W sumie wygląda na niezdarę... Oby nie, bo hyung będzie zawiedziony...
Spędziłem piętnaście, może dwadzieścia minut na telefonie, zaraz widząc jak drzwi do pomieszczenia się otwierają i do środka wchodzi nadal przerażony smark.
- Pomogę ci z koszulką, z resztą chyba sobie poradzisz – powiedziałem na wstępie, podrywając się z miejsca i podlatując do moich outfitów. Złapałem za jeden z zestawów, resztę wieszając w szafie.
Ubranie go w koszulkę i biały golf zdecydowanie należało do łatwiejszego zadania od zdjęcia z niego czegokolwiek.
Na tym zakończyłem swoje dzisiejsze dzieło, zostawiając go z telefonem i dając czas na oswojenie z nową sytuacją, samemu kierując się do kuchni, by zrobić obiad dla hyunga i tego smarka, przy czym już zacząłem rozważać następne punkty w swoim planie.
Szkoła, ten samochód, muzyka i taniec, rodzina... no i chłopak... bo dziewczyny na pewno by nie miał... Może to przez niego taka drama?
Yoongi:
Trochę zasmucił mnie brak zaufania Jimina, ale starałem się o tym nie myśleć, skupiając na kolejnej wersji postaci, tym razem zmieniając jej zbroję na kompletnie bezużyteczną kupkę piór, które mimo wszystko wyglądały niesamowicie. W końcu to tylko gra, więc względy praktyczne były mniej ważne od tych wizualnych.
Przerwałem pracę, gdy tylko mój ukochany zawołał mnie na obiad. Ruszyłem do kuchni rozważając dodanie jeszcze pióropusza, ale w momencie kiedy zobaczyłem Jimina w moim ulubionym fartuszku, natychmiast znalazłem się przy nim, by objąć go w pasie i pocałować w ramię.
- Co mój seksowny kucharzyk przygotował?
Młodszy od razu poprawił ubranie oraz włosy i dopiero wtedy na mnie zerknął.
Rozpoczęły się nasze zwyczajne gierki słowne, których podstawą było zdanie: „Masz ochotę bardziej na ramen, czy bardziej na mnie?". Szybko jednak ją przerwaliśmy, bo chłopak pochwalił się, że odwiedził naszego gościa i, jak to określił, „przywrócił jego tryb nastolatka" - cokolwiek to znaczyło. Pochwaliłem jednak zaangażowanie ukochanego w sprawę, za co podziękował i poprosił, bym poszedł już po najmłodszego.
Jeongguk, ubrany w ciuchy, które kojarzyłem z Jiminem, faktycznie lepiej wyglądał po tym, jak mój aniołek się nim zajął, co mnie trochę uspokoiło. Oczywiście za to również należała mu się pochwała, którą głośno wypowiedziałem po powrocie do stołu, dodając również do niej krótki pocałunek. Powinienem hamować takie zachowania przy naszym gościu, ale wiedziałem, że Jiminnie ich potrzebuje, by czuć się dobrze.
Ku mojemu zaskoczeniu to nie był jeszcze koniec niespodzianek, bowiem Jimin wręczył młodszemu słuchawki, by mógł cieszyć się muzyką. Zdziwiło mnie również, że mój chłopak pożyczył mu swój stary telefon, choć wolał, by jego rzeczy były nieruszane. To wszystko sprawiło, iż moje serce zabiło jeszcze mocniej dla niego.
Korzystając z okazji postanowiłem podpytać o dręczącą mnie kwestię z lunatykowaniem. Dzieciak przyznał mi, że zdarza mu się czasem opuścić łóżko podczas snu, więc musiałem być czujny na następny raz. Poza tym Jiminnie zaproponował młodszemu pomoc przy nadrabianiu zaległości ze szkoły, które na pewno zdążą mu się nazbierać, a także zaproponował wspólne odwiedzenie jakiegoś jego znajomego, by pożyczyć notatki.
W międzyczasie, słuchając tego wszystkiego, karmiłem moje słonko, nie rezygnując z tego naszego rytuału. A po posiłku oznajmiłem, że mam dość ślęczenia przed komputerem na dziś i zabrałem się za sprzątanie, w czym młodsi mi pomogli.
- To niech już hyung nie pracuje... Obejrzymy coś, albo po prostu się poprzytulamy – zaproponował mój chłopak, patrząc na mnie w sposób, który wprost mówił, że na przytulaniu się to nie skończy. Natychmiast znalazłem się przy nim i pochyliłem, by szepnąć mu do ucha:
- A może zamkniemy się razem w gabinecie?
Jeongguk chyba zrozumiał sytuację, bo uciekł już do siebie, dziękując za posiłek, a Jiminnie wyjął z kieszeni swoją maskotkę, sadzając ją na blacie.
- Idziemy pracować, hyung – zakomunikował, ciągnąc mnie już do mojego gabinetu.
Zadowolony ruszyłem za nim, spoglądając jeszcze przez ramię na dzieciaka, który zniknął za drzwiami pokoju gościnnego, po czym wyrzuciłem go z umysłu, skupiając już tylko na moim ukochanym.
- To nad czym dzisiaj popracujemy, kochanie?
Ten perwersyjny uśmiech na jego twarzy wywołał przyspieszenie mojego serca.
- Nad... sztuką nowoczesną, hyung – szepnął, zbliżając się, by złączyć nasze usta w pocałunku.
Przez długi czas nie pozwalał mi go przerwać, mówiąc, jak bardzo tęsknił za tą pieszczotą. Nawet nie zauważyłem kiedy oparł mnie o biurko, samemu schodząc już niżej.
- Ale tęskniłem równie mocno... Za moją naturalną odżywką, hyung – powiedział, patrząc mi w oczy, a jego palce szybko zabrały się za rozpinanie moich spodni, na co uśmiechnąłem się zadowolony.
- W takim razie do dzieła, mój kurczaczku – zachęciłem, wplatając mu palce we włosy.
Język Jimina szybko zaczął badać okolice mojego penisa, najpierw skupiając się na jądrach, a dopiero potem na pobudzonej już męskości, przejeżdżając po niej wzdłuż.
- Współpracuj ze mną, mniejszy kotku... i wejdź we mnie równie głęboko jak ostatnio – powiedział, jednak słów tych nie kierował do mnie, lecz do mojego przyrodzenia, co zdarzało mu się dość często.
Pozwoliłem mu przez chwilę samemu decydować o tej zabawie, jednak w końcu przesunąłem dłoń bardziej na tył jego głowy i delikatnie przymusiłem go do wzięcia dodatkowych dwóch centymetrów.
- No dalej, kurczaczku. Wiem, że potrafisz – powiedziałem spokojnie z uśmiechem. – Musisz się postarać, by dostać nagrodę.
Jiminnie zrozumiał polecenie, wiedząc doskonale, że na co dzień jestem raczej spokojną osobą, ale gdy chodziło o kontakty seksualne miałem swoje upodobania, lubiłem eksperymenty, ale przede wszystkim - żądałem posłuszeństwa.
Posłusznie więc rozluźnił gardło, biorąc prawie całą długość między usta. Jednak najlepszą częścią tego wszystkiego była zbereźna mina jaką robił, i która rozpalała mnie niemal do czerwoności.
Jego łapka zaciskała się na moim udzie, a druga pomagała przy utrzymaniu w miejscu mojego penisa. Oczywiście hamowałem wszelkiego rodzaju odgłosy, pozwalając sobie jedynie na głośniejsze westchnienia, albo komplementy kierowane w stronę ukochanego.
Musiałem tego zaprzestać dopiero, gdy Jimin zaczął mruczeć, dając mi tym samym jeszcze więcej przyjemności. Tuż przed finałem chłopak odsunął się ode mnie, patrząc na mnie błagalnie, bym skończył tak jak lubił najbardziej - czyli na jego twarzy i włosach.
Kilka ruchów dłonią i te rumiane policzki przyozdobiła biała maź, lądująca również w różowych kosmykach oraz buzi młodszego.
- Chodź do mnie, Jiminnie – poprosiłem, wyciągając do niego rękę.
Nim mój aniołek mnie posłuchał, przejechał dłonią po twarzy, przenosząc całą spermę na swoje włosy, a tę z ust po prostu zlizał zadowolony. Dopiero wtedy chwycił moją dłoń i podniósł się, przytulając do mnie.
- Dziękuję, hyungie – szepnął, oddychając ciężko.
Napracował się, by sprawić mi przyjemność, dlatego nie zamierzałem być mu dłużny.
- Powinienem się odwdzięczyć mojemu kurczaczkowi? – zapytałem, używając tego pieszczotliwego określenia, które pasowało do niego, gdy się poznaliśmy. Dla mnie nadal był tym uroczym blondynkiem, dlatego nie rezygnowałem z tego pieszczotliwego zwrotu, przywołując je najczęściej w łóżku.
Objąłem mojego chłopaka w pasie, a wolną ręką pogładziłem po policzku, patrząc mu w oczy. Szybko jednak przeniosłem ją na jego pośladek, a następnie na krocze, by rozpiąć zamek w spodniach.
- Chodź, kurczaczku – poprosiłem, zabierając go na drugą stronę biurka, bym mógł usiąść na fotelu. Odwróciłem ukochanego tyłem do siebie i zdjąłem jego spodnie oraz bieliznę.
Kształtne pośladki aż prosiły, bym zajął się nimi moimi ustami. Pieściłem je przez chwilę, zostawiając na nich dwa malinowe ślady. Gdy w końcu nacieszyłem się tym fragmentem jego ciała, kazałem mu usiąść na moich kolanach i oprzeć się plecami o mój tors, a jak tylko to zrobił, zacząłem powoli masować jego męskość.
Jego dłoń sięgnęła na mój kark, a spomiędzy ust zaczęły ulatywać głośne jęki, przemieszane z moim imieniem. Nagle przypomniałem sobie, że...
- Jiminnie, nie jesteśmy sami... - mruknąłem mu do ucha. – Uwielbiam twoje piękne jęki, ale dzisiaj chyba powinny być cichsze – zauważyłem, spowalniając ruch ręki na jego penisie.
Zrozumiał to, wtulając twarz w moją szyję, by jakoś zdusić te odgłosy. Na nowo przyspieszyłem dogadzanie mu, wolną rękę wsuwając pod jego koszulkę, by zbadać palcami miękki brzuszek. Nakręcony tym, przesunąłem dłoń wyżej, by dać mu więcej przyjemności, zaczynając zabawę sutkami Jimina. Szeptałem mu kolejne komplementy z głębi serca, zapewniając o mojej miłości, by w takiej atmosferze pozwolić mu skończyć na mojej dłoni.
Pocałowałem go w skroń, przenosząc trochę spermy na jego włosy, a resztę podsunąłem mu pod nos. Oczywiście chłopak niezadowolony zmarszczył nos, robiąc minę zbuntowanego dziecka, i wtulił się we mnie, odmawiając tym samym takiego działania.
Zaśmiałem się, spodziewając takiej reakcji, bo o ile Jiminnie uwielbiał moją, o tyle swojej nie chciał tknąć. Jednak mi to absolutnie nie przeszkadzało, dlatego sam zająłem się wyczyszczeniem swoich palców.
- Oj, moje kochanie – szepnąłem, gładząc go po boku z delikatnym uśmiechem.
Aniołek skulił się na moich kolanach, a ja objąłem go tak, by obu nam było wygodniej. Dzięki temu mogliśmy odpocząć po tej zabawie.
- Musiałbym... naprawdę naskrobać, aby przyjąć taki hmm... „prezent", hyung – szepnął, śmiejąc się cicho.
- Wiem, Jiminnie. Ale przecież jesteś grzeczny, a ja chętnie przyjmę go za ciebie – zauważyłem, całując go w czoło.
- Ja za to mogę przyjąć każdy prezencik, jaki tylko hyung sobie wymarzy... tylko w inną dziurkę – szepnął, odrywając głowę od mojej koszulki, aby posłać mi uśmieszek aniołka, na co zaśmiałem się krótko.
- Mam pomysł na nową zabawę, kurczaczku. Ale poczekamy z tym do twoich urodzin, dobrze? O ile nie wystawisz mnie dla swojej nowej przyjaciółki – zdradziłem, robiąc przy tym smutną minkę.
- Kaktusy? Zapędziłem się? Hmm... Jeśli dostanę zwolnienie lekarskie, to mogą być nawet kaktusy – powiedział natychmiast, a ja wybuchnąłem śmiechem.
Jiminnie naprawdę nie miał hamulców, wymyślając ciekawe zabawy i pozwalał wykorzystywać naprawdę nietypowe rzeczy w łóżku. Raz nawet wpadł na pomysł, by przetestować parasol, ale wybiłem mu to z głowy...
- Chyba wyczerpałem limit odwiedzania szpitala w tym roku – powiedziałem z uśmiechem, zostawiając tematy łóżkowe. – Jak było na uczelni?
Mój ukochany zaraz opowiedział mi o masie nudnych zajęć, w czasie których razem z jego najlepszym przyjaciel omówili jak będzie wyglądać opieka nad Księżniczką, jak nazwał jeszcze nieotrzymanego kotka. Biorąc pod uwagę, że tamten również miał jakiegoś rasowego sierściuszka, już czułem te ich spotkania ze zwierzaczkami... Nasze życie na pewno zrobi się jeszcze ciekawsze...
Jimin:
Yoongi zapewniał mi wszystko co kochałem, obdarzając szczęściem, opieką i miłością. Dlatego po każdej kłótni, nawet jeżeli słusznej, miewałem wyrzuty sumienia, pamiętając jak ciężko pracuje, aby zapewnić mi to szczęście.
Nie miałem zamiaru mówić już ani jednego złego słowa o Jeongguku, naprawdę chcąc mu pomóc, oczywiście ze względu na hyunga i jego radość po każdym postępie poczynionym w kierunku wyciągnięcia z tego dzieciaka jakichś informacji. O jak najszybszym oddaniu go w ręce jego babci, czy jakiegoś krewnego, albo przyjaciela, już nie wspominając, bo to był główny cel moich miłosiernych działań i realizowania ułożonego planu.
Na następny dzień, tak jak obiecałem Jeonggukowi, tuż po obiedzie, znów do niego zawitałem, przypominając o naszym wyjściu. Nie mogłem jednak pozwolić, aby ta jego emo grzywka odstraszała ludzi na ulicach, dlatego po usadzeniu go na łóżku, poleciałem po swoją prostownicę, lakier oraz szczotkę i grzebień, by odsłonić mu w końcu oczy i pokazać jak wygląda nasz świat.
Chłopak oczywiście protestował, chcąc zachować swojego ulizanego kokosa, lecz ja – jako specjalista uznający wygląd człowieka za niedopracowane dzieło, które trzeba upiększać, prawie siłą utrzymałem go na łóżku, zmuszając do grzecznego siedzenia przez dziesięć minut, podczas których ukręciłem mu ładne fale, stwarzając niechlujną i bujną fryzurę, idealnie pasującą do jego wieku. Niezadowolony nastolatek został jeszcze ubrany w turkusowy sweterek i rurki, które niestety były na niego trochę za duże i musiałem wręczyć mu dodatkowy pasek, aby przypadkiem nie spadły mu z tyłka na środku chodnika. Nie mogłem w tym momencie nie poruszyć jednego z nurtujących mnie tematów, który już wczoraj pojawiał się w moim umyśle.
- Przybierasz normalnie na wadze, Jeongguk? Nie masz jakiejś anoreksji, bulimii, czy czegoś tam...? Zdążyłem zauważyć, że niezbyt chętnie jesz wszystko co z hyungiem gotujemy... Nie potrzebujesz z tym pomocy? – Po zadaniu ostatniego pytania, zająłem miejsce obok niego, jak zwykle widząc, że chłopak już zdążył się przerazić tym wątkiem. – Noo, Jeongguk... to chyba lepszy temat od „samochodu" – zauważyłem, niestety źle dobierając słowa i znów otrzymując w odpowiedzi zwykłe pokręcenie głową.
Zaraz... jak hyung to robi? Głaszcze go czy coś? To chyba mu pomaga...
Zaryzykowałem podobnego gestu, jednak zamiast pogładzić go po głowie, złapałem jego rękę, zaczynając miziać ją delikatnie kciukiem.
- Mam dużo tematów, które chciałbym z tobą poruszyć. Widzisz, że nie robimy ci krzywdy i chcemy pomóc, powinieneś nam zaufać... króliku. O! Wiesz, że masz ząbki jak królik? I w sumie oczy... takie dużeee... - Zaśmiałem się, lekko podekscytowany swoimi obserwacjami, starając się przy okazji po raz kolejny rozluźnić atmosferę i jakoś zawęzić naszą znajomość.
Jeongguk jednak bardziej był skupiony na moim palcu, głaszczącym jego dłoń, niż na tym co do niego mówię. Widziałem, że znów zdążył się przez to zawstydzić, lecz jak zwykle się tym nie przejmowałem.
Powinien się przyzwyczaić!
- W-wiem... panie Park – wydukał tylko, w sumie nie dostarczając mi żadnej informacji, przez co westchnąłem.
Czas na ekstremalne metody.
- Bulimia, Jeongguk? – zapytałem twardo, zbliżając się odrobinę i przypatrując jego twarzy.
- N-nie.
- Anoreksja? – Brnąłem dalej.
- Nie.
- Jakaś inna odmiana?
- Nie.
- Brak apetytu spowodowany jakimiś problemami? – Spróbowałem znów podejść go od innej strony, pamiętając, że na większości nastolatków nauka, kłopoty w rodzinie, czy wśród znajomych, odbijają się właśnie w taki sposób.
I to był mój strzał w dziesiątkę, bo młodszy pokiwał głową, dlatego zaraz postanowiłem zapewnić go, że trochę tych problemów niedługo rozwiążemy.
Nie chcąc marnować czasu, puściłem już jego rękę, podchodząc do mundurka leżącego na jednej z szafek i zaczynając zaraz przyglądać się tym niby nienaprawialnym uszkodzeniom.
- Znam taką krawcową, co bez problemu to naprawi, Jeongguk – oznajmiłem mu z uśmiechem, składając żółty materiał, by przy okazji udać się do mojego i Seokjina jedynego ratunku w sytuacjach kryzysowych, gdy nasz Gucci, Prada lub Louis Vuitton, zostały uszkodzone.
Pobiegłem jeszcze do kuchni po reklamówkę, wrzucając do niej złożone ubranie i wołając Jeongguka na korytarz. Przyniosłem nam kurtki i buty dopasowane do outfitów, nie mogąc nacieszyć się z dobrania tak idealnych barw do tego dzieciaka. Aż miałem ochotę zrobić mu zdjęcie i wstawić na Instagrama, ale to wywołałoby burzliwą dyskusję w gronie moich znajomych, którzy zapewne uznaliby go za mojego nowego chłopaka.
Nie, nie, tylko Yoongi hyung mi w głowie!
Założyłem jeszcze okulary, poprawiając kurtkę młodszego i robiąc sobie szybką selkę, po czym krzyknąłem do ukochanego okupującego gabinet, że wychodzimy i będę tęsknił, zaraz realizując swoje słowa, by skierować się na metro.
Jeongguk oczywiście nie miał numeru do swojego znajomego, nie posiadając też KakaoTalk, dlatego udaliśmy się w miejsce, w którym prawdopodobnie przebywał ten cały Mingyu po szkole – do biblioteki. Byłem szczerze zniesmaczony udawaniem do tego miejsca, mając już dość nauki przez te kilka godzin na uczelni. Jednak innego wyboru nie miałem.
Po drodze zdążyłem dopytać młodszego o miasto rodzinne, bo już po samym akcencie słyszałem swoje nadmorskie rejony. Mogłem się tylko domyślać, że chłopak przyjechał do Seulu, aby uczyć się w SOPA, choć nie wiedziałem po co, skoro nie śpiewał i nie tańczył, a na aktora się nie nadawał.
Gdy dotarliśmy już pod bibliotekę, zostałem nagle złapany przez nieuszkodzoną rękę dzieciaka i zatrzymany dość gwałtownie, przez co posłałem mu zaskoczone spojrzenie.
- P-panie Park... nie chciałbym... aby Mingyu widział mnie w takim stanie... - wyznał, jak zwykle szeptem, sprawiając, że pokręciłem tylko głową.
- Pewnie nie masz jego zdjęcia, albo czegoś... Możesz opisać jak wygląda? – zapytałem, wzdychając i jak zwykle czekając cierpliwie aż dzieciak zechce mi coś zdradzić.
- Zna pan Kim Sangbuma? Te-tego...
- Aktora? – Wszedłem mu w słowo, nie mając żadnych problemów ze znajomością tego typu gwiazd. – No pewnie. Oglądałem z nim kilka dram, a co?
- Jest do niego... trochę podobny – przyznał, wywołując tym moje kolejne westchnięcie.
- Dobra, i tak go znajdę... Ale nie zostawię cię tu, bo jeszcze znikniesz i będę miał problemy. – Mówiąc to, złapałem go za rękę, ciągnąc do budynku i pokazując na toalety, w których miał pozostać. Poprosiłem jeszcze jedną z pań dyżurujących, aby go przypilnowała gdyby zechciał uciec, po czym udałem się już na górę, aby znaleźć tego kujona.
I w sumie nie było to ciężkim zadaniem, bo chłopak faktycznie przypominał tego aktora, a dodatkowo na sali znajdowało się jakieś piętnaście osób.
- Mingyu? – zapytałem, aby się upewnić, jak tylko dotarłem pod odpowiedni stolik, siadając przy nim i patrząc na uczącą się podobiznę Kim Buma.
- Tak. Znamy się? – Zdziwione spojrzenie młodszego, który obejrzał nie tylko całą moją twarz, ale i resztę mojej osoby, mocno wyróżniającej się z tłumu, dość szybko zostało utkwione w moich oczach, gdy chłopak zdał sobie sprawę, że to mogło być niegrzeczne.
- Nie, nie znamy, ale mamy wspólnego znajomego... znaczy... tylko się nim opiekuję – wyjaśniłem, na razie nie zwracając uwagi na jego szok i widoczny strach wymalowany na twarzy. – Chciałbym pożyczyć od ciebie jakieś notatki, zeszyty, książki, czy co tam masz... albo dam ci do siebie kontakt i wszystko mi wyślesz na maila... - zacząłem, choć chłopak nie dał mi dopowiedzieć już ani jednego słowa.
- Jeongguk? Chodzi o Jeongguka? Jest tu z tobą? Słyszałem, że jest chory, ale... To Jeongguk, tak?
- Tak – przyznałem, przerywając jego nagły wybuch, choć mocno przyciszony, aby nie przeszkadzać reszcie uczących się smarków. Od razu zobaczyłem w tym okazję do wyciągnięcia jakichś informacji o wypadku emo dzieciaka, dlatego nie podawałem jeszcze tego kontaktu. – Mingyu. Czy Jeongguk miał jakieś problemy w szkole? Albo... w rodzinie? – zapytałem ostrożnie, zaraz widząc jak rysy twarzy tego chłopaczka stają się bardziej wyraziste właśnie przez zmarszczenie brwi.
- Jeongguk niechętnie mi się zwierza... do tego ograniczając się do nauki, ale... jeśli cokolwiek mu się stało, to moja wina – przyznał, widocznie załamany, na co przekręciłem tylko głowę, znów niczego nie rozumiejąc.
- Jesteś jego chłopakiem, Mingyu? – wypaliłem, zaraz oczywiście tego żałując, bo młodszy zdębiał. – Nie, w sumie nie, sory, nie było pytania, on nawet nie ma twojego telefonu. – Przypomniałem sobie, kręcąc głową i postanawiając pociągnąć już temat tego wypadku.
Ten wypad do biblioteki okazał się najlepszym punktem w moim planie, wyjaśniającym większość problemów, z którymi borykał się Jeongguk. Zapewniłem tylko Mingyu, że jego kolega jest pod dobrą opieką, by tuż po podaniu mu swojego kontaktu, skierować się z powrotem do łazienek, wyciągając z nich wystraszonego królika.
- I czemu niczego nam nie powiedziałeś? W drodze do mieszkania masz mi odpowiadać na wszystkie pytania, bo inaczej jutro załatwię ci powrót do szkoły – oznajmiłem mu, łapiąc pod rękę i prowadząc już do wyjścia.
Nie potrafiłem uśmiechnąć się tryumfalnie, nawet po zdobyciu tych informacji, byłem teraz zbyt zmartwiony losem tego chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top