14 - Justice

@KakaSzczur jako Yoongi :)

@Avangeee jako Jikook :)


Ten rozdział powinien się nazywać: CIEKAWE INFORMACJE :)

~~~~~~~~~~~~




Yoongi:

Tak feralnych zdarzeń ten dzień nie zapowiadał. Nie musiałem iść do firmy, więc pracowałem w domowym zaciszu. Po wczorajszej kąpieli i odespaniu kilku godzin więcej, miałem siły do walki z tym cholernym projektem, więc liczyłem na to, że zakończę dzisiaj, po raz któryś, ten sam etap projektowania postaci.

Ten zwyczajny dzień przerwał nagły telefon od Jimina, a sam ton jego głosu powiedział mi, że coś jest bardzo nie tak. Znając go myślałem, iż powie coś w stylu: „Jakiś dzieciak usmarował mi lodami sweter" i że mam po niego przyjechać, by nikt nie widział tej wielkiej plamy. Jednak rzeczywistość okazała się dużo gorsza i aż mi krew zmroziło, gdy usłyszałem, że stała mu się tak wielka krzywda. A kiedy zdradził mi powód całego zajścia, myślałem, że wyjdę z siebie.

Jak ktokolwiek mógł pomyśleć, by podnieść rękę na mojego aniołka?! I to jeszcze z takiego powodu!

Czekałem na moje słonko, modląc się w duchu, by to nie było stałe uszkodzenie, bo wtedy Jiminnie się zapłacze. Dla mnie zawsze będzie najpiękniejszy, oczywiście na równi z Jeonggukiem, więc nawet krzywy nosek nie zrobiłby mi różnicy. Jednak znałem jego podejście do wyglądu i miałem pełną świadomość, iż jeżeli będzie taka konieczność i Jiminnie będzie chciał operację plastyczną, by naprawić ten nosek, to wydam nawet całą roczną pensję, byle był szczęśliwy.

Moje przemyślenia zostały jednak uspokojone, gdy lekarz gwarantował mi, że wszystko powinno się prawidłowo zrosnąć, pod warunkiem, że pacjent nie będzie nic majstrował przy swojej ranie. Wiedziałem, iż kurczaczek dopilnuje, by jego uroda nie ucierpiała, dlatego mogłem odetchnąć z ulgą w tym temacie. Teraz jeszcze pozostawała kwestia samopoczucia Jimina, który już w drodze do domu wyglądał na niesamowicie złego. I nie dziwiłem się mu ani trochę. W domu już czekał na nas Jeonggukie, zdziwiony naszą nieobecnością, a gdy tylko zobaczył jej powód, natychmiast podbiegł, wybuchając płaczem z przerażenia.

Pomogłem Jiminowi zdjąć kurtkę, po czym poprosiłem, by poszedł odpocząć w łóżku, gdyż nadal był dość słaby po pobiciu. Jeongguk rzucił się wręcz do pomagania mu w przemieszczeniu, dlatego szedłem za nimi, rozważając co powinienem z tym zrobić, bo oczywistym dla mnie było, aby jakkolwiek na to zareagować.

Jiminnie po zajęciu miejsca na materacu, osłonił swoją buzię poduszką, jakby chciał ukryć swoją małą niedoskonałość. Jeongguk natychmiast znalazł się przy nim, przytulając do jego ręki, by to w nią wylewać swoje łzy.

- Coś ci przynieść, kochanie? – zapytałem, siadając na skraju łóżka.

- Jakąś maskę? Dopóki nie odzyskam swojego normalnego wyglądu – burknął nieszczęśliwy.

- Jiminnie, nie musisz się przed nami chować – zauważyłem łagodnie, ale zgodnie z jego prośbą poszedłem do garderoby, by wybrać mu jakąś osłonę na twarz. Zdecydowałem się na tę z dzióbkiem kurczaczka, aby choć trochę poprawić mu humor.

Słyszałem w tym czasie krótką wymianę zdań chłopaków i odpowiedź na moje stwierdzenie.

- Jestem brzydki, muszę.

- Hyung jest zawsze przystojny! – zapewnił go Jeongguk.

Wróciłem akurat, by zobaczyć jak króliczek całuje obejmowaną rękę, a Jimin klepie go na oślep.

Zająłem miejsce po drugiej stronie, aby móc go objąć.

- Nie jesteś, kochanie. Już ja dopilnuję, by ten idiota przyszedł do ciebie na kolanach błagać o wybaczenie – zadeklarowałem, na co on westchnął, przyjmując ode mnie przyniesioną rzecz i od razu założył ją na twarz, odkładając tym samym poduszkę.

Jeongguk zerwał się nagle na równe nogi i pobiegł do garderoby, z której przyniósł jakąś kartkę. Zaczął z niej odklejać malutkie obrazki z motylkami i kwiatkami, a ja od razu przypomniałem sobie jak Jimin narysował mu je na gipsie kilka miesięcy temu. Teraz naklejki lądowały na różnych fragmentach skóry kurczaczka, takich jak ręka, ramię, a nawet czoło.

Gdy skończył przyozdabianie, znowu uciekł, tym razem do toaletki, z której zabrał pluszaka Lily, a następnie przyniósł jeszcze dwa miśki, których wcześniej nie widziałem - kota i królika.

- Będą hyunga chronić – wymamrotał, wracając do nas na łóżko.

- Kto to? – zapytał zaskoczony Jimin, podnosząc zwierzątka.

- Harry i James.

- Jeonggukie... Nie nazwałem Lily po Harrym Potterze – wyjaśnił jasnowłosy, śmiejąc się krótko i głaszcząc po głowie najmłodszego.

Obserwowałem całą tę scenę i na moment również uśmiechnąłem się łagodnie, ciesząc tą prostą sytuacją, ale troski nie pozwoliły mi na długo na ten uśmiech.

- Może zrobić ci coś do jedzenia, Jiminnie? – zaproponowałem, chcąc znaleźć dla siebie jakieś zajęcie.

- Chcę pizzę i lody, hyung.

Czyli standardowy zestaw: „Potrzebuję więcej miłości, hyung".

- Na jaką pizzę dzisiaj masz ochotę? – zapytałem, jedną dłonią przeczesując jego włosy, a drugą już szukając telefonu, by zadzwonić do pizzerii.

- Z mięsem – mruknął, przymykając oczy.

- Dobrze. A dla ciebie, Jeonggukie?

- Nie, dziękuję. Na razie nie jestem w stanie nic zjeść – powiedział cicho, nadal tuląc się do ręki Jimina, jakby bał się, że po puszczeniu jej nasz chłopak zniknie.

Zadzwoniłem więc i zamówiłem największą mięsną pizzę, po czym podniosłem się z łóżka.

- Pójdę po lody. Na pewno wrócę przed dostawcą, więc się nie martwcie – wyjaśniłem, składając jeszcze krótkie pocałunki na ich czołach.

Wyszedłem już z pokoju, by ubrać się szybko i pójść do sklepu, kilka kroków od nas. W mojej głowie już rysował się plan, który zamierzałem wcielić w życie jak najszybciej. Dlatego też ponownie sięgnąłem po telefon, w celu skontaktowania się z moim najlepszym przyjacielem.

- Tylko mi nie mów, że znowu każą mi zmieniać całe tło, bo nie pasują im trzy piksele – powiedział Hoseok na powitanie zmęczonym tonem.

- Hoseok, co powiesz na małą akcję Sope?

Po moim pytaniu nastąpiła krótka cisza, w czasie której zdążyłem dotrzeć do sklepu.

- Mam szykować czarne worki?

- Blisko. Jakiś niedorobiony idiota złamał nos Jiminowi.

- Kiedy chcemy załatwić tego śmiecia?

- Jutro.

- Mamy zebranie.

Przekląłem, zaraz przepraszając panią przechodzącą obok mnie z dzieckiem.

- Ale w poniedziałek powinno być ok. Seo obiecał, że nie będzie wtedy żadnego spotkania.

- Super. To spotkamy się na głównym parkingu przy uczelni Jimina.

- Jasne. W szczegóły wprowadzisz mnie w niedzielę, dobra? Bo muszę skończyć te cholerne tło. Od dziesięciu godzin to męczę, bo cztery godziny temu zadzwonili, że jednak chcą te niebo „bardziej chabrowe niż lazurowe". Co za ludzie...

Pożegnałem się już z przyjacielem i rozłączyłem, wybierając odpowiednie lody.

Przez weekend niewiele się działo. Zdążyłem na spokojnie prześledzić gościa, który zrobił krzywdę Jiminowi i dowiedziałem się gdzie mogę go zastać w poniedziałek. Nie zdziwiło mnie, gdy Jeonggukie przyszedł do mnie zapytać czy zamierzam coś zrobić w sprawie naszego chłopaka. Gdy przytaknąłem, zaproponował swoją pomoc, której w sumie nie potrzebowałem, mając Hoseoka, ale młodszy uparł się, więc zgodziłem się zwolnić go z zajęć, aby tylko się ze mną przejechał na uczelnię Jimina. Jedno było pewne - dobrze się to nie skończy.



Jungkook:

Opieka nad Jiminnie hyungiem, dotrzymywanie mu towarzystwa, przytulanie, prawienie komplementów i spełnianie każdej jego prośby, od powrotu ze szpitala stały się moją codziennością. Nie chciałem aby się smucił i myślał o tym wydarzeniu, dlatego to przy nim spędziłem większość piątku, całą sobotę i niedzielę. Nic nie wspominałem o planach Yoongi hyunga, które mogły kremowowłosego tylko zmartwić, a po prostu pozwalałem mu na tworzenie nowych fryzur na mojej głowie, robienie makijażu, a nawet śpiewałem każdy utwór jaki sobie zażyczył.

Nadal było mi przykro z powodu, dla którego stała mu się tak wielka krzywda, lecz starałem się tego nie pokazywać, aby móc go wspierać i być silnym tak jak moi hyungowie, nad czym przecież od dawna pracowałem. Ich miłość na pewno mi w tym pomagała, wraz z uczuciem, którym sam darzyłem swoich ukochanych.

W poniedziałek z samego rana, kiedy Jiminnie hyung jeszcze spał, zamiast do szkoły i pracy, zaczęliśmy szykować się z najstarszym hyungiem do „zemsty", choć ja bardziej nazywałem to nauczką. Stonowane kolory, mało wyjściowych ubrań, były koniecznością przy takiej akcji, szczególnie dla czarnowłosego, który przecież miał „walczyć".

Trochę stresowałem się tym wszystkim, samemu nie wiedząc czy dobrze zrobiłem wyrażając chęć udania z najstarszym na „pole bitwy". Jednak lekka złość i ciekawość wygrały, zaprowadzając mnie ostatecznie na parking uczelni Jiminnie hyunga, na którym zaparkował nasz ukochany. Jego przyjaciel już na nas czekał, o dziwo oprócz typowo bojowego stroju i czapki z daszkiem, trzymając w ręku kij baseballowy, przez który moje oczy zwiększyły swój rozmiar.

Opuściliśmy powoli samochód, a starszy skierował się do pana Junga, kiedy ja zostałem w miejscu, kłaniając się tylko i opierając o auto hyunga. Choć dzięki ich bliskiemu położeniu, słyszałem każde słowo z rozmowy, również mogąc w niej uczestniczyć.

- Myślałem, że Hyuna wywaliła twoją przyjaciółkę – zaczął mój ukochany, tuż po przywitaniu z uśmiechniętym mężczyzną.

- Żartujesz? – Jego rozmówca przytulił swój baseball, jakby faktycznie była jakąś jego kochanką, o którą jego dziewczyna jest zazdrosna. – Za dużo nóg połamała, by tak bezdusznie ją potraktować.

Jego końcowe słowa od razu zmusiły mnie do przeniesienia wzroku na czarnowłosego, aby zadać mu pytanie i podzielić się spostrzeżeniami.

- Hyung kiedyś mówił o „pokonywaniu wrogów", ale nie sądziłem, że to ma TAKIE podłoże. Hyung był chuliganem?

- Był przywódcą gangu – wyjaśnił pan Jung, na co uniosłem wysoko obydwie brwi.

Gangu... Jak w dramach.

Yoongi hyung wywrócił na to oczami, zaraz wszystko precyzując.

- Tak, dwuosobowego. Powiedzmy, że do negocjowania używałem pięści.

- I noży – dodał jego przyjaciel.

- Nieprawda. Przestań go straszyć, Hobi – poprosił, za co poniekąd byłem hyungowi wdzięczny, bo wszelkie obrazy, które pojawiły się w mojej głowie przez rozmowę starszych, trochę mnie przerażały.

- No ale przyznaj, że było zabawnie. Dziewczyny to uwielbiały.

- Teraz mamy inną sprawę na głowie. I zostaw ten kij, bo nas zgarną z kampusu – poprosił czarnowłosy, znów zwracając moją uwagę na ten niebezpieczny przedmiot.

Hyung naprawdę jest chuliganem. Iii... połamie nogi sprawcy pobicia naszego Jimina? Ale... prawdziwy wojownik również by to zrobił. Hyung jest bohaterem, a nie chuliganem.

Moje myśli trochę mnie uspokoiły, zmuszając dodatkowo do podbiegnięcia do ukochanego i stanięcia na palcach, by dosięgnąć jego policzka i cmoknąć go szybko.

- Na szczęście? – wyjaśniłem trochę zawstydzony, odwracając się już i ponownie stając przy samochodzie.

- Wolisz tu zostać, Jeonggukie? – Jednak oprócz nikłego cieniu uśmiechu, twarz hyunga pozostała nadal tak samo poważna, czemu kompletnie się nie dziwiłem.

- Mogę... iść z hyungami? W filmach o mafii ten najsłabszy zawsze zostaje w samochodzie i przez to jest porwany. Wolę tu nie zostawać – zauważyłem, mimo wszystko chcąc być przy Yoongi hyungu, czego głośno nie potrafiłem powiedzieć.

- Dobrze – zadecydował czarnowłosy.

- Mądry dzieciak. Radzę ci wziąć popcorn – dodał jego przyjaciel, a zaraz po tym ruszyliśmy całą trójką na poszukiwania tego Kim Namjoona, o którym starsi zdążyli się już trochę dowiedzieć, aby bez problemu go rozpoznać i odpowiednio ukarać.

Mężczyzna stał przy kontenerach, rozmawiając przez telefon i paląc papierosa, naprawdę przypominając mi typ bandziora lub niezbyt przyjemnego chłopaka. Hyungowie nie przerywali kroczenia w jego stronę, kiedy ja pozostałem przy jednej ze ścian, stając za nią i oglądając wszystko z bezpiecznej odległości. Oczywiście pamiętałem o oglądaniu się za siebie i patrolowaniu terenu, aby to nauczka nie skończyła się naszym wylądowaniem na komisariacie policji.

Pan Jung jako pierwszy do niego dotarł, wyrywając telefon z ręki i kończąc połączenie, co zaraz oburzyło tego całego Namjoona.

- Co jest kur... - zaczął, jednak po przeniesieniu wzroku na mojego hyunga, widocznie się przeraził.

Rozpoznał go? Dlaczego? Przecież nie przyjaźnią się z Jiminnie hyungiem i nie mógłby znać naszego hyunga...

- Kim Namjoon. Okropnie niemiło mi cię poznać – warknął przyjaciel czarnowłosego, chowając telefon mężczyzny do swojej kieszeni.

- Czego chcecie? – odpowiedział mu równie niemiło, nadal nie przestając się bać, co było widoczne na jego twarzy.

- My? Chcemy cię tylko nauczyć manier – uświadomił go Yoongi hyung, kiedy jego przyjaciel już złapał nieprzyjemnego bandziora za ręce, blokując mu je z tyłu i zaczynając prowadzić w bardziej ustronne miejsce.

Oczywiście pobiegłem za nimi, chowając się za następną ścianką i kolejną, aż w końcu zostałem za tą trzecią, gdy starsi zatrzymali się z nieco szarpiącym chłopakiem w jakimś zaułku między budynkami.

Szybko sprowadzili go do parteru, a Yoongi hyung przydepnął go w okolicy łopatek, chcąc kontynuować wyjaśnianie tego spotkania.

- Tylko jeszcze nie wiem czy cię wykastrować, czy powiesić za jaja na najbliższym drzewie. Może wtedy nauczysz się odrobiny tolerancji – stwierdził, głosem, którego jeszcze nie miałem okazji słyszeć. Zresztą, cała jego postawa i nastawienie również się zmieniły. Wyglądał naprawdę niebezpiecznie, choć wiedziałem, że mnie na pewno by nie skrzywdził, dlatego niczego się nie obawiałem.

- Spierdalajcie jebać Parka – warknął mężczyzna leżący na ziemi i nadal próbujący się im wyszarpać.

Nieładnie...

- Hope – zwrócił się mój hyung do swojego przyjaciela, cofając nogę z pleców bandziora i pozwalając złapać go i ponownie zablokować panu Jungowi. A gdy tylko stanął o własnych nogach, Yoongi hyung wyciągnął z jego spodni paczkę papierosów, odpalając jeden z nich, oczywiście przy pomocy swoich ust, choć gdy zaciągnął się tym nieprzyjemnym dymem, skrzywił się razem ze mną, widocznie niezbyt za nim przepadając.

Moje oczy uważnie śledziły jak podpalony papieros ląduje w spodniach złego mężczyzny, a tuż po tym otrzymuje jeszcze kopniaka prosto w krocze. Pan Jung puścił go zaraz po tej akcji, aby student wyjął trochę desperacko papierosa ze swoich spodni, chyba fundując sobie przy okazji oparzenia również na rękach. Jednak jakkolwiek strasznie to wszystko nie wyglądało, nie potrafiłem uważać, że to coś złego, bo mężczyzna wyraźnie na to zasłużył.

Szarpanina jaka po tym nastała, przypominała film akcji lub dobre anime, w którym największy boss walczy z przeciętnym zbirem, oczywiście bez problemu go pokonując.

Hyung zafundował mu ładne uderzenie prosto w jedno z oczu i kilka innych miejsc na ciele. Mężczyzna próbował jeszcze atakować, ale ostatecznie osunął się na ziemię, chyba tracąc już siłę. Pan Jung zrobił po tym krok w jego stronę, stając na jedną z rąk bandziora, przez co tamten krzyknął z bólu. A zaraz po tym ukucnął przy nim mój hyung, zamierzając mu coś jeszcze powiedzieć, ewentualnie go uderzyć.

- Chyba nie muszę mówić, że jeśli choćby krzywo spojrzysz na Jimina, to nie dożyjesz następnego dnia. Tak samo jeśli powiesz kto ci to zrobił – podkreślił, na co mężczyzna już nic nie odpowiedział, kuląc się przez wszystkie obrażenia i ból.

Patrzyłem jeszcze jak pan Jung dzwoni z telefonu bandziora na pogotowie, wzywając je dla niego, a po wszystkim rzucając mu to urządzenie gdzieś przy jego ciele. Starsi z niczym nie zwlekali, zbierając się już i ruszając w moją stronę dość szybkim krokiem. Od razu dołączyłem do mojego hyunga, idąc z nim ramię w ramię i przyglądając jego twarzy z boku.

- Hyung jest trochę jak Iron Man... tylko... bardziej ludzki i bez zbroi – zauważyłem podekscytowany, choć moje spostrzeżenie niezbyt zadowoliło starszego. Oczywiście gdy tylko przytuliłem się do jego boku, pragnąc pokazać, że pomimo tych scen i całej zemsty, nie zmieniłem o nim zdania, zaraz zostałem objęty jedną ręką, obserwując w międzyczasie jak jego przyjaciel targa czarne włosy hyunga.

- Zawsze tak było. Nie biliśmy się nigdy dla samego bicia. Zawsze to było w czyjejś obronie. Co nie zmienia faktu, że te osoby miały połamane kończyny – wyjaśnił pan Jung, lecz starałem się nie skupiać na jego słowach, bo były dość dziwne i czasami wydawały się nieprawdziwe.

Zapytam o to hyunga, ale później, na spokojnie i bez jego przyjaciela.

- Daj spokój – poprosił go czarnowłosy, kiedy już zbliżaliśmy się do parkingu. – Wracamy do domu. Dzięki za pomoc, Hobi.

- Drobnostka. Tylko szkoda, że moja piękna się nie przydała – stwierdził, nadal trzymając ten niebezpieczny przedmiot.

Szybko dotarliśmy pod odpowiednie samochody, a ja puściłem już hyunga, pozwalając starszym pożegnać się jakimiś przekomicznymi piątkami, połączonymi z żółwikami i innymi dziwnymi kombinacjami. Ukłoniłem się jeszcze na pożegnanie z panem Jungiem, a gdy Yoongi hyung otworzył nam samochód, zająłem miejsce pasażera, od razu zapinając pas i czekając na starszego.

- „Dziewczyny to uwielbiały" – powtórzyłem jedno ze stwierdzeń jego przyjaciela, pragnąc dowiedzieć się coś więcej właśnie na ten temat.

- Dziewczyny są dziwne. Jarał je widok zakrwawionych palców – wyjaśnił, odpalając już samochód i przez chwilę przyglądając się swoim dłoniom, jakby faktycznie widniała na nich teraz krew. – Ale fakt - dzięki temu miałem dużo przygód w czasie studiów.

Przygód... Krew... Dziewczyny...

- Studia są dziwne. Ewentualnie hyunga kierunek – zauważyłem, przekręcając się w jego stronę i zaczynając poprawiać lekko potargane włosy starszego, oczywiście robiąc to tak, aby nie przeszkadzać mu w prowadzeniu samochodu. – Hyung jest trochę agresorem... Czy to dlatego... - kontynuowałem, zaraz urywając, gdy w mojej głowie pojawiła się ta dziwna myśl. – Nie, w sumie to przez upodobania Jimin hyunga – odpowiedziałem sam sobie, kręcąc głową na takie domysły.

- Co masz na myśli, Jeonggukie?

- Nic, nic, jeszcze wrócę do tego tematu, hyung – obiecałem tylko, poprawiając jeszcze jego ubranie i odwracając już do okna, aby zagłębić się w kolejnych analizach, które już od jakiegoś czasu nie dawały mi spokoju.

Będziemy musieli porozmawiać, hyung.



Yoongi:

Załatwienie sprawy z tym całym Namjoonem wcale nie poprawiło mi humoru. Nie sprawi to przecież, że Jiminnie nagle cudownie wyzdrowieje, ale miałem nadzieję, że ten idiota dwa razy pomyśli zanim zdecyduje się jeszcze raz niepokoić nasze słonko.

Tuż po powrocie do mieszkania, Jeonggukie poszedł do Jimina, a ja udałem się do łazienki za potrzebą. Jednak to był mój błąd, bo gdy dołączyłem do moich aniołków, okazało się, że Jeongguk jest w trakcie wyśpiewywania wszystkiego co miało miejsce w ciągu ostatniej godziny. Starszy z nich nie podzielał jednak zafascynowania króliczka, patrząc na niego wielkimi oczami, a gdy tylko mnie zobaczył, od razu pluszowy kot poleciał w moją stronę, a zaraz za nim poduszka. Złapałem obydwie rzeczy bez problemu, słuchając jak kurczaczek krzyczy, że przecież mogło nam się coś stać i że to było głupie, jednak jakoś go uspokoiłem, zapewniając, iż nic nam przecież nie jest, a Jeonggukie nawet nie zbliżał się do tego imbecyla. Co prawda uspokoił się dopiero wtedy, gdy przypomniałem mu, że musi uważać na nosek, ale zdążyłem przez ten czas zdenerwować się na najmłodszego, który widocznie nie rozumiał swojego błędu.

Trzeba cię będzie dobrze wyszkolić w tym zakresie, króliczku.

Gdy Jiminnie nadąsany zajął się oglądaniem jakichś występów swoich EXID, zabrałem Jeongguka na rozmowę w gabinecie. Oczywiście opierniczyłem go za to, że powiedział wszystko naszemu chłopakowi, mówiąc jak bardzo to było głupie i że powinien takie rzeczy zachowywać dla siebie. Dzieciak słuchał mnie ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami, tak dobrze przypominając w tej postawie kurczaczka, że miałem ochotę przerzucić go za karę przez kolano i odpowiednio obić te pośladki.

- Czyli powinienem zachowywać wszystko dla siebie. Dobrze, hyung – podsumował krótko i odwrócił się, by wyjść, ale nie pozwoliłem mu na to, łapiąc go mocno za łokieć.

- Nie mówię, że wszystko – warknąłem, ale zaraz wziąłem głębszy oddech, aby się uspokoić. – Jeonggukie... Pewnych rzeczy nie można mówić. Teraz Jiminnie będzie się niepotrzebnie denerwował. To tak jak z tą ilością byłych partnerów i partnerek. Po co ci ta wiedza? Tego się nie zmieni, a tylko niepotrzebnie będzie denerwować – wyjaśniłem spokojnie, w taki sposób, aby zrozumiał mój przekaz prawidłowo.

- Hyungowie powinni podkreślać co jest tajemnicą, której nie mogę zdradzać. Tak jak to było z hyunga komiksem – powiedział, a ja zanotowałem sobie w pamięci, by teraz mocno tego pilnować. Oczywiście nie chciałem mieć sekretów przed żadnym z moich ukochanych, ale tak jak mówiłem - pewne rzeczy powinny zostać nieporuszone.

- O, skoro już rozmawiamy... Mogę zadać ci kilka pytań, hyung? – zapytał nagle, uśmiechając się przy tym radośnie, jakby poprzednia sytuacja w ogóle nie miała miejsca.

Westchnąłem ciężko, mając tylko nadzieję, że nie sprawi mi już kłopotów.

- Możesz. Ale nie obiecuję, że odpowiem na wszystko.

- To będzie wizyta u psychologa, hyung. Musisz odpowiadać na wszystkie pytania – wyjaśnił, a ja już pożałowałem zgodzenia się na ten wywiad.

Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę fotela, gdzie poprosił o zajęcie miejsca, a sam wyszedł, mówiąc, że potrzebuje jeszcze chwili czasu.

Dlaczego utrudniasz sobie życie, Yoongi? Trzeba było posłuchać mamy i wyjechać do Nowej Zelandii hodować owce, albo do Szwecji skręcać meble w Ikei... A nie, oni nie skręcają mebli, sprzedają w częściach.

Po kilku minutach plucia sobie w brodę, wrócił do mnie Jeongguk, ubrany w fartuszek, z okularami na nosie i notesikiem oraz długopisem w ręce.

- Doktor Jeon – przedstawił się dumny, wyciągając do mnie dłoń.

Oparłem na moment czoło na dłoni, jednak ten widok rozbawił mnie na tyle, bym chwycił wyciągniętą rękę i uścisnął ją.

- Aż tak ze mną źle, że potrzebuję psychologa?

Jeonggukie uśmiechnął się i zajął miejsce naprzeciwko mnie, przygotowując się do swojej roli.

- Panie Min. Od jak dawna był pan w „gangu"? Dopiero na studiach czy już w szkole średniej, gimnazjum? I dlaczego? – zapytał, skupiając się na trzymanym pliku kartek.

Może stać mnie na kupno tej hodowli owiec.

- Nim zaczniemy, panie doktorze, do czego panu ta wiedza?

- Robię research.

No nie wygram z nim.

- Tylko na studiach byłem w „gangu". Dlaczego? Widocznie tak chciał los – mruknąłem, nie będąc w ogóle chętnym do odpowiadania na takie pytania dotyczące mojej przeszłości, która powinna zostać tylko dobrymi wspomnieniami, dzielonymi z Hoseokiem.

- Pan na to wpadł, czy pan Jung? – zapytał, kreśląc coś tak, bym nie widział.

- To tak... samo z siebie wynikło – stwierdziłem, drapiąc się po głowie. Sope działali bardzo nieformalnie. – Długo by opowiadać – skomentowałem, nie chcąc wdawać się w szczegóły.

- Dobrze, wrócimy do tego. Następne pytanie - czy lubi pan karać innych w łóżku, związywać, i tak dalej, przez te pokłady agresji w sobie? Ewentualnie upodobania innych, bo wspominał pan, że te dziewczyny lubiły krew na pana rękach?

Poczułem się zbity z tropu. Nie spodziewałem się, że dzieciak ma zamiar analizować w ten sposób mój charakter, zachowania i preferencje.

- Nie wiem. Od zawsze lubiłem ostre zabawy w łóżku. Jeongguk, ty to chyba źle odbierasz...

- Wszystko ma podłoże psychologiczne, panie Min. Proszę się zastanowić – powiedział spokojnie, nie patrząc na mnie nawet.

- Jeonggukie, nie czerpię przyjemności z tego, że pobiłem jakiegoś idiotę. Nie lubię się bić. Nie lubię dźwięku łamanych kości i widoku krwi. Zrobiłem to, wymierzając sprawiedliwość, choć tak naprawdę nie mam do tego prawa. Tak samo było w przeszłości - oberwał ten, który skrzywdził moich znajomych – wyjaśniłem spokojnie jak ta sprawa wygląda z mojego punktu widzenia.

- A co z wymierzaniem kar w łóżku?

Ta nieugiętość i wręcz brutalność w pytaniach, bardzo mnie zmieszała. Podrapałem się w podbródek, zastanawiając czy naprawdę powinienem zdradzać takie szczegóły młodszemu. Z Jiminem było łatwiej. Ja powiedziałem, że nie chcę nic wiedzieć o jego przeszłych podbojach, on o moich, i było w porządku. Ale z tym dzieciakiem takie umowy widocznie nie przechodziły, a ponieważ sam miał czyste konto, nie dało się z nim negocjować.

- Nie wiem czy powinienem się tym z tobą dzielić – przyznałem.

To skusiło Jeongguka, by w końcu podnieść na mnie spojrzenie, jednak widok tych kochanych oczu wcale mi nie pomagał.

- Dlaczego?

- Bo to dla mnie... trochę wstydliwa sprawa. I wymaga cofnięcia się do czasów mojego pierwszego związku – wyjaśniłem powoli, mając nadzieję, że porzuci ten temat.

Na szczęście kiwnął głową i przeszliśmy dalej.

- To ilu partnerów i ile partnerek pan miał? Pan Park mi powiedział.

No dobra, chyba jednak wolałem tamto pytanie.

- Nie jestem w stanie policzyć – przyznałem cicho, wzdychając. – Dużo. O wiele za dużo. Na jednej imprezie potrafiłem zaliczyć trzy osoby – wyjaśniłem, dodając zaraz szybko: - I robiłem badania, panie doktorze, jestem czysty.

- Trzy osoby na imprezie. Panowie mają barwną przeszłość. – Chłopak pokręcił głową, a ja zacisnąłem zęby. – Kiedy przeżył pan swój pierwszy raz?

- W pierwszej liceum.

- Ze swoją pierwszą miłością?

Podparłem łokieć na podłokietniku, a następnie podbródek ułożyłem na dłoni. Czułem jak delikatny uśmiech zagościł na moich ustach, ale nie mogłem go powstrzymać na wspomnienie mojej pierwszej dziewczyny.

Kiwnąłem głową w odpowiedzi, lecz moje oczy powędrowały gdzieś w bok.

- Bardzo ją pan kochał? – Jeongguk był nieustępliwy, ale nie rozumiałem czy bierze się to z jego ciekawości, czy zazdrości o przeszłą konkurencję. Jednak akurat w jego przypadku obstawiałem to pierwsze.

- Tak bardzo jak może szczeniak, dla którego całym życiem były wcześniej książki – wyjaśniłem, mając nadzieję, że właściwie to zrozumie.

- Opowie pan o tym?

Przed moimi oczami od razu pojawiło się wspomnienie tamtych dni. Ami. Wesoła dziewczyna, zawsze w dwóch długich warkoczach, w które lubiłem wplatać kwiaty, kiedy wychodziliśmy razem do parku. Mały zgrywus, potrafiący wykorzystać swoje metr sześćdziesiąt, bym nosił ją wszędzie, gdzie chciała. Ale pierwsza miłość ma to do siebie, że lubi się rozpadać.

- Była taką samą kujonką jak ja – zacząłem, chcąc zaznajomić w ten sposób Jeongguka z tak naprawdę najważniejszą informacją o niej, gdyż nauka odegrała w naszym życiu naprawdę wielką rolę. – Codziennie bywaliśmy w bibliotece. Siadałem tak, by móc ją widzieć. Ale bałem się podejść i zagadać. Siedzieliśmy do zamknięcia, a potem wracaliśmy do domu. Jak się okazało mieszkała na mojej trasie do domu, więc zawsze szedłem niedaleko niej. Raz się zdarzyło, że napadli ją jacyś chłopcy. Zaczęli wyzywać i porwali jej książki. Wtedy też pierwszy raz kogoś pobiłem. Tylko że sam oberwałem, miałem podbite oko i rozciętą wargę. Ale tak zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Od tego czasu uczyliśmy się razem. Tylko ona była w żeńskim liceum, a ja w męskim. No i jakoś tak zostaliśmy parą. Byliśmy razem trzy lata.

I pewnie bylibyśmy razem dłużej, gdyby nie fakt, że dziewczyna postanowiła wyjechać. Nigdy nic mi nie wspomniała na temat tego, że marzy o studiowaniu w Stanach. Gdybym wiedział, zapewne starałbym się razem z nią dostać to stypendium, ale ona wszystko owiała tajemnicą. Okropnie się przez to pokłóciliśmy. A najgorsze było to, że wiedzieliśmy, iż nie wytrzymamy w związku na odległość, więc na lotnisku, gdy oddałem mojej Ami walizkę, pożegnaliśmy się na zawsze. Z tego co wiedziałem z portali społecznościowych, na które czasem zaglądałem, ułożyła sobie życie u boku jakiegoś archeologa.

- Stosował pan na niej kary cielesne? – Pytanie Jeongguka wyrwało mnie z tych przemyśleń.

Zawstydziłem się na tyle, bym się zaczerwienił, bo widocznie młodszy nie porzucił tego ciężkiego wątku.

- To wchodzi już na ten wstydliwy temat, Jeonggukie.

- Będziemy milczeć dopóki pan nie powie, panie Min – stwierdził, nadal zachowując profesjonalną minę.

Ten cholernik pójdzie na studia z psychologii, skoro nie chce kontynuować artystycznego kierunku. Już ja o to zadbam.

Przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, ale widząc, że naprawdę nie odwiodę go od poznania prawdy, w końcu się ugiąłem.

- To ona zainicjowała nasz pierwszy raz. Może otoczenie miało ją za świętą, ale uwierz, że w łóżku wcale taka nie była. Powiedziała, że nie uczyła się do sprawdzianu i powinienem ją za to ukarać. Instruowała mnie jak chce się ze mną kochać. A skoro sprawiało jej to przyjemność, to i ja ją czerpałem. I tak, często stosowałem na niej kary, ale na jej życzenie – wyjaśniłem mocno niezadowolony z tego. Ale musiałem przyznać sam przed sobą - dziewczyna, która do szkoły chodziła w grzecznym mundurku, potrafiła w bibliotece zaciągnąć mnie między regały w rzadko odwiedzanym dziale i pokazać bieliznę, przez którą resztę dnia myślałem tylko o tym jak się z nią kochać tej nocy. I zawsze po wizycie jej w moim pokoju, znajdowałem w szkolnej torbie jakiś ciekawy gadżet w postaci chociażby bata, do którego przyczepiała karteczkę: „Dzisiaj z tym, tatusiu". Oj tak, Ami zaszczepiła we mnie mocne zboczenie, zwane „Daddy kink". I to chyba ona sprawiła, iż tak mocno pokochałem słodkie rzeczy.

- Pan Park o tym wie? – Niby niewinne pytanie, a wywołało moją natychmiastową reakcję.

- Nie. Nie chcę żeby wiedział – powiedziałem, podkreślając, że ta informacja ma status „tajne/poufne". Po części nie chciałem, by Jimin był zazdrosny o osobę, która już w moim życiu nie istnieje, ale przede wszystkich nie chciałem, by poczuł, że jest zastępstwem za nią. Kochałem Jimina za to, że jest Jiminem, tak samo Jeongguka za to, że jest Jeonggukiem. A to, że uwielbiałem go w sukience nie miało w ogóle przywoływać obrazu Ami, lecz tworzyć piękne opakowanie tego idealnego ciała chłopaka.

Jeonggukie przytaknął mi, porzucając chyba ostatecznie ten temat.

- Siedział pan kiedyś w więzieniu, wylądował na policji? – zapytał spokojnie, zerkając na mnie.

- Wątpię, by mnie przyjęli do jednej z najlepszych firm w kraju, gdybym odpowiedział teraz „tak" – zauważyłem. Naprawdę mieliśmy z Hoseokiem więcej szczęścia niż rozumu przez całe studia. Doskonale zdawałem sobie sprawę, iż to, co zrobiliśmy dzisiaj, jest cholernie niebezpieczne dla mojej dalszej kariery, bo gdyby jednak ten frajer wsypał mnie i Hobiego, z miejsca możemy mieć kłopoty, a zwolnienie z pracy będzie chyba najmniejszym z nich.

- Czasami można to zatuszować – zauważył króliczek, posyłając mi cwany uśmiech.

Czyżbym o czymś nie wiedział?

- Nie kombinuj, Jeonggukie – upomniałem go, odnotowując w pamięci, by sprawdzić takie rzeczy.

- Nie mam zamiaru, spokojnie, panie Min. Po prostu o tym też robiłem research – wyjaśnił szybko, będąc w pełni zadowolony z otrzymywanych odpowiedzi.

Naprawdę nie zrozumiem jego sposobu myślenia...

- Przedostatnie pytanie - lubi pan jakieś kinki?

- Taaaaak – odpowiedziałem niepewnie, przygryzając na moment wargi.

Czy ja coś nie mówiłem o porzuceniu tematu? Chyba to cofam.

- Jakie? – zapytał z rozbrajającym uśmiechem.

- To ostatnie pytanie, tak?

- Przedostatnie.

- Przedostatnie było czy mam jakieś zboczenia – zauważyłem zadowolony. – I nie powiem jakie.

- Mam zgadywać?

- Nawet jeśli zgadniesz, to nie potwierdzę – ostrzegłem.

- Tajemnica państwowa? – spytał, śmiejąc się przy tym, więc postanowiłem mu prosto to wyjaśnić.

- Jeśli ci powiem, będziecie mieć z Jiminem ubaw ze mnie – powiedziałem.

Jimin nie miał pojęcia o moim zboczeniu, choć miałem wrażenie, że nie potraktowałby tego poważnie, raczej robiąc sobie z tego żarty na każdym kroku. A szkoda, bo chciałbym go zobaczyć w odsłonie mojego maleństwa...

- Ta rozmowa zostaje między nami – stwierdził spokojnie, widocznie nadal licząc na odpowiedź.

- Inaczej - jeśli ci powiem, a ty to wykorzystasz, Jiminnie uzna to za żart i będzie to małpował. – Spróbowałem jeszcze raz wybić mu to z głowy, jednak i taka opcja nie była skuteczna.

- Nie będę wykorzystywał.

- Więc dlaczego chcesz wiedzieć?

- To część moich badań.

Wszystkie dobre moce, weźcie to biedne dziecko w opiekę, bo nie wiem co złego czyni, ale zaraz jak mu przyłożę, to poleci na Księżyc.

- Daddy kink. Koniec badań – powiedziałem cicho, szczerze zawstydzony tym zboczeniem.

I tak jak się spodziewałem, dzieciak zaśmiał się na moje słowa, co tylko bardziej mnie zirytowało.

- Ostatnie pytanie - w skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo chciałby pan ukarać doktora Jeongguka za wszystkie jego przewinienia?

- Sto. – Ledwo skończył mówić, a ja już miałem gotową odpowiedź na jego pytanie, patrząc na niego tak, że aż szok, iż nie uciekł z krzykiem. Jednak widocznie fakt, iż nie może być przeze mnie ukarany, uwolnił w nim pokłady jakiejś lekkiej bezczelności, bo nadal siedział na tym samym miejscu, susząc te królicze ząbki.

- Dziękuję za dzisiejszą rozmowę, panie Min – powiedział, kładąc notesik na moim biurku.

Zerknąłem na niego mimowolnie, a na kartce było tylko jedno zdanie: „Min Yoongi hyung jest przystojny".

- Zapłata? – zaproponował, wskazując na swoje usta.

Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Wstałem i obszedłem biurko, łapiąc go w pasie jedną ręką, by przyciągnąć jak najbliżej siebie. Złączyłem nasze usta w dość brutalnym pocałunku, od razu żądając dostępu do wnętrza jego ust. Trącałem jego język swoim, a wolna dłoń zawędrowała na jego pośladki, ściskając mocno jeden półdupek, aby choć w ten sposób przekazać mu jak mi się ten wywiad mimo wszystko nie podobał.

Zostawiłem króliczka z nabrzmiałymi ustami i poszedłem sprawdzić co z naszym Jiminnie'm.

Ale nieważne, co było kiedyś. Czasu się nie cofnie, a my musimy zadbać, by ten, który dopiero nadejdzie był jak najlepszy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top