my korean training
Jeongguk
W szatni panował rozgardiasz, jak zwykle z resztą. Chłopaki rozmawiali głośno o tym, jak spędzili ostatnie dni, o tym jak bardzo bolą ich mięśnie i o tym, jakie wyniki przynosi im stosowanie nowej diety, którą niektórym zalecił trener. Sam stosowałem dietę zapisaną właśnie przez niego, o którą dbał Jimin, bo to on z naszej dwójki najwięcej czasu spędzał w kuchni.
Usiadłem na ławce, zaraz przeszukując swoją sportową torbę w poszukiwaniu koszulki na zmianę. Byłem chwilę spóźniony, więc szybko się przebrałem, zakładając na siebie cały strój ochronny, kask oraz co najważniejsze - łyżwy. Gdy wyszliśmy z szatni, każdy z nas trzymał w ręku kije, a nawoływanie trenera oznaczało tylko tyle, że mieliśmy zaraz pojawić się na lodowisku.
Zaczynaliśmy zawsze od rozgrzewki na lodzie. Kilka, kilkanaście kółek dookoła dla rozruszania zawsze dobrze na mnie wpływało, nawet jeśli nasze treningi odbywały się prawie codziennie. Jako najlepszy klub w Korei musieliśmy trzymać poziom i musiałem przyznać, że profesjonalny klub sporo różnił się już od grania w liceum, nawet na poziomie, jakim mogła pochwalić się moja szkoła.
Miałem to szczęście, że nie siedziałem nigdy podczas meczów na ławce. Byłem głównym atakującym i świetnie sobie radziłem, co doceniał nie tylko trener i kapitan, ale także reszta kolegów z drużyny, którzy korzystali z mojego doświadczenia nabytego jeszcze w Ameryce.
Nim nasza mała rozgrzewka dobiegła końca, koło mnie pojawił się Jung Hoseok. Wyrównał tempo jazdy, by za bardzo się ode mnie nie oddalać i od razu z typowym dla niego szerokim uśmiechem na twarzy zapytał, jak poszło spotkanie z T-Shine. Wcześniej zdawałem mu już relacje odnośnie tego, jak wypadały spotkania i wymiany maili z Min Yoongim i za każdym razem, gdy wspominałem, że manager się spóźnia, zasypia lub zwleka z odpisywaniem Jung tylko się śmiał, powtarzając, że Min Yoongi już taki jest.
- Ale tak jak mówiłeś, załatwił mi naprawdę niezłą sumkę za tą reklamę - podsumowałem później, kiedy już zrelacjonowałem w skrócie przebieg spotkania z firmą kosmetyczną.
- Byle kogo bym ci nie polecił. Trener miał nosa do tego gościa, jest świetny - odparł Hoseok, zaraz wyprzedzając mnie o kawałek.
Dziś miał być luźniejszy trening, bo lodowisko zarezerwowane było na wcześniejszą godzinę dla uczniów pobliskiego liceum. Sprężyliśmy się więc z podziałem na grupy, bo ustaliliśmy, że potrenujemy grając szybkie mecze, do jednego strzału. Żałowałem, że nie trafiła mi się grupa z Hoseokiem właśnie, bo moim zdaniem znacznie przewyższał większą część naszego składu umiejętnościami. Nie najgorzej radził sobie też pewien Japończyk, który grał dla naszego składu od blisko czterech lat. Akihiro również był atakującym i choć był całkiem niepozorny to potrafił skutecznie zaskoczyć przeciwnika. Wydawał się mały, był niski, a jego mięśnie nie odznaczały się raczej wyjątkowo pod ubraniami, ale był tak szybki, że wątpiłem, bym ja sam mógł go dogonić, kiedy ten na nogach nosił łyżwy.
Bramkarzy mieliśmy dwóch. Znaczy - obiecujących bramkarzy. Sungsoo i Woojin byli moim zdaniem najlepsi i Jung Hoseok, nasz kapitan miał takie samo zdanie, więc to zazwyczaj ta dwójka broniła naszych punktów podczas ważniejszych spotkań.
I był też Wang Insik. Obrońca. Był u nas od niedawna, właściwie ledwo zdążył się zaaklimatyzować, bo wcześniej grał dla busańskiej drużyny, która w rankingach zazwyczaj nie bywała zbyt wysoko. Wystarczył mu jednak niecały tydzień pracy u nas, a każdy zaczął pokładać w nim nadzieję na uformowanie w końcu porządnej linii obrony, z którą Taepyo zazwyczaj miał największy problem.
Nieskromnie mówiąc, przyznam, że atak był u nas najmocniejszą stroną. Przypominający mi na boisku Jasona Jung Hoseok wraz ze mną i dochodzącym do nas co jakiś czas Woominem stanowiliśmy mocne trio. Bramka dawała radę, ale na obronie były niestety spore braki, przez co nierzadko traciliśmy całkiem łatwe punkty, które później trudno mi było odrobić. Z nowym Insikiem miałem nadzieję na to, że nasz klub w końcu awansuje do jakiejś poważniejszej ligi, bo choć w zeszłym roku udało nam się utrzymać na poziomie pierwszej dywizji to wątpiłem byśmy w tym roku mieli te same szanse. Zwłaszcza, że Korea nigdy nie słynęła z dobrych zawodników hokeja na lodzie.
Co innego Stany Zjednoczone, czy Kanada. Stany, dla których grało kilku moich wilków.
Ledwo zdążyliśmy skończyć nasz i tak wyjątkowo skrócony trening, a na trybunach pojawiły się dzieciaki z liceum sportowego. Dziewczyny i chłopcy chwilę nam się przyglądali, a potem zeszliśmy z lodu, kierując się do szatni. Od razu wszedłem pod prysznic.
Na treningach nigdy nie odpuszczałem. Chciałem być najlepszy i ciężko na to pracowałem, dlatego nawet na zwykłych rozgrzewkach dawałem z siebie wszystko, przypłacając to często bólami mięśni. Wszystko było dobre, dopóki moje kolano było całe i zdrowe.
Prysznic był jak błogosławieństwo, jeśli wcześniej prawie dwie godziny biegało się jak szalony za krążkiem w ciężkich ochraniaczach. Woda zmyła ze mnie cały pot i brud i dopiero po dłuższej chwili mogłem wyjść. Przez moje zamiłowanie do długich pryszniców, często wychodziłem z szatni ostatni. Tak samo bywało w Hallowel. Zdążyłem pożegnać się jedynie z Jungiem i dwoma innymi chłopakami nim faktycznie zostałem sam. Na głowę zarzuciłem ręcznik i zacząłem się przebierać i musiałem przyznać, że miałem niezłe wyczucie, bo jak tylko na mój tyłek wsunęły się spodnie do szatni weszło kilka dziewczyn.
Licealistki od razu spaliły buraka na mój widok, każda jedna. Zapiszczały, jakbym co najmniej nago przed nimi stanął i od razu zaczęły mnie przepraszać. Pod tym kątem Korea bardzo różniła się od Ameryki. Nie mogłem wszystkich wrzucać do jednego worka, ale generalnie dziewczyny tu były dużo bardziej wstydliwe. Nie wyobrażałem sobie, by chmara cheerleaderek weszła do szatni i nie zaproponowała czegoś niemoralnego. Gdybyśmy byli Hallowel pewnie kilka z nich już spróbowałoby wcisnąć mi swój numer.
- Oppa, świetnie gracie - usłyszałem za to i dopiero wtedy za przykładem jednej z dziewczyn poszła cała reszta.
Zaczęły mi gratulować, powtarzały, że trzymają za nasz klub bardzo kciuki, a kiedy sam dziękowałem im za wsparcie, większość z nich jeszcze bardziej się rumieniła i przepraszały za zajmowanie mojego cennego czasu.
Trochę mi z nimi zeszło, bo koniecznie chciały porozmawiać, więc ostatecznie wyszedłem z lodowiska po kolejnych pochwałach, które przyjemnie łechtały moje ego i skierowałem się od razu do sklepu, gdzie umówiłem się z Jiminem, który ustalił, że dziś nadszedł ten dzień, by uzupełnić braki w naszej lodówce.
- Dłużej wam zeszło? - zapytał chłopak, kiedy faktycznie lekko spóźniony przyjechałem do naszego ulubionego marketu, gdzie przeważnie robiliśmy zakupy. Jimin zdążył wziąć wózek i razem weszliśmy do środka, od razu rzucając się w wir zakupów. - Myślisz, że dziesięć bułek nam starczy do soboty?
- Zeszło, bo miałem zlot fanek na końcu - zaśmiałem się lekko, widząc, jak jego podejrzliwy wzrok na moment ląduje na mojej osobie, by po chwili wrócić do trzymanego w ręku woreczka z pieczywem. - Weź pięć tych z ziarnem. Zasmakowały mi ostatnio.
Jimin przytaknął, zaraz zamieniając bułki. Popchaliśmy wózek dalej, wrzucając po drodze do koszyka nowe opakowanie herbaty i dżem, nad którego smakiem musieliśmy chwilę podebatować.
- Jakich fanek? - dopytał po chwili, kiedy już malinowe konfitury wygrały bitwę. Przeszliśmy do działu z warzywami.
- Jakieś łyżwiarki przyszły powiedzieć mi, jaki jestem wspaniały.
- Chyba ci się to śniło - parsknął, a ja udałem, że właśnie w moje serce wbity zostaje sztylet.
- Auć.
- Mam nadzieję, że je przegoniłeś - mruknął, oglądając pomidory, by nie były zbyt poobijane, jak ostatnim razem, gdy przez przypadek kupiliśmy te już w połowie poczerniałe i miękkie.
- Moje senne, wyśnione cheerleaderki?
- Chcesz bym był zazdrosny? - zapytał, odwracając się do mnie i posyłając mordercze spojrzenie. Oj, dawno już to mój Jiminie nie był zazdrosny o swojego Romeo. - To za karę?
- A zrobiłeś coś złego, bym musiał cię ukarać, złotko?
- Maybe - odparł, puszczając mi oczko, ale wiedziałem, że się droczy.
- Hmmm, my baby was bad? Should I punish you?
- Na środku sklepu? I kto tu jest bad, kochanie? - rzucił, podtykając mi pod nos dwa różne opakowania mięsa. - Łopatka, czy karkówka?
- Ostatnio była karkówka.
Jimin zastanowił się jeszcze chwilę i ostatecznie włożył do koszyka łopatkę. Przeszliśmy dalej, myśląc, czy ryby kupować od razu, czy lepiej byłoby podjechać na rynek niedaleko naszego mieszkania, by kupić u naszego sprawdzonego dostawcy coś świeżego i pysznego.
- I tak musimy zrobić trochę większe zakupy. Zaprosiłem rodziców na obiad na pojutrze. Masz rano trening, więc zdążylibyśmy ogarnąć razem mieszkanie przed ich przyjściem - powiedział, uśmiechając się do mnie ładnie i przez ten jego piękny uśmiech nie śmiałem się skrzywić na ten pomysł, ale zupełnie nie podobała mi się wizja kilku godzin użerania się z ojcem mojego złotka.
Wiedziałem, że to będzie wyzwanie.
| Chciałabym się rozdwoić, albo roztroić albo i jeszcze lepiej, by móc pisać wszystkie zaczęte i zaplanowane opo na raz. Jednocześnie byłyby rozdziały vanillki, byłyby szybciej rozdziały please please please, moglabym w końcu skończyć czekającą na mój leniwy tyłek euphorię garden i wrzucić juz choć trochę nowego opka 2alphas ): nie mówiąc juz o tym, ze rok temu miało być tu postapo, a nadal jestem z nim w sinej dali, a moje girlxgirl chyba nigdy nie dostanie swojego pięciu minut. Nie mówiąc juz o ff z shipami innymi niż jikook...
Send help pls
Ps. Widzimy się w sobote 💕|
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top