my korean money

Jeongguk

Zaparkowanie w galerii handlowej Plaza o godzinie czternastej nie różniło się niczym od zaparkowania czołgiem w składzie porcelany. Nie, nie słoniem. Czołgiem.

Na każdym kroku czekały mnie pułapki w postaci innych aut, których nie chciałem zarysować. Z każdej strony nadjeżdżali inni nieszczęśliwcy, więc musiałem uważać, by to oni nie zarysowali mnie. Znalezienie miejsca graniczyło z cudem, a już w ogóle, by było jakieś blisko wejścia i nie na dworze to ho, ho - nie ma opcji. Musiałem więc wpieprzyć się komuś na chama na ten mały prostokąt, poprawiając po sobie sto razy. Cholera, Ameryka wcale nie była jakoś wyjątkowo nielicznie zaludniona, ale pod tym kątem to Korea mnie zdecydowanie mniej rozpieszczała.

Wysłałem do Min Yoongiego wiadomość, że będę czekał w kawiarni Galon, bo skoro nie było od niego żadnej informacji to uznałem, że jeszcze nie dotarł. Zamówiłem na szybko jakąś kawę, czekając na informację zwrotną, jednak nie nadeszła. Nadszedł za to mój przyszły manager, co prawda spóźniony niecały kwadrans, ale za to prezentujący się całkiem elegancko. Takiego człowieka od razu brało się na poważnie. No, przynajmniej dopóki się go bliżej nie poznało.

Usiadł, zarzucił nogę na nogę i, gdy kelnerka do niego podfrunęła od razu rzucił:

- Dwa podwójne espresso z cukrem.

Uniosłem brwi, bo niby podwójne espresso razy dwa? No okey, może koleś gra w jakiś zawodach, kto szybciej kopnie w kalendarz, nie mnie to oceniać.

Podaliśmy sobie ręce. Przez stół, co trochę mnie zdziwiło, bo choć nie byłem wysokiej rangi gentlemanem to wiedziałem, że witać się należy na stojąco. Przemilczałem to.

- Dobra, szybko, bo nie mam czasu - rzucił na dzień dobry, wyjmując z torby pod pachą tablet. Położył go na stole i uruchomił jakąś aplikację. Same dokumenty. Wskazał na jedną ze stron, przybliżył, by litery były lepiej widoczne i podsunął mi urządzenie pod nos. - To tutaj. O tu - wskazał palcem, ozdobionym w dwa pierścionki. - Tu jest wzmianka o tym, że firma T-Shine będzie czerpała dziewięćdziesiąt osiem procent zysków z reklamy z twoją facjatą. Ale to nie jest ważne - powiedział, widząc moją wyraźnie zaniepokojoną minę. - Dla ciebie najważniejsze jest, by ugadać się na konkretną kwotę, a nie na procent. Procent może się opłacić przy sprzedaży limitowanej, czy jakimś innym gównie, ale kiedy od składki tego szamponu dorzucimy koszty realizacji reklamy to gówno zarobisz. To wygląda tak jakby chcieli dać ci kasę, ale na raty i jeszcze tak, byś generalnie zastanawiał się, czy sam im nie dopłaciłeś.

- To co robić?

Min Yoongi przesunął palcem po ekranie urządzenia i znów mi coś pokazał.

- To umowa, którą przygotowałem. Przedstawimy im ją z podkreśleniem, że nie chodzi tu o procent, tylko płatności bezwzględne.

- Czyli?

- Czyli, że nieważne, ile osób kupi produkt to swoje zarobisz - odparł, a wtedy kelnerka przyniosła jego espresso. Kiwnął głową do dziewczyny, a ona odeszła. - W kontrakcie wyraźnie napisali, że interesuje ich kampania, czyli dokładnie trzy reklamy, w tym jedna telewizyjny, dwie różne sesje, w tym jedna już świąteczna i parę innych pierdół, jak udostępnianie twojego wizerunku i to, że ty będziesz wrzucał na swoje media foteczki z ich produktem. Nie zrób niczego głupiego i pamiętaj, żeby nie cyknąć selfie z jakimś innym gównem w tle, bo mogą cię za to pozwać.

- Mogą mnie co?! - zapytałem, prawie wypluwając mężczyźnie kawę na twarz. Min Yoongi uśmiechnął się, a potem westchnął i na raz opróżnił pierwszą z filiżanek.

- O tym jeszcze porozmawiamy. Ważne są warunki. Warunki. Czyli, że zgadzasz się na trzy reklamy, sesje, by twoja twarz świeciła na ich stronie i okazjonalnie na jakimś bilbordzie. O to chodzi. Będziesz promował ich najnowszy produkt T-Shine Sport Edition. Reklama trafi do telewizji, więc raczej sporo możesz z tego wyciągnąć.

- Ile?

Min Yoongi opróżnił drugą filiżankę. Byłem w szoku. Moja kawa wyglądała przy tych jego, jak jedna wielka wata cukrowa. A potem koleś normalnie otworzył dwa opakowania cukru i wsypał sobie do buzi. Nie wiem, który z nas wyglądał w tamtej chwili głupiej - ja z moją rozwartą szczęką z wrażenia, czy on z cukrem wylatującym z kącików ust.

- Trzydzieści milionów won - powiedział, a moje brwi uniosły się wysoko. Coraz bardziej podobała mi się ta oferta. - Będą pewnie negocjować i zacząłbym od czterdziestu milionów. Wątpię, by chcieli zaproponować więcej, ale jeśli są skąpi to będą chcieli zejść do dwudziestu, może piętnastu. Jak widzisz rozstrzał jest duży.

- Ale poniżej piętnastu nie zejdą?

- Jak im się dasz wyruchać to pomachają ci dolarem przed twarzą, a ty i tak go weźmiesz. Dlatego proponuję współpracę.

Spodziewałem się tego, więc jedynie dopiłem kawę, czekając na to, co zaproponuje Min Yoongi. Hoseok mówił, że warto mu zaufać. Siedziałem więc grzecznie i słuchałem.

- Jeśli dobrze to rozegramy to wciśniemy cię w ich noworoczną kolekcję perfum. Co prawda to będzie trudniejsze, bo sami nie wyskoczyli na razie z propozycją, ale najpewniej się czają. Mój informator mówił, że perfumy będą nowiutkie i okraszone tą samą symboliką, czyli sport i tak dalej. Męskie i damskie. Z początku kampanię miała wziąć para idoli. Nie wiem, czy słuchasz zespołu SGo?

- Nie bardzo - odparłem. - Może obił mi się o uszy.

- No dobra, to tak w skrócie to są popularnym gbandem. Szczególnie w Japonii, a jedna z dziewczyn umawia się z takim innym idolem, którego to już na pewno nie znasz. Problem w tym, że zerwali, o czym dowiedziała się opinia publiczna, więc z kontraktu nici. Z resztą, moim zdaniem do takich dziewczyn chyba nie pasują sportowe klimaty i zapachy - mruknął, jakby do siebie, zapominając, że siedzę na przeciwko. - Wracając, to będzie duża szansa, że jeśli współpraca z szamponem się uda to i do perfum będą cię chcieli. To zawsze dodatkowe pieniądze, no i sława. A żeby wzięli cię pod uwagę musisz zrobić wrażenie. Będę cię reprezentował, postaram się nie zejść z ofertą na szampon poniżej trzydziestu milionów won, a potem postaram się wcisnąć cię w ich kolejną kampanię. Z perfum wyciągniesz więcej. W zamian z obecnej kampanii wyliczę trzydzieści pięć procent dla siebie, a jeśli pójdzie po naszej myśli to z perfum wyliczę trzydzieści. I ze mną, kochanie, nie ma targowania.

Nie chciałem się targować. Nigdy nie byłem dobry w te klocki, a oferta Min Yoongiego wydawała się całkiem uczciwa. Bo może faktycznie bez niego daliby mi jedną dziesiątą z tego, co mógłbym dostać i pewnie jeszcze zdążyłbym się ucieszyć. Z nim miałem pewność, że wyjdę na tym lepiej, nawet jeśli będzie kosztowała mnie jego pomoc.

- Umowa stoi - odparłem, a on zapakował tablet do torby i wyjął z kieszeni kilka banknotów. Położył je koło swoich pustych filiżanek.

- Świetnie. Wyślę ci na maila umowę ze mną i tą z nimi, byś się zapoznał. Wyślij mi grafik na kolejne dwa tygodnie, jak macie mecze, czy treningi, a ja postaram się jakoś nas sensownie do nich umówić.

- Dobrze, pewnie. Wielkie dzięki! - zawołałem prawie za nim, bo już kierował się do wyjścia. Odwrócił się tylko, by pomachać i rzucił na pożegnanie:

- Pozdrów Hoseoka!

I zniknął. A ja chwilę siedziałem oszołomiony i zdezorientowany, dopóki nie wywrał mnie z letargu SMS.

Zajekurwabiście.

|Dziś trochę krócej, bo moja uczelnia to dno. Mam nadzieje, że przynajmniej u Was jest lepiej. Widzimy się w piątek albo sobotę! 💕|

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top