my korean mommy

Jeongguk

- Patrzysz ty kurwa w ogóle, gdzie jedziesz do cholery?! - krzyknąłem do jednego z naszych atakujących, który już trzeci raz wpieprzał się w barierkę bez powodu. - Pijany jesteś, czy co do... - mruknąłem, gryząc się w język.

Gdybym tylko mógł, wszedłbym na lód i pokazał mu jak się jeździ, myślałem, zaraz przypominając sobie, że przed meczem z Silver Knightsami też miałem odważne plany, a skończyło się gipsem.

Jeszcze parę razy krzyknąłem coś do chłopaków, którzy radzili sobie tak różnie, że nawet nie wiedziałem, jak mam ich wszystkich razem określić. Hoseok jednak bez wątpienia wyróżniał się jako ten najlepszy. Bramka radziła sobie coraz lepiej, ale w kilku miejscach byliśmy moim zdaniem mocno przeciętni. Aż gotowało się we mnie na myśl, że mam znów powierzyć jakiejś bandzie imbecyli tak ważne zadanie jak zdobycie pierwszego miejsca. By dostać się do elity i walczyć w kolejnych mistrzostwach o podium musieliśmy w tym roku wygrać.

Przejęty treningiem Taepyo dopiero po czasie zorientowałem się, że Jimin coś długo nie wraca z łazienki. Gdyby nie wózek, poszedłbym do niego sam, by sprawdzić, czy przypadkiem nie zasłabł czy coś, zwłaszcza, że Estella znów zaczęła coś mącić z jego dietą. Choć gdyby nie wózek, nie musiałbym go ze sobą w ogóle tu targać.

Dopiero po kilkunastu minutach Jiminie wrócił z miną jakby w tej łazience nadszedł jakiś kataklizm. Aż bałem się pytać, o co chodzi. Wystawiłem do niego rękę, zaraz do siebie przyciągając, by usiadł mi na zdrowym kolanie. Lekko opuchnięte oczy i posklejane, mokre rzęsy wystarczyły, bym domyślił się, że płakał.

- Co się stało, złotko? - zapytałem, a jego oczy znów lekko się zaszkliły. - Mam kogoś rozerwać na kawałki?

- Na razie sam jesteś w kawałach - odparł, wzdychając ciężko, ale jednak łapiąc mocniej za moją dłoń. - Mama dzwoniła - wykrztusił, więc zmieniłem się w słuch.

- To sobie moment wybrała...

- Żaden nie byłby dobry - powiedział, opierając na chwilę głowę na moim ramieniu. - Opowiem ci później. Teraz doglądaj trening - dodał, na co już chciałem zaprotestować, ale Jiminie posłał mi słaby uśmiech, który utwierdził mnie w przekonaniu, że zwyczajnie sam musi pozbierać myśli.

Zostaliśmy do końca treningu, po którym zebraliśmy się, by pojechać na miasto na jakiś obiad. Jimin wybrał jakaś wegańską, modną restaurację, ale nie narzekałem, bo ostatecznie zamówione tofu okazało się zadziwiająco smaczne. Zanim jednak dostaliśmy nasze dania, Jiminie opowiedział, co chciała od niego mama.

Spodziewałem się, że zadzwoni, jak będzie w potrzebie. Skończą się pieniądze, albo coś w tym stylu i wtedy przypomną sobie, że mają syna, ale okazało się, że chyba jednak zwyczajnie się stęsknili.

- Przeprosiła mnie, że tak długo się nie odzywała, ale mówiła, że oboje z tatą musieli się zwyczajnie... przemóc? Nie wiem. Chodzi o to, że dla nich to też było trudne.

- Dla nich trudne? Jiminie, czy ty siebie słyszysz? Praktycznie namawiali cię, byś przerzucił się na dziewczyny, sugerując, że ze mną nie będziesz szczęśliwy, bo mam penisa. To tobie powinno być trudno, bo jesteś ich dzieckiem, które oni odrzucili. Przykro mi to mówić, złotko, ale właśnie tak zrobili.

- Wiem - przyznał, upijając łyka wody, którą przyniosła kelnerka. - Ale... ja sam też za nimi tęsknię. Bardzo. To jednak moi rodzice. Oprócz nich mam tylko ciebie - powiedział, więc wystawiłem do niego dłoń przez stół i złapałem za jego mały palec. - Jestem na nich nadal zły, zwłaszcza, że minęło naprawdę dużo czasu, ale chcę się z nimi spotkać i jakoś wrócić do normalnych relacji.

- To dzwonili po to, by się umówić?

- Mama zaprosiła nas na obiad jutro. Mam sesję, więc spoczęło na sobocie. po moich zajęciach.

- Okey, jeśli chcesz to pójdziemy. Ale przysięgam, że tylko jedna wzmianka o niewymienionym piekarniku, źle urządzonym mieszkaniu, mojej pracy, czy czymś w tym stylu to wychodzę - ostrzegłem, mając serio nadzieję, że rodzice Jimina będą na tyle rozważni, by nie drażnić i tak podkurwionego lwa. Byłem w stanie rzucić im się obu do gardeł, zwłaszcza tacie Jimina po tym, co mówił i jakie uczucia wywoływał we własnym synu.

Zjedliśmy w spokoju obiad, a potem pojechaliśmy jeszcze coś pozałatwiać. Wizyta w banku, szybka wycieczka do Taehyunga po jakieś książki i na końcu wizyta w markecie wymęczyły nas, więc nim się obejrzałem był kolejny dzień, a za nim kolejny i kolejny.

Ostatecznie nim się spostrzegłem nastała sobota. Cały ranek przegadałem ze Scottem, mając nadzieję, że jego problemy pozwolą zapomnieć mi o moich. Z radością więc słuchałem o tym, jak to mała Daisy nie daje im obojgu spać i jak to nie raz już obrzygała mu koszulkę, czy raz nawet twarz, jak podrzucił ją zaraz po jedzeniu. Byłem ciekawy jak toczyła się akcja z Regan, bo choć chłopak informował mnie na bieżąco, to u tej  dwójki sytuacja cały czas była dynamiczna. Ostatnio stanęło na tym, że postarają się być po prostu i przede wszystkim dobrymi rodzicami. Dziś już wychodziło na to, że mimo kolejnej próby ratowania związku, oboje pogodzili się z tym, że zwyczajnie nie wychodzi im bycie razem.

- Postanowiłem, że zacznę szukać mieszkania - powiedział w pewnym momencie Scott. Na moment odebrało mi mowę. - Rozmawiałem już o tym z Reg. Tak będzie dla nas lepiej. Kochamy się trochę po swojemu, ale przynajmniej na razie robimy sobie po prostu nawzajem krzywdę.

- Ona chciała byś się wyprowadził?

- Ja też tego chcę. Będę dalej od Daisy, ale postaram się znaleźć coś blisko, by widywać się z nią przynajmniej co trzy dni. Z resztą, odkąd postanowiliśmy dać sobie trochę odpoczynku od siebie, nie kłócimy się o wszystko i nie zabijamy wzrokiem bez przerwy. Teraz tak jakby... wiem, że to matka mojej córki, ale... - zastanowił się przez chwilę - na razie wiem, że nasze bycie razem nie przyniesie niczego dobrego. Nie skreślam nas na zawsze. Helen z resztą zawsze powtarzała, że jeśli ktoś ma ze sobą być to będzie prędzej czy później. Wiesz, że my z Regan nigdy właściwie nie potrafiliśmy się dogadać na dłuższą metę.

- No dobra, jak tak ma być dla was lepiej to trzymam kciuki byś znalazł coś szybko i tanio. Pamiętaj, że w razie co mogę ci coś zawsze pożyczyć.

- Dzięki stary. Na razie mam jeszcze na jakiś wynajem na pierwsze trzy, cztery miesiące.

Rozmowa ze Scottem trochę mną wstrząsnęła, bo do tej pory byłem przekonany o tym, że chłopak utknął trochę w związku, w którym para jedynie będzie pogłębiała swoją nienawiść do siebie, zapominając zupełnie o tych dobrych uczuciach. Wyglądało na to, że jednak obojgu im udało się od siebie uwolnić na tyle, na ile mogli. Dorośli. Uważałem, że dorośli. Dlaczego? Dlatego, że trzeba mieć też odwagę, by w końcu powiedzieć sobie dość i przejrzeć na oczy.

Może właśnie na oczy przejrzeli też rodzice Jimina w kwestii jego orientacji i miłości? Miałem nadzieję, że tak, bo właśnie kierowałem się z moim złotkiem do ich mieszkania, mając nadzieję, że tym razem wszystkie talerze pozostaną w całości. I wszystkie kości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top