my korean manager
Jeongguk
Usłyszałem jakby chrząknięcie, więc ponowiłem pytanie.
- Czy dodzwoniłem się do Min Yoongiego?
Szuranie. Kaszel. Chwila ciszy i dopiero głos w słuchawce:
- Tak.
Spojrzałem odruchowo na zegarek na nadgarstku. Dwunasta piętnaście. Ja już dawno po treningu, a ważny pan manago gwiazd nadal śpi, co? Takim to dobrze.
- Tu Jeon Jeongguk. Trener Lee Misouki kazał mi się z panem skontaktować w sprawie...
- Jeszcze raz... - przerwał mi, znów kaszląc do słuchawki. - Przepraszam za to. Ciężka noc - wyjaśnił, ale się nie odezwałem. - Jeon, tak? Z Taepyo?
- Tak, właśnie tak.
- Grasz z Hoseokiem?
- Tak - odparłem, ściszając radio w samochodzie. Mężczyzna mówił dość cicho, a nie chciałem przegapić niczego ważnego.
- Chodzi o jakąś reklamę? - zapytał, więc potwierdziłem, podając nazwę firmy T-Shine. - Dobra, w środę mam wolne popołudnie. Na czternastą umówmy się w centrum handlowym. Niech będzie Plaza. Wiesz, gdzie to jest? I najlepiej wyślij mi sms-em numer jakiegoś agenta, czy cokolwiek tam dostałeś od T-Shine, to postaram się już czegoś dowiedzieć. Pasuje?
- Pewnie, środa czternasta. Zaraz wyślę numer - powiedziałem, sięgając już do portfela, w którym była druga wizytówka od trenera. - Do zobaczenia.
Min Yoongi rozłączył się, a ja od razu zapisałem w telefonie datę, którą mi podał, by przypadkiem o niej nie zapomnieć. Dochodziło w pół do pierwszej. Poczekałem więc kolejne dziesięc minut przed budynkiem, przed którym aktualnie stałem, aż na horyzoncie nie pojawiła się blond czupryna mojego chłopaka, który owinięty w szalik i z książkami przyciśniętymi do piersi wychodził właśnie z gmachu uczelni. Koło niego szedł oczywiście nie kto inny, a Kim Taehyung we własnej osobie, obejmując ramieniem m o j e g o Jimina, który z zimna trząsł się jak osika. I najpewniej obaj by mnie nie zauważyli, gdybym nie zatrąbił akurat w momencie, gdy znaleźli się przed maską mojego samochodu. Jimin z wrażenia upuścił książki, a rycerz Kim pomógł mu je pozbierać, bo zanim wygramoliłem się z samochodu wszystkie były z powrotem w rękach mojego ukochanego.
- Jeongguk? - wykrztusili obaj, kiedy tylko mnie zobaczyli. Jimin się uśmiechnął, ale Taehyung raczej nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Jemu posłałem jeszcze szerszy wyszczerz, zaraz samemu obejmując swojego chłopaka ramieniem, wcześniej otrzepując jego kurtkę z niewidzialnego brudu, który naniósł Kim.
- No hej, chyba nie przeszkadzam?
- Po co trąbiłeś? - mruknął pod nosem oczywiście Pan Beznadziejny.
- Żebyś przypadkiem nie wszedł mi pod koła. Byłaby szkoda opon, prawda?
- Skończyłeś wcześniej trening? - zapytał Jimin, puszczając moje wcześniejsze słowa mimo uszu.
- Jest sobota. Kończę o dwunastej. Miasto jest całkiem puste o tej porze, więc zdążyłem wpaść po moje złotko - odparłem, schylając się, by złączyć nasze usta, specjalnie wszystko przedłużając, aż sam Jimin nie odsunął się, by zaczerpnąć oddechu. - Pojedziemy na jakiś obiad.
- Właściwie to chciałem jechać do kawiarni.
- Kawiarnia nie ucieknie. Na pewno jesteś głodny. Pójdziemy gdzie chcesz. Chodź już, bo widzę, że marzniesz. Pa, Taehyung, mam nadzieję, że do nigdy.
- Do jutra, Jiminie - rzucił na pożegnanie Kim, a Jimin pomachał mu, kiedy obszedłem z nim samochód, by otworzyć mu drzwi do wnętrza mojego ciepłego mercedeska.
Kiedy usiedliśmy, Jimin założył ręce na piersiach, by pokazać mi, że jest zły. Westchnąłem, bo nie chciało mi się dyskutować znów o Kim Taehyungu, który nie był wart moich nerwów i naszego czasu. Jimin chyba był innego zdania, bo sam zaczął temat.
- Jesteś niemożliwy. Czemu jesteś dla niego taki niemiły? Wiesz, że mieszka po drodze do naszego mieszkania, mogliśmy go podrzucić.
- Jeszcze czego? Po pierwsze to przyjechałem po swojego chłopaka, a nie po tego durnia. Po drugie to nie jedziemy do mieszkania tylko do restauracji. Po trzecie to gdyby było mu tak zimno, to trzymałby ręce w kieszeniach, a nie na twoim ramieniu. A po czwarte to chuda dupa Kim Taehyunga nigdy nie zasiądzie w moim samochodzie.
- Skończyłeś? - zapytał jeszcze bardziej zły Jimin. Jego policzki przybrały purpurą, nie wiem, czy z zimna, czy z nerwów. - Nie musisz go lubić, ale nie musisz być chamski.
- A kiedy niby byłem chamski, co?
- "Mam nadzieję, że do nigdy" - zacytował, unosząc brwi, a jego czoło się zmarszczyło. Zawsze wyglądał dość śmiesznie, kiedy się złościł.
- Przyjechałem po ciebie, by spędzić miło dzień, bo ostatnio ciągle jesteś w kawiarni i pracujesz, a nie po to byś wypominał mi krzywe spojrzenia na tego kolesia.
- Ten "koleś" to mój przyjaciel i musisz się z tym pogodzić. Nic złego nie zrobił. A na przyszłość pisz mi, że po mnie przyjedziesz.
- Żebyście nie zaliczyli kolejnej wpadki na zasadzie "ogrzeję cię, Jiminie, pewnie ci zimno"?
- Ale z ciebie debil, wiesz? - mruknął Jimin, nie zaszczycając mnie dłużej spojrzeniem. Wolał patrzeć się w okno i siedzieć z założonymi rękoma, aż nie dojechaliśmy pod jedną z restauracji w centrum, pod którą akurat zwolniło się miejsce parkingowe.
- Mogą być krewetki? - zapytałem, a on bez słowa wyszedł z samochodu, więc przewróciłem oczami, zgasiłem silnik i poszedłem za nim.
Zajęliśmy stolik, a kelnerka podała nam menu. Czuć było w powietrzu nadchodzący Armagedon i chciałem coś z tym zrobić, ale nie do końca wiedziałem co. Nie zamierzałem przepraszać. Nie za coś, co było tak naprawdę ich winą. Gdyby Taehyung zachowywałby się w porządku nie byłbym na niego taki cięty. A gdyby Jimin sobie nie pozwalał to Tae trzymałby ręce przy sobie.
- Dobra, nie kłóćmy się, okey? - odezwał się o dziwo sam Jimin. Podniosłem oczy znad menu, przyglądając się tym jego, które na chwilę tylko uciekły w bok, zaraz jednak skupiły się na mnie. - Zapomnijmy o tym. Jak trening?
Nie chcąc się dalej kłócić, odpowiedziałem na pytanie, później wspominając o zaplanowaniu spotkania z Min Yoongim. Jimin potem opowiedział co nieco o studiach i atmosfera się rozluźniła. Zjedliśmy obiad, a mi udało się namówić mojego chłopaka na to, by dziś nie szedł już do Calico - kawiarni jego rodziców, a by wrócił ze mną do domu.
- Przekonaj mnie - powiedział, kiedy jeszcze go próbowałem namówić.
- I will eat your ass - odparłem, wiedząc doskonale, że już wygrałem. Jimin spalił burka, rzucił kilka żartów odnośnie tego, czy jeszcze się nie najadłem, a potem wrócił ze mną do mieszkania, już w drzwiach zarzucając mi ręce na szyję, wyznając, że właściwie to miał na mnie ochotę przez cały dzień.
Szybko więc pozbyłem się jego ubrań. Pasek upadł z brzdękiem na podłogę, kiedy dobierałem się do jego spodni, a Jimin sam zrzucił z siebie swój ciepły sweterek, ukazując mi swój płaski brzuch i dwa srebrne kolczyki w sutkach, które zrobił sobie niecały tydzień po tym, jak przyleciałem do niego do Korei. Nie sądziłem, że się na nie zdecyduje. Samo przekłucie bardzo bolało i długo się goiło, ale teraz był zachwycony swoimi nowymi ozdobami. A ja? Ja byłem w niebie, bo piercing dodawał mu pazura i cholera, kiedy przez koszulkę było mu widać te kolczyki to dosłownie szalałem. Uwielbiałem ten dodatek chyba tak samo mocno, co ten w jego języku. Obecnie srebrna kuleczka tkwiła w jego buzi, a kiedy całowaliśmy się co chwila ocierała się o mój język. Szybko jednak sam zszedłem niżej, by poświęcić swoją uwagę właśnie jego sutkom, których pieszczoty zawsze sprawiały mu wiele przyjemności.
Wycałowałem go więc bardzo dokładnie, później zdejmując z niego w końcu bieliznę. Swoją drogą majtki w kaczuszki niekoniecznie pasowały do sytuacji, ale Jimin dla mnie zawsze był po prostu uroczy.
- Kupię ci kiedyś koronkę, dobra? - zaproponowałem, ściągając mu z nóg zbędny materiał.
- Kaczuszka ci się nie podoba?
- Podoba. Ale lepiej bez niej - zaśmiałem się, zaraz wstając na równe nogi i prowadząc Jimina z naszego przedpokoju do sypialni, gdzie były dużo bardziej dogodne warunki do seksu.
Sam zdjąłem swoje ubranie, kładąc się na plecach na łóżku. Jakąś chwilę jeszcze się całowaliśmy, a ja bawiłem się swoją ulubioną zabawką i miętosiłem w palcach właśnie jego kolczyki, a potem Jimin podniósł się i zajął swoje najlepsze miejsce, czyli zupełnie na mojej twarzy, bym mógł spełnić obietnicę złożoną w restauracji. Oparł się rękoma o mój tors, a ja rozchyliłem jego boskie pośladki, by nie musieć dłużej zwlekać z rimmingiem.
- Fuck, you re so hot, baby - mruknąłem, między pocałunkami, a lizaniem go najlepiej, jak umiem. Jimin był głośny, cholera, zawsze był taki głośny, kiedy go zadowalałem. - Look at your slutty hole, Jiminie.
W odpowiedzi na to chłopak jęknął głośno, zaczynając drapać moją skórę, jak to miał w zwyczaju. Kiedy mój język zwolnił, zaczął ruszać biodrami, aż w końcu nie musiałem praktycznie nic robić, bo chłopak w szaleńczym tempie sam sobie robił dobrze moimi ustami. Pamiętałem, jak jeszcze w Ameryce wstydził się wypiąć w moją stronę, a teraz tak bezwstydnie pracował tyłkiem, że nie mogłem się nadziwić.
Zrzuciłem go z siebie, kiedy poczułem, jak jego nogi powoli drżą. Tracił siły, więc uznałem, że najwyższa pora przejść do naszej wspólnej zabawy.
- Spread 'em - poleciłem, kiedy Jimin wylądował na poduszkach na plecach i odruchowo złączył nogi. - I wanna see your tight little hole.
I choć chwilę temu moja twarz była dosłownie między jego pośladkami, to róż nie opuszczał jego policzków. Wyglądał przerozkosznie, a jednocześnie seksownie. Przez cały ten czas nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłby mi się znudzić.
- Oh, mój boże - jęknął, kiedy wszedłem w niego całą długością i wbił mi znów paznokcie w skórę, tym razem na ramionach, za które trzymał. - Oh god, Jeongguk, so f-full...
To był naprawdę udany wieczór, bo poza tą jedną rundą, Jimin miał ochotę na kolejną zupełnie przed snem, więc z przyjemnością przystałem na jego propozycję wzięcia go jeszcze raz, tym razem, kiedy leżeliśmy na boku, ja wtulony w jego plecy, a on w poduszkę.
Przynajmniej miałem pewność, że nie myśli o nikim innym. Zwłaszcza o Kim Taehyungu.
| Chciałabym powiedzieć kilka słów o angielskich wstawkach, które raczej będą często pojawiały się w tym ff, jak już z resztą zdążyliście pewnie zauważyć. Angielski to nie jest oczywiście mój pierwszy język i nie jestem nieomylna. Zdarza mi się robić błędy, z resztą tak samo jak w języku polskim. Staram się zawsze sprawdzić coś co najmniej dwa razy zanim gdzieś opublikuje rozdział, ale wiadomo nie da się samemu wyeliminować wszystkich małych szatanów. Dlatego też, jesli zauważycie jakiś rażący błąd to nie wstydzcie się mi dać znać, ze on istnieje. Myślę też, że słowa których używam są raczej łatwe i mam nadzieje, ze przez te wstawki nikt nie ma problemu ze zrozumieniem ich treści. Jeśli jednak są tu osoby, które w angielskim się nie czują, mogą oderwać się to wstawię jakieś tłumaczenia. Myśle, że nie są one potrzebne, ale wolę o tym powiedzieć, bo zależy mi, żeby łatwo i przyjemnie sie Wam czytało.
Następny rozdział w piątek, piąteczek... |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top