my korean kids
Jeongguk
Dzieci nigdy jakoś szczególnie na mnie nie działały. Ani ja nie rozpływałem się specjalnie na ich widok, ani one do mnie w żaden sposób nie lgnęły. Nie denerwowały mnie, dopóki nie darły się wniebogłosy i nigdy nie czułem wewnętrznej potrzeby, by się z nimi bawić, czy by tarmosić je za policzki, jak każda szanująca się ciocia. Córka Scotta to było jednak coś innego.
Mała Daisy była naprawdę wyjątkowo grzeczna, zwłaszcza, jak na swoje imponujące kilka dni, ale poziom cukru jaki mi podnosiła był niebotycznie wysoki. Bezzębnym uśmiechem raczyła nas praktycznie cały czas, na zmianę ze zmęczoną miną, kiedy to zasypiała, najczęściej z Regan obok.
Skoro już postanowiłem zostać w Ameryce dla Scotta, to też spędziłem u nich w mieszkaniu kilka dni i choć ekspertem w opiece nad noworodkami nie byłem, to chyba jednak moja pomoc była im bardzo na rękę. Daisy była przecież jeszcze za mała, by cokolwiek narozrabiać, więc opieka nad nią polegała głównie na patrzeniu na nią i ewentualnym informowaniu Regan, że mała jest chyba głodna. Przewijanie spadło na świeżo wykapanego tatusia, więc tak właściwie to zbyt wielu obowiązków nie miałem. Mogłem cały czas albo ugłaskiwać córkę przyjaciela, albo zwyczajnie robić jej setki zdjęć, by Jimin po drugiej stronie świata też się trochę pozachwycał.
- Chyba wdała się w mamę - powiedziałem Scottowi, kiedy siedzieliśmy zaraz obok łóżeczka Daisy, kiedy Regan ucinała sobie drzemkę. - Wyobrażam sobie, że ty musiałeś być nieznośny od urodzenia.
- Pewnie tak było - przyznał, wychylając się lekko, zaalarmowany cichym odgłosem, jaki wydało małe stworzonko w łóżeczku. Zaraz wrócił na fotel. - Ale... nie sądziłem, że będzie taka piękna.
Syndrom zakochanego rodzica, pomyślałem, przytakując jedynie, bo choć Daisy nie różniła się praktycznie niczym od setek innych małych dzieci, to dla Scotta musiała być faktycznie wyjątkowa i ładniutka, choć była różowa, pomarszczona miejscami i wiecznie się śliniła. Może śpioszki we wzór kokardek, robił robotę?
- Nos ma jak ja - powiedział i wtedy obaj wstaliśmy, by przyjrzeć się twarzy śpiącej Daisy.
- No nie wiem.
- Totalnie. Nie widzisz? - zapytał, wskazując na nos małej, jakbym ja sam nie wiedział gdzie znajduje się ta część twarzy. - Tu jest lekko zadarty i prosty. Reg ma małego garba u góry.
- Pewnie by ci wyjebała, jakby to usłyszała.
- Nie przeklinaj przy dziecku - mruknął, a ja zaśmiałem się, znów siadając w fotelu.
- Sorry, stary, ale obawiam się, że Daisy jeszcze nawet nie rozpoznaje głosu.
Scott wzruszył ramionami i poprawił kocyk, który skopała jego córka. Był mega przejęty od dnia porodu. Kiedy tylko przybiegłem do niego prosto z lotniska, od razu zemdlał. Pomyślałem, że to może i lepiej, że Reg nie chciała rodzić przy nim. Pewnie musiała by martwić się nie tylko o sobie i dziecko, ale i o tego błazna.
- Wiesz co? - zaczął. - Kiedy Regan powiedziała mi, że jest w ciąży byłem załamany. Pomyślałem, że skończyło się moje życie, jakaś jego część umarła, że już nigdy więcej nie będę mógł się dobrze bawić. Ale teraz jak patrzę na Daisy to nie pamiętam nawet co robiłem w zeszłym tygodniu, jak jej nie było. To już nie ma znaczenia. Tak jakbym... ja sam przestał mieć znaczenie, cziasz?
- To było głębokie, jak na ciebie, stary.
- Kiedyś może zrozumiesz - zaśmiał się lekko, a potem zapanowała cisza. - Znaczy, no wiesz...
- Ta, spoko. Wiem.
Znów cisza. Nie byłem już typem, który stawia się w centrum zainteresowania, zwłaszcza, że teraz w centrum była oczywiście mała Daisy, ale w pewnym sensie te słowa jakoś tak we mnie rozbrzmiały. Kiedyś może zrozumiem? No właśnie nie. Nie zrozumiem.
Z Jiminem wiązałem swoją przyszłość i to on był dla mnie definicją tego, co powiedział Scott, choć nie był moim dzieckiem, a partnerem. Nie pamiętałem tego, co było przed tym, jak się pojawił i zdecydowanie nie wyobrażałem sobie tego, co byłoby gdyby nagle zniknął. I zawsze myślałem, że coś takiego jak nasza płeć nie będzie problemem, ale tych problemów było więcej niż zakładałem, zaczynając od tego, że Jimin od dłuższego czas nie miał już w ogóle kontaktu z rodzicami. Od kiedy tylko się przy nim pojawiłem, stracili oni do niego jakąś część uczuć i teraz jakby w ogóle go od siebie odcięli. W przyszłości mogliśmy tych problemów mieć jeszcze więcej, bo może kiedyś jeden z nas, lub oboje będziemy chcieli mieć za rodzinę coś więcej niż nas samych.
- Myślisz, że Jimin chciałby mieć dzieci? - zapytałem, a Scott spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Stary. Może się coś u was zmieniło i zapomniałeś mi wspomnieć, ale z tego co pamiętam, to ostatni raz jak go widziałem to był facetem.
- No oczywiście, że jest facetem - westchnąłem. - Chodzi o to, że no właśnie, ja też jestem. Czaisz?
- W sensie...
- W sensie, że może kiedyś Jimin uzna, że związek ze mną to nie wszystko i, że będzie chciał kiedyś mieć żonę, czy coś. Wiesz, kobietę, która da mu to, czego ja nie dam.
- Ale Jimin jest gejem, stary. To ty jesteś bi. To chyba Jimin powinien się bardziej martwić.
- Nie rozumiem.
- Kurwa no - zaczął, a potem sam jakby skarcił się za przekleństwo. - Bo nawet jeśli Jimin by cię rzucił to i tak będzie później oglądał się za mężczyznami, a ty nie. Ty może znajdziesz sobie kobietę.
- Nie chcę żadnej kobiety. Ani innego mężczyzny. Chcę Jimina. - Scott wzruszył ramionami, uznając chyba temat za zakończony, ale byłem naprawdę coraz bardziej zaniepokojony. - Myślisz, że Jimin ma takie obawy? Że go zostawię dla kobiety?
- Myślę, że to możliwe. W końcu poznał cię, gdy byłeś jeszcze ruchającym wszystko, co ma ładne nogi Jeonem, a nie zabujaną w nim po uszy cipą.
- Wypraszam sobie tą cipę - mruknąłem, a Scott znów wstał do Daisy, bo ta się obudziła.
- Spoko. Ja jestem teraz większą niż ty, więc nie obrażaj się. Ale no mówię prawdę. Mając na uwadze twoje dawne życie, ja bym się na jego miejscu bał.
- Jestem w nim w związku dwa lata i od tego czasu nawet nie spojrzałem na żadną laskę.
- No tak, ale sam mówisz, że to kiedyś może wam się zachcieć mieć większą rodzinę. A przypominam ci, że w Korei nie adoptujecie dziecka ani nie weźmiecie ślubu. Poczekaj tu, pójdę z nią do Reg, bo chyba znów jest głodna.
Zostałem sam, co wcale nie polepszyło mojego humoru. Czy Jimin naprawdę mógł się bać o to, że zacznie mi przeszkadzać jego płeć? Miałem nadzieję, że śpi spokojnie, a nie zamartwia się o to, bo byłem pewny, że nawet jeśli kiedyś będę chciał mieć dzieci to niczego to między nami nie zmieni.
Zanim Scott zdążył wrócić do pokoju, sprawdziłem loty powrotne do Seulu, nie chcąc już dłużej być tak daleko od Jimina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top