my korean hope
Jimin
Ostatni raz ktoś przyłożył do mojej twarzy pędzelek z odrobiną pudru i mogłem wychodzić. Denerwowałem się, bo właściwie pierwszy raz miałem udzielać wywiadu nie gazecie, czy jakiemuś internetowemu portalowi plotkarskiemu, a telewizji, ale Estella ciągle mi powtarzała, że pójdzie mi świetnie, więc ostatecznie chyba i ja sam jej w to uwierzyłem. Żałowałem tylko, że za kulisami Jeongguk nie trzyma za mnie kciuków, bo wypadała mu akurat wizyta u lekarza, ale wiedziałem, że na pewno trzyma za mnie te kciuki tak samo mocno w szpitalnej poczekalni.
Prowadzący przywitał mnie, poprosił bym usiadł i na dzień dobry przedstawił mnie publiczności. W studiu siedziało jakieś pięćdziesiąt osób. Kilkoro z nich trzymało w dłoniach moje zdjęcia. Machali mi, więc uśmiechałem się do nich, kiedy kamera skupiona była na czymś innym niż na mojej twarzy.
- Może zdradzisz nam coś odnośnie planów na najbliższe miesiące? - zapytał prowadzący. - Czego fani mogą się spodziewać?
- Nie o wszystkim wolno mi na razie mówić, ale na dniach będzie można spodziewać się, mam nadzieję, całkiem ciekawej okładki ze mną w roli głównej - odparłem, starając się nie brzmieć zbyt sztywno, czy arogancko. Odruchowo poprawiłem włosy.
- Ciekawej okładki? Powiesz coś więcej?
- Hmm, powiedzmy, że kolekcja ubrań, którą będę reprezentował może wzbudzać emocje - powiedziałem, chcąc zachować resztki tajemnicy. Prawdą było, że na okładce pojawić się miałem w prześwitującej koszuli, która choć nie była niczym zaskakującym, miała pokazywać światu mój piercing, który fotograf kazał mi koniecznie zostawić do sesji.
Dziennikarz dopytał o kolejne kampanie, więc tyle ile mogłem, powiedziałem, chwaląc się kontraktem ze znaną marką kosmetyczną, której już wcześniej kremy reklamowałem. Teraz chcieli ze mnie zrobić twarz całej nowej linii, którą nazwali Glass, więc prowadzący wypytał i o to.
Zdawało mi się, że idzie mi jak po maśle. Powoli się rozluźniałem, zapominałem o kamerach i tym, że prowadzącemu ciągle ktoś szepcze do ucha pytania, które nie koniecznie musiały mi się podobać. No i chyba wykrakałem, bo w końcu padło pytanie o stan zdrowia mojego chłopaka.
Do mediów jakiś miesiąc temu wypłynęło zdjęcie z lotniska, na którym witam Jeongguka w towarzystwie Hoseoka i trenera w niezbyt dobrym humorze. Cztery tygodnie temu wydaliśmy oświadczenie, że z powodu "wypadku" Jeongguk nie będzie na razie trenował ani pojawiał się na żadnych eventach. Pytań oczywiście w miarę czasu było coraz mniej, ale nadal się zdarzały. Ludzie chcieli wiedzieć co to był za wypadek, ale ja nie miałem zamiaru się za nikogo tłumaczyć. Jeongguk z resztą ustalił z trenerem i Min Yoongim, że nie będą drążyć tematu. Wypadek miał miejsce podczas treningu i tyle. Więcej ludzie wiedzieć nie muszą. Kłamstwo jak się okazywało czasami bywało lepszym rozwiązaniem.
- Fani chcą wiedzieć, czy Jeongguk będzie mógł reprezentować Koreę w nadchodzących mistrzostwach - zaczął, a ja kiwnąłem głową, starając się nie dać po sobie poznać, że jestem coraz bardziej spięty. - Pytanie więc, czy uda mu się wrócić do zdrowia?
- Sam chciałbym to wiedzieć - przyznałem, mając nadzieję, że dziennikarz od razu zapyta o coś innego, ale on jednak milczał, czekając aż rozwinę. - Na razie czekamy na to, co pokaże prześwietlenie. Wcześniej nie można było jednoznacznie stwierdzić, czy którakolwiek kość jest złamana. Jeongguk po prostu w liceum już miał problemy z tą nogą.
- Pewnie bardzo liczył na te mistrzostwa. Cała drużyna długo się do nich przygotowywała.
- Jeszcze nie wszystko stracone - odparłem optymistycznie i na szczęście prowadzący zmienił temat.
I chyba tym optymizmem wywołałem na szczęście wcale nie wielkiego i dużego wilka z lasu, a małą i słodką owieczkę, bo kiedy wróciłem do domu zastał mnie widok Jeongguka bez gipsu. Miał coś w rodzaju usztywniającej szyny, by teraz trzymać nogę nie wyprostowaną, a w pół zgiętą i przez to nadal musiał korzystać z wózka inwalidzkiego, ale była to przynajmniej dobra wiadomość. Szału dostawałem z tym jego gipsem, którego ani nie można było pomoczyć, ani specjalnie pobrudzić. Jeongguk nawet sam sobie butów nie mógł w nim zawiązać.
- I co powiedział lekarz? - zapytałem, od razu siadając obok chłopaka na kanapie. Ten ściszył telewizor, który wcześniej oglądał, objął mnie ramieniem i wskazał na kolano.
- Nie tak łatwo mnie jednak zniszczyć. Lekarz mówił, że jest lepiej niż przypuszczał. Właściwie to od początku mówił, że gips nie był do końca potrzebny.
- Nie dyskutuj z tym. Dwóch lekarzy w Tajlandii stwierdzili, że bez gipsu ani rusz, więc ten lekarz chyba nie bierze sprawy na poważnie.
- Nie denerwuj się - mruknął, zaraz pstrykając mnie palcami w nos. - Mówił, że przez dwa tygodnie jeszcze mam nie starać się na niej chodzić.
- A później?
- Później jeszcze jedno prześwietlenie i werdykt. Wóz albo przewóz.
Sam nie wiedziałem co o tym myśleć. Lekarz zapisał Jeonggukowi masę maści i tabletek, które miały przyśpieszyć gojenie, ale tak naprawdę czego?
- A co powiedział? Masz znów to coś z łąkotką, co miałeś kiedyś?
- Nie. Wtedy ją naprawili. Teraz po prostu bolała.
- Wcześniej mówiłeś, że kolano było prawie, że roztrzaskane. I uszkodzone.
- Jiminie, ja nie wiem co z nim się stało. Bolało, nie mogło się ruszyć. Wsadzili mnie w gips i kazali spadać - powiedział, myśląc chyba, że na rękę jest mi jego nudzenie się w domu z nogą na stole. - Teraz ten koleś, co dziś u niego byłem powiedział, że gipsu by nie zakładał w ogóle, ale kurwa nie wiem, czy to było stłuczenie, roztrzaskanie, czy złamanie czegoś. Nieważne. Ważne, że może będę mógł chodzić normalnie przed mistrzostwami.
- Przez dwa tygodnie masz jeszcze mieć tą szynę, tak? Zostanie więc miesiąc. Ja nie wiem, Jeonggukie, czy w tym czasie zdążysz jeszcze poćwiczyć na tyle, żeby... - zacząłem, ale przerwał mi, zasłaniając mi usta dłonią.
- Ciii, nie zapeszaj - powiedział i wziąwszy moją twarz w dłonie sprezentował mi całusa w nos. - Chcę myśleć, że wrócę na treningi i będę mógł zagrać. Nie chcę powtórki z Hallowell. Nie chcę. Mecze w których nie mogłem grać były zawsze jak strzały prosto w serce i to kurwa nie z pistoletu, a bazooki. Nie mogę nie zagrać.
Już to kiedyś słyszałem, chciałem powiedzieć, ale nie chciałem psuć jego wyraźnie dobrego humoru. Wieczorem więc posmarowałem mu dokładnie całe kolano najpierw jedną maścią, a potem kremem i wydzieliłem mu tabletki na kolejne dni, by przypadkiem nie przedawkował z podekscytowania.
Bałem się, że może jednak i tym razem będzie musiał siedzieć i patrzeć, jak drużyna za niego gra. A może jednak uda mu się wrócić w wielkim stylu? Miałem taką nadzieję, bo widok jego łez skutecznie łamał mi serce, nie mówiąc już o tym, jak to jego musiało się czuć.
W nocy starałem się nie kopnąć go przez przypadek w nogę, więc obudziłem się prawie, że po drugiej stronie łóżka. Ustaliliśmy, że dziś pomogę Jeonggukowi pojechać na lodowisko, by chociaż popatrzył, jak idzie trenowanie reszcie drużyny. Zapakowałem nas więc do samochodu, a potem zawiozłem jego marudzącą dupę do Taepyo, po drodze grożąc mu co chwilę, że jeśli jeszcze raz odezwie się niepotrzebnie i skomentuje moją jazdę samochodem to go wysadzę w połowie drogi i każę się doczołgać do domu.
Na szczęście dotrwaliśmy i kiedy już byliśmy pod budynkiem, Hoseok wyszedł do nas, by pomóc mi wtargać Jeongguka z wózkiem przez schody, bo przecież mój chłopak nie mógł zadowolić się siedzeniem na trybunach, do których była winda. Musiał siedzieć zupełnie przy lodzie.
Ja sam wyszedłem do łazienki, kiedy chłopacy zaczęli trening. Kiedy już kierowałem się do umywalki, by umyć ręce, rozdzwonił się mój telefon. Ujrzałem numer, od którego połączeń nie dostawałem już od paru ładnych miesięcy.
Dzwoniła moja mama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top