my korean hockey
Jeongguk
Lód był jakby coraz bardziej śliski, a głosy siedzących na widowni osób docierały do mnie z opóźnieniem. Na reakcję często było mniej niż dwie sekundy. Kiedy przeciwnik stojący na obronie stał na przeciwko pędzącego ile sił w łyżwach mnie, miałem do wyboru wyminąć go lub podać. Podania mogły nie dolecieć do drugiego atakującego, ale wyminięcie było jeszcze trudniejsze. Co robić?
Hoseok podczas meczu z Węgrami wiódł prym w ataku, a ja starałem się być bardziej za nim, by być przygotowanym do oddania strzału z daleka. Efekt zaskoczenia nie zawsze się udawał i mógł być użyty najwyżej parę razy zanim przyzwyczaił się do niego przeciwnik. Pierwszy punkt na mistrzostwach zdobyliśmy właśnie w ten sposób.
Hoseok miał przed sobą dwóch obrońców, którzy starali się nie dopuścić do go bramki. Ich panika dała nam wolne lejce. Przez chwilę nikt mnie nie bronił. Duży błąd.
Wykorzystałem to, strzelając bramkę, kiedy krążek podany do tyłu przez Hoseoka odbił się od mojego kija i z prędkością światła wleciał między nogi bramkarza. Jeden zero.
Będąc na prowadzeniu poczuliśmy się trochę bezpieczniej. Jeden z atakujących został dalej, by wspomóc defensywę, na którą ciągle napierali przeciwnicy. Starałem się odebrać im krążek kiedy tylko znajdowali się w zasięgu mojego kija, ale takie podchody często kończyły się wzajemnym przepychaniem się w barierki. Bez siniaków się nie obeszło.
Latałem po lodowisku ile sił w płucach, a krew szumiała mi w głowie. Dwa razy na chwilę schodziłem, by po zaledwie paru minutach znów wbiec z kijem na sam środek i pokrzyżować plany przeciwnikowi.
Pierwszy mecz okazał się naszym sukcesem. Wygraliśmy jeden-zero, bo Węgrom nie udało się trafić do naszej bramki, mimo kilku okazji i ich naprawdę niezłemu i sprytnemu kapitanowi.
By nie spocząć na laurach, od razu wzięliśmy się wspólnie za analizę meczu. Trener zebrał nas więc, by na świeżo jeszcze pokazać nasze największe błędy. Głównie te, które niestety popełniała obrona. Wieczorem więc, kiedy leżałem już w łóżku, schnąc po prysznicu przeglądałem w internecie jeszcze raz video z naszego meczu. Wolałem na spokojnie przypatrzeć się nie tylko obronie, ale przede wszystkim sobie. Często bowiem nie zauważałem nadarzających się okazji podania komuś, kto miał lepsze warunki do strzału. Przez to, że myślałem o sobie, często traciliśmy dość łatwe punkty. Musiałem więc nad tym popracować.
Z tymi naukami i wnioskami zagraliśmy kolejnego dnia drugi mecz, przeciwko Rumunii. Wcześniej grali oni już z Francją, z którą przegrali dwa punkty do jednego, więc wiedziałem, że ich atak nie jest tak słaby, jak miałem nadzieję, że będzie. Mocnym punktem francuzów była właśnie cholernie mocna bramka. A jednak Rumunii udało się w niej zapunktować. Mimo to, przegrali wcześniejszy mecz. Teraz więc byli na pewno bardziej zdeterminowani. I uważniejsi.
Już w pierwszych minutach dali nam niezły popis swoich umiejętności. Nigdy nie widziałem tak szybkiego atakującego, którego strzały z bliska ledwo udało nam się obronić. Słabym punktem jednak było to, że choć był szybki to jego uderzenia w krążek nie były zbyt mocne. Wiedziałem więc, że będzie musiał podejść bliżej, by trafić. Znów więc wykorzystaliśmy jednego z atakujących, by wspomógł obronę. Nasi zawodnicy nieźle musieli się nabiegać przy reprezentacji Rumunii i ja sam czułem już w połowie meczu, jak nogi zwyczajnie nie nadążają za ich tempem.
Pierwszą bramkę strzelili Rumuni, którzy zaskoczyli nas prędkością rozgrywki. I generalnie, choć mogłoby się nie wydawać - ten punkt był zapalnikiem i ich gwoździem do trumny, bo kiedy tylko poczułem się zagrożony, obudziła się we mnie prawdziwa bestia. Strzeliłem im bramę niecałą minutę po tym, jak oni strzelili jedną nam. Druga była zasługą Hoseoka, któremu podałem krążek, pamiętając o tym, że nie mogę samolubnie biec na łeb na szyję, kiedy jemu okazja przemyka koło nosa. Strzelił niedługo po mojej bramce i po tym punkcie przeciwnicy zwyczajnie się nie pozbierali. Może spadły im morale? Mnie punkty przeciwników motywowały tak bardzo, aż kipiałem z wściekłości i dostawałem powera, a na nich nasze punkty zadziałały chyba jak demotywator. Poza tym, musieli kiedyś się zmęczyć. Ich szybkość nie brała się z niczego.
- Kiedy strzelili, widziałem już twój wkurw - śmiał się później Hoseok, gdy przebieraliśmy się w szatni po meczu. Chciałem tym razem nie wychodzić spod prysznica ostatni, bo wiedziałem, że Jimin, Taehyung i Scott będą czekali na mnie przed halą. Pośpieszyliśmy się, więc nawet dobrze nie wysuszyłem włosów.
- Bo już wtedy mnie zdenerwowali - odparłem, wychodząc z szatni, po której przekroczeniu od razu w moje ramiona wpadł mój chłopak.
- O mój boże, wiedziałem, że wygracie! - piszczał, szczęśliwy chyba bardziej ode mnie. Objął mnie mocno ramionami, a potem cicho dodał, zbliżając się do mojego ucha: - Myślę, że zasłużyłeś na nagrodę.
Oj nagrody od Jimina były faktycznie świetną motywacją, by w kolejnych meczach postarać się jeszcze bardziej. Wieczorem, skuszony jego propozycją, poszedłem więc na mały spacer i przypadkiem oczywiście trafiłem pod hotel mojego złotka idealnie w momencie, kiedy wychodził z niego Tae i Scott.
- Bawcie się dobrze - rzucili obaj po sobie i poszli, jak się później okazało się nawalić w cztery dupy. Ja natomiast miałem prostą drogę do mojego ukochanego, który przywitał mnie w drzwiach pokoju odziany jedynie w zwiewny szlafrok i koronkowe stringi pasujące kolorem do jego białych, przesłodkich zakolanówek, które też postanowił założyć.
Nagrodą był oczywiście wspaniały seks, który zaczął się od namiętnych pocałunków, przeszedł w intensywne pieszczenie się w pozycji sześćdziesiąt-dziewięć, a skończył się tym, że Jimina wypracowane podczas ćwiczeń ciało ujeżdżało mnie jakby to on był zawodowcem. Oddałem się więc w jego ręce, wiedząc, że w ten sposób będzie mi na pewno przyjemnie i nie myliłem się. Słodkie usta Jimina atakowały najpierw moje wargi, później bez chwili wytchnienia pracowały na mojej męskości, która już na sam jego widok była twarda jak skała. A kiedy później leżałem na łóżku, gładząc jego uda, a on sprawnie pracował swoim zgrabnym tyłkiem na moim penisie, przechodziłem dosłownie przez bramy nieba.
Nie hamowałem się z żadnymi sapnięciami, nie szczędziłem mu nawet tych nieco brudniejszych komplementów, o tym jak dobrze mnie przyjmuje, jak dobry chłopiec, o tym, jak bardzo uwielbiam go tak wystrojonego, ciasnego i całego dla mnie. Jimin tego wieczoru nie miał dość, bo dosłownie godzinę bawił się w najlepsze skacząc po mnie, jakby nie wymagało to od niego żadnego wysiłku, a potem zaproponował kolejną rundę, którą zaliczyliśmy już pod prysznicem, gdzie Jiminie już w ogóle dał się ponieść. Uwielbiałem jak tak jęczał, jak między jego westchnięciami pojawiało się moje imię i jak domagał się mnie więcej i więcej, choć wiedział doskonale, że zrobię wszystko, by go zadowolić.
- Kocham cię - przypomniałem mu, kiedy po wszystkim, zakładałem na siebie z powrotem swoje ubrania. Jimin tylko owinął się kołdrą i podszedł do mnie po całusa. - I jak masz mi dawać takie nagrody za wygrane mecze to obiecuję, że żadnego nie przegram.
|Chyba pierwszy raz rozdział jest tak wcześnie rano|
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top