my korean dumbass

Jimin

Musiałem wyglądać, jak mały, wkurwiony kurczak, kiedy stałem na lotnisku z napuszonymi od deszczu włosami, ubrany w jakiś przypadkowy sweterek, czerwony na twarzy z zażenowania i wściekłości, trzymając w dłoniach wyimaginowaną patelnię, którą niczym bohater kabaretu miałem ochotę trzepnąć Jeongguka, jak tylko pojawił się na horyzoncie.

Ciśnienie podniosło mi się niebotycznie wysoko na jego widok i tym razem nie z podniecenia, czy podekscytowania, a ze zdenerwowania. Myślałem, że dosłownie wyjdę z siebie i stanę obok. Na domiar złego, dziennikarze wywęszyli już dramę, która rozegrała się w Tajlandii, więc kilku z nich zaczepiło mnie wcześniej w drodze na lotnisko, zalewając pytaniami, na które nie miałem najmniejszej ochoty odpowiadać.

Jeon Jeongguk, ty skończony kretynie, myślałem, idąc w jego stronę, kiedy tylko zauważyłem go razem z trenerem i Hoseokiem pod bramkami.

- Ty pieprzony idioto! - krzyknąłem do niego, nie mogąc już zapanować nad emocjami. Zaraz padłem na kolana, bo niestety by go przytulić zmuszony byłem zniżyć się do jego poziomu, a obecnie mój chłopak siedział sobie na wózku. - Ty kretynie, ty! Zabiję cię! - mówiłem, tym razem już do jego ucha.

No tak. Mój facet był bez wątpienia strasznym debilem i co do tego nie miałem wątpliwości. Potrafił na siebie sprowadzić kłopoty dosłownie w sekundę, potrafił tak spieprzyć czasami wielkie plany, że nie było po nich co zbierać. I obawiałem się, że właśnie udało mu się pozbawić jednego z marzeń.

Jego noga była w gipsie od kostki aż po połowę uda. Przypomniały mi się czasy, gdy po operacji kolana siedział w domu parę miesięcy, kurując się i nudząc niemiłosiernie. Teraz czekała nas powtórka z rozrywki.

- Jiminie, nie możesz się na mnie złościć... - powiedział, kiedy byliśmy już w mieszkaniu. Hoseok był tak miły, że pomógł nam trochę z wózkiem, bo choć na nasze piętro była winda, to jednak do samej klatki apartamentowca było kilka schodków. Poza tym, Jeongguk miał ze sobą mnóstwo bagaży. - Miałem to niby puścić mino uszu?

- Tak! - wydarłem się, prawie rozlewając herbatę, którą niosłem dla Hoseoka, który siedział w naszym salonie i chyba marzył tylko o szybkiej ucieczce z pola bitwy. - Miałeś olać tego frajera, a tak to dałeś się sprowokować, jak dzieciak! Nie wierzę w to, że naprawdę obaj nadal macie do siebie jakieś problemy! Zamiast porozmawiać, czy zwyczajnie zagrać ten mecz to wy bawiliście się w jakiś jebanych Terminatorów. I przykro mi, ale to on ciebie wyautował!

Jeongguk już miał otworzyć buzię, ale chyba sam mój wzrok wystarczył, by się zamknął. Podałem nam wszystkim coś ciepłego do picia, bo zdążyliśmy wszyscy trochę zmarznąć. Jung siedział spokojnie i się nie wtrącał, ale w końcu to jego, najbardziej obiektywnego w tym wszystkim poprosiłem o opowiedzenie historii jeszcze raz, bym mógł sobie to jakoś poukładać w głowie.

Hoseok powtórzył mi prawie to samo, co wcześniej powiedział Jeongguk. Przed meczem Jose, który znalazł się w Tajlandii za sprawą drużyny hokeja Silver Knightów nie odpuścił sobie swojej ulubionej zabawy - drażnienia wściekłego lwa. Właściwie nie musiał dużo robić. Wystarczyło zapytać, co u mnie słychać i czy już jestem wolny, bo w końcu umawiali się na to, że jak już będę to Jose, ustawiony w kolejce do wyruchania mnie skorzysta z sytuacji.

- Wytłumaczyłem mu grzecznie, że na nic się nigdy nie umawialiśmy i, że nie raz już mu tłumaczyłem, że ma trzymać swoje brudne łapy od ciebie z daleka - wtrącił się Jeongguk, ale zatkałem mu buzię dłonią, prosząc Hoseoka, by kontynuował.

Jeongguka ciśnienie podniosło się tak, jak moje na lotnisku. Gdyby nie rozdzielił ich jeden z graczy drużyny Vegas, pewnie pobiliby się już w szatni. Na lodowisku było jednak o wiele gorzej niż ktokolwiek mógł się spodziewać.

Jose grał na obronie, więc zawzięty Jeongguk, który zawsze był głównym atakującym postawił sobie za punkt honoru, przechytrzyć go i strzelić bramkę tak spektakularną, jak tylko się da. Hokej to był jednak brutalny sport, więc Hoseok nawet nie chciał liczyć ile razy popychali się na lodzie, ile razy jeden z nich lądował prawie, że poza barierką. Napięcie dało się wyczuć nawet na trybunach, a chęć rywalizacji przerodziła się w końcu w chęć mordu.

Na nieszczęście Jeongguka, emocje zaślepiły go, a to sprytnie wykorzystał przeciwnik. Przeciwnik, który jak się okazało miał dobrą pamięć.

- Co za tępy chuj - mruknął Jeongguk, znów przerywając Jungowi.

No, ale z tym to miał akurat rację. Jose był zawsze zwykłą świnią, która nie umiała grać fair. Aż za dobrze pamiętał, jak kiedyś, choć wtedy przypadkiem sprawił, że kontuzja Jeongguka uniemożliwiła mu grę. Tym razem zrobił to samo, choć bardziej perfidnie i z premedytacją.

- Wiesz, jak ciężkie są te kije? Łeb by ci urwało - dodał Jeongguk. - Jak mnie strzelił w kolano to myślałem, że mi się w drugą stronę wygięło - powiedział, już nie aż tak wściekły, a zwyczajnie obolały i smutny.

Jose miał dobrego cela. Idealnie trafił w czuły punkt i uszkodziwszy łąkotkę, a także kilka innych ważnych punktów kolana, sprawił, że to nie mogło się już z powrotem zgiąć. Jeongguk doskonale wiedział o tym, że ten zrobił to specjalnie. Jednym, celnym i mocnym uderzeniem pozbawił go możliwości dalszego grania nie tylko w tym meczu, ale i prawdopodobnie także i na mistrzostwach majowych, do których zostały jakieś dwa, trzy miesiące.

- Nie wiem, skąd miałeś w sobie tyle siły żeby jeszcze do niego wstać - powiedział Hoseok, przechodząc do tej części historii, gdzie miała dopiero zacząć się zabawa.

Jeongguk choć miał wręcz roztrzaskane kolano, działał na adrenalinie i kiedy jego poziom wściekłości przekroczył limit, zwyczajnie rzucił się na Jose, który podchodził akurat do niego, by podobno "sprawdzić, czy wszystko jest okey".

- Masz farta, że trenerzy się jakoś dogadali i nie było na sali żadnego z sędziów z mistrzostw. Gdyby był to zwykły mecz, a gospodarze z Tajlandii bardziej dbaliby o zasady komisja by cię zdyskwalifikowała, stary - powiedział Hoseok, a Jeongguk przewrócił oczami, jak dziecko. - Pewnie Jose też by poleciał. Strzelił cię specjalnie. Krążek nawet nie był blisko. Macie obaj farta.

- Farta? Mam rozjebane kolano! Nie wiem, czy będę mógł grać! Znów jestem w dupie przez tą waloną łąkotkę!

- A Jose ma rozjebaną twarz, bo złamałeś mu nos, który z resztą już kiedyś miał obity. Ciesz się kurwa, że trener dogadał się z typem od Knightsów - powiedział Jung, samemu będąc coraz bardziej nerwowym. - Masz mieć ten gips przez miesiąc, a potem zobaczymy.

- Kurwa, Hoseok, za chwilę będą mistrzostwa.

- To trzeba było się umieć powstrzymać! - mruknąłem.

- Przecież to on mnie strzelił z kija! Kurwa, połamał go nawet! Szkoda, że na mojej nodze!

- Gdybyś go nie próbował zabić w szatni może rozeszłoby się po kościach - odparłem, ale Jeongguk zdążył się już obrazić. - Jeśli uważasz, że będę cię chwalił za to, że chciałeś mu przyłożyć to się mylisz. Wiesz, że to prowokator, który już próbował do mnie zarywać. Powinieneś myć mądrzejszy. On jest chujem, ale ty być kretynem nie musisz.

Jakiś czas później pożegnaliśmy Hoseoka, który sam był rozdrażniony sytuacją w Tajlandii. Zamknąłem za nim drzwi i zaraz udałem się z powrotem do salonu, chcąc posprzątać po naszych herbatach. Kiedy jednak wszedłem do pokoju, zobaczyłem, jak Jeongguk siedzi z dłońmi przyłożonymi do twarzy. Myślałem, że nadal jest obrażony, więc początkowo założyłem, że nie będę z nim rozmawiał, ale kiedy podszedłem bliżej, zauważyłem, jak drży. Oho, już wiedziałem co się święci.

Odstawiłem kubki po herbacie i podszedłem do niego, zaraz kucając przy jego zagipsowanej nodze. Wystawiłem do niego rękę, by zgarnąć mu włosy z czoła. Jeongguk nadal zakrywał twarz.

- Nie płacz, kochanie - powiedziałem, unosząc się do niego wyżej na kuckach. Kiedy otworzyłem ramiona, Jeonggukie od razu wpadł w nie i w sekundę pomoczył mi koszulkę, ale to nie było ważne.

Chciałem by zeszły z niego te emocje, więc zwyczajnie poczekałem aż się wypłacze.

| Hej hej, mała sprawa! Rozumiem, że się czasami nie możecie doczekać, ale to, że nie ma mnie na wtt kilka dni to nie znaczy, że umarłam, czy, że porzuciłam fanfika ;)

Pamiętajcie proszę, że pod ohnotuagain kryje się zwyczajna dziewczyna, która ma też swoje sprawy i czasami nie ma czasu albo siły na pisanie i aktualzacje. 

Ps. postaram się w tym tygodniu wstawić jeszcze jeden rozdział vanilli!|

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top