my korean city

Jimin

Byłem tak niesamowicie podekscytowany, że nawet nie udało mi się zmrużyć oka w samolocie, mimo tego, że podróże zazwyczaj szybko i skutecznie mnie usypiały. Cieszyłem się, jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę. Tym razem zamiast zabawki był jednak wymarzony wyjazd i naprawdę byłem taki szczęśliwy, że nie mogłem usiedzieć w miejscu.

Jeongguk naprawdę był najlepszym chłopakiem na świecie. Zapamiętał, jak mówiłem mu kiedyś, że nigdy wcześniej nie byłem poza Koreą i wizyta w Stanach była moim pierwszym wyjazdem, ale kiedy byłem małym dzieckiem, bardzo chciałem zobaczyć Disneyland, jak chyba każdy szkrab. I choć teraz byłem dorosły to moje marzenie było nadal aktualne. I niedługo miało się spełnić, bo samolot po około dwóch i pół godzinie lotu w końcu przystępował do lądowania na największym Japońskim lotnisku, czyli na Porcie Narita.

Sprawnie udało nam się wydostać z samolotu i na szczęście nie musieliśmy zbyt długo czekać na nasz bagaż, więc już jakiś czas później wychodziliśmy z budynku, wsiadając do jednej ze stojących pod bramkami taksówek. Jeongguk podał nazwę hotelu, a kierowca od razu rozpoczął nasz kurs. Miałem nadzieję, że mój szalony chłopak nie wynajął pokoju w pięciogwiazdkowym kurorcie, bo byłem pewny, że za same bilety lotnicze i te wstępu na teren parku Disneya musiał się nieźle wykosztować i głupio mi było z myślą, że najpewniej znalazł też ofertę nie byle jakiego hotelu.

- Jeonggukie, ja nie wiem, jak ty to wszystko ogarnąłeś, ale jeśli kiedykolwiek znów na ciebie nakrzyczę to wiedz, że cię kocham - powiedziałem, kiedy taksówka wjechała w końcu od centrum Tokio. Duża dłoń Jeona spoczęła na tej mojej, ściskając ją lekko, a jego uśmiech znów roztopił moje serce, sprawiając, że trochę się uspokoiłem. - Jeny, nie wiedziałem, że jesteś zdolny do... czegoś takiego. Przy tym moje wszystkie prezenty dla ciebie wyglądają jak jakieś bzdury.

- Nie martw się o to, prezenty nie są ważne. Chciałem po prostu spędzić z tobą miło czas - odparł posyłając mi oczko. - A to, że jesteśmy akurat tu... hmm, uznajmy, że to przypadek - zaśmiał się, zaraz obejmując mnie ramieniem, z którego ciepła chętnie skorzystałem.

Cieszyłem się, że jestem tu akurat z nim. Pomijając to, że właśnie ze swoim ukochanym chciałem, jak sam to nadmienił spędzać czas i spełniać marzenia to czułem się z nim po prostu bezpiecznie. Pamiętałem dobrze, jak zagubiony czułem się, kiedy na wymianie szkolnej wylądowałem na lotnisku w Ameryce. Wielki świat, ludzie, którzy są kompletnie inni i nieznani... przerażało mnie to. Czułem się mały, samotny i bezbronny. Cudem znalazłem odpowiedni autobus, który zawiózł mnie wtedy do Hallowel, skąd odebrali mnie Lindsonowie. Teraz sprawa miała się zupełnie inaczej. Lubiłem, kiedy to Jeongguk o mnie dbał, a teraz właśnie tak było. Zupełnie jakbym nie był jego chłopakiem, a dzieciakiem, pomyślałem, zaraz lekko się do siebie uśmiechając. Jeongguk cały czas obejmował mnie, mając najpewniej w poważaniu, czy kierowca się patrzy, czy nie. Ta jego odwaga naprawdę mi imponowała i przez te jego śmiałe zachowania, coraz bardziej nie mogłem się doczekać naszej wspólnej reklamy.

Hotel okazał się, no cóż, piękny i drogi, bo Jeongguk chyba nie umiał odpuścić nam obu dodatkowych luksusów. Kiedy tylko wyszliśmy z taryfy, powiedział, że nie chce słyszeć żadnego słowa sprzeciwu i mam sobie nie zaprzątać głowy pieniędzmi. Łatwo było powiedzieć, trudniej zrobić.

- To twój urodzinowy wyjazd. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, a ja chcę ci to właśnie zapewnić, więc przestań się martwić i daj mi się rozpieścić, dobrze?

Kiwnąłem głową, na znak, że zrozumiałem, choć trochę nadal się obawiałem tego wszystkiego. Zamaskowałem to jednak uśmiechem i Jeongguk złapał mnie za rękę i poprowadził do środka hotelu, gdzie zameldowaliśmy się w recepcji.

Nie było pięciu gwiazdek, ale były cztery i to wystarczyło, bym czuł się jak król świata. Lobby było w iście królewskim stylu i wolałem się nie zastanawiać, ile kosztowały na przykład fotele, stojące niedaleko wejścia. Solidne drewno, opatrzone złotymi zdobieniami, materiał wyszyty skórą dał mi do myślenia i aż bałem się tego, jak będzie wyglądało nasze łóżko. W windzie moje myśli dosłownie szalały, jak ja sam, ale chyba bardziej z podekscytowania niż faktycznie ze stresu.

Jeongguk odszukał nasz pokój, który koniecznie musiał znajdować się wysoko, na jakimś tysięcznym piętrze, byśmy mogli w razie czego zajrzeć prosto do nieba, by zapytać świętego Piotra, która godzina. Ale czego by nie mówić, widok na Tokio był piękny.

Duże okna rozchodziły się praktycznie na całej ścianie naszego pokoju, w którym w samym centrum stało nasze king size łóżko, przykryte pięknie satyną i wyłożone poduszkami. Meble, w tym szklane stoliki, na których stało mnóstwo ślicznych ozdóbek, czy to fikuśnych lamp były oczywiście pod kolor, czyli albo ze złotymi akcentami, albo z jasnego drewna, które jak ulał pasowało do koloru ścian, firan, czy pościeli. Niejeden kreator wnętrz musiał się nad tym natrudzić, by wszystko tak pięknie pasowało i zachwycało, ale jednak najbardziej zapierając dech była łazienka. Łazienka, do której nie było normalnie drzwi, tylko która była oszklona, by osoba leżąca na łóżku, mogła spokojnie patrzeć jak ta druga bierze prysznic, czy kąpie się w sporej wannie, stojącej na środku łazienki. Jedynym momentem prywatności okazywała się ściana do toalety, która dzięki panu nie była ze szkła, bo chyba bym przez cały wyjazd nawet się spokojnie nie wysikał.

- Jezu, jak tu pięknie - powiedziałem, patrząc po wszystkim z zachwytem, ostrożnie dotykając klamek, czy poduszek.

- Podoba ci się?

- Czy mi się podoba? Jest jak w pałacu!

Jeongguk nie czekając dłużej, ujął moją dłoń, a potem przyciągnął do siebie, by unieść mnie tak, że moje nogi praktycznie od razu skrzyżowały się za jego plecami. Zrobił kilka kroków i zatrzymaliśmy się tuż przy oknie. Było naprawdę wysoko, a przez to widać było inne drapacze chmur i całe miasto. Nocą musiało być tu jeszcze bardziej magicznie, myślałem, kiedy uśmiech nie schodził z mojej twarzy.

- Kocham cię - powiedziałem, obejmując szyję Jeongguka rękoma. Zbliżyłem się i nasze usta nareszcie się połączyły w długim, słodkim pocałunku, przez który chciałem przelać wszystkie emocje.

Bardzo chętnie przeciągnąłbym ten pocałunek dłużej, mimo tego, że przecież rano obaj mieliśmy dla siebie czas, który bardzo owocnie wykorzystaliśmy. Chciałem poczuć pod sobą miękkość łóżka, to jak ugina się pod nami, jak ciepłe jest, zupełnie jak ciało mojego kochanka, który niestety zdecydowanie za szybko zakończył nasz pocałunek, opierając swoje czoło o to moje, przez co przez chwilę mieszały się ze sobą nasze oddechy.

- Wieczorem do tego wrócimy, bo jak teraz mnie będziesz tak całował to nici ze wszystkich atrakcji - ostrzegł mnie, ostatni raz mnie cmokając, ale krótko i nawet nie w usta, a czoło. Chłopak postawił mnie na ziemi i przez chwilę jeszcze tak stałem, obserwując pobliskie budynki, czy nisko pod nami ulice.

Oboje przebraliśmy się w coś świeższego, a potem poszliśmy zaliczyć pierwszy punkt wycieczki, czyli obiad. Od śniadania minęło już parę godzin i obaj byliśmy głodni, ale tym razem Jeongguk odpuścił naszemu rodzinnemu budżetowi, do którego praktycznie dokładał się on sam, ale przemilczmy to i zabrał mnie nie do restauracji, gdzie przystawka kosztuje majątek, a do zwyczajnego baru z sushi, które obaj bardzo lubiliśmy i często zamawialiśmy sobie do domu, bo na szczęście to danie obejmowała dieta mojego ukochanego sportowca.

Najedliśmy się do syta, czemu towarzyszył cały czas aparat, bo obaj co chwilę robiliśmy sobie jakieś zdjęcia. Pierwsze z nich zdążyłem już wrzucić na swoje media społecznościowe, by może troszeczkę pochwalić się przed znajomymi moim najkochańszym chłopakiem, który sprezentował mi wycieczkę i jeszcze zabrał na pyszne jedzonko.

Kiedy tylko zdjęcie wleciało do sieci, w naszych komórkach rozpoczęła się burza.

|Jutro kolejny dzień mini maratonu! |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top