my korean choices
Jimin
Wieczorna rozmowa z Taehyungiem, a następnie z Jinem i Jeonggukiem zasiała we mnie jedynie więcej wątpliwości. Cała trójka miała zupełnie inne podejście do mojego godzenia "kariery" ze studiami i trudno było mi stwierdzić, który z nich mówi rozsądniej i, którego rady będą dla mnie lepsze.
Taehyung twierdził, że nie da się pogodzić obu rzeczy na raz. Stawiał na bezpieczną opcję skupienia się na studiach. Zupełnie odwrotnie mówił mój chłopak. Jeongguk twierdził, że od samego początku na psychologię poszedłem z braku laku, dlatego, że nie wiedziałem, na jakim kierunku czułbym się dobrze. Wiedział też, że niekoniecznie się tam odnajduję, ale nie jest na tyle źle, bym chciał rezygnować z nauki. Mówił, że skoro dostaliśmy taką szansę to należy ją wykorzystać. Zasada cytryny - lemoniada. Jin natomiast chciał pogodzić oba punkty widzenia i założył, że "dla chcącego nic trudnego".
- Jeśli zależy ci i na tym i na tym to nie rezygnuj z niczego - mówił i wtedy wydawało mi się to najrozsądniejsze.
Właściwie to wybór opcji, za którą stał Jin był też najmniej radykalny. Nie było w niej tak dużych minusów, a przynajmniej tak mi się wydawało, jak w przypadku rad Tae i Jeongguka. Wiele ryzykowałem rzucając studia lub modeling. Szkoda mi było dwóch lat studiów, skoro nie miałem pewności, że będę mógł dostatecznie wybić się w biznesie modowym. Z drugiej strony pozowanie sprawiało mi frajdę i wydawało się naprawdę ciekawe. No i było także realną szansą na zarobek i to nie mały.
Właściwie już po zaliczce od T-Shine zrobiliśmy z Jeonggukiem remont, o którym od dawna mówiliśmy. Poszaleliśmy, odświeżając przy okazji kilka innych pomieszczeń. Nasza kuchnia zyskała nowy piekarnik i ekspres do kawy z tyloma różnymi opcjami tworzenia napoi, że byłem absolutnie pewny, że do końca życia nie będę w stanie wypróbować ich wszystkich.
Po naprawdę długim rozmyślaniu, zadawaniu sobie pytań egzystencjalnych, po godzinach główkowania postawiłem na pomysł Seokjina, co wywołało w Jeongguku i Taehyungu niemałe obawy.
- Wiesz, że zawsze będę cię wspierał, złotko, ale wydaje mi się, że tylko odwlekasz to, co nieuniknione. Będziesz musiał prędzej, czy później i tak wybrać i odrzucić jedną z opcji. Zwłaszcza, że twoje studia nie kończą się za chwilę. Jednolite magisterskie trwają pięć lat - przypomniał mi mój chłopak, ale wtedy wolałem więcej się nie terroryzować zmartwieniami.
Miałem nadzieję, że uda mi się to wszystko jakoś zgrać, zwłaszcza, że jednak wybrałem opcję studiów weekendowych. W teorii nie powinno być to takie trudne.
W teorii.
Bo już na starcie zaczęły się schody.
MS bardzo zaangażowało się w moją rozwijającą się karierę. Prawie od razu przydzielili mi osobistą agentkę - Estellę, która dbała o to, by mój grafik nie świecił pustkami. Była żywiołowa, ekscentryczna i może nawet szalona, ale dawała mi pozytywny zastrzyk energii i skutecznie mnie motywowała. Było mi to bardzo potrzebne podczas pierwszych sesji, kiedy czułem się jeszcze bardzo niepewnie.
Z Estellą, dbającą o każdy szczegół było mi lżej. Poznawała mnie powoli z ważniejszymi nazwiskami, umiała się o mnie naprawdę zatroszczyć i byłem jej wdzięczny, bo naprawdę we mnie wierzyła. Ale w zamiast za to wymagała poświęcenia. Wiedziała, że ostatecznie chciałem kontynuować naukę. Nie podobało jej się to i zdawało mi się, że chciała mi udowodnić, że to niemożliwe. Nie miałem o to żalu, bo przecież jej praca była uzależniona od mojej, ale naprawdę dawała mi w kość.
Na szczęście zdążyła mnie trochę poznać, przez co nasza współpraca miała się coraz lepiej. Wiedziała na jakich sesjach czułem się dobrze i, czego chciałbym spróbować, a czego nie. Sukcesywnie przekonywała mnie do odważniejszych projektów. Stała się moim niezbędnikiem. Moją nawet nie prawą ręką, ale moją głową. Przypominała o posiłkach i dbaniu o linię. Dzwoniła do mnie codziennie o ósmej, kiedy akurat nie byłem z nią w pracy, by mnie poinformować, że zamówiła mi taksówkę i mam udać się na mój regularny od niedawna trening. Załatwiła mi nawet trenera personalnego, którego znienawidziłem już od pierwszego wejrzenia. Ale co jak co - sprawiał, że na moim ciele coraz mocniej zarysowywały się mięśnie.
Estella potrafiła załatwić chyba wszystko. Mogłem przebierać w ofertach i to nie byle jakich. Czasami godzinami siedziałem z Jeonggukiem w salonie, zarzucony papierami, by wybrać z nim najlepsze oferty, które mogłyby być ciekawe i przy okazji, które powiększyłyby nasz coraz to bogatszy budżet domowy.
Właściwie to miałem się czym chwalić. Od kiedy dołączyłem do MS, miałem za sobą udział w sesjach do czterech magazynów, choć okładki jeszcze nie zawojowałem, do dwóch dużych kampanii, nie licząc tej T-Shine, która była teoretycznie jeszcze sprzed czasów MS, miałem za sobą również jeden pokaz, w którym na szczęście poszedłem w obcasach, by nie odstawać od reszty modeli swoim wzrostem i był to strzał w dziesiątkę, o którym rozpisywało się nawet kilka mniejszych portali plotkarskich. Z dnia na dzień miałem coraz więcej ofert i z żalem musiałem odmawiać tym, które proponowały współprace akurat do wykonania w te dni, kiedy to musiałem siedzieć w budynku mojej uczelni. Pokusy były ogromne i czasami żałowałem tego, że nie miałem odwagi rzucić jednej z tych rzeczy w cholerę.
Na początku więc pracowałem prawie codziennie, ale tylko po parę godzin. Trzy, cztery, bo więcej zazwyczaj sesje nie trwały, a Estella i tak gardziła castingami, a przynajmniej tymi mniejszymi, na które dostawałem zaproszenia. Mówiła, że albo konkrety albo nic i czasami sam się jej bałem, bo kiedy chodziło o nowy kontrakt to bywała straszna.
Twierdziła też, że mojej rosnącej popularności pomoże szybsze wypuszczenie do telewizji reklamy z Jeonggukiem i nic nie było w stanie przekonać jej, że należy poczekać. Zadzwoniła więc do T-Shine i przez całą naszą drogę z Seulu do Daegu, gdzie miałem sesję dla marki obuwniczej kłóciła się z głową zarządu i groziła mu prawnikiem. Efektem tego było moje zwiędnięte ucho, bo kobieta od ponad godziny zdzierała przy mnie gardło, oraz oczywiście szybsze wypuszczenie reklamy perfum na ekrany i to o prawie cztery miesiące. I tak oto podczas przerw między filmami, a także w całym mieście można było zobaczyć efekty naszej pracy. A to wszystko zaraz po reklamach szamponu Jeongguka, które były puszczane praktycznie po sobie. Święte trio - szampon, nasze perfumy i zestawy świąteczne. Szczęka mi opadła, jak to zobaczyłem, bo z bijącym sercem oczekiwałem pierwszego puszczenia reklamy, a kiedy w końcu ją zobaczyłem, o mało co nie zemdlałem.
Dwóch mężczyzn, uśmiechających się do siebie, będących ewidentnie w relacji romantycznej, czyli ja i Jeongguk przez chwilę wydawali mi się zupełnie obcy. Jakbym oglądał aktorów, a nie siebie samego, ale kiedy do mnie dotarło, że naprawdę patrzę na siebie w telewizji ogarnął mnie strach, który szybko zastąpiła radość.
- O mój boże - westchnąłem, gapiąc się jeszcze długo w plazmę na ścianie. Jeongguk ściskał moją spoconą ze stresu dłoń. - O boże, jesteśmy w telewizji. O boże. Jeongguk, jesteśmy w telewizji. O boże.
Naprawdę długo się po tym kochaliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top