my korean chance
Jimin
Na środku stołu leżała kaczka z jabłkami, którą zawsze zajadałem się podczas wizyt u mamy. Po niej na stół wleciały trzy najlepsze na świecie ciasta - galaretowy potwór z borówkami i brzoskwiniami, brownie z kremem waniliowym na górze i kolorową posypką i jabłecznik posypany cukrem, z bardzo drobno pokrojonymi kawałkami papierówek. Mama chyba naprawdę chciała mnie udobruchać. I choć zajadałem się po kolei mięsem, a potem słodkościami, to jednak najważniejsza była rozmowa, choć i tak możliwość zobaczenia rodziców po tak długim czasie była wyjątkowo dziwacznym uczuciem.
Mama jakby się postarzała. Zdawało się, że nie widziałem jej co najmniej dekadę, a nie kilka miesięcy. Pogłębiły się wszystkie jej zmarszczki, a pod oczami miała widoczne, sine ślady. Tata nie wyglądał lepiej. Łysiną świecił na kilometr, a koszulę miał niedokładnie wyprasowaną, co mu się nie zdarzało. Poza tym, w mieszkaniu było jakby... dziwnie pusto. W salonie nie było telewizora. Nie było na ścianie obrazu po babci, a na biurku stał teraz inny laptop, nie ten, który kiedyś sam kupiłem rodzicom na ich rocznicę. Spodziewałem się więc najgorszego.
Mama najpierw zapytała co u nas słuchać, oczywiście poza nogą Jeongguka, o którą wypytała już w przedpokoju, zanim jeszcze zdjęliśmy płaszcze i buty. Co dziwne, tata też chyba się przejął. Opowiadał coś, że jak jeszcze był w wojsku to kilkoro jego kolegów też sobie coś połamało, ale najczęstszą kontuzją bywały właśnie kontuzje kolan.
Potem ja zapytałem co słychać u nich.
Sprzedali Calico.
- Nie było sensu dalej tego ciągnąć - powiedział ojciec, ale te słowa zdawały się tak do niego nie pasować, że na początku pomyślałem, że się zwyczajnie przesłyszałem. - Same straty. Sprzedaliśmy najpierw parę sprzętów, by jakoś to ratować, ale to też nie przyniosło skutków. Przez tydzień po otwarciu mieliśmy dwunastu klientów. Nie było z tego nawet na prąd - przyznał. Powoli sączył drinka, którego zrobił z wódki, którą przynieśliśmy. Mama nie piła.
- Kilka maszyn dało się sprzedać w Internecie. Lokal jednak poszedł trochę tanio - przyznała zawstydzona. Musiało być im obu trudno mówić o tym, kiedy jeszcze nie tak dawno staraliśmy się wszyscy jakoś ich ratować.
Właściwie to kiedyś myślałem, że z pieniędzy za modeling będę w stanie pomóc ich kawiarni. W końcu zakładali ją, kiedy jeszcze byłem małym szkrabem. W Hallowell w lodziarni dostałem pracę, bo powiedziałem, że rodzice prowadzą podobny biznes. Teraz już tego nie było.
- Mogliście zadzwonić. Pożyczyłbym wam pieniądze - powiedziałem, ale tata machnął ręką. Zdawało się jednak, że był poważnie skruszony.
- Nie. Nie oddalibyśmy ci tych pieniędzy, bo i z czego?
- To za co teraz żyjecie? - zapytałem ostrożne, bo choć mieszkanie było nadal skromne, tak jak zawsze to na stole nie brakowało jedzenia. Miałem nadzieję, że przez dzisiejszą ucztę nie będą musieli przez następne dni sobie odmawiać posiłków. Już czułem, jak kaczka podchodzi mi do gardła.
- Mama dostała pracę w cukierni. W EsEs. To sieciówka - powiedział tata, ale ja doskonale wiedziałem, co to za lokal. Moim zdaniem zdecydowanie za słaby jak na kulinarne umiejętności mojej rodzicielki. - A ja dorabiam na budowie.
Budowa. Ledwo przełknąłem ślinę, kiedy usłyszałem to słowo. Praca na budowie była ciężka. Praca na budowie była dobra dla silnych mężczyzn. Mój tata miał ponad pięćdziesiąt lat. Był szczupły, a jedynie mięśnie, które przez ostatnie lata wyrabiał to mięśnie nóg od dodawania gazu w samochodzie, kiedy codziennie rozwoził po klientach ciasta mamy. Dlatego był taki zmarnowany i zmęczony. Praca musiała dawać mu w kość.
Poczułem się wyjątkowo paskudnie. Ja stroiłem się w najdroższe ciuchy, by zapozować przed aparatem, a moi rodzice żyli na granicy... ubóstwa? Miałem nadzieję, że to jednak za duże słowo jak na ich sytuację.
- Właściwie to chciałem was przeprosić, Jiminie - odezwał się po chwili znów ojciec. Jeongguk z wrażenia na jego słowa, prawie zakrztusił się swoim drinkiem. Tata był na twarzy czerwony i jednocześnie był bardzo blady. Jak to w ogóle było możliwe? - Byłem strasznie samolubny. Mówiłem rzeczy, o których nie do końca miałem pojęcie. Nigdy nie chciałem, byś myślał, że się ciebie wstydzę, Jimin. Albo że uważam Jeongguka za złego chłopaka. Musisz tylko wiedzieć, że nie zmienię zdania co do strachu o ciebie. Nie odzywaliśmy się z mamą od... od zdecydowanie za długiego czasu, ale przez te miesiące, naprawdę ciągle o tobie myśleliśmy. Tylko było nam głupio. Przez to, jak się zachowaliśmy, zwłaszcza ja i przez to jak skończyło Calico.
- Nawet w święta nie napisaliście pojedynczego smsa - powiedziałem, choć z moich ust wychodziły słowa ciche i bolesne. Gula w gardle rosła. Poczułem, jak Jeongguk łapie mnie za rękę. Mama po drugiej stronie stołu, otarła łzę.
- Ty też nie - powiedziała. - To nie zarzut. Po prostu myśleliśmy, że sam już nie chcesz mieć z nami kontaktu.
- Jesteście moimi rodzicami, jak miałbym nie chcieć z wami rozmawiać?
- Myślałam, że może... nie chcesz żeby ktoś wiedział, jakich masz rodziców - odparła, ale przez chwilę nie wiedziałem o co jej chodzi. - Że może będą wypisywać jakieś rzeczy na twój temat - dodała i wtedy pomyślałem, że chodzi jej o moją sławę.
Bali się, że to oni przyniosą wstyd mi, bo nie mieszkają w willi z ogrodem i basenem? W tym samym czasie ja myślałem, że nie dzwonią do mnie, bo wstydzą się tego, że jestem gejem.
- Nie obchodzi mnie co piszą brukowce, czy plotki. Z resztą, wypisują często same bzdury - odparłem, przyzwyczajony już do upierdliwych dziennikarzy i ich wybujałej wyobraźni.
Jeszcze jakiś czas rozmawialiśmy na spokojnie o tym, co działo się przez ostatnie tygodnie. Parę razy proponowałem rodzicom jakąś pomoc, ale za każdym razem odmawiali. Poprosili tylko, bym do nich dzwonił i odwiedzał ich, co mogłem przysiąc, bo po tym spotkaniu zapomniałem zupełnie o tym, że kiedyś naprawdę ich słowa mnie skrzywdziły. Jeongguk na koniec nawet uścisnął tacie dłoń, więc uznałem, że chyba naprawdę cały ten koszmar się skończył, a ja znów mam moją mamę i tatę dla siebie.
Rozryczałem się ja dziecko dopiero w samochodzie. Właściwie to w taksówce, bo obaj pozwoliliśmy sobie na drinki, więc zostawiliśmy auto pod blokiem rodziców z zamiarem wrócenia po nie jutro. Jeongguk poprosił kierowcę, by wyrzucił nas na mieście. Stwierdził, że potrzebujemy jeszcze trochę odreagować przy pełnych szklankach. Zatrzymaliśmy się więc pod jednym z pubów, w którym przez blisko godzinę piliśmy, starając się jednak nie doprowadzać do stanu nieważkości. Dużo rozmawialiśmy o Calico, o tym dlaczego nie wyszło. Obaj doszliśmy do wniosku, że najbardziej jednak zawiniła lokalizacja miejsca.
- Taka kawiarnia powinna być w centrum. W mieście. Wiesz - mówiłem, prowadząc Jeongguka na wózku chodnikiem, szukając wolnej taksówki, która zabrałaby nas do domu. - Musiałby być z rozmachem - zaśmiałem się lekko. Jeongguk milczał. - Oferta mogłaby być nawet mniejsza, bo po co komu te lody? Zwłaszcza takie niedobre jak z tamtej firmy, jak ona miała? No ale w każdym razie były niesmaczne. Kawy mogłoby być więcej. Bo ciasta same w sobie robiły dużo, ale... - mówiłem, dalej pchając wózek, aż Jeongguk, nie zatrzymał go hamulcem. - Co jest? - mruknąłem, patrząc na niego.
Jego wzrok skupiony był jednak na czymś z boku. Na budynku. Na pustym lokalu, który był zaraz obok postoju taksówek i stacji metra. Lokalu, który był zaledwie ulicę od imprezowej części miasta, gdzie cały czas byli ludzie, gdzie coś się działo. Lokal miał w oknie wywieszoną tabliczkę:
wynajmę/sprzedam.
| Nowy rozdzialik będzie w czwartek, a po nim będzie na twitterze ankietaaa, więc nie wstydźcie się wpadać tam co jakiś czas (灬º‿º灬)♡|
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top