my korean buddy
Jimin
Jeśli kiedyś myślałem, że cała drużyna Wilków była głośna, to źle myślałem. To po prostu Jeongguk i Scott byli głośni. Oni byli definicją hałasu w sumie.
Na swój widok nawet nie krzyknęli, a wręcz ryknęli ze szczęścia, zaraz rzucając się sobie w objęcia, jak stęsknieni kochankowie. Pouderzali się trochę po plecach, potem popatrzyli na siebie, obsypując się barwnym "jaki ty zbrzydłeś stary, masakra" i ostatecznie znów się przytulili. A to wszystko w akompaniamencie cichej wymiany spojrzeń moich i Regan, która stała zażenowana zaraz za Scottem, trzymając swoją wolną od biżuterii, ale oczywiście upiększoną czarnymi paznokciami dłoń na swoim naprawdę sporym brzuchu ciążowym.
Spotkaliśmy się u nich w mieszkaniu, w Portland, bo po pierwsze nie mieliśmy okazji jeszcze u nich być, a po drugie to Regan miała termin porodu dosłownie na wczoraj, a ich córka nadal siedziała sobie grzecznie na miejscu i raczej nie wybierała się jeszcze na zewnątrz. Trochę się bałem, że Reg nagle zacznie rodzić. W filmach cały czas to się zdarzało. Odchodziły wody, kobieta krzyczała, a oszalały z nerwów ojciec dziecka wiózł ją jak dziki do szpitala, łamiąc chyba z dwadzieścia przepisów drogowych. Taką wizję miałem przed oczami, taką wizję miał też Jeongguk, ale obaj staraliśmy się zachowywać względnie normalnie.
Kiedy już usiedliśmy w salonie, po przywitaniu się, wymienieniu jeszcze kilku uścisków i daniu gospodarzom prezentu, którym była spora maskotka dla ich "bombelka", Scott pofatygował się po herbaty.
- Kiedyś zaproponowałbyś mi piwo, a teraz co? Rumianek? - zapytał Jeongguk, wąchając napar i jak na samca przystało, krzywiąc się na dziwny zapaszek. - Nie masz jakiegoś Johnego Walkera?
- Walker to whisky, a nie piwo - odparł Scott, przekręcając oczami. - Muszę być w gotowości, by prowadzić, jakbyś zapomniał - dodał, zerkając wymownie na swoją dziewczynę, która nic nie robiła sobie z rozmowy kolegów i pożerała właśnie jedno z czekoladowych ciasteczek.
- Nie macie w Portland karetek, czy co? - zapytał znów Jeongguk, ale mój kuksaniec w bok z łokcia chyba skutecznie dał mu do myślenia, bo zaraz odchrząknął i uśmiechnął się do Regan. - Dobra, sorry. Jak się czujesz, Reg?
- Fizycznie dobrze - odparła, ścierając czekoladę z kącika ust.
- A psychicznie? - zapytałem, lustrując wzrokiem jej zmęczoną twarz, którą maskował trochę ciemny makijaż.
- Dziecko jest w porzo. Scott mnie bardziej wkurwia - powiedziała, wzruszając ramionami, na co oburzył się od razu jej wyżej wspomniany chłopak.
- Weź już nie zaczynaj, co? Przeprosiłem cię za te walone ręczniki chyba z pięć razy.
- Przeprosiłeś, przeprosiłeś, ale to kurwa nie znaczy, że te ręczniki nagle wrócą się pod wpływem tego twojego "przepraszam" - wypomniała mu, ale zarówno ja, jak i Jeongguk nie chcieliśmy wnikać w sprawę z ręcznikami. - Dobra, nieważne. Nie zwracajcie uwagi na tego idiotę - rzuciła, machając ręką na Scotta. - Jak się bawicie w Ameryce, hmm? Powrót do korzeni, pewnie zostaniecie na trochę, co?
- Właściwie to wracamy za dwa dni.
- Za dwa dni? Opłacało wam się taki kawał lecieć? - zapytał Scott, który chyba gdzieś miał zły humor swojej dziewczyny, bo po prostu przestał zwracać na nią uwagę.
- Musimy wrócić przed sylwestrem. Mamy sporo pracy - wyjaśniłem pokrótce, nie chcąc wchodzić w to, jak wiele mamy roboty przed sobą. Jeongguka czekała masa treningów, ja miałem zaplanowane więcej sesji, skoro miałem wolne od zajęć na uczelni. Poza tym, na sylwestra też mieliśmy już swoje plany, o które chwilę później zapytała Reg. - Jedziemy ze znajomymi do hotelu za miasto. Wiecie, zabawa na sali, a poza tym mają świetny kompleks basenów, jacuzzi i tak dalej. Wymoczymy tyłki.
- Zazdro. My znając życie spędzimy Nowy Rok na porodówce - westchnął Scott, którego momentalnie zrobiło mi się żal, choć nie bardziej niż Regan, która jadła właśnie chyba czwarte ciastko.
Niedługo później, Jeongguk i Scotty poszli w końcu na papierosa, który wiadomym było, że zajmie im raczej sporo czasu. Miałem więc chwilę dla siebie i Reg, która wypytała o tą całą sprawę z modelingiem. Opowiedziałem jej ile mogłem, po czym przeszliśmy do ich tematu. "Ich", czyli ich trójki - jej, Scotta i dziecka, a właściwie to jej i Scotta, z którym chyba nie było tak kolorowo, jak byśmy sobie życzyli.
- Może Jeongguk zmienił się od czasów liceum, dorósł, dojrzał, czy coś, ale Scott nie. On nadal jest dzieciakiem, który będzie miał zaraz na głowie swoje własne dziecko. A to sprawia, że ja będę miała po prostu dwójkę na wychowanie. Poza tym, przez te hormony jestem nerwowa, co odbija się na mnie i na nim, więc szczerze mówiąc to jest nam ciężko.
- Aż tak cię wkurza?
- Scott jest nie do wytrzymania na dłuższą metę. Potrzebuje codziennie atencji, jest pieprzonym królewiczem, który dopiero, kiedy zamieszkał ze mną nauczył się sprzątać. Siedzimy na tej kanapie teraz, bo pół dnia musiałam się na niego drzeć, by ruszył dupę z wyra i tu ogarnął, bo wybaczcie, ale ja przez ten brzuch nawet się nie schylę - powiedziała i sięgnęła znów po słodkość ze stołu. - Nad mięśniami siedzi cztery dni w tygodniu na siłowni, ale jak ma wnieść zakupy do domu to jest chory. Ugotować umie co najwyżej wodę, a do zarabiania ma dwie lewe ręce. Praktycznie utrzymują nas jego rodzice.
- Z Jeonggukiem na początku też dość dziwnie mi się mieszkało. Może musicie się jeszcze dotrzeć?
- Docieramy się od roku, Jimin. I jest coraz gorzej. On nie ma pojęcia o dorosłym życiu. Myśli, że wiecznie będzie mógł grać na konsoli, jeździć na siłownię, a przelew od starych będzie regularnie dochodził na konto. A na dziecko kto zarobi?
- No a nie chodzi do pracy?
- Trzy razy go już zwolnili.
- Czemu?
- Bo on się kurwa do niczego nie nadaje - powiedziała, wzdychając głośno. - Serio. Nie mówię tego, by zrobić mu na złość, ale serio tak jest. Jedyne co mu w życiu wychodziło to stanie na bramce w hokeju. I tyle.
Nie znałem aż tak dobrze Scotta, a już na pewno nie znałem go teraz. Z czasów Halowell pamiętałem go jako po prostu świetnego zawodnika i najlepszego przyjaciela Jeongguka. Był dla mnie całkiem miły, raz nawet przygadał jakiejś lafiryndzie, kiedy ta w lodziarni chciała mi dać do zrozumienia, że Jeongguk jest jej, a ja mam się odpieprzyć. Nie wiedziałem jednak, jak musi czuć się Regan, która była krótko mówiąc w ciemnej dupie. Ledwo skończyliśmy liceum, a oni wpadli. Nie mogła więc zacząć nigdzie pracy, Scott na szybko musiał sobie czegoś szukać, byleby mieć jakieś pieniądze. Rodzice Reg nie dawali im spokoju ze ślubem, na który nalegali, a na który zarówno ona jak i on nie chcieli się zgodzić. Jina i Hani rodzice też oczekiwali ślubu, z tym, że Korea to jednak trochę inna bajka. Poza tym, to wychodziło na to, że ich związek nadawał się na szkolną miłostkę, na kilka razy złamane serce, na gorący romans, a nie na poważny związek, rodzinę i mieszkanie. No i na opiekę nad dzieckiem, które przecież nie było zabawką.
W powietrzu coś wisiało i choćbym nie chciał się wtrącać to wiedziałem, że dotyczyć to będzie także Jeongguka. Regan wydawała się dość zdecydowana. Była zmęczona, nie miała ani grama wiary w dalszy związek z ojcem swojego dziecka i chyba zwyczajnie się poddała. Scott najpewniej nie będzie chciał tego tak łatwo poddać, a oznaczało to tyle, że z Jeonem najpewniej będziemy musieli zabawić w Ameryce trochę dłużej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top