my korean beer

Jeongguk


Generalnie trzymałem się diety, choć bywały dni, kiedy razem z Jiminem robiliśmy sobie mały dzień dziecka, opychając się czy to fast foodami, czy to słodkościami. Dziś był właśnie jeden z tych dni, ale zamiast Jimina w moim dniu rozpusty towarzyszył mi Scott, którego wyciągnąłem najpierw na pizzę, potem na hamburgery, a wieczorem na piwo, byśmy mogli na spokojnie odrobić kupę straconego czasu. Nie ukrywałem, że głównym powodem naszego spotkania było to, że zwyczajnie się za sobą obaj stęskniliśmy, ale jednak poza tym to martwiłem się o jego stan, nie tylko fizyczny, ale i psychiczny.

Dobrze było wyjść i spędzić cały dzień z najlepszym kumplem, który choć minęło sporo czas od naszego ostatniego spotkania, to nadal rozumiał mnie bez słów i nadal potrafił mnie rozbawić jednym słowem, czy miną, dlatego też przez cały dzień praktycznie pękaliśmy ze śmiechu, wyrabiając sobie tylko mięśnie brzucha, które miałem nadzieję, że za bardzo nie odczują chociażby ilości wypitych piw. W końcu alkohol nijak miał się do trzymania formy, ale wolałem sobie tego nie wypominać.

Dobra zabawa i wygłupy skończyły się w momencie, kiedy wlany w nas alkohol zaczął działać. Nie musieliśmy się nawet nawalić, by zacząć smęcić i skupiać się na tym co dzieje się dookoła nas. Z tematów w stylu wspominek z czasów liceum, wspominek imprez, meczy i szkoły, zeszliśmy na temat kobiet, więc w głowie Scotta pojawiła się od razu wizja Regan i jego humor momentalnie się zepsuł. Sięgnął do kieszeni, by sprawdzić, czy dziewczyna niczego mu nie napisała.

- Ledwo mnie puściła z tobą na miasto - powiedział, zostawiając smartphona na blacie stolika. - Sam się zastanawiałem, czy powinienem iść. Pewnie nadal siedzi obrażona.

- Ej, no sorry, ale przyjeżdżam tu raz na ruski rok. Chyba możesz się ze mną spotkać na dłużej niż parę godzin, no nie?

- Tak, ale wiesz... lada chwila Reg urodzi, a jak mnie przy niej wtedy nie będzie to na pewno będzie mi całe życie to wypominała. Chociaż nie wiem, po chuj tak się uparła, że mam tam być, skoro od razu postanowiła, że mam zakaz wstępu na salę porodową - powiedział, popijając gorzkie słowa równie gorzkim piwem. - Ale no dobra, nie chce to nie. Chociaż mógłbym ją potrzymać za rękę, czy no nie wiem, mógłbym przeciąć pępowinę, czy coś.

- Może to dla niej niekomfortowe? Wiesz, poród musi być... nieprzyjemny - powiedziałem i obaj się skrzywiliśmy. - Ona będzie leżała, umierała z bólu i darła się wniebogłosy, a ty będziesz stał obok i się patrzył. Na jej miejscu chyba też wolałbym żeby nikt mnie dodatkowo nie wkurwiał.

Scott kiwnął głową, na znak, że rozumie, a potem wyjął z kieszeni papierosy. Siedzieliśmy w strefie dla palaczy, więc mogliśmy swobodnie odpalić po sztuce.

- Regan mnie chyba trochę przerosła jednak - przyznał. - Wiesz, to nie jest laska, której pasuje patriarchat. Regan wpierdoliłaby cię na śniadanie, gdybyś tylko powiedział coś, co jej nie pasuje. No i ma totalnie w dupie opinię innych, w tym też moją. Jesteśmy tak bardzo różni, że nie wiem serio, co ona we mnie widziała.

- A ty w nie co widziałeś?

- Podobała mi się - powiedział, otrzepując popiół z końca papierosa. Wzruszył ramionami. - Była inna niż wszystkie. Trochę, jak Isabella. Petarda. Z tymi czarnymi paznokciami, co tydzień nowym kolorem włosów i stylem bycia na wampira... no kurwa kręciła mnie. Trudno było ją do siebie przekonać, a kiedy już się to udało, nie chciałem jej stracić. A jak zjebałem i dała mi drugą szansę to już w ogóle pomyślałem, że złapałem pana boga za nogi. A to był błąd - podsumował, wzdychając ciężko, wydmuchując dym nosem. - Trzeba było dać jej o sobie zapomnieć, a nie wpierdalać się w jej życie, kiedy ona już mnie w nim nie chciała.

- Regan jest dużą dziewczynką. Sama podjęła decyzję, by dać ci szansę. Sama do ciebie wtedy napisała. Gdyby nic do ciebie nie czuła, nie zaprzątałaby sobie tobą głowy.

- Może i tak, z tym, że teraz nie ma to znaczenia. Utknęliśmy w związku bez przyszłości, z kredytem na mieszkanie, z długami u moich i jej rodziców, z dzieckiem, którym nie potrafimy się zająć. Regan miała iść na studia. Maturę napisała chyba najlepiej w szkole. Dostała się nawet na tą uczelnię w Kansas. Nie szukała tu nawet innej pracy, bo wiedziała, że będzie musiała się przeprowadzić i to wszystko jak krew w piach. Na tym poziomie też się różnimy. Ona była dobrą uczennicą, choć nie wyglądała, a ja byłem osłem, którego ratowało to, że był w drużynie, którą lubiła cała szkoła.

- Ej, z chemii byłeś najlepszy w klasie.

- I tylko z chemii zdałem egzamin końcowy - westchnął Scott, gasząc niedopałek. Zrobiłem to samo. - Czuję po prostu, że zmarnowałem nam obojgu życie.

- Wiem, jak to wygląda stary, ale jesteście jeszcze młodzi. Możecie jeszcze zrobić, co chcecie. Regan może iść na studia za parę lat. Poza tym, dlaczego miałaby być to tylko i wyłącznie twoja wina? Seks uprawia się w dwie osoby. Reg wiedziała, że zawsze coś może pójść nie tak. Jeśli chce kogoś winić niech wini tak samo ciebie, jak i siebie.

Wypiliśmy jeszcze jedno piwo, a potem przenieśliśmy się do innego pubu. Rozmowa wokół dziewczyny Scotta schodziła na coraz to dalsze tory i z każdym słowem moje wyobrażenia o tym, że może jeszcze uda im się uratować swoją relację stawały się coraz mniej realne. Kiedy usiedliśmy z kolejnym kuflem przy stole z widoczkiem na parking w jednym z pubów niedaleko centrum Portland temat rozwinął się, a Scott coraz bardziej zaczął obwiniać się o całą napiętą atmosferę we własnym domu.

- Nie możecie spróbować, no nie wiem, nie skupiać się na sobie przez jakiś czas? - zaproponowałem. - Skupcie się na dziecku, do cholery. Za chwilę oboje będziecie rodzicami. Jestem pewny, że Regan też jest ciężko.

- Może byłoby jej lżej z tym wszystkim, gdyby mnie do siebie dopuszczała - odparł, prychając na samą myśl. - Mi też nie jest łatwo, okey? Widzisz mnie? Mnie? W roli ojca? Ja bym kota nie wziął na weekend, a co dopiero małego człowieczka na całe życie. I to jeszcze dziewczynkę - westchnął, zaraz biorąc kilka dużych łyków piwa. Odstawił kufel z hukiem na stół. - Chłopcy przynoszą wstyd na wywiadówkach, czasami rozwalą coś, szybę w aucie sąsiada, czy lampę w domu. Pyskują, miewają głupie pomysły, potem jak są starsi to może parę razy zgarnie ich policja za jakieś rozróby, czy coś. Co najwyżej rozbiją się w samochodzie, złamią rękę, czy nogę, albo zrobią jakiejś lasce dziecko. A dziewczynki? Wychowujesz taką księżniczkę, by była samodzielna, by nie dawała sobą pomiatać, by nie dała sobie wmówić, że jest gorsza, że jest brzydsza, że jest głupsza. Przynosi do domu same piątki, kilka razy zabierze z ulicy bezdomnego kota, bo ma za dobre serce, by przejść koło takiego obojętnie. Będzie chciała malować paznokcie, pierwszy raz założy szpilki, może będę musiał jej kiedyś kupić stanik, albo podpaski, jak sama będzie się wstydziła. I w końcu zaczną się zlatywać jacyś frajerzy, będą chcieli mi ją odebrać. Przyjdzie taki, co jej to serce złamie, a ja będę musiał mu wtedy złamać kurwa kark. Jak puszczasz syna na imprezę to co mu mówisz? Oczywiście hipotetycznie. Mówisz, nie najeb się, nie rozrabiaj, nie wracaj późno, pamiętaj, że istnieje coś takiego jak kondom. A córce co powiesz? Będę patrzył na jej krótką spódniczkę i będę myślał, że ktoś będzie chciał ją skrzywdzić, że ktoś wykorzysta to, że wypiła za dużo drinków. Będę myślał, że będzie wracała sama do domu, po ciemku, jakąś podejrzaną uliczką i, że będzie przerażona, ale zbyt dumna, by zadzwonić po mnie, bym po nią przyjechał. Kurwa, stary, jeszcze jej nie ma, jeszcze nawet nie umie chodzić, czy mówić, a ja już się o nią boję. Boję się, że... - urwał na moment, a ja w pierwszej chwili nie uwierzyłem, ale tak, w oczach Scotta były łzy. - Boję się o to, że nie będę w stanie jej ochronić. Boję się, że będę beznadziejnym ojcem, tak jak jestem beznadziejnym chłopakiem. Boję się, że moja córka znienawidzi mnie tak jak jej mama - wyrzucił z siebie na jednym oddechu, dokańczając swoje piwo. Nie dał mi chwili na odpowiedź, bo zaraz wstał i rzucił, że idzie "się odlać".

Patrzyłem jak odchodzi, a po sprawdzeniu na szybko telefonu i napisaniu Jiminowi, że będzie mógł przyjechać po mnie za około godzinę, tak jak się umawialiśmy, zacząłem rozglądać się po lokalu, aż w końcu mój wzrok nie zatrzymał się na oknie, a raczej na tym, co było za nim. Przez moment zwyczajnie patrzyłem się w samochody ustawione w rządku, aż w końcu z jednego z nich nie wysiadł jakiś chłopak. Skupiłem na nim wzrok, a ten nie oglądając się, ruszył chodnikiem przed siebie. Uniosłem wysoko brwi i niewiele myśląc wyszedłem, by go dogonić, bo za żadne skarby nie pomyliłbym ostrej szczęki swojego byłego kapitana, jego postawionych na żel włosów i tatuażu wilka, jaki mignął mi przed oczami, kiedy te włosy odruchowo poprawiał.

- Jason!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top