my korean baby

Jimin

Nogi trochę mi ścierpły, ale to nic. Tyle byłem w stanie wytrzymać, a zwłaszcza w takich okolicznościach.

- I can't wait to feel you around me, baby - mruknął mój chłopak, odsuwając się kawałek od moich pośladków. Usta miał mokre od śliny, palce zaciśnięte na mojej pupie. - U taste so sweet, I am so lucky to have u.

- Proszę, pospiesz się - westchnąłem, obracając głowę w drugą stronę, poprawiając pod sobą poduszkę. Sam byłem już bardzo niecierpliwy, a Jeongguk tylko wszystko przedłużał, by mnie jeszcze bardziej nakręcić. Zapomniał przy tym chyba, że nie mamy całego poranka. - Just do it. Fuck me, please.

- I love your ass. I'm gonna fuck this ass all day, I swear. You look so good, baby, so good for me - mówił dalej, przez co jeszcze bardziej się niecierpliwiłem, tak samo jak moje drżące z podniecenia ciało.

Poczułem go w sobie dopiero po chwili, kiedy w końcu dopadł się do lubrykantu i zapewnił nam odpowiednie nawilżenie. Jęknąłem głośno, unosząc jeszcze wyżej biodra, a twarz wciskając w zmiętą pościel. Przekleństwa same cisnęły mi się na usta.

- You want me to slow down? - zapytał, a ja tylko szybko pokręciłem głową na "nie". - Oh god, I missed your tight hole, baby.

- Aż tak się stęskniłeś przez trzy dni? - zapytałem, parskając lekko, zaraz znów zagryzając wargę przez jego kolejne mocne pchnięcie.

- Nie czujesz, jak bardzo? - odparł, a jakby na potwierdzenie jeszcze głębiej we mnie wchodząc. Objął moją talię rękoma i przyspieszył. - Wiesz przecież, jak cię kocham, złotko.

Obróciłem głowę, by połączyć nasze usta i jakiś czas później tylko sapałem mu w nie, by wiedział jak doskonale mnie dziś zadowala, z resztą jak zawsze. Zawsze był mistrzowskim kochankiem i nie można było mu tego odmówić. We współpracy z jego temperamentem i dobrym humorem tworzyło to mieszankę wybuchową, chodzącą maszynę do... nie wypada mówić czego.

Nasz mały dirty talk był tym, do czego zdążyłem już się przyzwyczaić. Już w Ameryce Jeongguk czasami mówił do mnie w łóżku po angielsku i wydawało mi się to cholernie seksowne, ale odkąd mieszkaliśmy w Korei to przechodził samego siebie. Czasami na ulicy podrywał mnie właśnie po angielsku, bo choć wiedział doskonale, że wielu Koreańczyków zna ten język to jednak nie wszyscy, a pozwalał sobie przez to na więcej. Nie raz przez to czasami ktoś się od nas odsuwał w miejscy publicznym i wcale się nie dziwię, bo słysząc niektóre propozycje niełatwo było pozostać obojętnym.

Ale jak to się mówi - możesz zabrać Jeongguka z Ameryki, ale Ameryki nigdy z Jeongguka nie zabierzesz.

Nawet jeśli w Korei byliśmy razem już prawie rok.

- Ah fuck, Jimin, I'm gonna come... Where do you want it, baby?

- Inside - odparłem krótko, bo na więcej słów nie pozwolił mi mój własny orgazm, przez który wywróciłem oczy i otworzyłem usta, ledwo utrzymując się na nogach, które zaczęły się trząść.

Spiąłem wszystkie mięśnie, czując jak cały ten dreszcz najpierw wzbiera się we mnie, a potem zostaje stopniowo przedłużony przez kolejne ruchy bioder mojego chłopaka, który obijał się o moje pośladki jak szalony. W końcu i on sam warknął głośno, westchnął i zacisnął rękę na moim boku, wchodząc we mnie do końca całą swoja długością, by samemu dojść i to równie intensywnie jak ja.

Opadliśmy na poduszki, dając sobie chwilę na odpoczynek, ale widok zegara, a konkretnie jego wskazówek dających znać, że jest już grubo po dziesiątej skutecznie mnie rozbudził.

- Jeon Jeongguk! - krzyknąłem, unosząc głowę znad jego ramienia. Momentalnie przyciągnął mnie znów do siebie. - Wiesz która jest godzina?!

- Nie?

- Dlaczego nie panikujesz?! Boże, same z tobą problemy, Jezu, co ja z tobą mam!

Udało mi się jakoś wydostać z jego uścisku, by popędzić do łazienki. Włosy po uczesaniu na szczęście wyglądały w miarę normalnie, a przynajmniej nie tak, jakby mój stęskniony, wiecznie napalony chłopak wrócił z trzydniowego wyjazdu i postanowił zamiast "dzień dobry" przywitać mnie rimmingiem, a potem seksem. Prysznic ominął moją głowę, więc nie musiałem się suszyć. W ręczniku popędziłem więc z powrotem do sypialni, gdzie zawsze się malowałem. Ułożyłem koszyk z kosmetykami na taborecie i zacząłem robić coś ze swoją twarzą, która wymagała rozświetlenia i odrobiny podkładu. 

Jeongguk w tym czasie leżał sobie w najlepsze, pan i władca, ciesząc się jak głupi do sera. Nawet nie raczył się hrabia przykryć, więc świecił golizną, patrząc na mnie, jak na kabaret.

- Na co czekasz? Wstawaj, musimy już wychodzić!

- Nie chce mi się - ziewnął, znów lądując na poduszce. - Nie obrażą się, jak jeszcze trochę się spóźnimy. Przecież wiedzą, że dopiero w nocy miałem samolot z Tokio.

- Mimo to obiecaliśmy, że będziemy! W dodatku jestem chrzestnym, do cholery! - przypomniałem mu, więc w końcu łaskawie wstał z łóżka i wyszedł do łazienki.

Zdążyłem w tym czasie się pomalować, wybrać odpowiednią pomadkę ochronną i jeszcze raz sprawdzić, czy wszystko mamy. Wtedy dopiero Jeongguk wyszedł spod prysznica.

- Nie mamy szczęścia do takich rzeczy - westchnął. - Niecałe dziesięć procent ludności Korei to katolicy, a dziewczyna Jina akurat musi być wierząca.

- Skąd wiesz, ile procent Koreańczyków to katolicy? - zapytałem, nie wierząc w to, że mój zawsze skupiony na sporcie chłopak zapamiętał akurat taki szczegół z jakiejkolwiek lekcji o Azji.

- Już nie pamiętam skąd, ale to prawda. I akurat sobie wymyślili, że Juniora ochrzczą dziś, no ja pierdolę. Jakby nie mogli tego zrobić jutro.

- Jeongguk, bo jak cię zaraz... - zacząłem, ale przerwał mi dzwoniący telefon z wykrzywioną twarzą Seokjina na wyświetlaczu. - Kurwa mać. Oddzwonię do niego w samochodzie. A ty na co czekasz? Ubieraj się, na szafie wiszą twoje ubrania. Wyprasowałem wszystko wczoraj, bo przecież byśmy byli jeszcze bardziej w dupie.

- Ooo, mój zapobiegawczy ukochany - zaśmiał się chłopak, zaraz zakładając na tyłek bieliznę, a na tors koszulę. - Mam tylko nadzieję, że będzie tam dużo żarcia.

- To chrzest, wiadomo, że będzie żarcie - odparłem, przekręcając oczami, samemu zapinając już swoją koszulę, zawiązując krawat najpierw sobie, potem Jeonggukowi.

Wypadliśmy z domu i tak spóźnieni, ale szukanie kluczy do samochodu, a potem szybkie wracanie do domu po kwiaty, które zostawiłem w wazonie zabrały nam dodatkowe, cenne minuty. Myślałem, że oszaleję. Oddzwoniłem do Jina, który panikował, bo Junior od wczoraj płakał i mama Jina już zdążyła mu nagadać, że dzieciak boi się kościoła i najpewniej dlatego płacze.

- No, a co jak on jest opętany? Jak Juniora opętał ten, jak mu tam, Legion? Ten z "Egzorcysty"? Mój syn może być opętany, Jimin! - darł mi się do słuchawki tak głośno, że nawet Jeongguk to słyszał i oczywiście pękał ze śmiechu.

- Jin, spokojnie. Juniorowi nic nie jest. Może ma kolkę, czy co tam dzieci czasami mają. Co mówiła Hani?

- Że oszalałem.

- No i bardzo dobrze, twoja dziewczyna ma przynajmniej łeb na miejscu. Słuchaj, zaraz będziemy. Jak Junior zobaczy wujka Jimina to na pewno się uspokoi - rzuciłem do słuchawki i się rozłączyłem, zaraz dziękując w duchu za to, że jednak jestem gejem i moje własne dzieci mi nie straszne.

- Przejebane - odezwał się Jeongguk, kiedy zatrzymały nas światła. Podkręcił ogrzewanie w samochodzie, bo na dworze leżało trochę śniegu i było naprawdę zimno mimo wrześniowego popołudnia.  - No wiesz. Jin nieźle się wpakował.

Miałem podobne zdanie, ale wolałem na razie niczego nie komentować. To miały być chrzciny syna mojego przyjaciela, który choć młodo został ojcem to zdawał się być wyjątkowo kochany i opiekuńczy względem małego. Z Hani nie spotykał się długo. Właściwie to z początku miała go tylko pocieszyć po Nami, jego poprzedniej dziewczynie, która zostawiła go niedługo po tym, jak poszła na studia. Jednak miesiąc umawiania się z Hani wystarczył, by oznajmić mi parę dni po moim wylądowaniu w Korei, jeszcze zanim dołączył do mnie Jeongguk, że dziewczyna jest w ciąży. Oczywiście na początku pomyślałem, że robi sobie ze mnie jaja.

- Mieć dzieciaka, mając dwadzieścia lat? - pokręcił głową Jeongguk. - Masakra.

- Jakbyś zapomniał to twój najlepszy ziomek Scott za niedługo podzieli los Jina. Regan ma termin porodu za trzy miesiące. Równo w Boże Narodzenie.

- Nie przypominaj mi. Czuję się staro. Jeszcze niedawno piłem z nim absynt w ogrodzie jego starych. Boże, piękne czasy.

Światło zamieniło się na zielone i Jeongguk ostro ruszył do przodu swoim mercedesem. Normalnie bym go opieprzył, ale naprawdę zależało nam na czasie.

W kościele byliśmy jakiś kwadrans później, a weszliśmy idealnie w momencie, kiedy ksiądz prosił chrzestnych Kim Seokjina Juniora, więc niczym bohater wystąpiłem przed tłum, wraz z siostrą Hani, czyli właśnie drugą chrzestną. Mały ciągle wył wniebogłosy, ale kiedy ksiądz polał mu głowę wodą święconą, ucichł, wywołując tym mini atak serca u mamy Jina, która przez całą późniejszą imprezkę modliła się z innymi ciotkami o to, by okazało się, że żaden zły duch nie wstąpił w jej wnuka.

Po zjedzeniu tortu, wyszedłem z Jinem na chwilę na dwór, zostawiając Jeongguka na dosłownie kilka minut z Namjoonem i koleżankami Hani, które oblegały Kima, jak celebrytę. Deszcz już nie padał, ale nadal było zimno. Seokjinowi to nie przeszkadzało. Usiadł na tyłach lokalu, w którym wyprawiali chrzciny i wyjął z kieszeni garnituru papierosy. Wiedział, że nie palę, więc nawet mnie nie zapytał, czy też chcę.

- Stresowałem się - przyznał, więc poklepałem go po ramieniu. - Jeszcze ta gadka matki, boże, chyba zupełnie ześwirowałem.

- Nie dziwię się, też byłbym przerażony.

Usiadłem koło niego, na jednym z niewielu wolnych od śniegu schodków.

- Dzięki, Jimin. Można na ciebie liczyć. Chociaż to spóźnienie...

- Przepraszam, coś nam wypadło - zaśmiałem się od razu, drapiąc się nerwowo po głowie.

- Chyba właśnie wpadło. I to kutas Jeongguka w twoją dupę, ale już nieważne. Mam nadzieję, że chociaż będziesz miał co opowiadać Juniorowi kiedy trochę podrośnie...


| Witam wszystkich ponownie :) Szczęśliwych walentynek!

Dokładnie rok temu pojawiło się przed Wami ice ice bby, więc czas na part two! A raczej po prosu vanilla ice!

Znów będzie luźno i spokojnie, bo chciałabym podtrzymać to, co było w pierwszej części, choć akcja przeniosła się do Korei. Dlatego możecie powiedzieć "dzień dobry" kolejnym żenującym, ale jakże wyszukanym żartom Jeongguka, kolejnym setkom słów smutów i kolejnym fochom Jimina. Wróci chat, ale będzie go mniej niż w pierwszej części. Aktualizacje będą częste (co trzy dni mniej więcej), ale za to rozdziały tak jak poprzednio nie będą za długie.

Jeśli chcecie mieć wpływ na niektóre decyzje to zapraszam na mojego twittera, gdzie czasami będą ankiety, na zasadzie co wolicie.

Dostałam dużo wiadomości odnośnie ice i sporo próśb o kontynuację, więc oto jestem. Za wszystkie tamte kochane słowa bardzo Wam dziękuję, odzew pod ice ice przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Mam nadzieję, że druga część nie zawiedzie i będziecie się dobrze bawili czytając ją!

Ps. pod kolejnymi rozdziałami możecie spodziewać się małych przypominajek, w razie gdyby ktoś zapomniał ważnych momentów i rzeczy z pierwszej części! |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top