my korean apology

Jimin


Do obecnej sytuacji pasowało najlepiej przysłowie: wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Nasza wizyta w Japonii okazała się być jednym wielkim sukcesem. Zdążyliśmy odpocząć, wybawić się, pozwiedzać i nacieszyć swoją obecnością, więc wracaliśmy do Korei szczęśliwsi, z nową energią i nowymi malinkami na ciałach.

Zaczynałem lubić wszelkiego rodzaju wyjazdy, ale jednak dobrze czułem się w swoim gniazdku, gdzie były moje rzeczy, gdzie choć nie było królewskich warunków to królem byłem ja i mój chłopak. Do domu wróciłem więc zadowolony, mogąc odhaczyć jedną pozycję z listy: do zrobienia przed śmiercią. Disneyland był od teraz moim spełnionym, dziecięcym marzeniem i byłem naprawdę dozgonnie wdzięczny Jeonggukowi za ten prezent, którego naprawdę nie dało się w żaden sposób zapomnieć, czy pobić.

Po słodkich chwilach relaksu nadszedł jednak czas na obowiązki, więc mój ukochany wrócił na treningi, przez co dużo czasu spędzał na siłowni i lodowisku, a ja wróciłem, no właśnie - do czego? Weekendami miałem oczywiście uczelnie, ale zazwyczaj większość mojego tygodnia zajmowały sprawy kawiarni rodziców. Przez naszą kłótnię nie chciałem jednak nawet słyszeć o Calico, więc postanowiłem, że może w końcu stanę się trochę bardziej niezależny, przestanę martwić się mamą i tatą, którzy chyba doszli do wniosku, że ich syn jest spisany na straty i znajdę sobie pracę. I już parę dni po naszym powrocie z Tokio, usiadłem do laptopa, by zacząć przeglądać ogłoszenia w internecie i chyba jednak czuwało coś nade mną, bo nim zdążyłem kliknąć w pierwszą stronę z ogłoszeniami, rozbrzmiał mój telefon i wyświetliła mi się na nim od razu twarz mojej mamy z podpisem kontaktu i jej numerem.

Nie rozmawiałem z nią od czasu, kiedy tata urządził z naszego wspólnego obiadu krucjatę zarówno na mnie, jak i na mojego chłopaka. Mama wysłała mi wymuszone życzenia na urodziny, na które odpisałem krótkie "dzięki" i tyle było z naszego kontaktu, a teraz dzwoniła do mnie, więc oczywistym było, że zacząłem trochę panikować.

- Ogarnij się, Jimin - powiedziałem sam do siebie, unosząc w końcu urządzenie i klikając zielony przycisk. - Halo?

Wiedziałem, że jeśli któreś z nich pęknie to mama. To było bardziej niż pewne. Dałbym sobie za to uciąć rękę i... i teraz nie miałbym ręki. Tata odchrząknął do słuchawki i to wystarczyło, bym wiedział, że to nie mama dzwoni. Jej numer, jej telefon, ale milczał ze mną mój własny ojciec.

- Halo? - powtórzyłem pytanie, nie mając zamiaru ciągnąć jakiejś dziwnej szopki, która nikomu do niczego nie była potrzebna. Moja ręka na myszce od laptopa drgnęła. Powinienem się rozłączyć i zacząć w spokoju przeglądać stronę internetową.

- To ja. Tata.

- Hej, tato.

Znów nastała między nami cisza. No tak. Tata nigdy generalnie nie był zbyt rozmowny, ale teraz to już zakrawało o absurd. To on do mnie do cholery dzwonił! Chyba nie po to, by teraz się nie odzywać.

- Słuchaj... - zaczął w końcu, ale wydawało mi się, że mówi z trudem, jakby słowa nie mogły mu przejść przez gardło. - Jimin, chodzi o to, że... - znów urwał. Byłem ciekawy o co mu chodzi, ale nie zamierzałem pomagać mu się wysłowić. Chyba, że doszło już do tego, że tak bardzo mnie teraz nienawidził, że nie potrafił już ze mną rozmawiać. - Mama złamała rękę - powiedział w końcu, a moje brwi uniosły się ze zdziwienia. - I kazała mi do ciebie zadzwonić.

- Jak to się stało? Nic jej nie jest? No, poza ręką.

- Przewróciła się, jak wracała z zakupów i jakoś tak... upadła na chodnik. Wiesz, że twoja mama to straszna ciapa - westchnął.

- No dobrze. Bardzo mi przykro, że mama zrobiła sobie krzywdę. Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia - powiedziałem, najspokojniej, jak umiałem, choć w środku moje obawy wzrosły do tysiąca procent. Chciałem jednak wyjść z twarzą i być dla niego tak samo chłodny, jak on bywał dla mnie. - Coś jeszcze?

Cisza. Cisza trwała i trwała, aż znów nie zachciało mi się rozłączać albo rzucać telefonem w ścianę.

- Kazała mi do ciebie zadzwonić.

- Żeby mnie poinformować o wypadku?

- Nie - odparł, więc czekałem dalej, aż zbierze się na odwagę i w końcu coś z siebie wykrztusi. Wymieniliśmy tak mało słów, a na liczniku biła trzecia minuta rozmowy. - Dzwonię, bo chcę zapytać... czy...

- Czy co? Kurwa, co?! Wykrztuś to z siebie, bo szału dostanę. Dzwonisz, bo potrzebujecie pomocy, tylko trudno jest ci się do tego przyznać, prawda? - wypaliłem, czując jak niespodziewanie po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Zakryłem usta dłonią, by nie zaszlochać do telefonu.

Udało mi się uspokoić bez robienia dodatkowego hałasu. W słuchawce słychać było tylko oddech ojca, ale przez długi czas żadne słowa nie wypadały z jego ust, a ja przez to czułem się jeszcze gorzej.

- Mama pyta, czy mógłbyś robić za nią ciasta przez jakiś czas, kiedy ona ma rękę w gipsie - powiedział tata i dopiero po chwili usłyszałem, jak zaczyna płakać.

Rozpłakał się do słuchawki, a ja rozpłakałem się ponownie razem z nim. Dwóch dorosłych mężczyzn, ryczących do telefonu. Bosko.

Wiedziałem aż za dobrze, jaka jest sytuacja. Jedynym źródłem utrzymania rodziców były sprzedawane innym kawiarniom ciasta, odkąd Calico stało zamknięte, czy lepiej " było remontowane". Najprawdopodobniej przez zastój w dostarczaniu wypieków, niektóre z lokali chciały pozrywać umowy i wcale im się nie dziwiłem. Na rynku była zawsze duża konkurencja, a moja mama wypadła z gry, skoro nie mogła piec. Tata w kuchni sobie oczywiście nie radził, więc zostałem im ja, ale nawet nie chciałem myśleć o tym, ile mama się musiała nawydzierać, by tata w końcu do mnie zadzwonił.

- Jesteś bezczelny - powiedziałem w końcu, kiedy moja złość wzięła górę nad innymi emocjami. - Najpierw przychodzisz do mojego domu, obrażasz mnie i Jeongguka, mówisz te wszystkie straszne rzeczy, a teraz tak po prostu prosisz mnie o pomoc w ten sposób? Mama pyta? Mama? Ty ze mną rozmawiasz, do cholery. Mnie nazywasz nienormalnym, bo jestem gejem, a wychodzi na to, że jestem większym mężczyzną od ciebie. Nie potrafisz nawet przeprosić swojego syna, jak należy. A czy ty przez chwilę pomyślałeś chociaż jak ja się z tym czuję? Z tym, że mój własny ojciec się mnie wstydzi?

- Nie wstydzę się ciebie, Jimin. Jesteś moim dzieckiem, ale nie pochwalam twoich wyborów. Myślisz, że robię ci to na złość? Powiedziałem ostatnio za dużo, wiem. Nie powinienem tak się wyrażać, nie o to mi chodziło. Nie o to, że ty i Jeongguk jesteście nienormalni. Wiem, jak to zabrzmiało, ale ja się po prostu o ciebie martwię.

- Martwisz? I twoim sposobem na ochronę mnie jest obrażanie? Zajebisty pomysł, tato.

- Jimin... musisz zrozumieć, że nie jesteś już w Ameryce. Byłeś tam zdecydowanie za długo i wiedziałem, że możesz wrócić stamtąd... trochę inny, ale w Korei takie zachowania, takie rzeczy... Jimin ja chcę ci tylko oszczędzić późniejszych przykrości. Może cię to zabolało, ale prędzej, czy później byś to usłyszał. Nie chcę kiedyś odebrać telefonu i usłyszeć, że mojego syna pobito na ulicy, dlatego, że szedł za rękę z mężczyzną.

- Nie zgrywaj teraz mojego obrońcy. Po prostu nie akceptujesz mnie takiego, jakim jestem. Nie rozumiesz nic. I nawet nie starasz się zrozumieć. Odkąd tylko Jeongguk przyjechał do Korei, starasz się być z nim w jak najgorszych stosunkach. To mnie też boli. I jego też. Dlaczego nie możesz być jak pan Namjoon? On potrafi nas wspierać nawet na odległość, a ty jesteś tuż obok i tylko robisz mi krzywdę. Chcesz do mnie zniechęcić mojego chłopaka, czy o co ci chodzi?

- Chcę tylko byś był bezpieczny, Jimin. Możesz mieć do mnie żal o wiele rzeczy. Możesz być zły o ostatni obiad, nie jestem dumny z tego, jak się zachowałem, ale jedyne czego dla ciebie chcę to szczęścia. A w tym kraju nie będziesz nigdy wolny i szczęśliwy, będąc z Jeonggukiem, choćby on był najlepszym facetem na ziemi, rozumiesz? Widzę, jak na niego patrzysz, jak on patrzy na ciebie. Wiem, że jest na każde twoje zawołanie i, że znosi mnie tylko dla ciebie. Ale to nie zmienia tego, że to nie może się wam udać. Przykro mi, Jiminie. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej. 

W telefonie nastała cisza i moją pierwszą myślą było to, że tata się rozłączył, ale nie. Jego oddech po chwili przypomniał mi o tym, że połączenie nadal trwa. Moja głowa była pełna sprzecznych myśli, ale nie miałem siły się już kłócić. Dlatego, że wiedziałem, że mój własny ojciec nigdy już nie będzie w stanie spojrzeć na mnie tak jak kiedyś. I ja na niego też już nie będę umiał patrzeć. Ale gdyby tu siedział - rozszarpałbym go bez chwili zastanowienia.

- Mama musi dać odpowiedź do jutra, co z ciastami. Wiem, że to nieodpowiednia chwila, ale kazała mi cię zapytać, czy możesz je za nią robić, więc pytam. Zastanów się i daj jej wieczorem znać. Nawet jeśli nie chcesz mnie już widzieć, to pamiętaj że jeszcze masz matkę. Pa, Jimin. Uważaj na siebie i pamiętaj, że może jestem surowy, ale naprawdę cię kocham. 


| Wesołych Świąt! Zjedzcie tyle faszerowanych jajek ile się da, tyle sernika ile będzie stało na stole i uważajcie na siebie! Widzimy się najpewniej we wtorek! |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top