my korean ambitions

Jeongguk

Wiedziałem, że najtrudniej będzie zacząć, zwłaszcza, że ja i Jimin nie byliśmy co do tego do końca przekonani. Trochę baliśmy się zainwestować w coś tak bardzo zmiennego i niepewnego jak gastronomia, szczególnie, że mieliśmy przygody już z jedną i pakowanie się z butami w drugą mogło okazać się klęską na podobnym poziomie. Chociaż nie. Tym razem klęska mogłaby nas zaboleć także po kieszeni i to bardzo.

Lokal w końcu kosztował nie mało.

Prawnicze wykształcenie Min Yoongiego pomogło nam w znalezieniu kilku nieścisłości w umowie, którą przedstawił sprzedawca, więc zeszliśmy z ceną, ale i tak zdawała się ona sięgać niebios. W końcu budynek, w którym na parterze znajdować miał się nasz odświeżony pomysł był w idealnej okolicy. Dookoła było mnóstwo punktów, przez które przewijali się ludzie. Pięć minut drogi stamtąd było jedno z częściej odwiedzanych przez Kreańczyków muzeów. Poza tym blisko był parking, stacja metra, parę pubów i większych sal, gdzie sami już mieliśmy okazję witać na przykład na ventach z okazji wydania nowej linii jakiś produktów.

- Musi się udać. Jak nie tu to nie wiem, gdzie byłoby lepiej - myślał na głos Jimin, kiedy ja jeszcze raz przeglądałem wszystkie papiery, które leżały w teczce. Jechaliśmy właśnie samochodem przez miasto, kierując się w stronę osiedla, na którym mieszkali jego rodzice. Jimin wiedział, że będą w domu. Uprzedził ich, że wpadniemy.

Jego mama ucieszyła się, bo choć liczyła na to, że syn ostatecznie wybaczy im i ich stosunki się ocieplą, to nie spodziewała się, że już po tygodniu od naszego wspólnego obiadu, będziemy chcieli spotkać się z nimi jeszcze raz.

I tak jak ostatnio, tym razem również jechałem mając wielkie nadzieje.

Jimin nie pozwolił mi wyłożyć ani jednego wona z własnej kieszeni. Za cały lokal chciał zapłacić sam. Wiedziałem, że jak to zrobi to na koncie zostanie mu niewiele, ale nie martwiłem się o to za bardzo. W końcu nadchodziły kolejne kontrakty, a za wiele sesji jeszcze nie miał zapłacone. Z resztą, jego pozycja na rynku modowym ciągle rosła w siłę, więc kolejne reklamy przynosiły znacznie większe korzyści niż te, które udało nam się wynegocjować kiedyś z T-Shine.

Jego rodzice z początku nie przyjęli pomysłu zbyt entuzjastycznie. Bali się i wcale się nie dziwiłem, bo sam trochę drżałem, wiedząc, że kupno lokalu to jedno, ale wyposażenie i rozkręcenie biznesu to drugie. Jimin jednak zaczął ich przekonywać. Wiedział jak ich podejść.

- Nie znacie potęgi social mediów - dodał w pewnym momencie, zaraz wyciągając telefon, by pokazać im kilka swoich kont społecznościowych. Na wielu miał fanów liczonych nie w dziesiątkach, a setkach tysięcy, czy nawet więcej. - Reklama robi swoje. Z resztą, teraz możecie być pewni, że koło nowego Calico będzie przechodziło dziennie więcej osób niż pięć. Tam jest ścisłe centrum. Koleś, który chce nam sprzedać lokal mówił, że zgłosiliśmy się do niego już dzień po tym, jak wystawił ogłoszenie. Wiele osób chce kupić to miejsce. Musimy mu dać znać do jutra, bo inaczej przepadnie - gorączkował się, patrząc po rodzicach z entuzjazmem i nadzieją.

Wiedziałem, że Jiminie dostanie to, czego chce, kiedy jego mama lekko się uśmiechnęła. Nie ulegało wątpliwościom, że wolała pracować na własnych warunkach, tworzyć własne wypieki, a nie słuchać nad sobą szefa, czy kierownika cukierni. Ojcu Jimina na pewno też łatwo przyszłoby porzucenie budowy, która na pewno dawała mu wystarczająco mocno w kość.

- Nie możemy wziąć od ciebie tylu pieniędzy - odezwał się w końcu pan Park, ale wydawało mi się, że tylko czeka aż zaczniemy go bardziej namawiać.

Jimin nie pozwolił mi nawet dość do głosu. Ostatecznie też przyznał, że nie może patrzeć na to, jak jego rodzicom ledwo starcza na życie i czynsz, kiedy on wozi się super autem, a jedzenie pod nos podaje mu dostawca cateringu.

- Nie pozwolę wam się wykończyć w ten sposób.

- Jiminie, wiele osób tak pracuje na swoje utrzymanie... - zaczęła jego mama. - I tak bardzo nam zawsze pomagałeś, oddawałeś serce Calico. Niestety nie udało się i musimy się z tym pogodzić.

- A nie uważasz, że zasługujecie na drugą szansę? Teraz będzie lepszy start, bez tylu wydatków po czasie. Mam sporo odłożone, z resztą, zarabiam teraz nie jak student, a jak model. Wyremontujemy wszystko i będzie tak, jak od początku być powinno.

Jego rodzice poprosili o czas na zastanowienie. Obiecali oddzwonić wieczorem, więc zgodnie z ich życzeniem daliśmy im te parę godzin, podczas których Jimin w mieszkaniu nie mógł usiedzieć w miejscu ze zdenerwowania. Wypił pół dzbanka melisy, a nadal trząsł się jak osika. Nie wiedziałem, jak go uspokoić. Obawiałem się, że uspokoi go tylko pozytywna reakcja rodziców.

Aż sam zacząłem się denerwować.

Ale zgodzili się.

- Ale obiecuję, że oddamy ci to wszystko, nawet jeśli biznes nie wyjdzie. Nie wiem jak, ale oddamy. Przyrzekam ci, Jiminie - powiedziała mu przez telefon jego mama, a kiedy się rozłączyli, Jimin od razu zadzwonił do właściciela pustego lokalu, by potwierdzić, że następnego dnia wypisze czek.

Przez kolejny tydzień szukaliśmy ekipy remontowej, bawiliśmy się w dekoratorów wnętrz, zamawialiśmy wszystkie potrzebne sprzęty na produkcję i generalnie zakładaliśmy biznes od nowa.

Czułem się trochę nieswojo z tym, że państwo Park są od nas tak zależni, ale zabawnie było patrzeć na potulnego ja baranek ojca Jimina, który jeszcze parę razy mnie przepraszał za to wszystko co wcześniej się stało.

Planowo więc przez kolejne trzy tygodnie wynajęte ekipy miały wszystko przywieść i zrobić tak, by można było otworzyć lokal do końca kwietnia.

- Wypadałoby chyba też zatrudnić jakiegoś pracownika - zaproponowałem, wiedząc, że rodzice Jimina będą mieli mnóstwo pracy w kuchni nad ciastami i jeśli faktycznie ruch będzie taki jak zakładaliśmy, nie będzie można polegać tylko na nich samych.

- Już nawet wiem, kogo zapytać o pomoc - odparł tajemniczo Jimin i zaczął grzebać w telefonie.



Jimin

Umówiłem się z dziewczyną w parku, niedaleko jej mieszkania, by nie musiała daleko jeździć z Juniorem. Kiedy pojawiła się na horyzoncie, podszedłem do niej, zaraz witając ją uściskiem, a jej brzdącowi machając radośnie, choć ten nie miał nawet roku i na pewno ledwo mnie poznawał. Usiedliśmy na jednej z ławek, bo nie chciałem owijać w bawełnę. Hani w końcu wiedziała, że mam do niej sprawę.

- Jin kiedyś wspominał, że będziesz chciała znaleźć sobie jakąś pracę, kiedy opieka nad małym nie będzie pochłaniała tyle czasu - zacząłem, spoglądając na Seokjina Juniora. - A co jakbyś w pracy miała specjalny pokój na zapleczu, gdzie spałby sobie w łóżeczku twój syn, a ty przychodziłabyś do niego na przerwach, by go doglądać?

- Oj, Jiminie, byłoby wspaniale. Mogłabym w końcu wyjść z domu i coś porobić. Nie mówiąc o dorobieniu sobie. Wiesz, Jinnie tak ciężko na nas pracuje, a ja nie mogę mu za bardzo pomóc - zaczęła, uśmiechając się słodko tak, że aż pomyślałem, że zupełnie nie dziwię się temu, że tak szybko zawładnęła sercem mojego przyjaciela.

Opowiedziałem jej więc o tym, co się szykuje. Powiedziałem o nowym lokalu, kawiarni, gdzie potrzebowaliśmy zaufanego pracownika, a gdzie moglibyśmy stworzyć jej warunki dogodne dla maleństwa. Yoongi sprawdził nawet czy przejdzie to w sanepidzie. O ile dziecko byłoby w pomieszczeniu, które nie miałoby żadnego celu magazynowego i żadnej styczności z jedzeniem, nie było przeciwwskazań.

Hani ucieszyła się i niewiele myśląc, od razu zgodziła. Kamień spadł mi z serca. Trochę porozmawialiśmy, a potem odprowadziłem ją pod ich mieszkanie. Na koniec uścisnęła mnie szczęśliwa, ale kiedy weszła do klatki jeszcze się odwróciła, by zapytać o ostatnie.

- Jak w ogóle będzie nazywała się kawiarnia?



| Miało być w czwartek (czyli za 3h), ale stwierdziłam, że teraz będzie mi wygodniej wstawić wszystko, więc oto jest!

A i no właśnie! Jak będzie się nazywała kawiarnia?

Kilka opcji znajdziecie na twitterze, więc zapraszam do ankiety! Opcja z największą ilością głosów oczywiście wygrywa.

Link do profilu:

https://twitter.com/ohnotuagain1?s=09

Widzimy się jeszcze w tym tygodniu! |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top