Rozdział 5

- Nie wiem czemu, ale po dzisiejszej nocy boję się iść do domu Annelise Drablow.- powiedziałam pakując rzeczy do samochodu pana Daily, który powiedział że zawiezie nas do posiadłości.

- Nie wierzę! Słynna Rose Hathaway się czegoś boi.- powiedział pozbawiony Ozera na co ja przekręciłam oczami.

- Powiedział ten co bał się dzisiaj spać w nocy i podszedł do Lissy zapytać się czy ma lampkę nocną.- powiedziałam z sarkazmem do chłopaka.

- Oh, przestańcie!- powiedziała Lissa wiedząc iż zaraz będziemy się kłócić.

- Lissa ma racje, wsiadajmy już bo przez waszr gadanie nie będziemy mogło pojechać na węgorzowe moczary.- powiedział Dymitr nie chętnie używając imienia Lissy, ale musiał to zrobić bo wśród nas był człowiek i nie zrozumiałby czemu dwudziesto pięcio latek mówi "Księżniczko" do siedemnastolatki.

Znaczy mógłby to inaczej zrozumieć i nie byłoby miło.

Wsiadłam wraz z przyjaciółmi do samochodu,w którym już siedział pan Daily.

- No to w droge.- powiedział kierowca odpalając silnik pojazdu, którego miejscowi się boję, ponieważ to był pierwszy w "hrabstwie".

Jadąc spojrzałam w prawo, aby móc zobaczyć krajbraz. Było pochmurno, ale nie zapowiadało się na deszcz co się cieszyłam bo w walizce miałam płaszcz przeciwdeszczowy.

Przejeżdżając przez jezioro, które niestety codziennie wieczorem zaczyna się przypływ zauważyłam drewniany krzyż, który na moje oko był wzrostem równy Dymitr'owi.

Przyznaje ciekawiło mnie to czy nie zapytać pana Daily oto co oznacza ten znak, ale wolałam to przemilczeć, ponieważ może ten krzyż mieć coś związanego z synem Samuel'a.

Co prawda nie wiemy jak zmarł chłopiec i w jakim wieku, ale wolałam już się w to nie mieszać, ponieważ mogłoby być nie miło przez resztę podróży lub nawet dużej.

- To tutaj.- powiedział pan Daily zatrzymując samochód przy wielkiej starej bramie.

Wraz z przyjaciółmi wysiadłam z pojazdu i wyciągnęłam walizki.

- Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy. Jak coś to jest mój numer telefonu.- powiedział mężczyzna wręczając Dymitr'owi karteczkę z starannym pismem na którym były cyfry znaczące numer telefonu.

- Dziękujemy.- powiedziała z uśmiechem Vassylisa, po czym delikatnie pomachała odjeżdżającemu mężczyźnie.

- Dobra czas zobaczyć twój dom.- powiedział Dymitr spokojnie podając mi klucze do posiadłości, ktore dała nam przyjazdem Kirova mówiąc iż były one z testamentem.

Wzięłam metalowe klucze i weszłam na teren posiadłości przez otwartą starą bramę. Powolnym krokiem szłam przez wydreptaną leśną ścieżkę, a za mną szli przyjaciele.

W połowie drogi zauważyłam pomiędzy drewami dwa kamienne krzyże przez co miałam wrażenie że wraz z domem otrzymałam rodzinny cmentarz.

Nie podeszłam jednak do nich, aby zobaczyć kto tam leży tylko wraz z przyjaciółmi udałam się przed siebie.

W końcu jednak przed nami wyrósł ogromny dom, przez który miałam wrażenie iż jest on z dziewietnastego wieku.

- Niezły masz dom w spadku, Hathaway.- powiedział Ozera zdziwiony na co ja kiwnęłam zszokowana twierdząco głową i wraz z przyjaciółmi udałam się w stronę wejścia do posiadłości.

Jednak poraz kolejny poczułam iż ktoś mnie obserwuje.

I to mnie niepokoiło...

~ · ~ · ~

Oto kolejny rozdział!

Rose jest już na węgorzowych moczarach i zaraz wejdzie do swojego domu!

Zdjęcie posiadłości w mediach.

Jak myślicie kto leży na cmentarzu w posiadłości oraz kto leży przy drewnianym krzyżu?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top