Rozdział 8

- Proszę pana ja wiem co słyszałam. Tam był wypadek.- powiedziałam kiedy wraz z Dymitr'em, Lissą i Ozerą przyszłam, aby złożyć zeznania z tego co słyszałam.

Kiedy tylko się uspokoiłam Dymitr zadzwonił do pana Daily, który przyjechał po nas i zawiózł kilka minut później na komisariat policji.

- Panienko od kilku lat nikt nie jeździł tą drogą....od momentu , w którym syn Drablow'ów utonął w bagnie. Dom na węgorzowych moczarach stoi od śmierci pani Drablow opuszczony. Co prawda teraz wy tam pomieszkujecie, ale tam nikogo nie ma.- powiedział spokojnie funkcjonariusz o siwych włosach z brodą.

Miał on również niebieskie oczy i bladą cerę, zaś patrząc na jego wiek miałam wrażenie iż mógłby być moim dziadkiem.

- Nie prawda proszę pana. Widziałam tam kobietę ubraną na czarno.- powiedziałam zgodnie z prawdą do policjanta, który na moje słowa spojrzał na mnie zdziwiony, a w jego oczach mogłam dotrzeć cień strachu.

-Proszę wybaczyć, ale zaraz wrócę.- powiedział funkcjonariusz odkładając długopis i chwilę później odchodząc do innego pomieszczenia.

- Okej to trochę dziwne i straszne.- powiedział Christian obejmujący Lisse ramieniem.

Kiedy już chciałam coś powiedzieć usłyszałam otwierające się drzwi, które są zamykane z wielkim głośnym hukiem.

Odwróciłam się, aby zobaczyć kto wszedł do komisariatu z myślą iż to jakiś imbecyl.

Byłam bardzo uwierzcie bardzo zdziwiona kiedy ujrzałam trójkę dzieci w wieku od siedem do dziesięciu lat.

Mały chłopczyk o blond włosach i zielonych oczkach miał na moje oko siedem lat i wraz z czarnowłosym o niebieskich oczach o rok starszym chłopcem trzymał pod ramieniem trupiobladą dziesięcioletnią dziewczynkę o brązowych włosach i oczach.

- Proszę pani potrzebujemy pomocy.- powiedział mały chłopczyk kiedy tylko mnie zauważył.

Podeszłam do dzieci zmartwiona kucając naprzeciwko nich, aby być równa ich wzrostowi.

- Co się stało? Jak masz na imię?- zapytałam zmartwiona dziewczynki, która ledwo co chodziła.

Widząc stan dziecka Dymitr podszedł do mnie każąc morojom zostać na swoich miejscach.

- Moja siostra nazywa się Victoria Collins. Zjadła Wawrzynek Wilczełyko kiedy mamy nie było.- powiedział chłopiec, a na wspomnienie tego kwiatu wraz z Dymitr'em Spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem.

Kiedyś z czystej ciekawości sprawdzałam trujące owoce, które są śmiertelne w lesie i natrafiłam właśnie na ten rodzaj.

Dymitr powiedział coś po rosyjsku, zaś ja spojrzałam na dzieci.

- Czy ona umrze?- zapytał przestraszony chłopiec kiedy Vassylisa wraz z Christian'em wołała z przerażeniem policjanta.

- Spokojnie nic jej nie będzie. - powiedziałam modląc się w duchu, by wszystko poszło dobrze.

Dziewczynka jednak zaczęła płuc gwałtownie dużą iloscią krwi, a kiedy skończyła straciła równowagę wraz z przyjemnością.

- Posterunkowy!- wrzasneła głośno Lissa, widząc iż trzymam dziecko na rękach, z których ust spływała jeszcze czerwona ciecz po białej twarzy.

Boże święty co sie dzieję?!

~~~

Wowow co tu się stanęło?!

wawrzynek wilczełyko– dla dzieci dawką śmiertelną są 3-4 szkarłatnoczerwone owoce, dla dorosłych 10 – 20 owoców.(od aut- nie wiem jakie są objawiły, więc wymyśliłam przepraszam jak coś)

W mediach zdjęcie Victorii.

Co sądzicie o rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top