Rozdział 2

Nie wiem gdzie jestem, ponieważ wszędzie dokoła mnie jest mgła. Pewna jestem tego że nie jestem w pociągu tylko na dworze, ponieważ czuję zwierzę powietrze i stoję na wilgotnej ziemi.

Jestem sama i nie ma dokoła mnie nikogo. Nie ma naprawdę tu ani Lissy ani Dymitr'a i nawet Ozery.

Jestem sama...

- Lissa?! Dymitr?! Ozera?!- krzyczę rozglądając się dokoła.

Odpowiada mi jednak cisza.

Poraz kolejny odracam się za siebie i zamieram widząc drewniany krzyż.

I nagle niespodziewanie słyszę chłopiecy krzyk, w którym słychać było strach i przerażenie.

- Mamo! Ratulku! Mamo boje się!

~ ~ ~

Otworzyłam gwałtownie oczy rozglądając się dookoła.

Byłam w pociągu, a naprzeciwko mnie była Lissa i Christian, którzy już nie spali.

Spojrzałam na miejsce gdzie siedział Dymitr, aby upewnić się czy mój ukochany dalej jest na swoim miejscu.

Na szczęście siedział tam i również nie spał.

- Rose? Wszystko w porządku?- zapytała zmartwiona Lissa widząc iż nie śpię przez co Chris oraz Belikow spojrzeli na mnie.

- Tak jest okej miałam tylko dziwny sen.- powiedziałam zgodnie z prawdą do przyjaciółki, po czym dodałam dopiero teraz zauważając iż poza naszą trójką była jeszcze jedna osoba.

- A pan to...?

- Jestem Samuel Daily. - powiedział spokojnie mężczyzna o czarnych podsiwiałych włosach, niebieskich oczach i bladej cerze, które sprawiały iż wyglądał na około piędziesiąt lat.

- Jestem Rose.- powiedziałam do mężczyzny, który trzymał na rękach małego psa.

- Miło mi poznać.- powiedział z delikatnym uśmiechem mezczyzna na co ja Kiwnęłam twierdząco głową.

- Mineliśmy już Collinwood?- zapytalam przyjaciół zdając sobie sprawę czy przypadkiem nie przejechaliśmy.

- To następny przystanek.- powiedział pan Daily, po chwili dodając.

- Jeśli mogę wiedzieć to co was sprowadza do Collinwood?

- Otrzymałam w spadku posiadłość od ciotki.- powiedzialam zgodnie z prawdą wpatrując się mężczyznę.

- Hm... Ciekawe. Jak się nazywała?- zapytał z spokojem starzec.

- Annelise Drablow.- powiedziałam spokojnie na co strzec nagle pobladł.

Przez krótką chwilę panowała długa i mega krępujaca cisza, która przyznaje zaczynała być bardzo niepokojąca.

- Macie zamiar tam spać?- zapytał przerywając ciszę mężczyzna, na co ja usłyszałam grzmot.

- Taki mieliśmy zamiar.- powiedziała za mnie z delikatnym uśmiechem morojka.

- Dzisiaj niestety to jest niemożliwe. Mamy teraz dwudziestą pierwszą, a od dwudziestej zaczyna się przypływ i o tej porze nie można już jeździć tą drogą, ktorą prowadzi do posiadłości Pani Drablow. Kończy się on dopiero o piątej rano. - powiedział mężczyzna, po krótkiej chwili dodając.

- Proponuję, abyście spędzili noc dzisiaj u mnie i u mojej małżonki w posiadłości.

- To bardzo miło z pana strony, ale możemy zameldować się w hotelu.- powiedział oficjalnie Dymitr.

- W Collinwood nie ma hoteli. Zbytnio nikt tu nie przyjeżdża, więc nie ma sensu zakładać taki biznes.- powiedział spokojnie Samuel na co ja spojrzałam na swoich towarzyszy.

Zrozumieliśmy się niemal bez słów, dlatego powiedziałam spokojnie do staruszka.

- No dobrze, panie Daily. Jeśli nie będzie problemu to będziemy wdzięczni za nocleg.

~ · ~ · ~

Drugi rozdział!

I co myślicie o nim?

Podoba się?

Gwiazdka + Komentarz = motywacja ~ następny rozdział (wiem jestem pojebana i głupie książki piszę).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top